Reklama

Masłowski: – Jagiellonia ma być solidną drużyną środka tabeli

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

22 lipca 2023, 10:58 • 8 min czytania 13 komentarzy

Jagiellonia Białystok przystępuje do tego sezonu po sporych zmianach kadrowych. Pięciu zawodników pozyskała, ośmiu pożegnała. Rozmawiamy z dyrektorem sportowym Łukaszem Masłowskim o wydarzeniach z ostatnich tygodni. Czy udało się zrealizować wariant A na to okienko? Które miejsce w tabeli go zadowoli? Kto z nowych piłkarzy jest największą niewiadomą, a kto najlepiej rokuje? Co ciągle jest problemem w rozmowach z obcokrajowcami? Czy jest temat odejścia Alomerovicia? Czy uda się sprzedać kogoś młodego? Zapraszamy.

Masłowski: – Jagiellonia ma być solidną drużyną środka tabeli

Mówił pan przy rozpoczynaniu pracy w Jagiellonii, że dajecie sobie przynajmniej trzy okienka na przebudowanie drużyny. Zakładając, że większość rzeczy na to lato zrealizowaliście, jaką Jagiellonię teraz widzimy?

Jagiellonię, którą może nie do końca sobie wyobrażaliśmy, ale taką, na jaką nas stać. W ciągu trzech okienek wykonaliśmy sporo ruchów i mimo wszystko odmłodziliśmy zespół. Strategiczne cele się nie zmieniają. Nie chcemy do ostatniej kolejki drżeć o utrzymanie, tylko mamy być solidną drużyną środka tabeli, która cały czas potrafi wprowadzać i rozwijać młodych zawodników, a przy tym mieć kilku wartościowych piłkarzy mogących stanowić wzór dla tych chłopców. Jeśli nadejdzie moment, w którym finansowo i organizacyjnie pójdziemy wyżej, pomyślimy o czymś więcej.

Kilka tygodni temu mówił pan w TVP Sport, że macie na to lato bardziej optymistyczny plan A i oszczędnościowy plan B. Czyżby udało się zrealizować plan A?

Nie do końca. Plan został wypośrodkowany. Nie było nas w całości stać na wariant pierwszy, nie musieliśmy też jednak realizować najmniej optymistycznego scenariusza. Spotkaliśmy się gdzieś w połowie drogi. Nie sprowadziliśmy piłkarzy niskobudżetowych, ale interesowaliśmy się droższymi zawodnikami, którzy ostatecznie okazali się dla nas niedostępni. Mam nadzieje, że mimo to udało nam się stworzyć naprawdę solidny ekstraklasowy zespół.

Reklama

Krótko mówiąc, wzięliście nazwiska, które mieliście na liście życzeń, ale niekoniecznie na pierwszych miejscach dla danej pozycji?

Dokładnie tak. Idealnie pan to ujął.

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ 

Kandet Diawara byłby piłkarzem wysokobudżetowym?

Nie. Diawara po prostu w ostatniej chwili całkowicie zmienił warunki kontraktu, który wcześniej mieliśmy dogadany. To przesądziło o tym, że do nas nie trafił. Jeżeli się na coś umawiamy, zawodnik akceptuje ofertę, przylatuje do Polski i tuż przed podpisaniem kompletnie wycofuje się z niektórych ustaleń, to jest to zachowanie bardzo nie w porządku względem klubu.

Chciał zarabiać o 25 procent więcej, o połowę?

Reklama

To nie ma znaczenia. Jeżeli się na coś umawiamy i podajemy sobie ręce, to już mniejsza z tym, czy potem zwiększył żądania o 10 czy o 50 procent. Chodziło o zasady. W pewnych kwestiach jesteśmy elastyczni, możemy negocjować, takie rozmowy trwają. Skoro jednak zakończyliśmy je porozumieniem i przyleciał do Polski, co też oznaczało koszty dla klubu, to takie postępowanie jest niepoważne. Nie mogliśmy go zaakceptować.

Jakoś to tłumaczył, na przykład lepszą ofertą z innego klubu?

Niczego nie tłumaczył.

Czas pokazał, że spadł na cztery łapy, bo trafił do beniaminka Ligue 1 – Le Havre.

To też pokazuje, że skautingowo wykonaliśmy dobrą robotę i prawidłowo oceniliśmy jego potencjał sportowy. Fajnie, kibicujemy mu.

Jagiellonia jeszcze będzie aktywna w tym okienku?

Wydaje mi się, że jeden transfer przeprowadzimy jeszcze bez względu na to, czy ktoś od nas odejdzie czy nie. Kolejne ruchy raczej wynikałaby z tego, że kogoś sprzedaliśmy i musieliśmy uzupełnić lukę.

Na razie czekamy na początek sezonu. Chcemy zobaczyć w boju, gdzie ewentualnie będziemy mieli największe deficyty i czy wszyscy pozostaną zdrowi. Nie chcę zapeszać, ale przykład Iviego Lopeza w Rakowie pokazuje, że z takimi rzeczami również trzeba się liczyć. Jeśli wypadłby nam ktoś kluczowy, będziemy zmuszeni poszukać wzmocnień. A skoro mamy ograniczony budżet, logika podpowiada, żeby wstrzymać się z kolejnym ruchem i zobaczyć, co się wydarzy.

Hiszpańskie źródła łączyły was ostatnio z angielskim stoperem Charliem I’Ansonem. Co pan na to?

Nie znam zawodnika.

Pozyskaliście już pięciu piłkarzy. Który transfer stanowił największe wyzwanie?

Przy każdym musieliśmy się podobnie napracować. Generalnie nie jest łatwo przekonywać niezłych zawodników do Polski. Nie zawsze wszyscy mają prawdziwe wyobrażenie na temat tego, jakim jesteśmy krajem. Praktycznie przy każdym zagranicznym transferze tej pracy mamy trochę więcej.

Czyli przekonuje się pan, że wciąż pokutują liczne stereotypy na temat Polski?

Niestety, bardzo często. Dopóki ktoś tu nie przyjedzie i nie zobaczy na własne oczy, gdzie może trafić, przekonanie go jest utrudnionym zadaniem. I tak zdarza się to rzadziej niż kiedyś, ale nadal wielu obcokrajowców pierwszy raz w naszym kraju zjawia się dopiero przy okazji rozmów transferowych. Potem na miejscu są pozytywnie zaskoczeni infrastrukturą i tak dalej. Nie mamy się czego wstydzić.

Na pierwszy rzut oka największym znakiem zapytania z letnich nabytków jest Afimico Pululu.

To prawda. Trzeba wziąć pod uwagę, że “Afi” dość długo nie grał regularnie i potrzebuje czasu, żeby w pełni uwolnić swój potencjał. Na początku pozostaje pewną niewiadomą. Widzimy, że z treningu na trening i ze sparingu na sparing wygląda coraz lepiej, ale to jeszcze nie jest to, czego my i on sam byśmy oczekiwali. Pewnych rzeczy nie da się zrobić od razu, one muszą potrwać.

A kto najprędzej wejdzie do składu i zrobi różnicę?

Sądzę, że Adrian Dieguez. Gra defensywna była ostatnio naszym największym problemem. Na tę chwilę Adrian zapowiada się na kogoś, kto może zostać liderem obrony Jagiellonii.

Gdy niedawno rozmawialiśmy o tym, czy Polacy bez kontraktów są drodzy, stwierdził pan, że prawdopodobnie nie uda wam się pozyskać żadnego zawodnika tego typu, którego mieliście na liście. A jednak przyszedł Jarosław Kubicki. 

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jaka będzie sytuacja Jarka. Umowę z Lechią rozwiązał nieco później. Gdy dostaliśmy informację od agenta, że jest możliwość pozyskania go bez kwoty odstępnego, mocno weszliśmy w ten temat i udało się. Sądzę, że Jarek będzie wartością dodaną dla drużyny.

Sporo zawodników też odeszło, ale niektórych – jak Prikryla czy wypożyczonych Menę i Nguiambę – chcieliście zatrzymać.

Plus Guala oczywiście. Gdyby to zależało tylko od klubu, nikt z tej czwórki by nie odchodził. Ale nie zależało. Sprawę z Gualem każdy zna, nie byliśmy w stanie równać się finansowo z Legią i jej projektem, czyli grą w europejskich pucharach i walką o najwyższe cele w lidze. Prikryl nie przyjął oferty nowego kontraktu.

Z Nguiambą sytuację skomplikował spadek Spezii do Serie B. Tam Francuz bardziej może się jej przydać.

Mogło to mieć znaczenie plus to, że Włosi zawsze działają bardzo późno i wiele rzeczy robią na ostatnią chwilę. Nie mogliśmy sobie pozwolić na czekanie z decyzjami do końcówki sierpnia, nie wiedząc, czy cokolwiek się wydarzy. Monitorowaliśmy temat Nguiamby, ale żadnego feedbacku ze strony Spezii nie było, więc musieliśmy szukać gdzie indziej.

W przypadku Israela Puerto obie strony były zgodne, że pora się rozstać skoro nadeszła oferta z Arabii Saudyjskiej?

Tak. Puerto zbliżał się do końca kontraktu, a my zamierzaliśmy poszukać nowego rozwiązania na środek obrony. Przede wszystkim chcieliśmy znaleźć lewonożnego stopera.

Co do Michała Pazdana, chyba od dłuższego czasu zanosiło się na to, że pewna epoka się kończy.

Przy pełnym uznaniu dla Michała jako zawodnika i jego osiągnięć, myślę, że on sam po sobie czuł, że było tak, jak pan powiedział: pewien etap dobiega końca, przynajmniej w Jagiellonii.

Prikryl pozostaje bez klubu, łączono go tylko ze Śląskiem Wrocław. Gdyby za kilka tygodni zadzwonił, że w sumie głupio wyszło i może byście wrócili do rozmów, to co by pan odpowiedział?

Na pewno bym się zastanowił.

Niedawno z Apollonem Limassol łączony był Zlatan Alomerović. 

Nie ma tematu.

A był?

Cypryjczycy byli nim zainteresowani, tylko myśleli, że mogą go pozyskać za darmo. Nie wiem, skąd mieli to przekonanie.

Nigdy pan nie ukrywał, że celem klubu jest także promowanie i sprzedawanie młodzieży. Tego lata sprzedacie Miłosza Matysika, Jakuba Lewickiego lub Bartłomieja Wdowika?

Nie wykluczamy tego. De facto nadal jesteśmy bardziej na początku okienka niż na końcu, a transfery młodych chłopaków z potencjałem często przeprowadza się na sam koniec. Liczymy się z tym, że wpłynie satysfakcjonująca oferta na któregoś z tych piłkarzy i dojdzie do transferu.

W trakcie rundy wiosennej postawiliście na młodego trenera w osobie Adriana Siemieńca. Mieliście poczucie, że Maciej Stolarczyk dostał wszystkie możliwe szanse i długo wytrwał na stanowisku?

Tak. Wydaje mi się, że zrobiliśmy wszystko, żeby Maćkowi pomóc i dać mu możliwość wyjścia z kryzysu. Nie podejmowaliśmy pochopnych decyzji, jednak w końcu doszliśmy do wniosku, że ten czas upłynął i potrzebujemy zmiany.

Mówiło się o problemach z przygotowaniem fizycznym. Często ten aspekt jest wyolbrzymiany w rozmowach o jednym czy drugim zespole, ale czasami to może być faktyczna przyczyna.

Nasze niepowodzenia można rozłożyć na kilka czynników, każdemu coś byśmy do ogródka wrzucili. Zaczynamy od siebie, my też pewne rzeczy mogliśmy poprowadzić lepiej. To samo dotyczy względów taktycznych i motorycznych czy zarządzania szatnią. Grunt, żeby wyciągać wnioski i nie powielać błędów. Nie chcę jednak wchodzić w szczegóły, to już sprawy sprzed kilku miesięcy. Przed nami nowy sezon i rozgrzebywanie tego mija się z celem.

Zamieszanie ze stadionem w jakikolwiek sposób wpływało na pana pracę?

Starałem się być poza nim, to nie mój obszar. W przypadku drużyny działało to tak samo. Była na obozie poza Białymstokiem, więc nie żyła tym tematem dzień po dniu. Od początku nie wyobrażaliśmy sobie, że możemy grać gdzie indziej i cieszymy się, że wypracowano porozumienie. To jest stadion Jagiellonii, to jest jej miejsce.

Wspominał pan o drużynie środka tabeli. To pojęcie dość szerokie. Zadowoli pana miejsce jedenaste czy dopiero ósme?

Chciałbym być w pierwszej ósemce. Uważam, że to byłoby bardzo dobre miejsce jak na etap, na którym obecnie się znajdujemy.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
10
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
10
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

13 komentarzy

Loading...