Reklama

Feio wciąż niebezpieczny dla otoczenia. Kto by się spodziewał…

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

22 maja 2023, 16:17 • 6 min czytania 172 komentarzy

Byliśmy pewni, że drakońskie kary PZPN-u raz na zawsze załatwią temat. Nie mogło być inaczej, skoro federacja nie zostawiła na agresorze suchej nitki. Do dziś jeży nam się na głowach włos, gdy myślimy o tym, ile okropnych cierpień musiał znieść Goncalo Feio, by odpokutować. Dyskwalifikacja w zawieszeniu oznaczająca życie w permanentnym stresie. 30 tysięcy złotych grzywny i te nienawistne głosy, jakoby miał ją opłacić właściciel Motoru Lublin, który jest na liście stu najbogatszych Polaków. Wreszcie konieczność napisania przeprosin. Katorga, upokorzenie i hańba. Portugalski kuweciarz ledwo pozbierał się po srogich sankcjach wymierzonych przez organy dyscyplinarne, ale jakimś cudem one nie wystarczyły. Pojawiła się kolejna ofiara entuzjasty rzucania przedmiotami w ludzi.

Feio wciąż niebezpieczny dla otoczenia. Kto by się spodziewał…

Jesteśmy straszliwie zaskoczeni…

Zszokowani wręcz…

Po tak zdecydowanej reakcji PZPN-u, drugi raz by się nie zdecydował…

To nie może być prawda…

Reklama

Czytamy wywiad Martina Bielca na sport.pl i nie wierzymy. Jak to? Znowu agresja? To musi być jakaś pomyłka. Asystent Feio zajmujący się przygotowaniem fizycznym wytrwał w Motorze ledwie cztery miesiące (od 2 lutego do 2 maja). Część tego okresu spędził na zwolnieniu lekarskim, do którego przyczynił się pierwszy trener lubelskiego zespołu, który miał stosować względem swojego podwładnego przemoc werbalną. Bezpardonowo i wielokrotnie.

Kilka fragmentów wywiadu:

– Zachowania mocno odbiły się na moim zdrowiu psychicznym.

– Przy całym sztabie zarzucał mi brak kompetencji, poniżał mnie, krzyczał, miał ataki agresji.

– Sytuacja była na tyle poważna, że musiałem pójść do lekarza, a później na zwolnienie. W jego trakcie nikt nawet do mnie nie zadzwonił. Przez pięć tygodni zachowywali się, jakbym nie istniał.

– Chodzi o coś – w mojej ocenie – zdecydowanie bardziej poważnego: o zdrowie, o komfort psychiczny. Zachowania Goncalo Feio w normalnym świecie są nie do zaakceptowania.

Reklama

– Gdy nasz konflikt eskalował, musiałem wyprowadzić się z mieszkania, które wynajmował mi klub. Nie czułem się w nim bezpiecznie. Feio, gdy brakowało mu argumentów, mówił o powiązaniach z kibicami Motoru, że wystarczy jeden telefon…

– Chwalił się, że jednym telefonem może dużo zmienić. Że jeden telefon i „Paweł Tomczyk nie będzie miał wjazdu do miasta”. To dokładny cytat. Ja z takimi ludźmi nie chcę mieć nic wspólnego.

– Mobbing, przemoc psychiczna, którą stosował wobec mnie i która doprowadziła do moich problemów ze zdrowiem i w konsekwencji zwolnienia lekarskiego, jeszcze się nasiliły. Nie radził sobie z presją i wyładowywał się na mnie.

– Starałem się z nim rozmawiać profesjonalnie i kulturalnie, a to tylko nasilało jego agresję. Byłem poniżany przy innych członkach sztabu, przy zawodnikach. Sposób, w jaki wyrażał swoje niezadowolenie, nie można nazwać uwagami, instrukcjami. To było poniżanie.

A więc zarzuty są całkiem mocne. Znęcanie się psychiczne. Poniżanie. Upokarzanie. Zastraszanie. Bezpośrednie przyczynienie się do uszczerbku na zdrowiu, który poskutkował niemożliwością wykonywania pracy i zwolnieniem lekarskim. Innymi słowy — sto procent Feio w Feio. Zachowania, o których czytamy, zgadzają się z tym, co Portugalczyk wyczyniał w innych klubach.

Wszystkie odloty Goncalo Feio

Bielec nie opisuje wprawdzie szczegółowo okoliczności, które doprowadziły go do gabinetu lekarskiego, ale nie psuje nam to całościowego obrazu sytuacji, który jest dość wyraźny. Feio znów to zrobił. Po prostu. Obyło się tylko bez smutnej puenty w postaci agresji fizycznej, ale chyba nikomu nie musimy wyjaśniać w 2023 roku, że brak takiej kropki nad „i” w zasadzie niczego nie oznacza, bo przemoc psychiczna, choć nie pozostawia śladów na ciele, potrafi odcisnąć bardzo duże piętno na zdrowiu ofiary. A tu zostały wymierzone naprawdę potężne działa: poniżanie, mobbing, zastraszanie…

Aż chciałoby się krzyknąć: a nie mówiliśmy? Dalszy ciąg losów portugalskiego hałaburdy nie jest specjalnie zaskakujący. Jeśli coś nas w tej sprawie zdziwiło, to tylko to, że powróciła ona tak szybko. Nie trzeba było posiadać zdolności jasnowidza z Człuchowa, żeby stwierdzić, że „kary” zaordynowane przez PZPN-owskie organy nie będą miały żadnego waloru wychowawczego. Kwestią czasu był kolejny odpał pieniacza z Półwyspu Iberyjskiego. Jednocześnie okazuje się, że ogół „konsekwencji”, jakie spadły na Portugalczyka, miał wręcz walor motywujący. Agresja Feio w żaden sposób nie zmalała. On po prostu poszedł za ciosem.

Przypomnijmy tło całej sytuacji. Zaczęło się od rzutu plastikową tacką w stronę Pawła Tomczyka, wówczas prezesa Motoru, która zakończyła się wizytą w szpitalu. Poświęciliśmy tej sprawie sporo miejsca. Apelowaliśmy o srogą karę dla lubelskiego agresora. Wyjaśnialiśmy, dlaczego wyrok w tej sprawie jest śmieszny. Analizowaliśmy komfort bicia, jaki polska piłka zapewniła narwanemu szkoleniowcowi, wieszcząc dalszy ciąg jego pieniackich przygód. Pozmawialiśmy z poszkodowanym i upokorzonym Pawłem Tomczykiem.

Oczywiście ironizowaliśmy, pisząc we wstępie, że sankcje wobec Feio są drakońskie. One są… tak naprawdę żadne. Portugalski kuweciarz okazał się wręcz wygranym całej sytuacji. No bo tak: jego zachowanie przyniosło pożądany skutek. Nie dogadywał się z prezesem, rzucił w niego tacką, wyrzucił go z klubu. Gardził rzeczniczką prasową, zwyzywał ją, straciła posadę. Kara? Absurdalnie łagodna. Dyskwalifikacja niby jest, ale w zawieszeniu, czyli jej nie ma. Kara pieniężna… Dajmy spokój. Konieczność przeprosin – wielkie rzeczy, z pewnością poszło agresorowi w pięty.

Zbigniew Jakubas stanął za Feio całym sobą. Podczas gdy zewsząd domagano się wyrzucenia szkoleniowca, właściciel Motoru zadeklarował, że koniec Feio będzie oznaczać też koniec jego samego. Kibice również okazali wsparcie, wręcz domagali się, by nikt nie odważył się ruszyć ich walczącego w słusznej sprawie przyjaciela. Organy dyscyplinarne wpisały się w klimat. W efekcie agresor nie dość, że uniknął sprawiedliwej kary, to jeszcze wzmocnił swoją pozycję w strukturach drugoligowego klubu, a więc należy uznać go za wygranego skandalicznego incydentu.

O powadze działań PZPN-u wiele mówi zresztą zachowanie Bielca, który po kolejnych atakach Feio nawet nie zgłosił się do polskich organów. Poinformował za to szwedzką federację, z którą jest związany. Były asystent Feio potwierdza, że rzeczniczka była wielokrotnie lżona, Tomczyk został zaatakowany z premedytacją, przywołuje też historię, gdy Feio miał nawoływać do zawodników, by ci złamali nogę jednemu z piłkarzy Polonii. To wszystko jeszcze bardziej rozszerza nam ogląd na tę przerażającą sprawę, której nie da się postrzegać inaczej niż w kategoriach niebywałej patologii.

Polska piłka wysłała kilka tygodni temu sygnał, że warto zachowywać się jak Feio, bo wielkich kar za to nie ma, jest za to duża szansa, że uda się coś ugrać. No i nic dziwnego, że pojawiła się sprawa Bielca. Tak samo jak nie zdziwimy się, gdy zaraz zaczną się pojawiać kolejne ofiary portugalskiego furiata. Jako polska piłka nie zrobiliśmy nic, by było inaczej. Teraz po prostu zbieramy tego plony.

Żodyn się nie spodziewał.

WIĘCEJ O MOTORZE LUBLIN: 

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

172 komentarzy

Loading...