David Badia trenerem Lechii Gdańsk. David, nie Gerard. Klub z Trójmiasta zaskoczył wyborem nowego szkoleniowca, bo mimo wszystko trudno było zakładać, że przed decydującymi meczami w walce o utrzymanie postawi na obcokrajowca, który nigdy w Polsce nie pracował i polskiej ligi po prostu nie zna. Kim jest ten człowiek? Dlaczego opinie na jego temat są tak skrajne? Co może przemawiać za tym, że jednak w Lechii mu się uda?
Badia piłkarzem był słabym. Na początku tego wieku trafił nawet do Sturmu Graz (dzielił szatnię z Kazimierzem Sidorczukiem) z prowincjonalnego CE Premia, ale w barwach ówczesnego austriackiego potentata nawet nie zadebiutował w lidze i poprzestał na występach w Pucharze Austrii. Później doznał kontuzji i szybko dał sobie spokój z kopaniem, przechodząc na trenerską stronę.
David Badia – historia nowego trenera Lechii Gdańsk [SYLWETKA]
Jeśli chodzi o to, kogo 48-letni Hiszpan zna i z kim współpracował, lista wygląda imponująco. W Antalyasporze był asystentem Leonardo, późniejszym dyrektorem Milanu i PSG. W Fenerbahce pomagał Erwinowi Koemanowi i Philippowi Cocu. W tamtym okresie zaprzyjaźnił się z Gutim, który pracował w innym stambulskim gigancie – Besiktasie, co później zaowocowało ściągnięciem go przez legendę Realu Madryt do swojego sztabu w Almerii. Wcześniej, przed wejściem do dorosłej piłki, Badia przez kilka lat był zatrudniony w Barcelonie, odpowiadając nie tylko za szkolenie młodzieży, lecz także za organizowanie kampusów w zagranicznych filiach La Masii. Dzięki temu pojeździł sobie po świecie, zwiedzając USA, Kanadę, Japonię i kraje Europy. Widział futbol w przeróżnym wydaniu.
Doskonale jednak wiemy, że co innego być członkiem sztabu czy jakimś dyrektorem w nawet bardzo renomowanym miejscu (pozdrawiamy Romeo Jozaka), a co innego samodzielnie pracować jako trener. To zupełnie inna para kaloszy. Przykład Badii w sporej mierze to pokazuje.
Debiut z Eto’o i Nasrim
Na poważnie na własnym rachunek działa dopiero od niewiele ponad roku, gdy dostał posadę w cypryjskim Ethnikosie. Przed otwarciem tego rozdziału miał w CV jedynie pięć meczów jako tymczasowy trener Antalyasporu: jeden we wrześniu 2017 i cztery na przełomie 2017 i 2018 roku. Trzeba przyznać, że miał tam z kogo wybierać. Gdy debiutował z Osmanlisporem i wygrał 3:0, w ataku wystawił Samuela Eto’o, na “dziesiątce” Samira Nasriego, a z ławki wpuścił Jeremy’ego Meneza. Drugi epizod dotyczył już poważnego kryzysu finansowego klubu: odszedł Leonardo, odszedł stary prezes, odeszli Eto’o i Nasri. Nic dziwnego, że z czterech spotkań wygrał tylko jedno, a później się pożegnał, bo doszło do nowego rozdania.
Musiały minąć kolejne cztery lata, nim Hiszpan na dobre został pierwszym trenerem. W grudniu 2021 przejął stery w Ethnikosie Achnas, który zamykał tabelę cypryjskiej ekstraklasy. Spotkał tam znanego dobrze z polskich boisk Igorsa Tarasovsa i odstrzelonego przez Petera Hyballę po paru treningach w Wiśle Kraków Tima Halla. Po kilku tygodniach do zespołu dołączył Kamil Wojtkowski. Badia czysto wynikowo furory w Ethnikosie nie zrobił. W pierwszych siedmiu ligowych meczach wygrał jeden, pozostałe przegrał. Dopiero na sam koniec drużyna zrobiła postępy i nawet sensacyjnie pokonała na wyjeździe Omonię Nikozja prowadzoną przez Henninga Berga.
Półfinał z jednym klubem, porażka z drugim
Jednocześnie Ethnikos przeszedł dwie kolejne rundy w Pucharze Cypru i doszedł do półfinału. Miał się w nim zmierzyć z AEK-iem Larnaka i Badia wziął udział w tym dwumeczu, ale już jako trener… AEK-u. – Jego odejście stanowiło dla nas duże zaskoczenie. Pojechałem na zgrupowanie łotewskiej kadry i właśnie wtedy dowiedziałem się, że idzie do Larnaki. Nikt z chłopaków nie był na to przygotowany, wcześniej nie pojawiały się żadne sygnały. Nie znaczy to, że mieliśmy wielki żal do trenera, nie odchodził z klubu w gorącej atmosferze, nie palił mostów – opowiada nam Tarasovs.
Władze klubu z Larnaki uznały, że będzie on dobrym kandydatem do uratowania sezonu. AEK jeszcze na starcie 2022 roku otwierał tabelę pod wodzą Davida Catali i zamierzał bić się o tytuł, ale znajdował się już wtedy na początku kryzysu. Catala z ostatnich trzynastu kolejek wygrał zaledwie trzy i podczas marcowej przerwy reprezentacyjnej doszło do wymiany Hiszpana na Hiszpana. Badia zaczął od porażki z Pafos, by potem trzykrotnie zwyciężyć i trzykrotnie zremisować, co w dość kiepskim stylu, ale jednak pozwoliło doczłapać do wicemistrzostwa.
Cieniem na tej krótkiej kadencji rzuca się pucharowy dwumecz z Ethnikosem, który sensacyjnie wygrał go 5:2 (2:1 i 3:1, jednego z goli strzelił Tarasovs), a w finale poległ z Omonią dopiero po rzutach karnych. Niewiele brakowało, żeby zespół spadający do drugiej ligi cypryjskiej wywalczył przepustki na międzynarodową arenę!
– Wyszło, że ograł sam siebie, bo graliśmy tak, jak nas nauczył (śmiech). Z drugiej strony element zaskoczenia też był. Ustawiliśmy się zupełnie inaczej, na trójkę stoperów z wahadłowymi. To rywali zaskoczyło, bo byli nastawieni, że wyjdziemy jak zawsze na czwórkę z tyłu. W rewanżu to powtórzyliśmy. Byliśmy naprawdę mocno zmotywowani, ale nie przeciwko trenerowi. Czuliśmy, że prawdopodobnie spadniemy, więc chcieliśmy zrobić coś pamiętnego w Pucharze Cypru i trafić do europejskich pucharów. Z trenerem normalnie się przywitaliśmy, nikt nie chciał mu czegoś udowadniać – zapewnia Tarasovs.
Stracona szatnia w Larnace
Zadziwiające jest to, jak różnie ocenia się pracę Davida Badii w tych dwóch miejscach. Jeśli chodzi o AEK Larnaka, jest ona wybitnie negatywna. Po dobrym pierwszym wrażeniu (“chciał grać w piłkę”), szybko nic nie zostało, bo nowy trener zraził do siebie cały zespół, po miesiącu wszyscy mieli go dość. Reakcje nieadekwatne do sytuacji, niesłowność, dwulicowość, dołowanie zawodników, brak jakiegokolwiek wyczucia w relacjach – takie rewelacje można było usłyszeć.
Zupełnie inaczej Badię postrzega Tarasovs. – Słyszałem te opinie za okres w AEK-u Larnaka. Ważne jest to, jakie masz charaktery w szatni. AEK to klub z szeroką kadrą, zawsze jacyś zawodnicy są niezadowoleni, że nie grają i tak dalej. Szczerze mówiąc, na Cyprze wielu piłkarzom z tych czołowych klubów wydaje się, że są super gwiazdami, bo kiedyś grali w topowych ligach czy Lidze Mistrzów. W pucharze wygraliśmy z AEK-iem dwa razy i to nie była wina trenera, bo on na boisko wejść nie może. Jeśli twoi zawodnicy w odpowiednim momencie nie chcą wstawić głowy czy nogi i nie walczą o każdy skrawek boiska, to możesz przegrać każdy mecz. Nie widziałem u tych zawodników odpowiedniej determinacji przeciwko nam. Może sądzili, że łatwo wygrają – wspomina Łotysz.
I dodaje: – Dyscyplina jest dla niego bardzo ważna, ale nie powiedziałbym, że to trener-zamordysta czy jakiś kat. Miło mi się z nim pracowało. Dla mnie był to jeden z najlepszych trenerów, których spotkałem. U nas w szatni nie było z nim żadnych problemów jako człowiekiem. Nie stawiał siebie ponad drużynę. Wyznawał normalne piłkarskie zasady, że najważniejszy jest klub i jego interes. Mieliśmy dobrą atmosferę, atmosferę pracy. Jeśli masz odpowiednie charaktery w składzie i pełnych profesjonalistów, to Badia się z nimi dogada. W AEK-u mogło mu jeszcze zabraknąć doświadczenia w roli pierwszego trenera, musiał się zmierzyć z szatnią mającą o sobie wyższe mniemanie niż ta w Ethnikosie. Na Cyprze ci z klubów top 6 patrzą z wyższością na resztę i często liczą na zwycięstwa małym nakładem sił. To zupełnie inna sytuacja niż w Ekstraklasie, gdzie zawsze każdy może wygrać z każdym i nigdy nie można odpuścić.
Kontrola z piłką i szybki atak
Naszemu rozmówcy odpowiadało to, jak David Badia patrzył na futbol. – To trener mający swoją filozofię i konkretny pomysł na grę, który potrafi przekazać piłkarzom. Zwraca dużą uwagę na szczegóły, o których niby wszyscy wiedzą, ale później ich nie egzekwują. Na przykład – ułożenie ciała w konkretnych sytuacjach czy jak musi być podana piłka, w jakim kierunku, w jaki sposób. Takie rzeczy przekładają się na wynik – tłumaczy.
Hiszpańskie naleciałości oczywiście też dawały o sobie znać. – Badia chce, żeby jego drużyny dominowały i grały piłką, ale nie na zasadzie tiki-taki, tylko “psychologicznie”, żeby złamać przeciwnika i odebrać mu pewność siebie poprzez kontrolę na boisku. Grasz ze strony na stronę i gdy pojawią się wolne strefy, jak najszybciej przechodzisz do ofensywy – opisuje Tarasovs.
Badia po zakończeniu sezonu nie został w Larnace, choć na odchodne podziękowano mu, że przejmując zespół w trudnym momencie zdołał zakwalifikować się do eliminacji Ligi Mistrzów. Hiszpan pozostał na Cyprze i przyjął ofertę beniaminka Akritasu Chlorakas. Tutaj jednak zupełnie nie ma się czym chwalić: dwie wygrane, remis i aż dziesięć ligowych porażek. Zaczęło się wręcz sensacyjnie, bo od wygranej z Omonią prowadzoną już przez Neila Lennona, ale im dalej, tym było gorzej.
Ostatnie miejsce z beniaminkiem
Dlaczego wyszło aż tak źle? Tarasovs ma swoją teorię: – Z tego, co wiem, filozofia tego klubu opiera się na promowaniu młodych piłkarzy. Jest trzech, czterech starszych zawodników, reszta to znacznie młodsi zawodnicy. W takiej lidze jak cypryjska trudno przetrwać w ten sposób, zwłaszcza że Akritas ma niski budżet. Co by nie mówić o porównaniach z najlepszymi w Europie, piłkarsko to mocna liga, z dużym doświadczeniem w praktycznie każdym zespole. Wszyscy patrzą na wynik, nie na wiek, dlatego chętnie przychodzą tu dobrzy gracze po trzydziestce. Proporcje w składzie powinny wynosić gdzieś 70 do 30 na korzyść doświadczenia, inaczej będziesz miał problemy. Trener Badia musi mieć odpowiedni materiał do pracy, tutaj chyba go zabrakło.
Rzeczywiście, w kadrze Akritasu jest tylko dwóch zawodników po trzydziestce i dwóch 28-latków. Zdecydowaną większość kadry stanowią piłkarze w przedziale 19-24 lata. Średnia wieku tej ekipy jest zdecydowanie najniższa: 23,9. Jak na realia cypryjskie to niemalże Centralna Liga Juniorów. Średnia drugiego pod tym względem Enosis to 25,1, a trzeciego Arisu Limassol 26,0. Przepaść.
Badia kolejne niepowodzenia tłumaczył tym, że generalnie gra wygląda dobrze, ale potem drużyna w naiwny sposób traci bramki i przegrywa. Kibiców niekoniecznie to przekonywało. Przed meczem z poprzednim pracodawcą Hiszpana domagali się jego odejścia.
Doszło do niego kilka tygodni później. 2 grudnia ubiegłego roku Akritas przegrał 0:2 na stadionie Doxy i Badia został zwolniony. – Dostaliśmy zapewnienie, że drużyna może się odbudować, ale tak się nie stało. Nie obwiniamy tylko trenera. Swoje błędy też popełniliśmy. Każdego jednak ocenia się po wynikach, a występy zespołu nie były zgodne z oczekiwaniami. Rozmawiałem z nim wiele razy, mieliśmy też pewne problemy z zarządzaniem zawodnikami. Walczyliśmy do końca, aby zatrzymać pana Badię, który był nienagannym profesjonalistą i zawsze ciężko pracował – mówił w radiowym wywiadzie prezes klubu Vassilis Theodorou.
Czyżby znów pojawiły się zgrzyty w relacjach z szatnią?
Inna sprawa, że materiał, którym Badia dysponował musiał być naprawdę wątpliwej jakości. Po jego odejściu Akritas spisuje się jeszcze gorzej. Z dwunastoma punktami w dwudziestu sześciu meczach wyraźnie odstaje od reszty stawki.
Szansa dla obu stron
Trzy krótkie podejścia na Cyprze: jedno wicemistrzostwo i stracona szatnia oraz dwa spadki. Nie wróży to dobrze Lechii, choć Tarasovs pozostaje optymistą. – Sądzę, że to dobry ruch dla obu stron, wzajemnie siebie potrzebowały. Z jego filozofią piłki i podejściem do pracy, powinno być dobrze. Jeśli drużyna będzie go słuchała, każdy zawodnik na tym skorzysta i się rozwinie – przekonuje Łotysz, który obecnie występuje w drugiej lidze cypryjskiej dla Ypsonas FC.
Pytanie, czy Badia znajdzie wspólny język z tak mocnymi charakterami jak Dusan Kuciak czy Flavio Paixao. Może być ciekawie.
Okoliczności debiutu Hiszpana wydają się sprzyjające, bo do Gdańska przyjedzie Śląsk Wrocław, w szeregach którego zabraknie wykartkowanego Johna Yeboaha. Później może być znacznie trudniej: Pogoń, Cracovia, Raków. Nowy szkoleniowiec nie ma czasu na powolne wdrażanie swojej wizji, punkty są potrzebne tu i teraz. Inaczej w Gdańsku latem zagości pierwsza liga.
CZYTAJ WIĘCEJ O LECHII GDAŃSK:
- Pracownicy vs Paweł Żelem. „Traktuje ludzi jak szmaty”,”to był mobbing”
- 41 scen z życia Lechii Gdańsk. Przy wieloletnim bałaganie spadek nie będzie sensacją
Fot. FotoPyk/400mm.pl/Newspix