Często narzekamy na poziom meczów Ekstraklasy. Zdarzają się mecze naprawdę świetne, które śmiało można puszczać kolegom, którzy na co dzień tej ligi nie oglądają. Na ogół bywa średnio. Jest też sporo przykładów spotkań po prostu miernych. Ale w tym sezonie tak paskudnych meczów, jak dzisiejszy we Wrocławiu, było naprawdę niewiele. Paskudztwo wśród paskudztw.
Zgadzamy się z tezą, że rozmówki w przerwie meczu często niewiele wnoszą, podobnie jak ten analizy z gośćmi na gorąco tuż przed drugą częścią gry. Ale dziś autentycznie współczuliśmy reporterowi Canal+. Żal nam było faceta niesamowicie. Dostał bowiem do omówienia skrót, w którym realizator wybrał najciekawsze momenty pierwszej połowy, a były to:
- strzał Ameyawa w bandę reklamową z zerowego kąta
- strzał Ameyawa z 25. metrów – niecelny, ale równocześnie tak słaby, że Leszczyński wolał się rzucić i złapać piłkę, niż ją wypuścić na aut bramkowy
- wrzutkę Exposito do nikogo
No i najgroźniejszą akcję pierwszej połowy, czyli niecelną wrzutkę Rzuchowskiego do Exposito, którą poprzedzał spalony Rzuchowskiego. Serio.
Po przerwie nadal było źle, ale ktoś wreszcie trafił w bramkę. Najpierw Tomasiewicz z dystansu, a później Felix do bramki. Tomasiewicz podał dość przeciętnie, ale Gretarsson dał się przepchnąć Kirejczykowi, który dograł do Felixa i tak padła bramka.
Tyle o tym meczu. Naprawdę nie chce nam się zajmować nim więcej, na jakieś szersze analizy dobrego punktowania Piasta w tym roku czy żenującej gry Śląska przyjdzie jeszcze czas.
Wyobraźcie sobie bowiem, że najciekawszym wątkiem tego meczu były kible. Ostatnio pisaliśmy instrukcję obsługi toalet dla kibiców Lecha Poznań, którzy podczas wyjazdu na stadion Widzewa zdemaskowali swój brak umiejętności korzystania z pisuaru, mydelniczki oraz umywalki.
Śląsk Wrocław poszedł w drugą stronę.
Wystawił bowiem kompletnie zaszczane pisuary oraz umywalki pełne błota. Ponoć to przez to, że w sobotę obok stadionu był Runmageddon i taki syf został. W sumie niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zostawił ciuchów na fotelu, bo “jeszcze będzie je nosił”. Albo nie odstawił naczyń do zlewu, bo “pozmywa jutro, jak się zbierze ich więcej”. Albo zostawił syf spod butów w przedpokoju w piątek, bo “będzie w sobotę odkurzał”.
.@SlaskWroclawPl jak wam kurwa nie wstyd wpuścić ludzi na mecz i ludzie którzy chcą w przerwie skorzystać z toalety zastają coś takiego ? To na oporowskiej w toi toiu jest lepiej. Ktoś to kontroluje ? pic.twitter.com/VosiYMuuGf
— Adam z Tłytera (@AdamzTT1947) April 6, 2023
Ale tak poważnie – ile jeszcze pieniędzy miejskich musi zostać przeżarte przez Śląsk Wrocław, by tam działało cokolwiek? Pierwsza drużyna – kręci się wokół spadku, w Pucharze Polski zlał ją KKS Kalisz. Akademia? Jakoś nie widzimy tych wychowanków, którzy szturmowaliby ligi zagraniczne. Frekwencja? Stadion świeci pustkami. Marketing? Jest jak jest.
Wydawałoby się, że w takich warunkach można zachować jakieś minimum sanitarne. Po kilkunastu latach korzystania z uczelni publicznej nie oczekujemy, że w każdej toalecie będzie mydło. Ale, kurwa, pełne pisuary? Błoto (mamy nadzieję, że to tylko błoto) w umywalkach?
Co będzie dalej? Grzyb na ścianach, obsrane klamki, szczury kręcące się po pomieszczeniach?
A, nie, sorry, z tym ostatnim to Wrocław już się zmaga.
Ludzie, dbajcie chociażby o jakieś minimum. Wrocław to naprawdę ładne miasto, całkiem przyjemna miejscówka na weekendowy wypad. Tymczasem na mieście szczury, a kible przelewają się od szczyn. Powoli przestaje nas dziwić tak żenująca frekwencja na wrocławskim stadionie, bo równie dobrze można nawalić sobie w spodnie. Wrażenia podobne, zapach zbliżony, a przynajmniej ciepło się zrobi.
Czytaj więcej o Ekstraklasie: