Reklama

Afera w MZPN. „Dzieci poszły do szkoły w szalikach. O 15:00 wiadomość: nie ma biletów”

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

09 września 2023, 17:09 • 7 min czytania 2 komentarze

Zawód. Łzy najmłodszych. Wielkie rozczarowanie. Autokary odwołane w ostatniej chwili. To tylko kilka przykrości, które spotkały niektóre mazowieckie kluby w czwartkowe popołudnie. Mazowiecki Związek Piłki Nożnej obiecał dzieciom z okolicznych klubów bilety na spotkanie Polski z Wyspami Owczymi. Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem na Narodowym okazało sie, że wejściówki wyparowały. Dzieci, które żyły wizją zobaczenia Lewandowskiego czy Zielińskiego na żywo, musiały zostać w domu. W gronie poszkodowanych znaleźli się między innymi młodzi adepci FC Płochocin. Porozmawialiśmy z prezesem i trenerem juniorów tego klubu.

Afera w MZPN. „Dzieci poszły do szkoły w szalikach. O 15:00 wiadomość: nie ma biletów”

Jak dzieci przyjęły informację o tym, że pomimo zapewnień ze strony MZPN-u jednak nie dostaliście biletów?

Janusz Duczman, prezes FC Płochocin: Dzieci były zrozpaczone. Tego mi najbardziej szkoda. Włożyliśmy sporo wysiłku w to, żeby ten wyjazd załatwić. Dla dzieci to frajda i kapitalna zabawa. Co by nie mówić: dużym wydarzeniem jest zobaczenie naszych reprezentantów w akcji. Jesteśmy z małej miejscowości, gdzie mamy jedną szkołę. Ciężko w tak małej społeczności jest znaleźć dziesięciu chłopaków z jednego rocznika, którzy chcieliby grać w piłkę, więc tym bardziej cieszyliśmy się, że zostaną w fajny sposób nagrodzeni. Dla nich taki wyjazd miał być nagrodą, ale niestety…

Damian Dymkowski, trener juniorów FC Płochocin: Dzieci tego dnia poszły do szkoły z szalikami, już żyły tym meczem. Wiadomo, że przez cały dzień o tym rozmawiali, bo dla nich to przeżycie, że były o krok od zobaczenia swoich idoli. I nagle spotkało ich coś takiego. Wrócili do domów i boom, wiadomość, że jednak nie pojadą. Już dużo w swoim życiu widziałem, ale nie spodziewałem się takiego chaosu. Później żartowaliśmy we własnym gronie, że biało-czerwoni zagrali słabo i może lepiej, że nas tam nie było, ale to takie gorzkie żarty.

Jak dużą grupą mieliście pojechać na ten mecz?

Reklama

Dymkowski: Miało jechać piętnastu dzieciaków z roczników 2012 i 2013 i piętnastu z 2016 i 2017. Dostawaliśmy sms-y od rodziców, że są zawiedzeni całą sytuacją. Dzieciaki były mocno rozczarowane. Starsi chłopcy nieco lepiej to przyjęli, natomiast młodsi płakali. Plan był taki, żeby w czwartek obejrzeć Lewandowskiego i spółkę, a potem w weekend dobrze spisać się w swoich meczach ligowych.

Jak rodzice podeszli do sprawy?

Duczman: Mamy z nimi bardzo dobre relacje. Przedstawiłem im sytuację i zrozumieli. Cała złość wylała się na osoby, które obiecały nam bilety i z tego się nie wywiązały.

Słyszałem, że w poprzednich latach też staraliście się o bilety na mecze kadry.

Duczman: W ubiegłym roku złożyliśmy dokumenty w terminie, ale wówczas los nam nie sprzyjał i nas nie wylosowano. To zrozumiałe, zabrakło szczęścia, przyjęliśmy to normalnie. Nie ma konkursu świadectw, nie obowiązuje zasada „kto pierwszy ten lepszy”. Chodziło tylko o złożenie dokumentacji w terminie i żeby ktoś nas wylosował. Tym razem los się do nas uśmiechnął — tak nam się wówczas wydawało. Dostałem maila tydzień przed meczem, że znaleźliśmy się w gronie drużyn, które dostaną wejściówki. Wszyscy w klubie się ucieszyliśmy. Miałem tylko w ciągu kilku godzin przesłać PESEL-e zawodników, co też od razu zrobiłem. Z naszej perspektywy wyglądało to tak, że skoro sprawy zaszły już tak daleko, to bilety już nas czekają i wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

I co działo się potem?

Reklama

Dymkowski: Wszyscy byliśmy zniecierpliwieni. Rozmawiałem w weekend z prezesem o tym i wspólnie stwierdziliśmy, że nie ma sensu panikować — po niedzieli nam wyślą. I tak dni mijały, a biletów na oczy nie widzieliśmy. Już zacząłem się martwić, coś mi nie grało, ale czekaliśmy na rozwój wypadków. Skoro dano nam słowo, to wierzyliśmy, że zostanie dotrzymane.

Duczman: Kontakt się urwał. Frustrujące było to, że sami musieliśmy zabiegać o kontakt z MZPN-em. Jedynie pani Matyjasiak odebrała telefon o 8:30. Prosiła, żeby się jeszcze wstrzymać godzinę, bo pan Paweł Wysocki z MZPN-u jest w czasie podróży i z pewnością do nas oddzwoni. Dzwoniłem non stop, wysyłałem maile. Zero odzewu. Dopiero 15:00 dostałem wiadomość, że jednak biletów nie dostaniemy. To chyba jednak trochę późno na takie wieści. Byliśmy rozczarowani. Tuż przed planowanym wyjazdem musieliśmy poinformować dzieciaki, że jednak nie jadą na mecz. Nie było to łatwe zadanie, bo szykowali się od kilku dni…

Dymkowski: Przecież ludzie z MZPN-u mogli to zupełnie inaczej rozwiązać. Zawiodła komunikacja. Powinni chociaż dzień wcześniej powiedzieć co jest grane. Wystarczyło napisać cokolwiek. Nawet coś w stylu, że doszło do pomyłki. Łatwiej byłoby nam to przełknąć. Ale nie! Zero reakcji. Co ciekawe, wielu rodziców chciało sobie wykupić bilety, żeby jechać z nami. Pytali o miejsca naszych wejściówek, żeby móc gdzieś w pobliżu oglądać mecz. Codziennie byłem zasypywany pytaniami i musiałem tłumaczyć, że jeszcze nie mamy biletów. Jeszcze wtedy powtarzałem sobie, że trzeba do tego podejść na spokojnie. Szukaliśmy wspólnych rozwiązań. Naiwnie powiedziałem kilku rodzicom, że najwyżej mogą już dla siebie kupić bilety i jakoś się znajdziemy na stadionie. Kilku rodziców oczywiście tak zrobiło, więc mieli prawo być wkurzeni na całe zamieszanie.

Ponieśliście jakieś koszty?

Duczman: Nie jesteśmy klubem z Warszawy, więc dochodził temat dojazdu. Do stolicy daleko nie mamy, ale jednak trzeba przejechać ponad 20 kilometrów. Dlatego zarezerwowaliśmy autokar. Sama zaliczka to koszt 500 złotych. Kierowca czekał już na nas na parkingu, a my musieliśmy w ostatniej chwili odwołać. Było mi wstyd, ale przecież to nie nasza wina.

Dymkowski: Rodzice wcześniej wpłacali po 30 złotych na pokrycie kosztów dojazdu. Ciekawostkę stanowi fakt, że przewoźnik zrezygnował z dowiezienia Ożarowianki i wybrał nas, a ostatecznie oni dostali te bilety, a my nie.

Co znalazło się w mailu od MZPN-u?

Duczman: Zapewnili nas, że w przyszłości będziemy traktowani priorytetowo. Chodziło im o mecz z Mołdawią, ale zawiedli nasze zaufanie i nie wiem, czy możemy wierzyć w te zapewnienia. My robimy swoje. Każdy z nas w klubie wykonuje dobrą robotę i chcemy zadbać o rozwój dzieci, a na sprawy związkowe nie mamy niestety wpływu. Możemy skupiać się na działaniu w małym, ale dobrze zorganizowanym klubie.

Próbowaliście rozmawiać z innymi klubami w podobnej sytuacji?

Duczman: Powiem szczerze, że byłem tak zdenerwowany całą sytuacją, że nie miałem siły szukać klubów w podobnej sytuacji. Musieliśmy szybko reagować i każdemu wyjaśnić, co się stało.

Dymkowski: Po fakcie pisałem z chłopakami z innych klubów, którzy pod jednym ze wpisów MZPN-u wykazali niezadowolenie. Dla przykładu wiem, że Błonianka Błonie dostała bilety, Ożarowianka Ożarów dostała, a o nas zapomnieli. Nie rozumiem tego, może prowadzili dodatkową selekcję na podstawie tego, które kluby grały wyżej?

Duczman: Mnie od początku trapi: kto ostatecznie dostał te bilety? Próbowałem się dowiedzieć, ale MZPN nie odbiera telefonów. Jaki był klucz w przypadku przyznania tych biletów? Kto je dostał, skoro rozpłynęły się w powietrzu? I na jakiej podstawie je otrzymał? Mleko się rozlało i to było bardzo nieprzyjemne. Staram się patrzeć na to szerzej. Ostatnimi czasy bardzo podniesiono różnego rodzaju opłaty, które w dużej mierze opłacamy ze składek rodziców. Wie, pan nam swego czasu obiecano, że małe kluby będą odciążone z wielu kosztów, a zmierza to wszystko w niepokojącym kierunku. Mamy naprawdę trudny żywot. To zamieszanie z biletami to tylko wierzchołek góry lodowej.

W kuluarach pojawiają się jakieś nowe informacje?

Duczman: Czytałem artykuł, w którym wspomniano, że około 10% klubów nie dostało obiecanych biletów, ale ja w takim razie pytam: zaraz, zaraz, jak około 10%, skoro raz po raz wychodzą informacje, że kolejne kluby nie dostały tych biletów mimo zapewnień? Ktoś tu chyba jednak naciąga rzeczywistość. A kto za to weźmie odpowiedzialność? Teraz widzę, że PZPN odbija piłeczkę i podkreśla, że błąd był po stronie MZPN-u. Natomiast nas te przepychanki nie interesują, bo tu jednak chodzi o to, że dzieciakom coś obiecano i z tych obietnic grupa ludzi się nie wywiązała.

Dymkowski: Różne pojawiają się plotki i trudno się temu dziwić. W środowisku pojawiają się głosy, że ktoś pokpił sprawę i nie zabookował wystarczającej liczby biletów i te trafiły do sprzedaży. Nie wiem, czy tak w istocie było, ale w każdej plotce jest ziarno prawdy. Jak sami wiecie — nie brakuje chaosu w polskiej piłce. Szczególnie na niższych poziomach. Czas chyba coś zmienić. Afer nie brakuje, a teraz jeszcze sprawa dotyczy sprawienia przykrości dzieciom. Przykro się robi na samą myśl.

WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. FotoPyk

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Bartek Wylęgała
3
PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Piłka nożna

Francja

PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Bartek Wylęgała
3
PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Komentarze

2 komentarze

Loading...