Okoliczności, w których Górnik Zabrze usilnie próbuje się rozstać z Bartoschem Gaulem, by jednocześnie starać się sprawiać wrażenie, że wcale zbyt mocno nie próbuje, spychają na dalszy plan dyskusję o samym trenerze i o efektach jego już blisko dziewięciomiesięcznej pracy przy Roosevelta. Czy urodzony w Bytowie 35-latek zasługuje na zwolnienie? Co może go bronić lub przynajmniej być okolicznością łagodzącą? Mam tu ambiwalentne odczucia, ale w tym momencie spróbuję choć trochę stanąć w jego obronie.

Piszę „spróbuję”, ponieważ uważam, że o ile jesienią miał on wiele usprawiedliwień, o tyle wiosną okres ochronny dla niego się kończy.
Władze Górnika największy błąd popełniły już na starcie, kopiąc w cztery litery Jana Urbana. Nie jestem przesadnych fanem tego trenera, ale ósme miejsce w tamtym sezonie należy traktować jako wynik co najmniej dobry. I gdyby tylko sprawy boiskowe decydowały, pewnie Urban pracowałby dalej. Wiadomo jednak, że nie one przesądziły o jego losach, otrzymaliśmy kolejny mięsisty rozdział do sagi z uniwersum polskiej piłki. W każdym razie klamka zapadła, trzeba było szukać kogoś nowego. Z polecenia Lukasa Podolskiego padło na Gaula, którego doświadczenie kończyło się na czwartoligowych rezerwach FSV Mainz. Trudno takim CV zaimponować, ale jednak chodziło o niemiecką szkołę, inne spojrzenie na futbol, a do tego Gaul normalnie mówił po polsku, więc problemy komunikacyjne na starcie odpadały.
Bartosch Gaul w Górniku Zabrze: ocena dotychczasowej pracy
Nie ukrywam: fajnie się na wstępie czytało jego opowieści. Intensywność, wysoki pressing, intensywność, odważna gra i chyba jeszcze nie wspomniałem o intensywności. W tej ostatniej kwestii piłkarzom Górnika miało naprawdę wiele brakować nawet do rezerw Mainz. „Facet nie pierdzieli się w tańcu” – można było pomyśleć. Jednocześnie z miejsca stało się jasne, że podejmuje się naprawdę trudnego zadania z takimi deklaracjami.
– Idę w ryzyko, bo wiem i liczę się z tym, że potrzebujemy czasu. Tylko jeśli nie zmienilibyśmy tego teraz, za pół roku bylibyśmy w tym samym miejscu. Musielibyśmy zmienić system – grać pasywnie, czekać, co zrobi przeciwnik i przy okazji jechać z kontrą. Takiego stylu nie chcę, nie jestem do niego przekonany – zapowiadał w „Przeglądzie Sportowym”, dodając, że zespół potrzebuje jeszcze kilku miesięcy, aby osiągnąć 10/10 w zestawieniu z tym, co widział w Mainz.
Gaul na pewno może się tłumaczyć tym, w jaki sposób tworzona była kadra Górnika. Latem z Zabrza odeszło pięciu kluczowych zawodników: Przemysław Wiśniewski, Adrian Gryszkiewicz, Bartosz Nowak, Krzysztof Kubica i Alasana Manneh, do tego sprzedano będącego stałym elementem rotacji Dariusza Stalmacha. Dwaj pierwsi wyjaśnili swoją przyszłość jeszcze przed przyjściem młodego szkoleniowca, trzech następnych zmieniło kluby już w trakcie sezonu i zdążyło zadebiutować pod jego wodzą. Można dyskutować, że na przykład Manneh od pewnego czasu obniżał loty, ale tak czy siak nadal był ważnym ogniwem. Fakty są takie, że na „dzień dobry” Gaul pożegnał dwóch z trójki podstawowych stoperów i w zasadzie cały środek pola.
Do tego niewypełniona pozostawała luka po zimowej sprzedaży Jesusa Jimeneza. Za kadencji Urbana w jego miejsce wypożyczony z Łudogorca został Higinio Marin, ale po jednej rundzie się zawinął i nie udało się go wykupić. A szkoda, bo dziś nieźle radzi sobie w LaLiga2 w barwach Albacete (27 meczów, 8 goli, 2 asysty). Nowego napastnika w osobie Szymona Włodarczyka sztab szkoleniowy musiał wprowadzać od zera.
Późne transfery i kontuzje
Jakby tego było mało, na początku września poważnej kontuzji doznał ostatni podstawowy stoper z poprzedniego sezonu, czyli Rafał Janicki. Wypadł na resztę rundy. Od 10. kolejki Gaul musiał więc rzeźbić w niemal całkowicie nowym materiale jeśli chodzi o obronę i drugą linię oraz tworzyć atak w osobie wspomnianego Włodarczyka, który dopiero zaczynał poważne seniorskie granie.
Nową twarzą był także Kevin Broll w bramce, ale to akurat kamyczek do ogródka Gaula. Broll więcej zawalił niż pomógł i zdecydowanie za długo dostawał kredyt zaufania. Pewniejszy Daniel Bielica udanie zastąpił go z Legią i mimo to wrócił na ławkę. Dopiero kolejne słabe występy konkurenta sprawiły, że Bielica został numerem jeden. Brolla już w Zabrzu nie ma, ze słów trenera wynikało, że nie podołał również w kwestiach pozasportowych. Transfer-porażka.
Skoro tylu zawodników odchodziło, siłą rzeczy wielu musiało przyjść. Latem łącznie sprowadzono jedenastu piłkarzy, tyle że większość późno lub bardzo późno. Obóz w Opalenicy od początku do końca przepracowali jedynie Paweł Olkowski i Szymon Włodarczyk. Broll dotarł na niego w połowie, a Jonatan Kotzke na sam koniec, głównie po to, żeby przywitać się z kolegami.
Reszta była kontraktowana jeszcze później, już po starcie rozgrywek.
- Richard Jensen 20 lipca
- Robin Kamber 16 sierpnia
- Amadej Marosa 29 sierpnia
- Kryspin Szcześniak 30 sierpnia
- Kanji Okunuki 31 sierpnia
- Blaż Vrhovec 2 września
- Emil Bergstroem 27 września (!)
Do tego nie wszyscy wcześniej regularnie grali w poprzednich klubach. Bergstroem od lutego uzbierał 12 minut w Willem II, a Kotzke 49 w FC Ingolstadt. Kamber ostatni pełny występ w drugiej lidze szwajcarskiej zaliczył w połowie kwietnia. Vrhovec w Anorthosis od 6 lutego nie rozegrał więcej niż godziny. W rytmie meczowym znajdował się tylko Okunuki, który jeszcze 20 sierpnia rozegrał 75 minut na zapleczu japońskiej ekstraklasy, a dwa tygodnie później debiutował w Płocku. Nic dziwnego, że to właśnie on szybko zaczął zbierać dobre recenzje.
Defensywa w ciągłej budowie
Mało który z nowych normalnie przepracował letnie przygotowania, każdy znajdował się na innym pułapie. Ktoś powie: nic wyjątkowego w polskich realiach, wielu trenerów musi się zmagać z taką sytuacją. Prawda, ale skala tego zjawiska w Górniku wychodziła jednak poza standardowe ramy. Mówiliśmy o jednym wielkim placu budowy. Na inaugurację sezonu z Cracovią w roli stoperów ustawieni zostali… Olkowski i Janża. Po dwunastu kolejkach na środku obrony zdążyło wystąpić dziewięciu różnych zawodników.
W następnych tygodniach wcale nie było lepiej ze stabilizacją. Niby Jensen i Bergstroem wydawali się pewniakami, do których należało dołożyć Szcześniaka lub Paluszka (z niezrozumiałych względów wyżej stały akcje tego pierwszego), ale praktyka wymuszała kolejne zmiany. Z Wartą meczu nie mógł dokończyć Bergstroem (wszedł Szcześniak), z Widzewem pod koniec pierwszej połowy rozsypał się Jensen (wszedł Dadok), z Pogonią w 70. minucie musiał zostać zmieniony Paluszek (wszedł Vrhovec), a na zamknięcie rundy z Miedzią znów zdrowie zawiodło Jensena (wszedł Paluszek). Tutaj można było pytać, czy na pewno obciążenia na treningach są odpowiednio dozowane. Taki Jensen dobrze zaczął w Górniku, ale im dalej w las, tym słabiej się prezentował.
Pod koniec rundy jesiennej wydawało się, że wreszcie coś zaczyna się zazębiać. Gaul całkiem obiecująco wystartował, po trzech meczach miał już na rozkładzie Radomiak i Raków, ale dość szybko nadszedł gorszy okres. Dopiero pod koniec października maszyna ruszyła. Czyste konto z Wartą, efektowne i przekonujące 3:0 z Widzewem, efektowne i jeszcze bardziej przekonujące 4:1 w Szczecinie, którego ukoronowanie stanowiła spektakularna bramka Podolskiego. „Poldi”, podobnie jak sezon wcześniej, dość długo szukał zdrowia i formy. Sierpień i wrzesień mógł spisać na straty, dopiero w październiku wyszedł na prostą. Nie przez przypadek właśnie wtedy wyniki się poprawiły.
Kryzys ciągnący się od listopada
I tutaj dochodzimy do punktu, w którym wszystko się załamuje. Po triumfie z Pogonią Górnik w ciągu dwóch tygodni pozbawił się całego entuzjazmu ze wcześniejszych zwycięstw. Najpierw odpadł z Pucharu Polski z KKS-em Kalisz, później doznał szokującej domowej porażki z Miedzią (0:3), a na koniec w zaległym spotkaniu frajersko poległ w Gdańsku, choć przez większość czasu był drużyną zdecydowanie lepszą.
Mimo to wydawało się, że wyjątkowo długa przerwa zimowa zadziała na korzyść Górnika, zwłaszcza że tym razem nikt istotny z drużyny nie odszedł, a kadrę udało się jeszcze poszerzyć o Damiana Rasaka, Daisukę Yokotę, Borisa Sekulicia, Anthony’ego van der Hurka i Pawieła Pawluczenkę. U niektórych mogliśmy znaleźć oczywisty haczyk, czyli potrzebę nadrobienia zaległości jak w przypadku Sekulicia, ale na papierze znów praktycznie każdy ruch wyglądał co najmniej przyzwoicie.
Z tego względu mam problem z oceną Gaula jeśli chodzi o ten rok. Z Cracovią i może nawet tydzień później z Lechią mógł się tłumaczyć wirusem, który przetrzebiać zespół zaczął jeszcze na obozie w Turcji, ale to tyle. Usprawiedliwienia mające uzasadnienie jesienią powoli tracą swoją moc. Trener niezmiennie deklarował, że nie zejdzie z raz obranej drogi, bo to by znaczyło, że sam nie jest pewien tego, co robi. Rzecz w tym, że o Górniku na wiosnę rzadziej możemy mówić „wynik gorszy niż gra”. Wręcz na odwrót było przy jedynym zwycięstwie w Mielcu, gdy fatalny błąd popełnił dotychczas niepopełniający takich błędów Bartosz Mrozek, a sędzia w kontrowersyjnych okolicznościach nie uznał Stali bramki wyrównującej.
Tracą dużo więcej niż powinni
W kwestii ofensywnej Górnik całościowo – bo w tym roku strzelił raptem trzy gole – wciąż nie wygląda źle. Zdobył 29 bramek, czyli więcej niż 10 innych zespołów, łącznie z szóstą Wartą i siódmą Cracovią. Statystyka goli oczekiwanych wynosi w jego przypadku 28.77, zatem skuteczność jest na poziomie minimum przyzwoitości. Górnik nie robi tu niczego ekstra, ale strzela tyle, ile mniej więcej powinien.
Znacznie gorzej wygląda to w defensywie. 36 strzałów w sieci to czwarty wynik od końca, natomiast różnicę między rzeczywistością a xG dla goli straconych zabrzanie mają najgorszą w lidze. Powinni stracić 28.68 goli, co daje aż 7.32 goli na minusie. Nic dziwnego, gdy przypomnimy sobie wyczyny Brolla czy proste błędy obrońców. Mimo że stoperzy Górnika to raczej nie ułomki (tylko Szcześniak ze wzrostem 181 cm może być określony jako niski), ekipa z Roosevelta straciła już 11 goli po stałych fragmentach – nie licząc rzutów karnych. To najsłabszy wynik w całej stawce razem z Miedzią i Lechią, które – o dziwo – też okupują strefę spadkową.
Zarzutów znajdziemy więcej. Górnik stara się grać odważnie i intensywnie, często tworzył widowiska, ale chwilami było w tym sporo naiwności i braku wyczucia. Okoliczności porażek z Lechią czy Zagłębiem Lubin pokazują to najlepiej, podobnie jak koncertowa gra przez godzinę przy Łazienkowskiej i prowadzenie 2:0, które ostatecznie zostało utracone. Podopieczni Gaula często mają trudności, żeby kontrolować przebieg wydarzeń po objęciu prowadzenia. Z jedenastu meczów, w których pierwsi strzelali gola, zaledwie w pięciu przypadkach kończyli z kompletem punktów. Cztery razy przegrywali, dwa razy remisowali.
Oddaj Górnikowi piłkę
Na swój sposób jest to drużyna łatwa do rozczytania. Jeżeli mierzy się z rywalami, którzy sami chcą atakować, dominować i narzucać swoje warunki, to bywało naprawdę dobrze. Nie przez przypadek Górnik wygrywał z Rakowem, Widzewem i Pogonią, czyli ścisłą czołówką. Rzecz w tym, że tak grające zespoły nadal stanowią mniejszość w Ekstraklasie. Większość przeciwników oddaje Górnikowi piłkę i każe mu się z nią męczyć, samemu czekając na kontrę lub jakiś błąd w tyłach przy agresywniejszym doskoku, o co akurat nietrudno. W całej lidze tylko Lech, Legia, Pogoń i Wisła Płock częściej są przy futbolówce. Również w tym roku zabrzanie przeważnie mają przewagę w posiadaniu (5 meczów na 7, ze Stalą po równo), ale niewiele im ona daje. Przy wysoko ustawionych wahadłowych, średnio mobilnym środku pola i stoperach nie będących wzorami solidności łatwo zostać skarconym. Mamy tu pewien dysonans, gdyż charakterystyka wielu ofensywnych zawodników sugeruje, że najlepiej czują się oni w szybkim ataku, a nie mozolniejszym konstruowaniu akcji.
Wydaje się, że Gaulowi brakuje elastyczności. Postawił na jedną filozofię gry i nie chce jej zbytnio korygować. To częsty problem młodych trenerów-idealistów, co ostatnio pokazywał chociażby Wojciech Łobodziński w Miedzi Legnica. Brną do końca, i albo im wyjdzie, albo spektakularnie utoną.
Zdaję sobie sprawę, w jakich realiach funkcjonuje Górnik Zabrze. Nie są to realia normalne, odsyłam dla przypomnienia do znakomitego tekstu Kuby Białka. Uważam jednak, że pożegnanie Gaula nawet w tym momencie nie byłoby skandalem, choć moim zdaniem warto dać mu jeszcze szansę na wyjście z tarapatów. Skandalem jest to, w jaki sposób klub próbuje tę sprawę rozwiązać. I choćby z tego względu trzymam kciuki za to, żeby Bartosch Gaul wygrał w piątek z Wisłą Płock i poszedł za ciosem. Niektórym osobom naprawdę zrobi się wtedy głupio.
CZYTAJ WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:
- Komunikat Górnika pełen mięsa i konkretów. Wszystko wiemy!
- Górnik chce Grzelaka, a Grzelak chce stabilnego projektu
- Święta wojna Lukasa Podolskiego
Fot. FotoPyK/Newspix
Podolski ma zamiar grać w 1.lidze czy zwija manatki?
Górnik gra słabo, ale intensywnie.
Górnik raczej gra intensywnie słabo.
Trochę szkoda że Górnik gra taki piach. Górny Śląsk zasłużył na więcej klubów w Eksie i to takich walczących o puchary, a nie o spadek 🙁
A od kiedy w e-klasie gra się za zasługi?
Na pocieszenie: ale za to stadion rośnie!
Mnie co innego rośnie. Wanna ride, soczku?
Nie igraj sobie, bo jak wszędzie, i tu tropi się pedofilów…
Tak wszędzie szczególnie w polskim kościele który ma ochronę rządu w tej kwestii.
I nim zaczniesz sie pluć zastanów sie dlaczego żadna publiczna telewizja ani rządowa instytucja nigdy nie wytropiła żadnego koscielnego pedofila
Ona zdaje się nie od tego jest, tzn. od realizowania totalitarnej lewackiej
obsesji i ideologii.
A wy, psie pomioty po prostu macie problem z Bogiem, siłą rzeczy nie mając nic innego do zaoferowania.
A tak czy inaczej, wiara będzie istniała, i już nie tak miłościwa dla was, benkarty ewolucji umysłowej, tzn. ISLAM.
PS a na razie to zajmij sie Trzaskowskim i fundacjami LGBT, bo wszystko idzie od nich,
Co to jest „Benkart”?
Jakiś nowy placek od Grubego Benka?
Siadaj, jeden.
„Mam 20-letniego syna. On by powiedział, jak zachowują się 13-letnie dziewczynki i jakie uskuteczniają prowokacje i jak się pchają do łóżka nie 20-latkom, ale 40-latkom” – w taki między innymi sposób Dorota Stalińska broniła znanego księdza Romana Polańskiego…
Mam to wszystko głęboko w dupie.
A to Pan Janiak na jesień pisał, że Górnik na wiosnę będzie groźny dla czołówki i będzie w pierwszej szóstce ligi. Gratuluję. Ten artykuł to jakieś wytłumaczenie ?.
Bardzo dobrze że górnik upada. Dlaczego? Bo Górny Śląsk to nie Polska. To kraina folksdeutschów. Hanysy to takie same czerwone szmaty jak warszawiacy i kibice legi. Mam nadzieje, że wszytskie te szwabskie kluby z górnego śląska spadną
A ty misiu kolorowy walczysz z Bogiem w którego nie wierzysz?
Wstawaj zesrałeś się.
czyżbyś przestał się przyznawać, że jesteś potomkiem prusaka? Co na to dziadzio gerard?
Szwabski to jest tylko ruch, który niestety wraca do Ekstraklasy.
Największy błąd Gaula to brak elastyczności. Jak się na coś usra to się tego trzyma bez względu na okoliczności. Próbuje grać , ala Bayern długo utrzymujac się przy piłce i rozgrywać po obwodzie, ale nie ma do tego zawodników….za długo też decyduje się na zmiany jak w przypadku Brolla który mu potracił punkty, nie dostosowuje gry pod przeciwnika przez to łatwo Zabrzan przeczytać. I zawalił okres przygotowawczy, drużyna nie ma żadnych automatyzmow bo nie umie się chłop zdecydować kim chce grać.
Bayern nie rozgrywa piłki tak prymitywnie jak Górnik za Gaula, czyli na swojej połowie między obrońcami i bramkarzem. Zgadzam się co do braku taktyki pod konkretnych przeciwników. Trener bez taktycznych umiejętności to żaden trener.
W Górniku a dokładnie w UM Zabrze bo tam decydują co ma się dziać w tym klubie narobili takiego szamba że brak słów bo nikt normalny nie zwalnia trenera co robi wyniki a tym bardziej jest ikona tego klubu a zatrudnia trenera bez doświadczenia bo prowadzić rezerwy czy juniorów to inna szkoła no ale to już inna historia.Kolejna kwestia nieudolności zarządu to tworzenie kominów płacowych co jest nie dopuszczalne kontraktować zawodników bez formy i po grubych kontuzjach.Caryca sama gadała że każda złotówka będzie oglądała na co idzie a jak jest widzimy kłamstwo i trwonienie budżetu na kompletnie nieudolnych zawodników.No i kolejny ważny aspekt by szatnia zrozumiała że Górnik to nie byle jakiś klub i każdy może wylecieć kto nie ma ambicji tu musi być twardą ręką prezesa i dyrektora sportowego.Swietej pamięci Prezes Płoskoń powiedział jasno umowa jest dwu strona czyli każdy piłkarz jest zobowiązany wypracować swoją wypłatę na boisku poprzez wynik.A nie że jest trza mu płacić za obecność po drugie albo jest profesjonalista i gra na 100% albo nie ma honoru i ambicji by powiedzieć że woli rozwiązać kontrakt niż udawać że gra.
Jest jeszcze taka możliwość, że za zatrudnienie IV-ligowego trenera z niemieckiego klubu dostali odpowiednią prowizję. Po co mieliby to zrobić? Po to, żeby trener mógł się uczyć i zdobywać doświadczenie. Oczywiście mowa o niemieckim Maintz.
W Zabrzu powtórzyli ten sam błąd, jaki zdarzył się w Kielcach. Też oczekiwano, że trener z Niemiec dokona cudów, a jedyne co zrobil, to pojechał jeszcze jesień na tym co zostawił Bartoszek, potem brakło prądu, rozwalił drużynę bo stawiał na bałkański szrot. I w Górniku historia się powtarza. Pogoniono Urbana – trenera związanego z Górnikiem, który poukładał zawodników i drużyna zaczęła coś grać. Nie wiem czego w Zabrzu oczekiwano, bo przecież nie pucharów. Już za Brosza udział w pucharach był dla klubu albo raczej dla miasta w pewnym sensie ciosem, dlatego nie rozumiem dlaczego za Urbana miały być puchary? Jeśli kieleckich dzialaczy można usprawiedliwić, bo byli pionierami, to zabrskich w żadnym wypadku. Tu nie ma usprawiedliwienia. Jeśli Górnik spadnie do I ligi, ktoś powinien ponieść tego konsekwencje i powinna to być osoba zarządzająca miastem, bo to ona w imieniu miasta jest wlaścicielem klubu. Jeśli tak się gospodaruje w mieście jak czyni się to w piłkarskim klubie, to dziwi mnie, że Zabrzanie płacą jakiekolwiek daniny na miasto, bo przecież są one w podobny sposób marnotrawione.
P.S. A co do Gaula, jest on fajnym trenerem, ale raczej dla Gazobudowy Zabrze, albo dla Tempa Paniówki.
Ordynarnie wypierdolili Jana Urbana i przyszedl koles Podolskiego Tyle w temacie
Jak słysze tom ich polsko niemieckom godke z przekręcaniem wyrazów, smudopodobnom wymowom i hitlerowskim powarkiwaniem to bym tam ino ciepnoł fajer na to wszystko.
To już niech mówią po niemiecku i nie wkurwiają.
A Gaula po uj analizować. Nie ma czego. Skoro nawet miły pan Janek więcej zrobił rok temu.
Kiedy wejdzie Rysiek Wieczorek na rewir??
„znakomitego felietonu białku” – uśmiałęm się do łez.
Każdy artykuł Białka to pośmiewisko, ten facet nie nadaje się na dziennikarza 🙂