Trudno nie mieć przed oczami po tym meczu Roberta Więckiewicza ze Ślepnąc od Świateł, który chodzi po jacuzzi i stwierdza: kurwa, już było dobrze! Naprawdę Raków miał wszystko, by jechać na Cypr może nie po pamiątki, ale ze sporym spokojem, bo 2:0 coś takiego gwarantowało. A stanęło na 2:1 i by odwołać się do innego klasyka – tak średnio, tak średnio byśmy powiedzieli.
Oczywiście nie ma co wychodzić na łapczywych, jest przecież kolejne zwycięstwo, a ostatecznie Florę czy przede wszystkim Karabach też się ograło jedną bramką u siebie i poszło dalej.
Jednak cholera…
To się dało zamknąć dzisiaj. Naprawdę. Cypryjczycy okazywali się zespołem zdecydowanie gorszym od Karabachu. W ogóle nie przekonywali z przodu: coś tam plumkali w ofensywie, niby wymieniali jakieś podania, niby chcieli strzelić gola, ale zagrożenia było tyle, co kot napłakał. No bo co możemy im zapisać do momentu strzelenia bramki? Nożyce w pierwszej połowie i główkę Piaseckiego w drugiej.
Jeżeli więc twoimi najgroźniejszymi sytuacjami są nożyce oraz próba samobója przeciwnika, to nie jest z tobą najlepiej.
Raków doskonale zabezpieczał tyły, kapitalnie się asekurował. Ileż to razy Aris szukał prostopadłej piłki w pole karne, ale zanim ktokolwiek do niej doszedł miał przed sobą dwóch graczy gospodarzy, którzy stwierdzali: okej, niech sobie futbolówka leci na aut bramkowy, ale ty, chłopie, zostajesz za naszymi plecami.
I rany boskie, jak bardzo chcielibyśmy tutaj postawić kropkę, jeśli chodzi o popisy przyjezdnych. Lecz nie da się. Jedna, głupia akcja, nawijka na lewą nogę Mayambeli i im wpadło. Złapali kontakt, który może okazać się bezcenny w kontekście rewanżu. Mamy nadzieję, że nie, ale jednak – Aris podpiął się do tlenu.
Gdyby Aris na to zasługiwał, cisnął tak jak Karabach, nie byłoby aż takiego bólu dupska. Tyle że to naprawdę mogło się skończyć na co najmniej 2:0 dla gospodarzy. Tymczasem znów jest balans na linie, a balans na linie ma to do siebie, że w końcu można się jednak spieprzyć.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Pozostaje wierzyć, że Raków będzie taki sam w rewanżu, jak do tej feralnej 89. minuty. Bo jeśli tak – będzie pozamiatane. Tak jak Aris nie potrafił nic zmaterializować z przodu, tak ekipa Szwargi była konkretna. Pierwsza akcja, od razu gol, kiedy Tudor skorzystał z błędu obrońcy, pognał na bramkę i wystawił do pustaka Koczerginowi.
Potem wybijanie z rytmu, koszenie skrzydeł Cypryjczyków i w drugiej połowie doskok, by podwyższyć swoje prowadzenie. Jeszcze Papanikolau nie dał rady, jego bomba poleciała wprost w golkipera, ale niedługo później na przebój poszedł Cebula, który był faulowany w polu karnym, a jedenastkę po profesorsku wykorzystał Piasecki.
Naprawdę momentami wyglądało to jak starcie profesora z uczniem. Ten drugi coś tam gdera, gęga, ale nie ma to wielkiego znaczenia, gdyż doświadczony oponent gasi go kiedy tylko może. Ale niestety – uczeń zdobył się na przebłysk, sieknął po widłach i mamy może nie problem, ale większe wyzwanie niż się zapowiadało.
Napisaliśmy przed tym meczem: gramy o to, by nie żałować. Jeśli po takim spotkaniu Rakowowi tam się powinie noga, będziemy żałować cholernie. Ten Aris jest absolutnie do przejścia.
Panowie, chcieliście zadbać o emocje – w porządku. Ale prosimy o happy end, ponieważ po przejściu Karabachu odpaść akurat z Arisem… Głupie by to było, no.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA – ARIS LIMASSOL 2:1
Koczergin 7′ Piasecki 63′ – Mayambela 89′
CZYTAJ WIĘCEJ: