Być może w tenisowym świecie Thanasi Kokkinakis jest znany głównie jako deblowy kolega oraz przyjaciel Nicka Kyrgiosa. Jednak w Polsce ma spore szanse na to, by zostać zapamiętanym z epickich spotkań z Hubertem Hurkaczem. W tym roku w Miami Polak i Australijczyk grali ze sobą przez ponad trzy i pół godziny. Ich dzisiejszy mecz także był bardzo zacięty i ponownie trwał ponad sto osiemdziesiąt minut. Ale co najważniejsze, taki sam był też rezultat, bowiem Hurkacz ponownie pokonał swego przeciwnika 2:1 w setach (7:6, 3:6, 7:6)!
Przeciwnikiem Huberta w pierwszej rundzie turnieju w Cincinnati był Thanasi Kokkinakis. Australijczyk o greckich korzeniach to całkiem solidny tenisista. Obecnie zajmuje 78. lokatę w rankingu ATP (rekordowo był na 69. miejscu). W ubiegłym sezonie wygrał też swój pierwszy i jak do tej pory jedyny turniej w tourze – zawody serii 250 w Adelajdzie.
Znacznie większym sukcesem Kokkinakis może się natomiast pochwalić w grze podwójnej. W 2022 roku wspólnie ze swoim rodakiem Nickiem Kyrgiosem – który także pochodzi z greckiej rodziny – triumfował w Australian Open. Ponadto, Thanasi zaliczył już przetarcie na kortach w Cincinnati, gdyż aby zagrać w drabince głównej turnieju, musiał wcześniej przejść przez kwalifikacje. Choć faworytem był oczywiście Polak, który zresztą wygrał ze swoim rywalem w tym sezonie w Miami. Aczkolwiek po bardzo ciężkim, trwającym ponad trzy i pół godziny meczu, w którym każdy z trzech setów kończył się tie-breakiem.
TRADYCJI STAŁO SIĘ ZADOŚĆ
Tym razem także można było się nastawiać na wyrównane spotkanie… choć Hurkacz okazję do przełamania miał już w drugim gemie. I chociaż Australijczyk wyszedł z opresji obronną ręką, to mógł cieszyć fakt, że Polak starał się prowadzić grę, przejąć inicjatywę.
Jednak upragnionego przełamania wywalczyć nie mógł. Pozostawało zatem liczyć na to, że Hubi zaskoczy rywala w jednym z ostatnich gemów, na przykład przy stanie 5:4 dla Polaka. W końcu miewał w swojej karierze już sporo spotkań w których wyjątkowo sprężał się właśnie na ostatnie piłki zagrywane przez przeciwnika. A gdyby to się tenisiście z Wrocławia nie udało, to zawsze mógł pokazać swoją wyższość w tie-breaku. Bo choć wynik był ciasny, to z poczynań na korcie nie ulegało wątpliwości, kto jest lepszym graczem.
Wreszcie, należało także trzymać kciuki za pogodę, bowiem na niebie w Cincinnati kłębiły się deszczowe chmury, a kilka kropel spadło na kort. Ale tradycji z tego sezonu stało się zadość – obaj tenisiści rozstrzygali kwestię wygranego seta w tie-breaku. Tam całkiem zasłużenie górą był Polak, który zwyciężył 7-2.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
POWTÓRKA Z MIAMI
Można było zastanawiać się, jak Thanasi Kokkinakis wytrzyma fizycznie trudy tego spotkania. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że w przedłużającym się spotkaniu Hubi potrafi zwyczajnie zamęczyć przeciwnika. I tu przyjacielowi Nicka Kyrgiosa należą się słowa uznania, bowiem nie dość, że w drugiej partii nie dawał po sobie poznać zmęczenia, to tym razem on prowadził grę. A także szybko przełamał Huberta.
Samo zwycięstwo Thanasiego nie było dziwne. To naprawdę solidny tenisista, który potrafi napsuć krwi lepszym od siebie. Ale niepokojący był styl, w którym Kokkinakis tego dokonał. Hurkacz nawet nie miał wielu momentów, by załapać się na grę. Dlatego też wynik drugiego seta brzmiał 6:3 dla Australijczyka, a my mieliśmy powtórkę z Miami. Czyli trzysetowy mecz obu tenisistów.
Na szczęście w trzeciej partii nasz rodak powrócił na właściwe tory. Kluczem do pokonania Kokkinakisa było utrzymanie wysokiej koncentracji. Rywal Polaka pod względem umiejętności nieco od niego odstawał. Ale jego waleczność, zwłaszcza przy obronie break pointów, robiła ogromne wrażenie na publiczności. Mało tego, Thanasi to zawodnik tego typu, że potrafi wykorzystać nawet najmniejszy moment nieuwagi rywala. Stąd Hubi w żadnym momencie nie mógł pozwolić sobie na błąd.
I generalnie to rażących błędów nie popełniał. Owszem, można zarzucać Hurkaczowi, że nie potrafił skończyć break pointów, ale jednak bardziej w tym względzie należą się słowa pochwały Kokkinakisowi, niż krytyki wobec Huberta. Tym bardziej, że Polak doprowadził nawet do sytuacji, w której będąc na returnie miał piłkę meczową. Ale i z tego australijski Grek zdołał się wykaraskać.
Ostatecznie wszystko skończyło się – jakżeby inaczej – w tie-breaku. A tam, podobnie jak w pierwszym secie, to Hurkacz lepiej zniósł wojnę nerwów. To był wręcz teatr jednego aktora, w którym Hubi błyskawicznie wypracował sobie przewagę 5-0. Ostatecznie wynik tie-breaka brzmiał 7-1 dla Polaka, który kolejny raz stworzył w meczu z Kokkinakisem bardzo zacięte, ponad trzygodzinne widowisko. I kolejny raz w nim triumfował.
Dodajmy też, że w tym samym czasie co Hubert, na jednym z sąsiednich kortów grała Magda Linette. Spotkanie Magdy z Ann Li – amerykanką chińskiego pochodzenia – nie zapowiadało się jednak na tak zacięte, jak Polaka z Australijczykiem. Polka w pierwszym secie ograła rywalkę 6:0. Ann Li jednak potrafiła otrząsnąć się z tego niepowodzenia i drugiego seta wygrała po tie-breaku. A w trzecim poszła za ciosem, wygrywając cały mecz 0:6, 7:6 i 6:2. I eliminując naszą 23. rakietę świata w pierwszej rundzie turnieju gry pojedynczej kobiet.
Hubert Hurkacz – Thanasi Kokkinakis 2:1 (7:6, 3:6, 7:6)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o innych sportach: