Reklama

Gdy słuszne sprawy mieszają się z głupotą i pieniactwem

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

30 lipca 2023, 17:54 • 6 min czytania 280 komentarzy

Świat nie we wszystkim jest czarno-biały – choć też nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że nic w życiu nie jest czarno-białe – a niektóre tematy są na tyle trudne i wielowątkowe, że dość łatwo przekroczyć granicę między słuszną dyskusją a pieniactwem. Jeszcze gorzej, gdy to pieniactwo połączone jest z wulgarnością i prymitywizmem. Idealny przykład takiej mieszanki otrzymaliśmy wczoraj w wykonaniu kibiców Śląska Wrocław w kontekście wojny na Ukrainie i pochodnych.

Gdy słuszne sprawy mieszają się z głupotą i pieniactwem

Z jednej strony podczas meczu z Zagłębiem Lubin zobaczyliśmy naprawdę ładną oprawę ku czci ofiar Wołynia, domagającą się rozliczenia tego ludobójstwa na szczeblu polityki międzynarodowej. A nadal jest co rozliczać. Ukraińskie władze wciąż nie potrafią jednoznacznie określić winy swoich przodków i po prostu przeprosić, nazywając rzecz po imieniu. Słowo „ludobójstwo” nie przejdzie im przez gardło, podobnie zresztą jak prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Zamiast tego słyszymy jakieś ogólnikowe zdania od ambasadora Ukrainy, z których wynika, że w zasadzie to jedni i drudzy walczyli, jednym i drugim zdarzyło się przesadzić, więc wyszło jak wyszło. No nie, mamy prawo oczekiwać tutaj jasnego stanowiska i nie rzucania kłód pod nogi na przykład w kwestii prac ekshumacyjnych dotyczących ofiar rzezi.

Nie zgadzam się na dyskurs, w którym każdy, kto nie chce dziś zapomnieć o tym temacie „bo wojna” naraża się na nazywanie „ruską onucą”. To pojęcie od pewnego momentu stało się mocno nadużywane, gdy tylko ktoś ośmieli się o coś w temacie Ukrainy zapytać, upomnieć czy wyrazić pewne wątpliwości. Nie chodzi jedynie o Wołyń, ale także o dyskusję, gdzie leży systemowa granica w dozbrajaniu Ukrainy (aby samemu nie stać się bezbronnym) czy pomocy Ukraińcom (500+ dla osób, które w praktyce mieszkają za wschodnią granicą). Czym innym jest bowiem oddolna pomoc, życzliwość i generalnie pozytywne nastawienie, a czym innym chłodna analiza polityczna i gospodarcza, której od rządu trzeba wymagać nawet w takiej sytuacji.

Niektórzy życiowi romantycy nie potrafią tych dwóch rzeczy oddzielić, przez co również w skali systemowej opierają się na emocjach i uczuciach. A to rozróżnienie jest moim zdaniem kwestią kluczową.

Reklama

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

O co mi dokładnie chodzi? W codziennym życiu życzliwość dla przybyszów z Ukrainy objawia się na przykład tym, że gdy idę z synem na boisko, zapraszamy do gierki jego ukraińskich rówieśników. Niektórzy z nich mieli jeszcze problemy językowe, widać było, że nie czują się do końca pewnie, a takie sytuacje mogą być ważnym elementem ich aklimatyzacji. Albo tym, że córka najlepszą przyjaciółkę w przedszkolu ma z Ukrainy, zapraszają się na urodziny, jest miło i sympatycznie. Ta dziewczynka bez wątpienia ma ułatwiony start w nowej rzeczywistości. Widząc w pobliskim sklepie dwie ukraińskie ekspedientki, staram się być jeszcze bardziej wyrozumiały dla ewentualnych wpadek, gdyż początki w takich okolicznościach są dodatkowo utrudnione. Jeżeli ktoś na tym poziomie ma przed oczami Wołyń i UPA albo wypomina fakt, iż Polacy jak nikt inny pomogli teraz Ukrainie, to jest niepoważny i powinien się nad sobą zastanowić.

Co nie oznacza, że na szczeblu politycznym, systemowym mamy być pierwszymi naiwnymi i bezkrytycznie zgadzać się na wszystko w zamian za poklepanie po plecach, nie patrząc zupełnie na interes własnego kraju. Drugiej stronie łatwo się wówczas rozzuchwalić. Przykład z zalewającym nasz rynek wątpliwej jakości zbożem z Ukrainy jest w ostatnim czasie wymowny. Są pewne granice, nawet w obliczu takiego dramatu jak wojna.

Nie mam więc do wołyńskiej oprawy kibiców Śląska żadnych zastrzeżeń (a widzę, że gdzieniegdzie takowe się pojawiają), bo wcale nie uważam, że tego typu tematy nie powinny być poruszane na trybunach. Bardzo dobrze, że są. Wbrew pozorom, wielu kibiców pod względem świadomości historycznej prezentuje wyższy poziom niż przeciętny obywatel. Między innymi dzięki zaangażowaniu trybun kilkanaście lat wcześniej udało się na nowo ożywić pamięć o Żołnierzach Wyklętych. Inna sprawa, że nieraz ci z koszulkami czy tatuażami „Polski Walczącej” krzyczeli potem o jebaniu policji i każdego, kto kibicuje klubowi, którego nie lubią. Czasami nawet wprowadzali to w czyn. Tego dysonansu nigdy nie zrozumiem.

Z drugiej strony, podczas tego samego meczu na trybunach widzieliśmy transparenty jak na poniższym zdjęciu.

Reklama

Jasne, UPA to byli zbrodniarze, banderowcy to byli zbrodniarze, Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu. Było to bestialstwo niespotykane, przerażało nawet Niemców. Czy jednak trzeba to ubierać w tak prymitywną formę przekazu, w której łatwo o interpretację, że Ukrainiec=banderowiec? Dlaczego tak często nawet wyjściowo słuszne tematy w świecie kibicowskim poruszane są na poziomie rynsztokowym? Nie da się inaczej? I przede wszystkim, czy koniecznie trzeba to mieszać z „ukrainizacją Polski”, dla niektórych przejawiającej się nawet w tym, że Ukrainiec mający restaurację wywiesi w niej flagę swojego kraju.

Przy nakręcaniu się w ten sposób łatwo o zwykły szowinizm. I potem mamy takie historie jak z Konstantynem, Białorusinem od dwóch lat mieszkającym w Polsce i chodzącym na mecze Śląska (i oglądającym Ligę Minus!). Po meczu z Zagłębiem został okradziony z klubowego szalika na przystanku autobusowym tylko dlatego, że rozmawiał ze swoim kolegą po rosyjsku, co nie spodobało się jakiemuś kumatemu. Całą historię opisał na Twitterze.

Nie idźmy tą drogą, umiejmy niuansować rzeczywistość. Jeżeli kibice Śląska wywieszają transparent o treści „To nie nasza wojna”, to niestety raczej nie chodzi im o to, żeby nasi politycy nie stracili chłodnej głowy i potrafili wyważyć niesienie pomocy z dbaniem o interes Polski, tylko o to, że w ogóle pomogliśmy Ukraińcom i to na dużą skalę. A przecież nawet jeśli nie jesteśmy stroną w tym konflikcie, to jego rozstrzygnięcie ma dla nas olbrzymie znaczenie i chyba nie trzeba nikomu podpowiadać, zwycięstwo której strony byłoby dla nas korzystne. Nie możemy więc udawać, że nas ta sprawa nie interesuje i jako państwo będziemy tylko przyglądać się z boku. Co nie znaczy, że mamy oddać ostatnią koszulę i potem zastanawiać, się co dalej. Wracamy do punktu drugiego.

Jeżeli takie zacietrzewione nastawienie stanie się dominujące, prędzej czy później zacznie dochodzić do coraz groźniejszych incydentów związanych z narastającą niechęcią do siebie obu stron. A przy tej okazji warto przypomnieć, z czego w dużej mierze wzięła się rzeź wołyńska. Z tego, że ukraińscy nacjonaliści zaczęli obawiać się, że Polacy będą na „ich ziemi” zbyt mocni i będą mieli zbyt dużo do powiedzenia. Hasła typu „STOP polonizacji Ukrainy” padałyby wtedy na podatny grunt, prawda?

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

280 komentarzy

Loading...