Nie było zaskoczenia w meczu Legii z ŁKS-em – ani co do jego przebiegu, ani co do wyniku. Spodziewano się, że gospodarze sobie postrzelają, poklepią, wykreują dużo sytuacji i pewnie wygrają, a łódzki beniaminek będzie tłem, mimo że w założeniu nie chciał jedynie wybijać po autach. Chciałoby się powiedzieć: ŁKS-ie, witamy w Ekstraklasie!
Jasne, byłaby szansa na większe emocje, gdyby Kay Tejan na początku drugiej połowy wykorzystał sytuację sam na sam. Holender po znakomitym podaniu Daniego Ramireza wyszedł jeden na jeden z bramkarzem gospodarzy, ale tak wolno zabierał się do finalizacji, że naciskany przez wracającego Radovana Pankova (debiut na plus) strzelił w słupek. Gdyby trafił do siatki, na tablicy wyników widniałoby 1:1, choć i tak trudno byłoby uwierzyć, że Legia nie odpowiedziałaby kolejnymi golami.
Legia Warszawa – ŁKS 3:0. Trzy gole Pekharta
Pierwsze minuty po przerwie to jedyny nieco lepszy fragment gości w ofensywie. Do przerwy z przodu nie istnieli, nie oddali żadnego strzału. Jak już Bartosz Szeliga znalazł na linii pola karnego Pirulo, to grający w I lidze profesurę Hiszpan fatalnie skiksował.
Postawa Pirulo to chyba największe rozczarowanie, bo to, że Adam Marciniak czy Kamil Dankowski są mocno ograniczeni technicznie wiedzieliśmy od lat. Inna sprawa, czy mając takich obrońców silenie się na regularne rozgrywanie od tyłu ma większy sens? Dziś często kończyło się tym, że po paru podaniach od bramkarza i tak trzeba było wybić piłkę, która przeważnie lądowała u zawodników “Wojskowych”.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Co do bramkarza, Aleksander Bobek to jedyny wygrany tego meczu w ŁKS-ie. Trzy razy wpuścił strzały Tomasa Pekharta, ale trudno go winić, za to wyróżnił się obronionym rzutem karnym Josue i paroma innymi interwencjami. Paweł Wszołek i Marc Gual wiedzą, o czym mówimy. Gual notuje w Legii falstart. W Superpucharze zaczął na ławce, teraz podobnie. Jak już wszedł, notował kuriozalne straty i nie za bardzo rozumiał się z kolegami. Jedynej okazji nie wykorzystał. Nie tego spodziewano się po królu strzelców poprzedniego sezonu. A konkurencja w ataku nie śpi. Pekhart ustrzelił hat-tricka, choć w pełni zadowolony być nie może, bo trzecią bramkę powinien zdobyć już wcześniej po rajdzie Muciego. Gdyby i wtedy zrobił swoje, już w drugim spotkaniu nowego sezonu wystawilibyśmy notę 10.
ŁKS bezradny i z przodu, i z tyłu
Podopieczni Kosty Runjaica na początku trochę się męczyli w atakach, trudno było o lepsze okazje, za to gdy już Pekhart zaczął strzelanie, poszło z górki. I to poszło mimo że Josue nie miał najlepszego dnia. Chwilami pokazywał klasę, to on przytomnie napędził akcję na 1:0, lecz gołym okiem widać, że na razie nowa pozycja i przejście wyżej mu nie służy. Na dobrze znany sobie teren wrócił po wejściu Guala za Elitima, kiedy znów mógł grać typowo w środku pola.
Jak więc widać, Runjaic mimo przekonującego zwycięstwa ma też kilka zmartwień. Poza dyspozycją Josue i Guala do tej listy można jeszcze dopisać momenty zaćmienia, które przytrafiają Rafałowi Augustyniakowi. Prawie cały czas wygląda bardzo pewnie, ale zdarza mu się przesadzić z ryzykiem, co rodzi problemy. Lepszy rywal kiedyś z tego skorzysta. Nie zmienia to faktu, że lista pozytywów jest znacznie dłuższa: dobry debiut Pankova, pójście za ciosem Slisza względem progresu z rundy wiosennej, szalejący w ofensywie Kun, lepszy niż w Superpucharze Elitim, skuteczny Pekhart. Legia podbudowała się na kolejne tygodnie.
ŁKS? Na inaugurację dostaliśmy przebitki z sezonu 2019/20. Dziś zobaczyliśmy ekipę, która niby wiedziała, że to już Ekstraklasa, a mimo tej wiedzy została zaskoczona przejściem na wyższy poziom. Kazimierz Moskal podobno trochę zmienił podejście, nie jest już tak życzeniowy w swoich założeniach, ale nadal wydaje się, że za jakiś czas jeszcze bardziej będzie musiał zrewidować niektóre oczekiwania dotyczące możliwości swoich piłkarzy. Kibicom zawsze pozostaje nadzieja, że to Legia była tak dobra i z następnymi rywalami będzie trochę łatwiej.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Dawid Szulczek: Kończyłem szkołę trenerów, a nie Hogwart [WYWIAD]
- Jarosław Skrobacz: Skrobacz: Oczekiwania kibiców Ruchu nadal są ogromne [WYWIAD]
- Trela: Kolejny krok. Dziesiątka, która w tym sezonie czeka na przełom
Fot. FotoPyK