Reklama

Kręcidło: Nowy selekcjoner, jeszcze większe problemy. Hiszpanie już tęsknią za Luisem Enrique

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

29 marca 2023, 19:32 • 6 min czytania 7 komentarzy

Luis de la Fuente zapowiadał rewolucję, ale zawiódł go plan A, plan B, plan C i plan D. Reprezentacja Hiszpanii zawiodła w dwóch pierwszych meczach za kadencji nowego selekcjonera i – choć wydawało się to niemożliwe – lokalni kibice już tęsknią za Luisem Enrique.

Kręcidło: Nowy selekcjoner, jeszcze większe problemy. Hiszpanie już tęsknią za Luisem Enrique

Gdyby po porażce 0:2 ze Szkocją Luis Enrique powiedział, że „w gruncie rzeczy jest usatysfakcjonowany z gry zespołu” i że „ten mecz pokazuje, iż jego drużyna jest na dobrej drodze”, to zostałby ukrzyżowany przez hiszpańskie media. Luis de la Fuente jeszcze ma kredyt zaufania, ale po pierwszym zgrupowaniu znacząco się on zmniejszył. Nowemu szkoleniowcowi zależało na tym, by odciąć się grubą kreską od ery poprzednika. 61-latek zafiksował się na tym, by zbudować La Roję od zera, ale gdzieś się w tym pogubił. Na pytanie, co konkretnie pragnie stworzyć, odpowiedzi nie zna nikt. Nawet sam selekcjoner.

Hiszpania bez tożsamości

Jednym z głównych zarzutów do Luisa Enrique było to, że jego drużyna była jednowymiarowa. Selekcjoner miał wizję i powoływał wyłącznie piłkarzy do niej pasujących. W uproszczeniu efekt był taki – gdy Hiszpanie mieli swój dzień, ogrywali każdego; gdy mieli gorszy, mieli kłopoty ze słabeuszami. Teraz de la Fuente ma plan A, plan B, plan C i plan D, ale żaden nie działa. La Roja męczyła się i grając z Iago Aspasem w linii środkowej, i z Joselu na szpicy, i w systemie z dwoma snajperami. Nie było płynności w grze ani z typowymi skrzydłowymi (Yeremi Pino, Nico Williams), ani bez nich (Mikel Oyarzabal). Zespół nie umiał przekuć dominacji w posiadaniu piłki na realną kontrolę nad meczem. Nie kreował zagrożenia i po atakach środkiem, i po akcjach skrzydłami. Nie działały nawet dośrodkowania, które były jednymi z najczęściej trenowanych zagrań podczas zajęć z nowym szkoleniowcem i których na Hampden Park było aż 31.

Jednym z głównych haseł po wtorkowym blamażu w Glasgow jest to, że z Luisem Enrique nie zawsze szło dobrze, ale jego ekipa przynajmniej zawsze miała wyraźną tożsamość. Ekipa de la Fuente próbuje być przygotowaną na kilka różnych scenariuszy, ale żaden z nich nie jest dopracowany, więc efekty nie mogą być dobre.

Reklama

Niekontrolowany chaos

Po raz pierwszy od dawna, Hiszpanie nie mają pojęcia, jakiego stylu mogą spodziewać się po swojej kadrze. De la Fuente chciał dać szansę każdemu z zawodników, dlatego przed meczem ze Szkocją dokonał aż ośmiu zmian w jedenastce. Efekt był katastrofalny, bo trener wprowadził chaos i nie umiał usprawnić gry drużyny, która w marcowych spotkaniach prezentowała się po prostu słabo. W starciu z pozbawioną Erlinga Haalanda Norwegią (3:0) wynik był zdecydowanie lepszy niż gra, bo Joselu dwie bramki zdobył dopiero w samej końcówce, a Skandynawowie byli naprawdę godnymi rywalami dla La Rojy. Szkoci dwa gole strzelili po ewidentnych błędach obrońców, jasne, ale oddali nawet więcej strzałów i byli znacznie konkretniejszym zespołem.

Musimy uszanować styl przeciwników, ale dla mnie to nie jest futbol. To prowizorka. Grają na czas, prowokują rywali, ciągle kładą się na murawie. Trudno jest wygrywać z rywalem, który nie chce grać w piłkę – narzekał Rodri, który w podobnym tonie wypowiadał się też po odpadnięciu Hiszpanii z mundialu. Mimo zmian w kadrze, mecze w Katarze i w Glasgow były podobne. La Roja atakowała desperacko, próbowała zdobyć bramkę po którymś z dośrodkowań w pole karne, ale te piłki z łatwością wybijali defensorzy rywali.

Niekończące się wymówki

Dziś nie wierzę w tę drużynę tak, jak jeszcze kilka tygodni temu – przyznał Kiko Narvaez, kolega Romana Koseckiego z Atletico Madryt i obecny ekspert radia Cadena SER. Wizerunek reprezentacji został solidnie nadszarpnięty. – Gdzie nie spojrzysz, tam katastrofa. Mnóstwo błędów indywidualnych. Nieustannie spóźnieni piłkarze. Ofensywna bezsilność. Brak rozwiązań problemów. Tej Hiszpanii także nie da się pokochać. Ta poprzednia nie upadała jednak tak nisko – to fragment relacji w dzienniku „ABC”. W eliminacjach wielkiego turnieju różnicą dwóch goli nie przegrała od siedemnastu lat. Ostatnią dwubramkową porażkę poniosła siedem lat temu – w 1/8 finału Euro 2016.

Znany statystyk, MisterChip, uznał wpadkę na Hampden Park za jedną z pięciu najbardziej wstydliwych porażek w historii La Roja. – Poprzednie cztery doprowadziły do trzęsienia ziemi – zaznaczył. Na razie, nikt w siedzibie federacji w Las Rozas nie myśli o zmianie selekcjonera, jednak martwiący jest brak samokrytyki zarówno samego szkoleniowca („Nie zmieniłbym nic z pomysłu, który przekazałem zawodnikom”) jak i piłkarzy, którzy uraczyli kibiców formułkami typu: „Szkoci mieli dwie szanse i je wykorzystali”, „Zabrakło nam tylko skuteczności” czy „Zagraliśmy naprawdę dobry mecz„.

Nowy selekcjoner, stare błędy

Błagam, nie zaczynajmy już gadki o wątpliwościach – rozkładał ręce Rodri. Jednak w kraju, który ma pięćdziesiąt milionów selekcjonerów, powstała już „lista wstydu” de la Fuente i jego zawodników. Kłopotem jest wrażliwość defensywna. Prawi obrońcy – Pedro Porro i Dani Carvajal grali fatalnie. Każdy z ofensywnych wypadów Norwegów i Szkotów sprawiał defensorom ból głowy. Szkoleniowiec w trzy dni wymienił dosłownie całą formację obronną. Brakowało charakteru, reakcji na kryzys, wyraźnego lidera, który umiałby wstrząsnąć drużyną. Jedenastka, która wyszła na Hampden Park, miała w sumie mniej występów w narodowych barwach (155) niż Sergio Ramos (180), z którego trener zrezygnował.

De la Fuente postawił z kolei na swoich „synków”, podobnie zresztą jak w przeszłości Luis Enrique. Miejsca Ferrana Torresa, Pablo Sarabii czy Carlosa Solera, którzy powoływania otrzymywali niezależnie od formy czy liczby rozegranych minut, zajęli Mikel Oyarzabal (23 proc. minut w Realu Sociedad) czy Dani Ceballos (29 proc. minut w Realu Madryt). Trudno obejść się wrażeniu, że 61-latek chciał skopiować model z prowadzonych przez siebie młodzieżówek i zastosować go w dorosłej reprezentacji, jednak to nie wypaliło. Być może de la Fuente do końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że porażka kadry do lat 21 jest traktowana inaczej niż ta dorosłej La Rojy?

Reklama

Długi cień Luisa Enrique

Selekcjoner próbował eksperymentować, jednak efekty były złe. Być może to kolejny dowód na to, że Hiszpanie oddalają się od elity? W jedenastce w Glasgow nie było ani jednego zawodnika Barcelony oraz Atletico. Był tylko jeden piłkarz Realu – rezerwowy Dani Ceballos, a także dwóch graczy regularnie występujących w Champions League – Rodri z Manchesteru City i Kepa Arrizabalaga z Chelsea. O sile zespołu decydowali gwiazdorzy średniaków z LaLiga: Valencii (José Gaya), Espanyolu (Joselu), Osasuny (David Garcia) czy Celty (Iago Aspas). Pod względem personalnym, nie można zestawiać tej drużyny z potęgami z 2010 czy 2012 roku, opartymi o ówczesnych liderów najlepszych klubów na świecie. Dlatego też trudno oczekiwać od niej sukcesów.

Przy obecnym formacie eliminacji, o awans na mistrzostwa Europy zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego obawiać się nie muszą, jednak o finały Ligi Narodów już tak. Czerwcowe mecze będą dla de la Fuente prawdopodobnie jedyną okazją, by pokazać, że wyciągnął wnioski. W przypadku klęski może szybko pożegnać się z pracą. Tym bardziej że dla prezesa federacji Luisa Rubialesa nie był ani planem A, ani planem B, ani nawet planem C. 61-latek ma kontrakt do końca mistrzostw Europy, jednak nikt w Las Rozas nie wyklucza się scenariusza, w którym latem Hiszpanie będą szukać nowego szkoleniowca. Szczególnie że „runrun” – szept ludu, ma w tym kraju naprawdę wielkie znaczenie. De la Fuente może chcieć za wszelką cenę pokazywać, że jest inny niż poprzednik, ale cień rzucony przez Luisa Enrique jest naprawdę długi.

JAKUB KRĘCIDŁO, Canal+ Sport

Czytaj więcej o LaLiga:

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

7 komentarzy

Loading...