Reklama

Żyła: Mam ciężki charakter, swoje pomysły i lubię żyć na własnych warunkach

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

30 października 2023, 13:46 • 11 min czytania 5 komentarzy

Piotr Żyła jest drugim w historii skoczkiem – po Adamie Małyszu – który obronił tytuł mistrza świata na normalnej skoczni. W międzyczasie skakał także na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie, gdzie właśnie na normalnym obiekcie był jedną z naszych medalowych nadziei. Jednak tamten konkurs nie przebiegł po jego myśli. –W kwalifikacjach chciałem pokazać, że jestem dobry i mogę walczyć o medal. Później się to posypało, ale co zrobić? Taki mamy sport. Na następnych ważnych zawodach – mistrzostwach świata – ponownie rozegrałem to lepiej i udało się wygrać – mówi nam Żyła.

Żyła: Mam ciężki charakter, swoje pomysły i lubię żyć na własnych warunkach

Co sprawia, że ma opinię zawodnika trudnego w prowadzeniu? Który z mistrzowskich tytułów był trudniejszy do zdobycia? Jaka jest jego ulubiona skocznia, a za którą nie przepada? Na jakie danie pozwala sobie poza sezonem, kiedy nie musi trzymać wagi, co sądzi o konkursach hybrydowych i dlaczego na zgrupowaniach sąsiedzi nie mają z nim łatwego życia? Zapraszamy do lektury.

Aha, drobna uwaga na wstępie. W tej rozmowie nie zaznaczaliśmy momentów, w których nasz rozmówca wtrąca śmiech do swoich wypowiedzi. Każdy, kto choć raz słuchał wypowiedzi Piotra wie, że nasz skoczek robi to nagminne. Jednak gwarantujemy wam, że jeżeli będziecie czytali poniższy wywiad głosem Żyły, to sami wychwycicie te heheszkowe pauzy.

SZYMON SZCZEPANIK: Nie masz już dość ucierania nosa młodszym kolegom? Spoglądam na wynik mistrzostw Polski w Szczyrku i widzę, że w naszej kadrze nic się nie zmienia – weterani górą.

PIOTR ŻYŁA: Co poradzę, lubię dobrze skakać. I jakby nie patrzeć, wygrał młodszy ode mnie Dawid Kubacki. Ale w Szczyrku fajnie się skakało.

Reklama

Po zakończeniu ubiegłego sezonu rozmawiałem z Adamem Małyszem. Prezes PZN powiedział, że najbardziej zaskoczyło go to, jak dobrze trener Thomas Thurnbichler się z tobą dogaduje. Co jest w tobie takiego, co sprawia, że podobno jesteś trudnym zawodnikiem do prowadzenia?

Można powiedzieć, że mam ciężki charakter, choć patrząc z boku, pewnie by się tak nie wydawało. Mam swoje pomysły i lubię żyć na własnych zasadach. Nie każdy trener to akceptuje. Widocznie Thomas ma trochę podobne podejście do życia co ja i stąd bardzo dobrze się dogadujemy.

Czy tobie, jako starszemu zawodnikowi, nie przeszkadza łatka śmieszka poza kontrolą, który zawsze kiedy coś mówi, to ta wypowiedź później staje się memem?

Nawet na to nie patrzę. Robię swoje i jak mówiłem wcześniej, lubię żyć na własnych warunkach. Nie przejmuję się tym, co inni o mnie mówią. Skupiam się na tym, co mam do zrobienia i tyle. Oczywiście, w kadrze te zasady też są ustalone. A że czasem wpadam w taki stan, w jaki wpadam, to mi nie przeszkadza.

Wspomniałem o tym, że w Szczyrku utarłeś młodszym nosa. Mniej doświadczeni kadrowicze czasami przychodzą do ciebie zagadać, poprosić o radę? W końcu skoczków, którzy obronili tytuł indywidualnego mistrza świata, nie ma wielu w naszej kadrze.

My się ze wszystkimi kolegujemy i nie ma między nami problemu z komunikacją. Jak ktoś chce się czegoś dowiedzieć, to pyta. Ale ja też czasem zapytam się o coś młodszego skoczka. Tak że funkcjonujemy normalnie, mamy fajną grupę i dobrze się w niej dogadujemy.

Reklama

Które indywidualne mistrzostwo świata było trudniej zdobyć: to z Oberstdorfu czy z Planicy?

Obydwa były wyjątkowe, bo włożyłem w nie dużo pracy. Trafiłem też na dobre dni, w których wszystko mi pasowało. Więc oba są dla mnie istotne, ale myślę, że trudniej się broni tytułu. Ale do tej obrony podszedłem trochę inaczej. Nie jechałem tam, żeby bronić tytułu, tylko by o niego walczyć. To zmieniło mój punkt widzenia i pomogło w tym, by po raz drugi osiągnąć ten sukces.

Przypomnijmy, że przy drugim złocie w Planicy po pierwszej serii zajmowałeś trzynaste miejsce. Wtedy presja zeszła i pomyślałeś sobie – dobra, skoczę i będzie co będzie?

Trochę tak było. Warunki też momentami były, jakie były. Jak mówiłem, miałem dobry dzień do skakania, bo wygrałem też serię próbną. Później to trzynaste miejsce w ogóle mi nie pasowało i nawet nie liczyłem, że jestem w stanie zdobyć tam jakikolwiek medal. Jednak jak to się mówi, poszedłem trochę all-in. W ogóle nie pamiętam za bardzo tego skoku, ale kojarzę, że wszystko poszło w próg. Dodając to, że miałem swój dzień i trafiłem na w miarę fajne powietrze można powiedzieć, że to był jeden z moich lepszych skoków w karierze. I tak jakoś wyszło.

W 2021 i 2023 roku zdobyłeś mistrzostwo globu. Ale pomiędzy tymi sukcesami, na igrzyskach olimpijskich w Pekinie na normalnej skoczni byłeś 21. A przecież kwalifikacje ukończyłeś na trzecim miejscu. Boli cię ta zaprzepaszczona szansa na medal?

Tak, bo ja tam dobrze skakałem, tylko nie umiałem sobie zorganizować dnia akurat na konkurs. Dzień wcześniej zużyłem całą energię, której później nie potrafiłem odzyskać. W Pekinie chciałem być skoncentrowany od początku do końca, w każdym skoku i na każdym treningu. Na mistrzostwach świata zrobiłem inaczej i to mi pomogło. W ogóle nie zależało mi na kwalifikacjach czy treningach. Tam po prostu łapałem czucie, by w najważniejszym momencie dać z siebie wszystko.

W Pekinie czegoś takiego brakło. Ten mój dzień przyszedł za wcześnie, a łatwiej skacze się, kiedy nie wygrywasz kwalifikacji. Nie ma na tobie presji, a zarazem wiesz, że masz spore rezerwy, bo skaczesz treningowo. W kwalifikacjach chciałem pokazać, że jestem dobry i mogę walczyć o medal. Później się to posypało, ale co zrobić? Taki mamy sport. Na następnych ważnych zawodach – mistrzostwach świata – ponownie rozegrałem to lepiej i udało się wygrać. Ale na sukces składa się dużo czynników: także plan rozpisany przez trenerów, który musi się zgrać na dzień zawodów, no i najistotniejsza rzecz – podejście mentalne.

Czy my jako kibice trochę odbijamy się od ściany do ściany? Nie wyszło w Pekinie, to Żyła był najgorszy, po mistrzostwach świata ponownie wznoszono cię pod niebiosa.

Tak jest, ale nic nie możemy z tym zrobić. Ale my raczej jesteśmy grupą i każdy sukces kolegów przeżywamy wspólnie. Robimy swoją robotę i nie patrzymy na to, czy ktoś skakał lepiej czy gorzej. Choć jeżeli jeden skacze lepiej, to pokazuje innym, że się da, podnosi poprzeczkę. Przez to dąży się do tego, by być jeszcze lepszym.

Wspomniałeś o podejściu mentalnym. Praca z psychologiem to w waszym sporcie ważny aspekt.

Bardzo ważny. Od zeszłego roku współpracujemy z Danielem Krokoszem i to też na pewno był dobry ruch Thomasa Thurnbichlera, że wziął fajnego psychologa, który nam pomaga i możemy wspólnie pracować.

Kolejną istotną kwestią w skokach jest waga. Stosujesz jakąś specjalną dietę?

Aktualnie jestem na diecie pudełkowej. Oczywiście na zgrupowaniu odżywiam się trochę inaczej, ale generalnie staram się jeść normalnie. Szczególnie w lecie mogę sobie pozwolić na bardziej fastfoodowe jedzenie. Ale przed zimą trzeba już się zacząć pilnować. Stąd teraz zaaplikowałem sobie taką dietę i dobrze się z nią czuję.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Ile ważysz w sezonie?

Moje minimum do nart, to niecałe 62 kilogramy, ale to też nie jest waga o poranku. Ta czasami jest niższa, ale później trzeba jeszcze zjeść.

Laik mógłby pomyśleć, że im jesteście lżejsi, tym lepiej. Ale to chyba tak nie działa.

Nie. Mam z tym trochę doświadczenia i wiem, że nie można przekroczyć pewnego minimum, bo jednak trzeba mieć siłę. W karierze ważyłem poniżej sześćdziesięciu kilogramów. Nie miałem problemu z utrzymaniem takiej wagi, ale też nie miałem siły i energii do skakania. Bo wydaje się, że nie potrzebujemy jej dużo, ale jednak trochę jej schodzi. Szczególnie w lecie, kiedy słonko przygrzeje do czterdziestu stopni i w kombinezonie mamy mini-saunę.

Jakie jest ulubione danie Piotra Żyły poza sezonem, kiedy może sobie pozwolić na więcej?

Lubię wszystko, ale po sezonie pozwalam sobie na burgerki, pizzę, czasami piwo do tego. Taka klasyka.

Nad czym podczas treningów najbardziej skupialiście się przed nadchodzącym sezonem?

Treningi ogólnie były bardzo urozmaicone. Dość ciężki trening wprowadziliśmy przed okresem w którym już wchodziliśmy na lodowe tory. Ogólnie skupialiśmy się na tym, czego w danym momencie nam brakowało. Kiedy trzeba było popracować nad sylwetką w locie, to jechaliśmy do tunelu aerodynamicznego. Na wiosnę nasz trening bardziej przypominał zabawę, żeby porobić na skoczni różne fajne rzeczy. Później pracowaliśmy nad pozycją dojazdową czy przelotem zaraz za wyjściem z progu. Więc skupialiśmy się nad różnymi elementami, w zależności od okresu. Myślę, że to wszystko powinno bardzo fajnie wyglądać w zimie.

Czy sam w sobie widzisz jeszcze gdzieś rezerwy, elementy które możesz poprawić?

Na pewno mam w sobie jeszcze dużo rezerw, ale cały czas dążę do tego, by je wykorzystać, samemu sobie podnosić poprzeczkę i walczyć o jak najlepsze skoki.

Polacy muszą wysłać wniosek do FIS, by więcej zawodów rozgrywano na normalnych obiektach – tak czy nie?

Niekoniecznie, duże są ciekawsze.

Czyli jednak najbardziej lubisz te największe, mamucie skocznie.

Tak, tam jest fajnie, bo towarzyszy nam dużo adrenaliny i jest po prostu przyjemnie. Kiedy jest się tam na górze, to robi wrażenie. I wiadomo, im dłużej człowiek jest w powietrzu, tym więcej ma z tego frajdy.

Jaka jest twoja ulubiona skocznia?

Tu akurat jestem trochę ostrożny w deklaracjach, bo zawsze mówiłem, że Klingenthal, później Vikersund, a teraz ani jednej ani drugiej nie lubię. Ale Planica jest taką skocznią, którą mógłbym wymienić. Zawsze jedzie się tam na koniec sezonu, jest ładna pogoda, słoneczko i sama skocznia jest fajna, super mi się tam skacze.

Troszkę odpowiedziałeś na moje następne pytanie z drugiej strony, czyli najmniej lubiane obiekty. Na przykład Kamil Stoch chętnie wysadziłby w powietrze Holmenkollen.

Skocznia w Oslo rzeczywiście nie jest przyjemna do skakania. Tam wiatr zawsze odbija się od bocznych siatek. Ale kiedy jestem we w miarę dobrej formie, to nawet potrafię na niej skakać. Wygrałem tam nawet zawody Pucharu Świata [w 2013 roku – dop. red.], choć nie wiem, jak to się stało. Generalnie, wszystko zależy od tego w jakiej formie przyjedzie się na skocznię. Kiedy jest się w dobrej formie, to wszystkie skocznie są fajne. Chociaż tak jak mówiłem, ostatnimi czasy, kiedy przyjeżdżałem do Klingenthal, to nie było mi z tym obiektem po drodze. Ale pracuję nad tym, by to powróciło na właściwe tory.

A co z tą skocznią w Wiśle? Pamiętam, że było na nią mnóstwo narzekania, a Simon Ammann jej wręcz nie znosił. Zresztą ty sam cztery lata temu opuszczałeś ją z twarzą zakrwawioną, jak po wyjściu z ringu.

Ja nie miałem z nią problemów. Może na podium tam nie stałem, ale skakałem na tyle dobrze, że kręciłem się w okolicach pudła. Więc dla mnie ona była w porządku. Kiedy miałem dobrą formę i kibice dopisywali, to można było tam fajnie poskakać. Nic do niej nie miałem, ale teraz można już o tej skoczni zapomnieć, bo w przyszłym roku przejdzie remont generalny. Cały jej profil zostanie zmieniony, tak że trudno mi powiedzieć, jak teraz będzie wyglądało skakanie na niej. Ale stara była okej. My też dużo na niej trenowaliśmy i przez to dobrze ją znaliśmy.

Czyli nie żywisz urazy za to, że wtedy – mówiąc obrazowo – zdzieliła cię w twarz?

Nie. To była dla mnie lekcja pokory, która dała mi kopa do dalszej pracy. Ale po części ten upadek to był też mój błąd. A jak wiadomo, za błędy się płaci. Taka była moja cena.

W ubiegłym roku na skoczni imienia Adama Małysza pierwszy raz w sezonie zimowym zastosowano połączenie igelitu i lodowych torów. To jest przyszłość w Pucharze Świata?

Myślę, że tak. To fajny pomysł, bo tak naprawdę my przed zimowym sezonem, kiedy skaczemy na śniegu, oddajemy skoki na igelicie. Fajnie by było, gdyby FIS stworzył hybrydowy Puchar Świata, rozgrywany na przełomie października i listopada, który wliczałby się do zimowych rozgrywek. Ostatnimi czasy niektóre ośrodki mają problemy ze śniegiem, a dla nas to nie ma znaczenia, czy lądujemy na śniegu czy na igelicie, o ile tylko jedziemy po torach lodowych. Po nich jedzie się trochę inaczej, niż po torach ceramicznych. Natomiast na igelitowym zeskoku jest zawsze tak samo.

Widziałbyś całoroczny Puchar Świata?

Pewnie, że tak. Lubię skakać w niezimowych miesiącach, szczególnie kiedy już wchodzimy na lodowe tory, a lądujemy na igelicie.

Co jest bardziej męczące w zawodzie skoczka narciarskiego, same skoki czy jednak podróże?

Bardziej to drugie. Same skoki męczą tylko wtedy, kiedy nie wiesz, co chcesz zrobić na skoczni, szukasz formy i ci nie idzie. Wtedy rzeczywiście to potrafi być bardzo męczące. Ale generalnie najbardziej uciążliwe są podróże w zimie. To ciągła jazda na weekend na zawody i z powrotem do domu, czy nawet po konkursie w jednym miejscu podróż od razu do kolejnego. To takie pół roku poza domem.

Ostatnio zrobiło się głośno o twoich deklaracjach na temat potencjalnego występu w MMA. Po zawieszeniu nart na kołku naprawdę widziałbyś się w klatce?

Słyszałem takie plotki. W sumie, czemu nie? Lubię sport, nowe wyzwania i mógłbym spróbować się w każdej dyscyplinie sportu. A sztuk walki jeszcze nigdy nie próbowałem, więc gdyby to faktycznie miało nastąpić, to będzie dla mnie coś nowego.

W mediach pojawiła się też informacja, jakoby twoim przeciwnikiem miał być Zbigniew Bartman. Piotrek, ty wiesz, że Zbigniew ma dwa metry wzrostu i waży sto kilogramów, prawda?

Bardziej ze Sławkiem Peszką.

Ale właśnie ostatnio przeczytałem, że w grę wchodzi też Bartman.

(Piotr zakłada ręce i spogląda w ziemię) No… tego akurat jeszcze nie słyszałem.

Zauważyłem twoje „delikatne” wątpliwości co do tego pomysłu.

Tak jak mówię, ja spróbowałbym swoich sił. Nie twierdzę, że od razu bym wygrał… ale spróbować się zawsze można. Wiadomo, że jest trochę większy, ma lepszy zasięg ramion, no cóż… byłoby ciekawie.

To może zakończmy tym, co mógłbyś zrobić zaraz po tym sezonie. Może lekcje gry na gitarze? Widziałem, że parę razy próbowałeś, choć doszły mnie słuchy, że nie każdy to nazywał grą.

Coś tam czasami sobie brzękam, gram po swojemu, jak mi się uzna. Często korzystam z nut z aplikacji. Cały czas coś pogrywam, na zgrupowaniach zawsze mam gitarę, tu akurat wziąłem dwie – elektryczną i zwykłą. Więc sąsiedzi nie są z tego zadowoleni.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach narciarskich:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”

Jan Mazurek
0
Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”
Polecane

„Mój najlepszy mecz w tym roku”. Iga Świątek w kolejnej rundzie turnieju w Madrycie

redakcja
0
„Mój najlepszy mecz w tym roku”. Iga Świątek w kolejnej rundzie turnieju w Madrycie

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

5 komentarzy

Loading...