Lublin zdecydowanie nie jest najspokojniejszym miastem, jeśli chodzi o piłkarską mapę Polski. Jak Goncalo Feio akurat nie wymyśli sobie, że rzuci tacką, ewentualnie będzie tak miły i tylko kogoś zwyzywa, to problemy narastają w innym klubie – Lubliniance. Choć tam akurat repertuar jest niezmienny i oglądamy wiecznie to samo, a mianowicie: problemy z kasą.
W kwietniu 2023 roku Jan Mazurek na naszych łamach opisał, jak mają się sprawy z lubelskim klubem. Ten awansował do trzeciej ligi na sezon 22/23, ale już z bagażem kłopotów finansowych, które tylko narosły i Lublinianka nie miał szans się utrzymać (poniekąd nawet nie próbowała).
Prezes Patryk Al-Swaiti oszukał piłkarzy, trenerów, pracowników Lublinianki, narobił długów i się zawinął. Tomasz Brzyski mówił wówczas: – Na czarnej liście jest tylko i wyłącznie Patryk Al-Swaiti. Do niego mamy największy żal. Za jego rządów się posypało. Robił wszystko, żeby długi narastały. Zapewniał nas, że nic się nie dzieje, że to są tylko lekkie zawirowania finansowe, a wokół wszystko się waliło i paliło. Miał coś w sobie. Taki urok osobisty. Łatwo było mu zaufać. Narobił jednak długów po pachy i zostawił klub w fatalnym położeniu.
Al-Swaitiego na prezesa namaścił Igor Krawczyk – były zapewnienia, że Lublinianka wyjdzie z marazmu, urośnie w siłę i będzie pięknie. Nie było i nie jest. Najpierw zawinął się Al-Swaiti, potem Krawczyk, któremu nie uśmiechało się sprzątać bałaganu po swoim koledze. Tyle że to nie gra, kiedy możesz wczytać inny plik i jest wszystko w porządku, bałagan jak był, tak został.
Kto miał go sprzątać? Andrzej Posłajko jako prezes i Konrad Posłajko jako główny udziałowiec (wiadomo, że słup, rządził ojciec). Posłajko senior przyszedł z dużą energią i jak mówił – z pieniędzmi. Wszystko więc się ułożyło, każdy jest szczęśliwy? A gdzie tam. Obecnie trwa bitwa na oświadczenia.
Wierzyciele – 25 podpisanych byłych piłkarzy i trenerów, między innymi Tomasz Brzyski – w liście otwartym strzelają:
„Ciągle walczyliśmy nie tylko z rywalami na boisku, ale przede wszystkim z przeciwnikami zasiadającymi w fotelach prezesowskich klubu. Każde zapytania kierowane do władz Lublinianki odnośnie do terminu zapłaty i uregulowania długu zbywane były obietnicami, że już niebawem otrzymamy wszystkie zaległe wynagrodzenia, albo że pieniądze na wynagrodzenia zostały już pozyskane i lada dzień uregulowane zostaną długi. Jak pokazuje upływ czasu, wszystkie informacje i obietnice władz K.S. Lublinianka sp. z o.o. nie miały żadnej wartości merytorycznej, nie miały nic wspólnego z prawdą, a w naszej wewnętrznej ocenie nie różnią się niczym od pospolitych kłamstw i oszustw.
(…)
Wyrachowany, pełny cynizmu i złej woli sposób postępowania przez władze K.S. Lublinianka sp. z o.o. nie pozwala nam dalej milczeć. Stoimy w obliczu sytuacji, w której zostaniemy oszukani i tym samym bezprawnie pozbawieni wynagrodzeń za wykonaną przez nas pracę. Działania władz K.S. Lublinianka sp. z o.o. nie dają nawet cienia gwarancji, że należne nam pieniądze zostaną zapłacone. Co więcej, z naszej perspektywy nie widzimy żadnych działań władz K.S. Lublinianka sp. z o.o. wykazujących jakiekolwiek pokrycie chęci do zapłaty należnych nam pieniędzy. Władze klubu nie przedstawiają żadnych gwarancji ani zabezpieczeń spłaty długu, pomimo bezczelnego wymagania od nas nieustannego przesuwania w czasie terminu spłaty zaległości pod groźbą upadku zasłużonego klubu.
Stanowczo musimy zakomunikować, że ewentualna upadłość klubu będzie skutkiem działania członków zarządu, a nie piłkarzy i trenerów. To dzięki kibicom, piłkarzom i trenerom ten klub tak długo istnieje, a nie dzięki członkom zarządu. Lublinianka istniała na długo przed wami, więc prosimy, żebyście nie ściągali swoim działaniem hańby na tak zasłużony klub sportowy jak Lublinianka.
Naszym listem chcemy pokazać kibicom, partnerom, Władzom Miasta Lublin i polskiej społeczności piłkarskiej patologię, krętactwa i kłamstwa, których imają się władze K.S. Lublinianka sp. z o.o. celem niezaspokajania swoich wierzycieli, a w tym konkretnym przypadku nas, czyli byłych piłkarzy i trenerów. Liczymy, że nasz apel zostanie usłyszany przez Prezydenta Miasta Lublin oraz Polski Związek Piłki Nożnej. Liczymy również, że osoby zasiadające we władzach K.S. Lublinianka sp. z o.o. w końcu udowodnią, że pojęcia takie jak honor, moralność, odpowiedzialność za zaciągnięte zobowiązania nie są jedynie słowami, których znaczenie znają jedynie ze słowników.”
Klub odpowiadał:
„Stanowczo protestujemy przeciwko stwierdzeniom użytym w tym liście, iż działania władz klubu są pełne cynizmu i złej woli, krętactwa i kłamstwa, a także iż w Klubie dochodzi i dochodziło do, jak to zostało określone w liście, „patologii”. Te stwierdzenia nie są w żaden sposób zgodne z prawdą i mają znamiona pomówienia, co oczywiście spotka się z adekwatną, prawną reakcją władz klubu, który robi wszystko, żeby uniknąć sytuacji braku możliwości bieżącego funkcjonowania.
(…)
Problem niektórych byłych zawodników i trenerów, którzy podpisali się pod listem otwartym polega na tym, iż spółka nie jest w posiadaniu umów, rachunków, czy faktur odnoszących się do wierzytelności, które bezpośrednio wskazują zainteresowani, a z których wynikają kwoty przedstawione w zbiorczym zestawieniu przez byłych zawodników i trenerów. W związku z tym w dniu 18.07.2023 r. odbyło się spotkanie z pełnomocnikiem byłych piłkarzy i trenerów, przy ich obecności, gdzie w toku dyskusji zostali oni poproszeni o przedstawienie władzom klubu dokumentów potwierdzających istnienie zobowiązań finansowych klubu w stosunku do nich. Informujemy, iż do dnia dzisiejszego władze K.S. Lublinianka nie otrzymały żadnych takich dokumentów, których posiadanie deklarowali zainteresowani.
Stwierdzamy tutaj z pełną odpowiedzialnością, iż żadne nieudokumentowane zobowiązania nie zostaną przez spółkę zapłacone, a same takie wierzytelności uznane zostaną przez spółkę za nieistniejące. Przepisy postępowania restrukturyzacyjnego jasno precyzują, że żaden z wierzycieli klubu nie może być pokrzywdzony poprzez uznanie nieistniejącego zobowiązania w stosunku do podmiotu trzeciego. Dlatego z pełną odpowiedzialnością i życzliwością prosimy osoby wierzycieli, byłych piłkarzy i trenerów, żeby jak najszybciej przedstawili spółce swoje udokumentowane roszczenia. Wówczas będziemy mogli zaproponować im sposób i formę uregulowania zobowiązań”.
Wyraźnie więc widać, że wspomniany Andrzej Posłajko nie okazał się zbawcą klubu. A dlaczego? Między innymi dlatego, że jak mówią zawodnicy… Posłajko po prostu nie miał żadnej kasy.
Brzyski: – Gdy Posłajko przejmował klub, twierdził, że ma 300 tysięcy na początek. Po dwóch tygodniach okazało się, że nie ma tych pieniędzy. Wszedł do szatni i powiedział „przepraszam, oszukałem was. Jak chcecie, to podajcie mnie do sądu”.
Jego wersję potwierdza inny zawodnik, Michał Paluch: – Po awansie z czwartej ligi miałem oferty z innych klubów, ale pan Posłajko poprosił mnie, żebym został, bo twierdził, że spłaci wszystkie zaległości. Zgodziłem się, choć bardziej przez znajomość z trenerem. Niemniej po krótkim czasie pan Posłajko wszedł do szatni i przy wszystkich powiedział, że nas oszukał, a my możemy go pozywać. Śmieszne.
Uporządkujmy – piłkarzy i trenerów, którym nie płacono w sezonie 21/22 IV ligi, poproszono, by się wstrzymali z odejściem i grali w trzeciej lidze 22/23. Szybko okazało się jednak, że nowy właściciel, Posłajko, płacić też nie będzie. Ktoś może zapytać: to dlaczego zawodnicy nie odeszli? Ano dlatego, że działo się to już po okienku transferowym i piłkarze musieliby czekać do przerwy między rundami, żeby załapać się do nowego miejsca pracy. Dla często młodych chłopaków taka pauza od grania to trochę jak wyrok, wracaliby jak po długiej kontuzji.
Brzyski tłumaczy: – Ludzie mówią, że mogliśmy nie grać. Ale to był wrzesień! Ja jestem stary, mam bliżej niż dalej do końca kariery, natomiast ci chłopcy – gdzie by znaleźli klub? Pół roku bez gry to byłby dla nich wielki problem. Ustaliliśmy więc, że dogrywamy, nawet jak nie ma pieniędzy i będziemy jeździć swoimi samochodami na wyjazdy.
Tak też się stało, Lublinianka dograła rundę jesienną za darmo i zimą pojawiła się inna koncepcja: zagrać o zwycięstwo w klasyfikacji Pro Junior System, sięgnąć po 200 tysięcy złotych i z tych pieniędzy spłacić choć część zaległości (bo w sumie chodzi o około 400 tysięcy). Z taką inicjatywą wyszedł wciąż urzędujący Andrzej Posłajko, którego wsparł związany z klubem wychowanek, Brzyski. Zresztą on, Piotr Bielak, Paweł Szymona i Michał Kędzierski dosypywali swoje pieniądze do klubu, kiedy trzeba było załatwić sprawy naprawdę pilne – jak na przykład wtedy, gdy brakowało choćby prądu.
I można się zastanawiać – czy faktycznie facet, który parę miesięcy temu bezceremonialnie stwierdził, że cię oszukał, jest akurat gościem godnym zaufania? Na chłodno: wiadomo, że nie, niemniej jeśli ktoś faktycznie ma klub (czy cokolwiek innego, przełóżcie to na życie) w sercu, może stracić zdolność do racjonalnego osądu.
Cóż – zaskoczenia nie było. Zawodnicy i trenerzy do dzisiaj walczą o swoje pieniądze.
Brzyski: – Zostaliśmy oszukani. W klubie pojawił się restrukturyzator, przedstawiliśmy mu, ile klub jest winny – nam, miastu, Hummelowi, czyli dostarczycielowi sprzętu – wyszło 400 tysięcy. Niestety wówczas stwierdzono, że przez restrukturyzację wypłatę trzeba odłożyć. A nie musieli nas w tej restrukturyzacji ujmować, tylko oddać obiecane pieniądze. „Celowość” pieniędzy z PJS to bzdura. PZPN nie wydziela, na co to ma iść. Zresztą jeśli tak, to nie wiedzieli o tym, gdy pan Posłajko udzielał wywiadów i chwalił się, że tak spłaci długi?
No bo właśnie – to pierwszy element linii obrony Lublinianki. Przekonanie, że kasa z PJS nie może iść na konta zawodników, bo rekomendacja PZPN-u jest taka, by wydawać ją na szkolenie młodzieży. A ponadto – jak mówią w klubie – nie może być tak, że spłaca się jednych wierzycieli, zaś drugich nie.
Pytanie więc po co to wszystko obiecywano? Posłajko sam mówił: – Podjęliśmy decyzję, że będziemy chcieli dokończyć sezon juniorami i wygrać klasyfikację Pro Junior System. Za ewentualną nagrodę pieniężną będziemy wtedy mogli spłacić długi.
A drugi element? Podobno brak dokumentów poświadczających, że klub zawodnikom pieniądze faktycznie jest winny. Rozbija się to jednak o opowieści dwóch piłkarzy. Pierwszy, Michał Paluch, twierdzi, że komplet dokumentacji klubowi przedstawił.
Jak mówi: – Lublinianka zalega mi pieniądze przez bardzo długi czas – od marca czy kwietnia 2022 roku. To jest około 40 tysięcy złotych. Twierdzą, że nie mają papierów na te długi, a ja wysyłałem im papiery dwukrotnie na maila. Chyba sami nie wiedzą, kto ma do nich dostęp, a kto nie. Po tych wiadomościach nikt się ze mną nie skontaktował.
Drugi, Karol Kalita, jako jedyny poszedł z klubem do sądu. I wygrał. Opowiada: – Lublinianka wypłaciła mi część kapitałową, która wynikała z czterech miesięcy zaległości (plus premie meczowe). Zostało 4800 złotych, to były odsetki od kapitału, sprawa sądowa, koszty sądowe i koszty adwokata. Powiedzieli, że nie mają tyle pieniędzy i czy nie chciałbym im trochę pójść na rękę, czy mógłbym poczekać na pieniądze aż wygrają Pro Junior System. Zgodziłem się na to między innymi ze względu na Tomka Brzyskiego, nie chciałem aktywować klauzuli egzekucji komorniczej, która była wystawiona w połowie maja – mogłem poczekać do początku lipca. Zadzwonili do mnie koło 10 lipca i proponowali… ugody. Powiedziałem, że niczego nie podpiszę, bo przecież mam klauzulę komorniczą. Oni odpowiedzieli, że pieniądze z PJS są zabezpieczone na innym koncie, a na tym klubowym kasy nie ma. Więc nawet gdy aktywuję tę klauzulę, to mogę tej sumy nie zobaczyć.
Zatem jeśli Lublinianka faktycznie jest w stanie spłacać swoich wierzycieli, dlaczego ociągała się z odsetkami dla Kality? Przecież on miał najmocniejsze potwierdzenie, jakie się da – sądowe. Tymczasem po pieniądze i tak musiał się ubiegać przy pomocy komornika, bo swoją klauzulę w końcu aktywował.
Zdaniem Brzyskiego to Lublinianka sama sprokurowała ten bałagan w dokumentacji: – Jeśli chodzi o dokumenty, to może w klubie poginęły, ale zawodnicy je przecież mają – umowę o dzieło, zlecenia, na firmę. To jest wybielanie się przez klub.
Co należy jednak przyznać Lubliniance, to kwestię premii meczowych w czwartej lidze. Tam niektórzy zawodnicy dogadywali się na gębę, więc teraz trudno będzie im te pieniądze odzyskać, by nie powiedzieć, że to niemożliwe. Cóż, nauczka na przyszłość: zawsze mieć papier.
Kalita mówi: – Nauczony przeszłością, zabezpieczam się umową. Wszystko musi być zapisane w kontrakcie. Nie czekając na nic od razu poszedłem do sądu, bo już wcześniej miałem taką sytuację w innym klubie, a jak coś jest w kontrakcie, to jest szybka kwestia. Dwie, trzy sprawy i wygrana.
Lublinianka jako symbol miasta przeklętego piłkarsko
*
W kontaktami z wierzycielami miał pomóc restrukturyzator, Dawid Lahutta. Zresztą to również do niego zostaliśmy odesłani, gdy poprosiliśmy o komentarz klubu.
Zajmuje się pan restrukturyzacją w Lubliniance, wytłumaczmy najpierw – na czym to polega?
To postępowanie nazywa się postępowaniem o zatwierdzenie układu i polega na tym, że dłużnik samodzielnie zbiera głosy od wierzycieli na temat wysokości wierzytelności i pod okiem nadzorcy, czyli mnie, przygotowuje propozycje układowe. To wszystko później idzie do sądu do zatwierdzenia, jeśli wierzyciele pozytywnie wypowiedzą się na temat tej propozycji.
Pan działa z ramienia dłużnika czy wierzyciela?
To jest taka neutralna pozycja. Celem postępowania restrukturyzacyjnego jest w jak największym stopniu zabezpieczyć wierzycieli przy utrzymaniu bieżącego funkcjonowaniu podmiotu.
Pan jest już drugim restrukturyzatorem w klubie, tak?
Nie lubię tego słowa, jest dziwne, wolę „nadzorca”. Tak, jestem drugim nadzorcą. Poprzedni otwierał to postępowanie we wrześniu zeszłego roku, ale drogi jego i spółki się rozeszły. Spółka zgłosiła się do mnie, czy bym nie wsparł tego postępowania w dalszym jego procedowaniu. Robię to od maja 2023.
Na czym polega problem, że wierzyciele nie otrzymali jeszcze swoich należności?
Akurat tego na ten moment ujawnić nie mogę, decyzja o ujawnieniu tej informacji musi podjąć klub. Natomiast doszło do wielu nadużyć, jeśli chodzi o sposób reprezentacji podmiotu, zawarte umowy i kwoty, które wynikają z dokumentów. Oczekiwania wierzycieli nie pokrywają się z dokumentacją, która znajduje się w spółce.
Czyli tak jak pisał klub w oświadczeniu – ma nie być papierów na pieniądze, których domagają się trenerzy i zawodnicy.
Tak.
Niemniej klub po wygraniu PJS i otrzymaniu 200 tysięcy złotych, miał spłacać należności. Tak się nie dzieje.
Nie dzieje się, bo tak się zadziać nie może. Prawda jest taka, że pieniądze z PJS nie mogą być wydawane na takie rzeczy. To nie są do końca środki celowe, ale rekomendacja jest taka, by wydawać je na szkolenie młodzieży. Ponadto nie można obiecać – nawet nie wiem, kto to obiecał, nie ma na to żadnych dokumentów, tylko jest hasło w eterze – jednym wierzycielom, a innym nie. Trzeba spłacać wszystkim po równo. Obietnica rzucona gdzieś tam nie ma żadnej mocy prawnej i pozostaje tylko i wyłącznie sferą marzeń. Ja bym nigdy nie pozwolił na to, by skrzywdzić część wierzycieli, a jeśli mówimy, że te pieniądze dajemy wam, a tamtym nie damy nic, to krzywdzimy tych drugich. Tak nie można, to jest prawnie niedopuszczalne.
Poza piłkarzami i sztabem kto jest wierzycielem Lublinianki?
Nie mogę tego ujawnić, to jest tajemnica przedsiębiorstwa. Natomiast jest szereg dostawców różnego rodzaju usług – podmioty gospodarcze, podmioty handlowe.
Mówi pan o braku papierów, a Karol Kalita takie przedstawił. Dlaczego musiał uciekać się do pomocy komornika?
Ze względu na to, że tę kwotę klub planował uwzględnić w postępowaniu restrukturyzacyjnym.
Ciekawi mnie jak to się dzieje, że Lublinianka wciąż ma licencję?
Odsyłam do regulaminu, który uwzględnia taką sytuację jak w Lubliniance i nie sankcjonuje tego jednoznacznie jako zawieszenie licencji – wskazuje jedynie potencjalne nałożenie nadzoru finansowego. Zawieszenie licencji jest w wyjątkowych sytuacjach. Wydaje mi się, że restrukturyzacja tak zadziałała na związek, ale trzeba pytać u źródła.
*
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
To zdaje się zasadne pytanie, bo można się zastanawiać, jak przy takim ogromie problemów finansowych Lublinianka jak gdyby nigdy nic pykała sobie w piłkę.
Próbował interweniować Karol Kalita, który pisał do Lubelskiego Związku Piłki Nożnej:
A my porozmawialiśmy ze Zbigniewem Bartnikiem, prezesem LZPN-u, czy jego zdaniem związek zrobił wszystko, co mógł.
– Proszę posłuchać dokładnej informacji – mówi Bartnik. – Gdy zaczęła się historia trudnego okresu Lublinianki, pojawiły się wątpliwości, czy mają grać w trzeciej lidze, czy nie grać, ze względu na problemy finansowe i szereg innych. Te pytania pojawiają się niestety prędzej czy później w wielu klubach nie tylko z niższych lig. Spośród działań wielu osób oddanych Lubliniance, ja także zorganizowałem wówczas dwa spotkania, by Lubliniance pomóc. Rozmawialiśmy z instytucjami, którym Lublinianka był dłużna i klubami, które deklarowały pomoc na przykład poprzez nieodpłatne wypożyczenie zawodników. Wiedziałem, że w klubie decydowano, by sezon rozegrać młodymi zawodnikami i nie zadłużać klubu tak, by wygrać Pro Junior System i ze ,,zdobytych’’ środków spłacić należności. Drużyna w ten sposób raz przegrywała więcej, raz mniej, złapała remis, coś tam wygrała. Zrobiło się ciekawie – wszyscy grali pod hasłem „spadniemy, ale nie będziemy zadłużać klubu, a jeszcze oddadzą nam kasę” (tak obiecywano solennie) . W okresie, kiedy przyznaje się licencje, nikt z byłych czy obecnych zawodników nie zgłaszał się do związku z uwagami, Lublinianka przedstawiła wszelkie dokumenty, więc otrzymała licencję jak najbardziej prawidłowo. A gdy zaczęły się zgrzyty po zakończeniu rozgrywek i zaczęły do nas wpływać skany dokumentów kontraktowych od piłkarzy, to zaczęliśmy się zastanawiać, że jest jednak z jednej strony powstała deklaracja, a z drugiej strony zaczynają się zgłaszać wierzyciele z żądaniami wypłaty środków. Szybko więc zareagowaliśmy.
Jak?
Pilnie zaprosiliśmy przedstawicieli Lublinianki do związku. Tam daliśmy do zrozumienia, że zgłasza się do nasz szereg osób i przekazaliśmy, ile klub ma czasu na ogarnięcie tematu, zrewidowanie swoich działań. Zobowiązaliśmy go do odpowiedzi do związku w ciągu trzech dni. Klub wówczas spotkał się wierzycielami i rozmawiał. Ale jak rozmawiał, okazało się po czasie – części wierzycieli nie zaprosił, części coś obiecał. Jak dowiedzieliśmy się od wierzycieli – już w trakcie rozgrywek i tuż po ich zakończeniu (podobno przy wizycie w szatni zawodników, generalnie gdzieś w klubie) wysoko postawiona osoba w hierarchii klubu twierdziła, że 200 tysięcy z PJS trafi do zawodników, ale wtedy zareagował restrukturyzator, twierdząc, że tak od zaraz nie można wypłacić należności wierzycielom. Te środki są zajęte. Udało się nam jednak ustalić, że te 200 tysięcy i tak nie wystarczyłoby na pokrycie wszystkich należności. Poprosiliśmy więc przedstawicieli aktualnych władz klubu o szybkie i kategoryczne wyjaśnienie, kiedy rozpoczną się działania w stosunku do wierzycieli, gdyż Komisja ds. Licencji Klubowych IV ligi i klas niższych będzie musiała zareagować sankcjami. Przedstawiciele Lublinianki w liczbie cztererch osób przyrzekli , że tak się stanie w ciągu tygodnia. No i skoro nic dobrego dalej się nie wydarzyło, komisja ma do wyboru – choć prezes nie może wchodzić w jej buty – kilka kar. W przyszłym tygodniu komisja, według mnie, działania musi podjąć.
Jakie to będą działania?
Nie mogę mówić za komisję, ale jedna z sankcji na początek, to tak zwany nadzór finansowy.
Nie za delikatnie?
Takie są działania wynikające z przepisów licencyjnych.
Strony chcą dojść do porozumienia, ale są różnice w kwotach.
To nie jest rola związku, by określić, czy umowa była właściwa, czy też nie – to jest sprawa prawników, dalej sądu. Związek może określić, czy był to kontrakt piłkarski i podpowiedzieć wierzycielowi jak sformułować wniosek do Piłkarskiego Sądu Polubownego. Grupa wierzycieli (zapewne nie wszyscy) mają jak wspomniałem swojego prawnika, który sporządził listę wierzycieli i skierował do klubu. Władza klubu musi teraz zareagować, także zmuszona przez związek po ostatniej wizycie.
Ja mam problem z tym, że to nie jest tak, iż Lublinianka przestała płacić trzy miesiące temu, tylko trwa to znacznie dłużej.
I nikt nie chciał się zgłosić oficjalnie, by podnieść temat zaległości. Sprawa zaczęła się jak obiecano te 200 tysięcy, a szybko okazało się, że są – nazwijmy to – trudności z wypłatą. To od związku zaczęły się szybkie działania, by sprawę wyjaśnić. Nikt do momentu naszego spotkania z Lublinianką nie chciał wpływać na to, by klubowi zawiesić licencję. Czekano na pieniądze, które obiecano. I dalej się czeka.
*
Czas płynął, pieniądze się nie pojawiały, nawet mimo tego, że zmieniły się władze – Lubelska Akademia WSEI przejęła 60% w klubie, aczkolwiek prezesem wciąż pozostał Andrzej Posłajko (jego syn zachował 35%). Z relacji zawodników wynika, że cały czas czuli się oszukiwani i traktowani niepoważnie.
Brzyski żałuje: – Pomagałem temu klubowi nie tylko sportowo, ale i finansowo – parę groszy tam dorzuciłem, choć oczywiście więcej Paweł Szymona i Michał Kędzierski. Natomiast jeśli mam coś obiecane, ktoś mi rękę podał i potem się z tego wycofuje, to dla mnie w ogóle nie jest wiarygodny. Lublinianka jest moim klubem, wiele jej zawdzięczam z przeszłości, ale potraktowano nas w ten, a nie inny sposób… Źle się czuje względem chłopaków, sam ich namawiałem, żeby dali szansę wyprowadzić ten klub na prostą, by podpisywali ugody. Zaświadczyłem to swoim nazwiskiem. Mam o to żal do władz klubu, powiedziałem im to, ale oni tylko wzruszyli ramionami.
*
Ale może czas… na happy end? Lublinianka wydała kolejne oświadczenie, tym razem bardziej optymistycznie. Jak napisał klub: – W związku z toczącym się postępowaniem restrukturyzacyjnym – postępowaniem o zatwierdzenie układu, Zarząd K.S. Lublinianka Sp. z o.o. niniejszym informuje, iż uwzględnił w planie spłaty wierzytelności wobec byłych zawodników i trenerów w wysokości zgodnej z posiadaną i przedstawioną Spółce dokumentacją. Powyższa procedura przebiegać będzie w następujący sposób – byli zawodnicy i trenerzy zostaną zawiadomieni stosownym pismem drogą poczty tradycyjnej, w którym powiadomieni zostaną o wysokości przysługującej im wierzytelności uznanej przez Spółkę, a także poproszeni o wskazanie Spółce numeru rachunku bankowego, na który zostanie zrealizowany przelew środków pieniężnych. Poszczególne pisma zostaną wysłane w dniach od 7 sierpnia do 11 sierpnia 2023 r., natomiast płatności realizowane będą w terminie 7 dni roboczych liczonych od dnia otrzymania informacji zwrotnej o numerze bankowym, na który środki mają zostać przelane.
I teraz pytanie – czy tym razem strony się dogadają, czy będzie to po prostu kolejny rozdział niekończącej się historii.
Pytamy Brzyskiego: – Nie wierzę już nikomu w tym klubie. Byłem na spotkaniu przed urlopem z restrukturyzatorem, władzami Lublinianki i powiedzieli, że nie mogą nam wypłacić pieniędzy, bo restrukturyzacja potrwa jeszcze miesiąc, a potem do wypłaty będą potrzebne kolejne trzy miesiące. I co, nagle mówią, że załatwią wszystko jeszcze w sierpniu? Bez restrukturyzacji? Przecież twierdzili, że to niemożliwe, że jeszcze sąd musi wszystko zatwierdzić. Co się więc niby zmieniło?
Lahutta: – Nic się nie zmieniło. Klub od początku te wierzytelności, które uznaje, chce spłacić i o tym jest właśnie ten komunikat. Nie było żadnego nowego porozumienia. Po prostu w komunikacie piszemy o uznaniu tych dokumentów, które w klubie są. Mówimy więc o realizacji strategii, która została przyjęta, czyli zapłaceniu wierzytelności, które są bezsporne.
Zobaczymy więc, jaki procent należności klub w ogóle uzna za stosowny do spłaty. Coś nam mówi jednak, że to nie koniec tej historii…
CZYTAJ WIĘCEJ: