Reklama

O wyższości Ancelottiego nad Kloppem i Realu nad Liverpoolem

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

15 marca 2023, 23:31 • 4 min czytania 22 komentarzy

Kilka miesięcy temu Florentino Perez wygłosił długie przemówienie do socios Realu Madryt. Narzekał, że futbol choruje, bo Federer, Djoković i Nadal zagrali ze sobą setki razy w ciągu ostatnich dwóch dekad, a Królewscy mierzyli się z Liverpoolem tylko dziewięć razy na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu lat. Za mało hitów, za mało szlagierów, za mało wielkiej piłki nożnej. No i co? Sens jest prosty: nadeszła faza pucharowa Ligi Mistrzów i cały świat znów dowiedział się o pięknej wyższości Realu nad Liverpoolem.

O wyższości Ancelottiego nad Kloppem i Realu nad Liverpoolem

Jurgen Klopp przyjechał do stolicy Hiszpanii i rzucił, że The Reds mają jeden procent szans na odwrócenie losów tego dwumeczu. To i tak więcej niż rachował po pogromie na Anfield. Carlo Ancelotti przekonywał zaś, że presja leży tylko i wyłącznie po stronie Królewskich, ale zbyt starym wyjadaczem jest Włoch, żeby komukolwiek mydlić oczy, katastrofalna wywrotka mu nie groziła. On wiedział, że tego przegrać się nie da. Szczególnie, kiedy Luka Modrić, Eduardo Camavinga i Toni Kroos rozgrywają zawody na kosmicznym poziomie, a Karim Benzema pakuje gola na jednej nodze.

Wdzięk dominacji 

Liverpool mógł strzelić jakiegoś gola. Dwie niezłe sytuacje miał Nunez, skiksował Jota, spróbował Gakpo, zakręcił się Elliott. I tyle. Tylko tyle. Mało, jak na zespół, który nie miał nic do stracenia i musiał załadować przynajmniej trzy bramki, żeby marzyć o przepchnięciu tego dwumeczu. Ostatecznie The Reds mogli rozłożyć ręce niczym Olaf Lubaszenko w „Psach”: „Nie mam broni, nie mam, kurwa, broni!”. Bo mobilność w środku pola tej drużyny nie istniała. Ale też nic dziwnego, jeśli Klopp posłał na boisko Milnera i Fabinho przeciwko Modriciowi, Kroosowi, Camavindze i Valverde.

Aż bolało od samego patrzenia.

Prowadzony przez tę czwórkę Real był, mhm, szykowny, dystyngowany, kunsztowny. Tak to chyba najlepiej ująć. Choćby te strzały z dystansu z pierwszej połowy. Statystycy futbolu pokazują, że we współczesnym wydaniu tego sportu coraz bardziej odchodzi się od tego typu uderzeń na rzecz bardziej wyrafinowanych akcji i finalizacji z najbliższych odległości, ale na takie soczyste kropnięcia po prostu miło się patrzy. Szczególnie, jeśli ładują piłkarze tak techniczni jak Modrić, Kroos, Camavinga…

Reklama

Nieważne.

To od początku do końca był kozacki mecz środka pola Realu, który kapitalnie regulował tempo i rozprowadzał akcję, zamykał strefy i przestrzenie, dominował rywala w diabelnie wręcz wdzięczny sposób. Królewscy nie musieli się spieszyć, poganiać, wchodzić w wymianę ciosów, żeby Alisson miał więcej pracy niż Courtois. Vinicius powinien skończyć ten mecz przynajmniej z golem, a Benzema z dubletem. I pewnie skończyliby, gdyby Real bił się w jednym z tych swoich szalonych bojów, które serwuje nam w ostatnich latach w Lidze Mistrzów, a nie po prostu dogrywał sobie przesądzony dwumecz z Liverpoolem.

No i przecież: akcja tej dwójki dała gola.

Smak wyższości

To też właściwy moment, żeby napisać o wyższości Carlo Ancelottiego nad Jurgenem Kloppem. Nie ma między nimi żadnej złej krwi. Lubią się. Ostatnio opowiadali o dziwacznej więzi, którą nawiązali po dwóch stronach Liverpoolu podczas pandemii, kiedy jeden trwał na Goodison Park, a drugi na Anfield. Obaj są fenomenalnymi fachowcami. Wpłynęli na piłkę nożną. Na ten moment jednak trudno nie odnieść wrażenia, że w historii futbolu ważniejsze miejsce zajmuje Włoch.

Ancelotti jest jednym trenerem w historii europejskiego futbolu, który poprowadził swoje drużyny do mistrzostw krajów we wszystkich pięciu najlepszych ligach Starego Kontynentu: mistrzostwo Włoch z Milanem w 2004 roku, mistrzostwo Anglii z Chelsea w 2010 roku, mistrzostwo Francji z PSG w 2013 roku, mistrzostwo Niemiec z Bayernem w 2017 roku, mistrzostwo Hiszpanii z Realem w 2022 roku. Jest też jedynym trenerem w historii Ligi Mistrzów, który wygrał te rozgrywki aż czterokrotnie.

Reklama

Ancelotti wygrał dużo więcej trofeów niż Klopp i częściej triumfował w bezpośrednich starciach z Niemcem. Teraz też wygrał. I to aż dwa razy. Albo trzy, jeśli liczyć dwumecz jako całość. Klopp zaś ewidentnie cierpi na kontaktach z hiszpańskim futbolem. Sześć ostatnich edycji Ligi Mistrzów? Jedno zwycięstwo, pięć przegranych dwumeczów w fazie pucharowej, z tego wszystkie z drużynami z Madrytu: raz Atletico, cztery razy Real.

To musi boleć.

Może jednak na koniec coś o zwycięzcach?

Ancelotti mawia, że „im więcej jesz, tym bardziej jesteś głodny”.

I chyba ma rację.

Real Madryt 1:0 Liverpool

Benzema 78′

Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

22 komentarzy

Loading...