Reklama

Jakubas: Ucywilizujemy Motor. Skandalami nie zdobędziemy aplauzu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

13 czerwca 2023, 13:32 • 25 min czytania 110 komentarzy

Czy Motor Lublin jest klubem przemocowym? Czy Goncalo Feio to bezkarny agresor? Czym zawinił Paweł Tomczyk? Dlaczego Martin Bielec obraził się na ksywkę „Zlatan”? Jak Filip Wójcik i Łukasz Budziłek pobili 36-letniego człowieka w lubelskiej dyskotece? Czemu Michał Żewłakow nie stracił pracy po wbiciu się w autobus na podwójnym gazie? W którą stronę poleciała plastikowa kuweta? Czy przeprasza? Czy wciąż przeszkadzają mu wulgaryzmy na trybunach? Dlaczego parszywy jest los właściciela klubu piłkarskiego? Na te i na inne pytania w długiej rozmowie z nami odpowiada jeden z najbogatszych Polaków i większościowy udziałowiec już pierwszoligowego Motoru Lublin, Zbigniew Jakubas. Zapraszamy.

Jakubas: Ucywilizujemy Motor. Skandalami nie zdobędziemy aplauzu

Czy Motor Lublin jest klubem przemocowym? 

Przemocowym?

Klubem, gdzie silniejsi gniotą słabszych, a patologia jest na porządku dziennym. 

Przekazy prasowe wskazują na taki charakter Motoru Lublin. Ten jednak niczym nie różni się od innych polskich klubów. Dlaczego o nas akurat piszecie najczęściej? Niewątpliwie ten temat stał się modny, przynajmniej na jakiś czas, ale Filip Mladenović z Legii potrafił zdzielić po głowach trzech piłkarzy Rakowa podczas finału Pucharu Polski i jakoś była cisza…

Reklama

Napisaliśmy o tym jakieś pięć informujących i potępiających tekstów. 

U was faktycznie trochę tego było. 

W innych miejscach zresztą podobnie. 

Faktem jest, że Goncalo Feio jest bardzo emocjonalnym człowiekiem. Musimy nad tym intensywnie pracować. 

Błędem było powiedzenie, że jest przepracowany?

Nie było to błędem. 

Reklama

Brzmiało to absurdalnie śmiesznie. 

Bywało w moim życiu, że pracowałem od 6:00 rano do 22:00 wieczorem. Człowiek jest wtedy mniej odporny na stres. Trenera Feio zastaje się między 6:00 a 6:30 rano, tyra do 21:00 czy 22:00, nawet w dni wolne dla zawodników. Pracoholik o analitycznym umyśle. Istnieje niemała szansa, że w przyszłości usłyszymy o nim jako trenerze nie tylko w Polsce. 

W okresie pracy po szesnaście godzin dziennie zdarzyło się panu wyzywać podwładnych i naruszać nietykalność cielesną współpracowników?

Nie zdarzyło mi się, bo mam trochę inne usposobienie i ponad dwa razy więcej lat na karku. Goncalo Feio jest wciąż relatywnie młodym człowiekiem.

Ale też dorosłym człowiekiem. 

Jestem zwolennikiem zupełnie innej kultury funkcjonowania, bez agresji, co w piłce nożnej zarówno wśród zawodników, jak i kibiców nie jest codziennością. Mierżą mnie te stadionowe wulgaryzmy, a wykładam pieniądze na coś, czego nie akceptuję z zasady. Dlatego też żadna forma tego typu zachowań nie znajdzie u mnie choćby cienia zrozumienia.

Tam panowała napięta atmosfera, spór trwał dwa miesiące, a eskalacja nastąpiła po meczu, kiedy w grę wszedł stres. Paweł Tomczyk, który przecież wcześniej rekomendował Goncalo Feio, zszedł do części trenerskiej, pojawiła się niepotrzebna wymiana zdań, która doprowadziła do wydarzeń wszystkim już dobrze znanychBrutalna prawda jest taka, że gdybyśmy przeanalizowali zachowania innych polskich topowych trenerów to też byłoby o czym mówić i pisać. 

Myślę, że jednak nie może być przypadku w tych wszystkich zdarzeniach z Goncalo Feio w roli głównej, bo przecież w niezrozumiałe konflikty wchodził i Wiśle, w Legii, i w Rakowie, i w Motorze.

Nie chwalę go na siłę, ale Feio jest prawdziwy, emocjonalny i niecwany. Taki ma charakter. W klubie piłkarskim trener bez charakteru nie osiągnie sukcesu. 

Po jego ataku prezes Tomczyk trafił do szpitala. 

Nie cisnął metalową tacą, tylko podrzucił do góry plastikową kuwetę na dokumenty. 

Plastikową?

Plastikową, a jaka jest kuweta na dokumenty?

Może mieć też metalowe elementy.

Plastikowa, plastikowa, taka do odkładania papieru. I nie rzucił nią, tylko podrzucił, powtórzę. 

Nie można było awanturnika Goncalo Feio zwolnić z Motoru Lublin?

Nie ukrywam, że po tym incydencie między mną a trenerem też odbyła się burzliwa rozmowa w napiętej atmosferze. Zadecydowało doświadczenie kilkudziesięciu lat w biznesie i wychodzenia z niezliczonych sytuacji kryzysowych. Wielokrotnie dawałem ludziom drugą szansę, w tym wypadku też ją dałem. 

Silne były wewnętrzne rekomendacje za pozostawieniem trenera. Rozmawiałem ze sztabem i z wieloma piłkarzami. Chciałem zorientować się, jakie nastroje panują w zespole. Wszyscy stali murem za trenerem. Wykonują z nim świetną pracę. Mówili, że czegoś takiego w życiu nie widzieli, a przecież w drużynie nie brakuje zawodników, którzy doświadczyli gry w I lidze czy nawet Ekstraklasie. 

Na konferencji prasowej powiedziałem, że albo z trenerem Feio wyjdziemy z II ligi, albo mnie już nie będzie w Motorze. Niewłaściwie zinterpretowano te słowa jako swoisty szantaż. Ta wypowiedź była emocjonalna, ale prawdziwa, że albo z tym trenerem awansujemy, albo dam sobie spokój z piłką nożną. Dokładam średnio cztery miliony złotych rocznie, czyli więcej niż wynosi budżet niejednego drugoligowego klubu. Zawodnicy mogą liczyć na warunki wyjęte żywcem z Legii czy Rakowa. Stawiałem sprawę jasno: albo ten zespół awansuje do I ligi, albo w dłuższej perspektywie nie ma to żadnego sensu. 

Za Feio i Motorem wciąż ciągnie się ten skandal. 

Feio broni się pracą. Można byłoby zatrudnić grzecznego trenera, który dogadywałby się ze wszystkimi w całym kraju, ale nie potrafiłby osiągnąć niczego z tym klubem. 

Z takimi skłonnościami do bitek i awantur nigdy Feio nie będzie poważany w ogólnopolskim odbiorze. 

Trenera ocenia się za jego wyniki sportowe i to będzie decydujący aspekt oceny. Oczywiście zachowanie i emocjonalność musi iść w parze z pracą trenerską. Nad emocjami trenera musimy wspólnie pracować. 

Pracujecie?

Pracujemy. 

Tak?

Poświęcam mu dużo czasu. To moja misja. Jestem doświadczonym człowiekiem, zarządzam tysiącami ludzi, biorę za nich odpowiedzialność, pośrednio też za trenera i wszystkich w klubie

Jestem w stanie przyjąć obietnicę pracy nad konstrukcją psychiczną Goncalo Feio, ale w kwestii moralnej pozostawienie go na stanowisku nijak się nie broni. 

Bardziej skutecznie mógłby pan zaatakować mnie za inną decyzje. Na podwójnym gazie Michał Żewłakow wjechał swoim samochodem w autobus w Warszawie. Wypadek ten miał miejsce w dniu wolnym od pracy w Motorze. Chociaż było to bez wątpienia naganne zachowanie w każdym calu, Żewłakow pracy w Motorze nie stracił, a na moją decyzje czekali też w Canal +. Gdybym go zwolnił z pracy, posypałoby się jego życie. Podjąłem niepopularną decyzję, wówczas bardzo krytykowaną. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten Jakubas bez przerwy kryje patologię. 

Dlaczego nie zwolnił pan Żewłakowa?

Zawsze staram się pomagać ludziom, również kiedy popełniają błędy i tak też postąpiłem w tym przypadku. 

Akurat Goncalo Feio przyłożył Pawłowi Tomczykowi w godzinach pracy. 

Nie, to był wolny czas, już po konferencji prasowej. 

Ciągle w ramach Motoru. 

Nie poddam się żadnej takiej presji. Los klubu był i jest dla mnie najważniejszy. 

Motor jest jednak większy od Feio. 

Dlatego przeważył zdrowy rozsądek i interes klubu. Motor mógłby się posypać bez trenera Feio.

Nie dałoby się znaleźć innego trenera?

Feio jest trzecim trenerem przeze mnie zatrudnionym. I okazało się, że do trzech razy sztuka z próbą awansu z II ligi do I ligi.

Poprzednikom Feio nie udawało się wejść do I ligi.

Motor w tym sezonie miał budżet trzykrotnie większy niż przeciętnie inna drużyna grająca w II lidze. W poprzednim roku było podobnie. Marek Saganowski miał dwa lata na wejście do I ligi. Na kilka miesięcy ściągnął nawet Jakuba Koseckiego, żeby zrobił różnicę, a żadnej różnicy nie zrobił, wiele transferów było nieudanych. Kibicom nie podobała się też sama gra Motoru. Saganowski tłumaczył, że jest „zero z tyłu”, tylko styl nie przyciągał na trybuny, na domowe mecze przychodziło coraz mniej kibiców – 2,5 tysiąca, kiedy szczebel niżej potrafiło być 3,5 tysiąca. Niedawno zaś na Arenie Lublin zasiadło 4,5 tysiąca na meczu ligowym. Motor jest drużyną walczącą i kibice to widzą. Pressing, akcje, wybieganie na poziomie Ekstraklasy. To jest praca Goncalo Feio i jego dziewięcioosobowego sztabu. Teraz sytuacja wokół niego musi się uspokoić. Szkoda mi tego człowieka, bo to bardzo dobry trener. 

Wyraził skruchę?

Wyraził. 

Na konferencji prasowej wyglądał jak niesforny dzieciak, który nabroił w szkole, ale wszystko mu się upiekło, bo zgrabnie wytłumaczył go wpływowy ojciec. 

Ludzie różnie reagują na stres. To jest często szok. Nie każdy wytrzymuje krytykę i hejt. 

Zasłużoną krytykę. 

Lubię sprawę stawiać jasno: zasłużył na krytykę. Ale nie można człowieka biczować przez tyle miesięcy i cały czas odgrzebywać ten sam temat. 

Nie ma pan jednak uczucia wyrzutów sumienia, że jeśli trener Goncalo Feio został, a prezes Paweł Tomczyk i rzeczniczka Paulina Maciążek wylecieli, to nagrodził pan napastnika, a podwójnie ukarał ofiary?

Paweł Tomczyk nie powinien zostać prezesem Motoru, bo nie miał żadnego doświadczenia, które przygotowywałoby go do objęcia tej roli. Poradził sobie za to jako dyrektor sportowy. Za transfery odpowiadał na równi z trenerem. 

Dobre transfery. 

Dobre, choć nie było ich też za wiele. Kiedy przychodził do pracy, drużyna była już skompletowana. Te pięć transferów należy uznać za udane. Tylko Kamil Wojtkowski na razie nie jest wzmocnieniem, ale wierzy w niego trener Feio. Mam nadzieję, że się nie myli.  

Mówi pan jednak, że błędem było obsadzenie Pawła Tomczyka w roli prezesa Motoru. 

Chciałem mieć święty spokój, więc powierzyłem funkcję dyrektora sportowego i prezesa jednej osobie. Nie zrobiłbym tego drugi raz. Paweł Tomczyk nie poradził sobie z wieloma aspektami ściśle pozasportowymi, w tym chociażby z pozyskaniem sponsorów, których praktycznie nie ma. Dodam, że Pogoń Siedlce może liczyć na pięciokrotnie większe wpływy od sponsorów niż Motor Lublin. Do tego nie był w stanie zbudować relacji z trenerem, którego sam zarekomendował. 

O co poszło? 

Dziecięce błędy. Paweł Tomczyk komunikuje się w zbyt miękki sposób. Trzeba być bardziej wyrazistym: stawiać sprawy jasno i następnie ich bronić. Można też powiedzieć: „nie, to nie jest moja decyzja”. Chodzi o zdecydowanie. Nie potrafił tego. MOSiR obiecał nam, że dwa sparingowe mecze rozegramy na murawie. Odbyło się spotkanie, przed drugim śnieg pokrył boisko. I tu muszę przyznać, że trener Feio w niektórych swoich wymaganiach jest nie tyle zasadniczy, co wręcz bezkompromisowy. Ma swoje oczekiwania i koniec tematu, nie zważa na obiektywne przeszkody.              

Ma wygórowane oczekiwania?

Trenerowi zostały stworzone warunki treningowe i organizacyjne w zakresie sportowym na poziomie Ekstraklasy, a przy braku sponsorów i obcięciu dotacji z miasta koszty musiały zostać pokryte z mojej kieszeni. 

Urok życia właściciela. 

W tamtej sprawie Paweł Tomczyk powinien od razu udzielić informacji, że drużyna dysponuje najlepszym sztucznym boiskiem w Polsce, wysypanym korkiem, z pełnowymiarowym balonem, z dwunastoma stopniami temperatury w środku. Warto dodać, że tymi warunkami zachwycali się ludzie z Jagiellonii. Ale trener Feio uznał, że MOSiR bezwzględnie powinien udostępnić boisko Motorowi. Wystarczyło, żeby ówczesny prezes Tomczyk zorganizował spotkanie trenera Feio ze sławetnym panem Wątróbką. Gdyby pan Wątróbka i MOSiR wykazali się złośliwością, a tam złośliwością nikt się nie wykazuje, mogłyby paść słowa, że boisko zostanie odśnieżone, nawet suszarkami do włosów, ale koszt wyniesie 200 tysięcy złotych. Fajnie? Fajnie. Pokryjcie sobie. 

Zaczęły się emocje, trener Feio argumentował, że kluby Ekstraklasy odśnieżają boiska. Tylko, że kluby z Ekstraklasy odśnieżają boiska, bo ruszyły regularne kolejki tej Ekstraklasy! Co innego liga, a co innego sparingi. Konflikt eskalował wskutek słabej komunikacji na linii Tomczyk-Feio i Feio-Tomczyk. A wystarczyło wytłumaczyć. „Nie róbmy z tego cyrku”, powiedzieć. Zamiast tego Goncalo Feio popełnił oświadczenie, które chciał zamieścić na stronie klubowej. Gdybym ja był prezesem, opublikowałbym jego tekst w trybie „oświadczenia prywatnego pana trenera Goncalo Feio”. Paweł Tomczyk to zablokował. I o to poszło. 

Poszło o coś tak błahego?

Tak. 

A kwestie prywatne? Rola zablokowanego stanowiska partnerki Goncalo Feio w całym sporze?

Pani Kamila, partnerka Goncalo Feio, zatrudniona jest obecnie na stanowisku dyrektora administracyjnego. Współpracujemy bez żadnych problemów, jest merytoryczna, a ja nie potrzebuję podlizujących mi się ludzi, ale profesjonalnych, którzy mogą mieć odrębne zdanie od mojego. Nic mi nie wiadomo o konflikcie między panią Kamilą a panem Tomczykiem. Zadyma zaczęła się od tamtego zablokowanego oświadczenia trenera

Nie dało się rozwiązać tego w cywilizowany sposób?

Czy dwóch ludzi nie jest w stanie spotkać się na piwie, przegadać wszelkie różnice, dogadać się, podać sobie ręce i zamknąć temat? To jest bolesne, bardzo bolesne. Przy takich animozjach trzeba czasami odczekać, a pan Tomczyk zszedł wtedy do szatni i być może w jakiś sposób sprowokował trenera Feio. Nie wiem, nie było mi przy tym. Powtarzam, co usłyszałem. I jeszcze raz: kuweta poleciała w górę. 

Mimo wszystko Tomczyk pojechał do szpitala z rozciętym łukiem brwiowym. 

Tak, pojechał do szpitala. Pyta mnie pan, czy Motor Lublin jest klubem przemocowym, to może mnie pan równie dobrze zapytać, jak w tym tytule komedii – „Przepraszam, czy tu biją?”. Odpowiadam: Motor nie jest klubem przemocowym, nigdy nie był i nigdy nie będzie. Chociaż ostatnie wydarzenia wokół klubu nie należą do zaszczytnych.

Filip Wójcik i Łukasz Budziłek, piłkarze Motoru Lublin, w nocy z 13 na 14 maja pobili 36-letniego mężczyznę w jednej z lubelskich dyskotek. To kolejna patologia. 

Widziałem pana pytania do Wójcika i Budziłka. Szkoda, że nie odpowiedzieli panu wprost o tamtych wydarzeniach. 

Wójcik się rozłączył. 

Prowadziłem kilka gazet i zawsze powtarzałem, że najważniejszy jest obiektywny ogląd z obu stron konfliktu. Pan zrobił wszystko, aby to wyjaśnić, skontaktował się z piłkarzami, ale z jakiegoś powodu oni nie chcieli się tłumaczyć, tylko przekazali, że skupiają się na grze w piłkę. Prawdopodobnie tak podpowiedział im prawnik, bo skierowali do prokuratury rejonowej zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa – próbie wymuszenia. Powinni o tym powiedzieć. Zrozumiałby to pan. A tłumaczenie, że milczą, bo szykują się do kolejnego meczu, było zwyczajnie dziecinne. Zabrakło im wsparcia. Kiedy dowiedziałem się o sprawie, natychmiast poprosiłem ich o wytłumaczenie całej historii. 

Potwierdza pan, że taka sytuacja miała miejsce. 

Potwierdzam, oczywiście. 

Jak się tłumaczyli? 

Ten 36-letni mężczyzna jest byłym piłkarzem Motoru Lublin. Rok temu uwiódł partnerkę Filipa Wójcika na dwa tygodnie przed ich ślubem. Podobno nie jest to jego jedyny przypadek. Ja go nie znam, nie przesądzam, powtarzam słowa innych. Wójcik odwołuje ślub i wesele, załamuje mu się życie prywatne i zawodowe, ale w międzyczasie wciąż pozostaje w jakimś kontakcie z tą dziewczyną. Wymieniają smsy, mają ze sobą kontakt.  

Trójkąt miłosny. 

Absolutnie nie, być może dziewczyna przejrzała na oczy. Wójcik udostępnił mi wiadomości, które pisał mu ten 36-letni mężczyzna, były piłkarz. Padają wobec Wójcika mocne słowa: „kurwo”, „jesteś śmieciem”, „zniszczyć cię mogę”, „zajebię cię”. Teksty typu: „Lublin jest mały, zjebie” albo „oglądaj się za siebie”. Otrzymałem zrzuty ekranu, przekazuję je panu. 

Widzę, jest wzajemna nienawiść. 

Godziny tych wymian wiadomości? 3:47 czy 4:32 w nocy. „Potężna kosa”, mówiąc żargonem piłkarskim. Odbicie dziewczyny, wulgarne teksty, straszenie nawet, zdecydowanie nie jest to sympatyczna sytuacja. Filip Wójcik powinien to wcześniej zgłosić na policję. 

Nie zgłosił. Postanowił faceta pobić. Wziął dwóch kolegów. Wyszło patologicznie. 

Powiem, co wiem o tej nocy. Filip Wójcik, Łukasz Budziłek i piłkarz Bruk-Betu całkowicie trzeźwi weszli do klubu Piękna Pszczoła w lubelskim Centrum Spotkania Kultur. Podobno poszkodowany 36-letni mężczyzna był wobec nich agresywny, zaczęli się szarpać, doszło do bijatyki. 

Tu wersje zdarzeń się różnią. Na monitoringu widać, że trójka napastników podchodzi do ofiary, pada pierwszy cios, a potem dopiero wywiązuje się szamotanina. 

Panie redaktorze, ja tych zapisów nie widziałem, myślę, że pan też. Materiał dowodowy jest zachowany, policja to wyjaśni. Prawnik, który widział nagrania z monitoringu twierdzi, że sytuacja jest bardzo niejednoznaczna. Ponoć wcale nie było tak, że podszedł, dostał w nos i został skopany. 36-letni mężczyzna szarpał się z Wójcikiem, faktycznie przy tym kopnął, ale już Budziłek miał ich rozdzielać. Po wszystkim ten „poszkodowany” były piłkarz Motoru, potwierdza to oświadczenie ochroniarza, miał powiedzieć: „już ja tych skurwysynów załatwię”. Ochroniarz dodał też, że nie widział u niego śladów pobicia. 

Po tym zdarzeniu facet ze złamanym nosem i rozciętą skronią pojechał na Szpitalny Oddział Ratunkowy.

Co jest istotne: jeśli czuje się pan pobity, otrząsnął się pan ze złamanym nosem i rozciętą skronią, jedzie pan na SOR, a następnego dnia do lekarza na obdukcję, to gdzieś w międzyczasie wypadałoby zgłosić sprawę na policję, a nie czekać z tym ponad dwa tygodnie. 

Może bał się reakcji lokalnego środowiska?

Przez dwa tygodnie próbował wyciągnąć od nich po czterdzieści tysięcy złotych, czyli sumarycznie sto dwadzieścia tysięcy złotych za milczenie. Na początku był też przekonany, że Wójcikowi i Budziłkowi towarzyszył inny zawodnik Motoru – Marcel Gąsior, którego nie tylko nie było w Pięknej Pszczole, ale też w ogóle w Lublinie. Akcja zdarzyła się 14 maja. Poszkodowany nie zgłasza jej przez kilkanaście dni na policję, tylko próbuje uzyskać korzyści finansowe, a kiedy dowiaduje się, że nic z tego nie będzie, a druga strona rozważa zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, czyli stosowaniu gróźb bezprawnych i usiłowaniu wyłudzenia środków pieniężnych, składa swoje zawiadomienie o pobiciu. 

Myślmy jednak sprawiedliwie: człowiek faktycznie został pobity. 

Gdy jednak zestawiamy ze sobą wszystkie fakty, nie jest tak, że weszła grupa trzech piłkarzy i pobiła przypadkowego człowieka. 

Żaden motyw tego kalibru nie usprawiedliwia samosądu. Pan zresztą tego nie popiera, prawda?

Nie popieram żadnej przemocy ani też sytuacji, że piłkarze znajdują się w klubie nocnym o 2:00 w nocy. Ale jak pan zapewne pamięta, Bogusław Leśnodorski, mój przyjaciel, jako były prezes Legii Warszawa też wyciągał zawodników z klubów nocnych, bo następnego dnia grali mecz.

Nie można bić ludzi, a potem przekonywać, że skupiają się na kopaniu gały. 

To najbardziej zniechęca ludzi, którzy nie mają na co dzień do czynienia z piłką nożną. Zatrudniam kilka tysięcy osób we wszystkich innych biznesach. Nie muszę nikogo pilnować, nie mam żadnych podobnych spraw i afer. Tu zaś niewielka grupa, łącznie czterdziestu ludzi, przyprawiła mnie o ból głowy, zrobiła mi bardzo negatywny PR. Powiem szczerze, że w takich sytuacjach zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego.   

Nie odszedł pan, bo?

Bo jest nadzieja i ciężka praca. Wśród kibiców i wśród piłkarzy. Większość z nich to wspaniali ludzie, aż miło z nimi rozmawiać, patrzeć jak trenują i walczą, żeby wyrwać się z II ligi. 

Tracą na tych aferach wszyscy. 

Zgadzam się. Nie mogę jednak odbierać im nadziei. 

Rozumie pan Wójcika i Budziłka?

Gdybym tylko mógł zobaczyć obraz kamery z głosem, udzieliłbym kategorycznej odpowiedzi. Natomiast tej sytuacji po prostu nie widziałem. Budziłek jest z natury bardzo spokojnym człowiekiem. Wie o tym całe środowisko piłkarskie. Do klubu wszedł ze swoją dziewczyną. Nie wiem, co się wydarzyło, naprawdę, czasami dochodzi element prowokacji. Wyrocznią nie jestem. Sąd zdecyduje. Podkreślam: nie popieram agresji fizycznej ani żadnej przemocy

Ja też nie, nie potrafię być w tej sytuacji całkowicie bezstronny, bo nie jestem sobie w stanie wyobrazić nic bardziej prymitywnego i debilnego niż agresja fizyczna, szczególnie w tych czasach. 

Po pierwsze, tych zawodników nie powinno tam być o 2:00 w nocy. Po drugie, każdy rękoczyn jest dla mnie nieakceptowalny. 

Wyciągacie konsekwencje wobec Wójcika i Budziłka?

Konsekwencje zostaną wyciągnięte. Przede wszystkim kary finansowe. 

A co może pan powiedzieć o wywiadzie Martina Bielcy dla Sport.pl, który zarzucił mobbing Goncalo Feio.

Ten trener pracował dwa miesiące i z tego co mi wiadomo był obrażony na całą kadrę trenerską

Część spędził na urlopie zdrowotnym, bo był permanentnie obrażany przez trenera Feio. 

Zapytałem kierownika drużyny, który w Motorze jest od wielu lat, całkowicie żartobliwie, w jaki sposób oni wszyscy zaleźli mu za skórę, skoro pojawiają się zarzuty mobbingu. Wie pan, co odpowiedział? Że nazwali go „Zlatan”.

„Zlatan”?

Przyszedł ze Szwecji. 

Rozumiem, ale jaki był tego kontekst?

Nic ujmującego, piłkarska ksywka, do tego miła, tak mogłoby się wydawać. Ten człowiek jednak obraził się śmiertelnie i nie pojechał z drużyną na następny mecz. 

Tyle?

Nazwali go „Zlatan”, tyle, naprawdę. Nie wiem, jakie reguły panują w Szwecji, ale piłka nożna nie jest sportem dla grzecznych chłopców. Ksywy nie są rzadkością. Przekleństwa lecą zaś na okrągło.

Co powiedział Feio? Nie miał sobie nic do zarzucenia?

Z trenerem na ten temat nie rozmawiałem. Dziwiłem się po fakcie, że był to jedenasty członek ekipy, który był zatrudniony przez prezesa Tomczyka, a polecił go inny asystent ze sztabu

Pan miał z nim jakikolwiek kontakt?

Ja nawet nie wiem, jak on wygląda. Przyszedł do obecnego pełniącego obowiązki prezesa, ten zaproponował mu dalszą pracę, ale Bielec powiedział, że w Polsce źle się czuje. Ponoć nie spodziewał się, że warunki będą tak odmienne od tych ze Szwecji. 

Jak to rozwiązujecie?

Nie wiem, jak ta sprawa się dalej toczy. Zatrudniony był na umowie B2B.

A była rzeczniczka Paulina Maciążek? Ponoć odbierała telefony, pan miał z nią dobry kontakt. 

Nawet nie była rzecznikiem prasowym, ogarniała kibicowskie sprawy. 

Nie pełniła takiej roli?

Oddelegowałem ją na trzy mecze, bo nie mieliśmy rzecznika prasowego, nikt nie został po poprzednich ekipach. 

Amatorka. 

Poprzedni rzecznik kompletnie się nie sprawdzał. Pomijam merytorykę, ale nie było słychać pytań, a czasami również i odpowiedzi. Powiedziałem, że jeśli jeszcze raz coś się takiego zdarzy, to wyciągnę konsekwencje. Nawet moja konferencja prasowa się od tego zaczęła. Mikrofon kosztuje sześćdziesiąt złotych, można było porozdawać i wszystko byłoby słychać. Muszę zbudować struktury w Motorze, bo ich nie ma i nigdy nie było. Brutalna prawda. 

Praca na lata. 

Na kilka miesięcy. W trzy miesiące mogę zebrać odpowiedni zespół. 

Tak czy inaczej: tymczasowa rzeczniczka zrezygnowała, bo została zwyzywana. 

Gdyby została w Motorze nic by się nie stało, na pewno nie spotkałby jej kibicowski hejt, bo na to nie zasłużyła. Sądzę, że do odejścia namówił ją Paweł Tomczyk, który wówczas przebywał na zwolnieniu lekarskim i wypowiedział swoją umowę z Motorem.

On trafił do szpitala, ona została zwyzywana, zrozumiałe, że chcieli zmienić środowisko pracy. 

Działanie w emocjach nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem 

Nie no, chyba zrozumiałe jest, że nie chcieli pracować z oprawcą – Feio. 

Panie redaktorze, myślę, że jest to niewłaściwe słowo, lepsze byłoby: sprawcą incydentu. Trzeba zadać sobie pytanie o priorytety. Czy nie kochać się z Feio, ale pracować dla dobra Motoru, czy też postawić sprawę na ostrzu własnego ego: ja albo Feio? Niech pan sobie wyobrazi, że zostawiam Tomczyka, a zwalniam Feio. Motor nie rozwinąłby się w taki sposób, bo zespół i kibice szli w ogień za Feio, a nie za Tomczykiem. Motor nie byłby tym Motorem co dzisiaj. 

Słyszałem jednak, że w czasie rozwoju ostatnich afer coś w panu pękło. 

Tak, nie będę tego ukrywał jestem tym wszystkim zmęczony i przygnębiony.

Proszę mówić. 

Motor jest studnią bez dna. Wykładam miliony złotych rocznie. Tylko na klub, bo akademia to odrębny temat. Wydarzenia w klubie przysparzają mi kłopotów i zmartwień, kibice oprotestowują mecz o Puchar Polski Motoru z Rakowem. Uważają, że bilety są za drogie – 55 złotych. Jednocześnie na mecz KKS-u Kalisz z Legią Warszawa w ciągu dwóch dni wyprzedały się wszystkie wejściówki za 80 złotych.

Część kibiców rezygnuje z dopingu, cisza przez pół spotkania. A po meczu zawodnicy bezmyślnie idą dziękować w pierwszej kolejności bojkotującym, a nie sześciu tysiącom nowoprzybyłych kibiców, którzy starali się na swój sposób przez cały mecz wpierać drużynę. Nie może tak być. Wszystko to zawodnikom powiedziałem. Wspominany przeze mnie KKS Kalisz z dwóch meczów pucharowych z Legią i Śląskiem osiągnął wpływy z biletów pokrywające ponad 25% rocznego budżetu funkcjonowania drużyny. 

Dziwna społeczność. 

Dużo rzeczy złożyło się na to, że mówiąc krótko: często mam tego dosyć. 

Co jeszcze pana trzyma w tym klubie?

Takiej decyzji nie podejmuje się w wyniku emocji. Dam szansę sobie i drużynie, żeby ten Motor stał się klubem, z którego Lublin jest dumny, a nie tylko znanym ze skandali. W świecie biznesu prowadzę rozmowy z poważnymi ludźmi, którzy pytają: – Po co ci to było?

Janusz Filipiak powiedział mi kiedyś, że dla „ogólnopolskiego współczucia”.

Nie oczekują współczuciu. To była moja decyzja. Podjąłem się zbudowania porządnego klubu sportowego z zapleczem akademii od podstaw i wzorem innych moich firm. Nie zainwestowałbym w piłkę nożną, gdybym posiadał dzisiejszą wiedzę i przeszedł przez te wszystkie dotychczasowe przeciwieństwa losu. I te sportowe, i te pozasportowe. Dla mnie nie jest to przygoda. Ponoszę odpowiedzialność za los kilku firm i tysięcy ludzi. Motor wśród nich jest najmniejszym bytem, a przynosi najwięcej stresu.

Po co więc ten Motor?

Jeśli ma się kilkoro dzieci, z tego jedno bardzo niegrzeczne, nieustannie dające popalić, to trzeba w jakiś sposób je resocjalizować. Czasami załamują mi się ręce. Najgorzej, gdy człowiek próbuje rozwiązywać pewne sytuacje, a ktoś podkłada mu nogi. Tak rozpatruję pewne sytuacje. 

Czy jest w tej grupie Motoru jakakolwiek refleksja, skoro Goncalo Feio po meczu z Hutnikiem Kraków potrafi powiedzieć: – Milczę, milczę, ale nie będę milczał wiecznie?

Myślę, że powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, narobił sobie problemów. Niczego nowego już się nie dowiemy. Wtedy mógł czuć się rozżalony, choć przede wszystkim powinien mieć pretensje do zawodników, że nie zdobyli jeszcze dwóch bramek więcej w dobrych sytuacjach i nie zamknęli wcześniej meczu. Trener Feio niepotrzebnie zaatakował sędziów, choć miał swoje powody. 

Rafał Król otrzymał żółtą kartkę w meczu ze Stomilem w Olsztynie za rzekomą symulkę. Ta kara została później anulowana. Nie odgwizdano jednak karnego w ostatniej minucie, który mógłby wyciągnąć nas z 1:2 na 2:2. I to nie była jedyna pomyłka sędziów w tym okresie. W Puławach też nie było jedenastki po sytuacji, w której wszyscy dziękowaliśmy Bogu, że Piotr Ceglarz nie skończył ze złamaną nogą, bo obrońca Wisły zaatakował go w sposób absolutnie bezpardonowy. Błędy sędziowskie się zdarzają, główny się zagapi, asystent nie zauważy…

Nie ma VAR-u.

Tak, w II lidze niestety nie ma VAR-u, ale nie mam przekonania, że Motor ktoś chce skrzywdzić. Mówiłem to też trenerowi Feio. Wręcz przeciwnie, odbieram masę pozytywnego wsparcia od ludzi związanych z piłką nożną, w tym od prezesów PZPN-u, którzy życzą nam awansu na najwyższy szczebel rozgrywkowy.

Feio mówił tak: – Nie wiem, o co chodzi, czy chodzi o moją osobę i poszedł przykaz jakiś od tych najważniejszych, czy po prostu nie lubią Motoru?

Goncalo Feio całkiem nieźle mówi po polsku, ale siłą rzeczy wciąż tłumaczy sobie ze swojego ojczystego języka na nasz, pierwsze skojarzenia zawsze ma po swojemu. Moje córki wychowały się w anglojęzycznych szkołach, więc przekładają sobie angielskie frazy na polskie, tak samo trener, który rzucił, że być może „góra” krzywdzi Motor. Co to jest „góra”? Pan Bóg? Ja? PZPN odebrał to jako atak na siebie. Komisja Dyscyplinarna wszczęła postępowanie. Powtórzę: PZPN nie chce nam zaszkodzić. Nikt tak w Motorze nie uważa. Ale jest takie powiedzenie: na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. I tak tu się dzieje. Myślę, że wszyscy powinniśmy dać szansę Goncalo Feio. Musi się tylko uspokoić, bo jest zawodowcem. 

Nie zamyka się pan w wieży z kości słoniowej, to dobrze, bo już myślałem, że wszyscy w Motorze są tacy nieomylni. 

Zawsze byłem i jestem otwarty człowiekiem. Nigdy nie obrażam się, kiedy ktoś ma inne ode mnie zdanie. Uważam jednak, że największym błędem społecznym jest brak komunikacji i często zrozumienia.

Powiedział mi pan wcześniej, że bycie prywatnym właścicielem klubu piłkarskiego jest cholernie wręcz trudne. 

Odczuwam to na własnej skórze. Społeczno-kibicowskie odczucie w naszym kraju jest takie: jest frajer, który ma pieniądze, więc niech finansuje klub w nieskończoność. Na budowę akademii wyłożyłem do tej pory prawie 27 milionów złotych. W tym czasie nie otrzymałem ani złotówki wsparcia. Z Lubelszczyzny po kilkadziesiąt milionów dostały kluby z Chełma i Zamościa, choć w takim Zamościu kibice protestują przeciwko budowie stadionu. Przyzna pan, że to nie jest fair.

Piłkarze też myślą, że „jest frajer, który ma pieniądze, więc niech finansuje klub w nieskończoność”?

Chcą dwa razy większe pensje niż w innych klubach, choć nie stają się dwa razy lepszymi piłkarzami. 

Myślą tak również kibice?

Uważam, że społeczność kibicowska powinna być akcjonariuszem i współwłaścicielem klubu. Będę to proponował. Niech zobaczą, jaka to jest odpowiedzialność. Trzeba znowu dofinansować klub na 2 miliony złotych, więc proszę bardzo, panowie, róbcie składkę. To, co zrobił Ruch Chorzów, kiedy trzeba było spłacać długi, zebrano wielkie kwoty. To prawdziwa społeczność kibicowska.

Podobnie angażowali się fani Wisły Kraków. 

Tegoroczny wyjazd do Turcji? 470 tysięcy złotych, zebrali się w ciągu jednego dnia, żeby piłkarze mogli pojechać na obóz. Socios Wisły dokładają 4,5 mln rocznie do działalności klubu. 

Widzew ma pełną frekwencję. 

Widzew i ŁKS to przykłady prawdziwych społeczności kibicowskich. Kilkanaście tysięcy sprzedanych karnetów, gdzie Motor ma kilkaset.

Kibice roszczą sobie prawo do Motoru?

W Polsce popularnym hasłem jest, że piłka jest dla kibiców. Cieszę się, że w II lidze mieliśmy około 4 tysięcy kibiców na domowych spotkaniach, że jeździli na mecze wyjazdowe i byli dwunastym zawodnikiem drużyny, natomiast przez wiele lat przyzwyczaili się, że to klub miejski z bardzo dużymi dotacjami z ratusza, więc bilety były bardzo tanie. Robią swoje biznesy, do tej pory handlują gadżetami przed stadionem. Takie sobie, prawda?

Słabe. 

Bardzo słabe. 

Walczy pan z tym?

Uważam, ze każdy szanujący się klub musi walczyć o swoje interesy. O sponsorów, wpływy z biletów czy klubowego sklepu. Zyski czołowych klubów w tych sektorach wynoszą często ponad milion złotych rocznie. Po kilkaset tysięcy zysku ze sprzedaży gadżetów generował Ruch w II lidze, a w Motorze przynosiło to rokroczną stratę. 

zbigniew-jakubas

Pan się tym nie może zajmować?

Jestem w Warszawie, oni są w Lublinie. Na mecz wyjazdowy z Polonią potrafiło przyjechać tysiąc kibiców Motoru. To trzeba przekuć w sukces. 

Dziwi mnie właśnie, że kibice Motoru aż tak stają po stronie patologicznych wydarzeń w klubie. 

Kibice zawsze będą koncentrowali się wokół drużyny, jeśli tylko Motor będzie wygrywał. Ostatnio przybyło nam tysiąc nowych kibiców, przychodzą kobiety z dziećmi, rodziny, przyjemny widok. 

Pan nie ukrywa, że życzyłby sobie trybun Motoru pełnych właśnie kibiców o tym profilu. 

Moją wizją nie jest tylko rewelacyjnie dopingujący sektor H, z którym trzeba tylko porozmawiać, żeby znajdywał inne sposoby na wyrażanie własnych emocji niż wulgarność i agresja. Kibice też są honorowi. Jak ich się traktuje fair, to będą uczciwi wobec klubu. 

Na pewno? Wielu właścicieli prywatnych przestrzega: dasz palec, wezmą rękę. 

O kibicach Motoru nie mogę tak powiedzieć. U nas nie ma takich fanów jak chociażby w Lechii, gdzie potrafili wrzucić racę na boisko w Gliwicach, przez co balansujący na granicy bankructwa klub jeszcze bardziej pogrążył się w kryzysie finansowym. Tu są ludzie bardziej rozumni. 

Pracuje pan nad tym, żeby Motor ucywilizować w odbiorze całej Polski?

Tak, to jest moje zadanie na najbliższe miesiące. Rafał Smalec, trener Polonii Warszawa, mówił ostatnio, że Motor Lublin to dobra drużyna. Infrastrukturalnie i finansowo spełniamy warunki na poziomie Ekstraklasy. 

Tylko ten wizerunek tragiczny. 

Wizerunek zepsuł się w marcu. Jedna afera, druga afera, oby już nic więcej się nie wydarzyło. Motor powinien odzyskiwać aplauz i zainteresowanie poprzez swoją grę, a nie skandale. Ubolewam na taki stan rzeczy. Cholernie mnie to gryzie. Nie ukrywam tego. 

Sponsorzy się wycofują?

Nie miał kto się wycofać, bo mamy jednego poważnego sponsora, nie licząc spółek z mojej grupy.

A Perła?

Ekwiwalent Perły na rzecz klubu był mniejszy niż loża wynajęta dla Perły na Arenie Lublin. Prosto: to, co Motor dostawał od Perły było mniejsze od tego, co Perła dostawała od Motoru. To nie jest sponsorowanie Motoru, tylko sponsorowanie Perły. Pomijam już, że nie wiem, czy moralnie odpowiada mi, żeby głównym sponsorem Motoru było piwo. 

Myślał pan kiedyś, że wszyscy uwzięli się na ten Motor?

Nie, nikt nie uwziął się na Motor. 

Duża część środowiska Motoru tak to przedstawia. 

Ja tak nie uważam. Czasami trzeba umieć przeprosić. „Przepraszam, popełniłem błąd”. Nie mam z tym najmniejszego problemu, żeby w imieniu Motoru przeprosić za wydarzenia, które nigdy nie powinny mieć miejsca. I czynię to na waszych łamach. Bardzo duża grupa pracowników Motoru nie ma za uszami żadnej afery. Nie są niczemu winni. Wychodzą na boisko i grają. Przychodzą do pracy i sumiennie pracują.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Motorze Lublin:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Szef Wrexham ujawnia wymarzony transfer. „To dobra lekcja dla wszystkich”

Piotr Rzepecki
0
Szef Wrexham ujawnia wymarzony transfer. „To dobra lekcja dla wszystkich”
Ekstraklasa

Magiera: Jezierski to stary chłop. Musi się wzmocnić, bo czasem rywale przestawiają go jak szczotkę

Piotr Rzepecki
0
Magiera: Jezierski to stary chłop. Musi się wzmocnić, bo czasem rywale przestawiają go jak szczotkę
Polecane

Prezes Jastrzębskiego Węgla: Występujemy we wszystkich finałach. To mówi samo za siebie

Jakub Radomski
0
Prezes Jastrzębskiego Węgla: Występujemy we wszystkich finałach. To mówi samo za siebie

Weszło

Niemcy

Święto zamiast zadymy. Gigantyczny ciężar derbów Hamburga [REPORTAŻ]

Jakub Białek
19
Święto zamiast zadymy. Gigantyczny ciężar derbów Hamburga [REPORTAŻ]

Komentarze

110 komentarzy

Loading...