Reklama

Zaczarowane bramki i ormiańskie antidotum

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 lutego 2023, 18:24 • 5 min czytania 31 komentarzy

Panie Bogusławie Wołoszański, prosimy o zajrzenie w wolnej chwili do Płocka, by sprawdzić, kto i w jakim celu zaczarował bramki na tamtejszej arenie. Bo taki obraz meczu to ewidentnie sprawka czarnej magii, uroków, zaklęć czy guseł. Spotkały się ze sobą dwie drużyny chcące grać ofensywną piłkę. Co więcej, a rzadko przy meczach Ekstraklasy możemy to powiedzieć, dwie drużyny, które potrafią grać ofensywną piłkę. Zawodnicy stawali na głowach, żeby coś wepchnąć do siatki. Ataki. Rajdy. Próby z pola karnego. Próby spoza pola karnego. Rzut karny. Nic, kompletnie nic nie chciało wpaść. Antidotum na taki stan rzeczy wniósł na boisko dopiero pewien Ormianin ze świetnie ułożoną lewą nogą.

Zaczarowane bramki i ormiańskie antidotum

Pogoń ma z Biczachczjanem pewien problem. A i sam Biczachczjan ma z Pogonią niekomfortową sytuację. Kiedy piłkarz znajduje się w wyjściowej jedenastce, rzadko jest w stanie pokazać pełnię atutów. Gole? Z sześciu trafień, jakie zaliczył na polskich boiskach, pięć miało miejsce, gdy wchodził z ławki rezerwowych. W samej grze też nie daje „Portowcom” tyle, ile chociażby Kowalczyk. Ma kopyto – bez dwóch zdań. I być może przez to jest skazany na rolę dżokera. Dziś okazał się dżokerem idealnym.

Cały ten mecz to jedna wielka walka o to, żeby coś wpadło. Oglądało się to dobrze, a może nawet i bardzo dobrze. Pogoń w swoim stylu nadawała tempo. Wisła Płock, mimo że tyły przeciekały, chciała ukłuć coś z przodu. Piłkarze zrobili naprawdę wiele, żeby trafić do siatki, lecz futbolowi bogowie mieli na ten wieczór inne plany. Wypiszmy groźne sytuacje, w których zapachniało golem:

  • Furman podaje z rzutu rożnego przed pole karne, gdzie Szwoch posyła świetne uderzenie (Stipica broni)
  • Akcja w stylu „typowy Grosik”, wrzutka do Zahovicia, która nie dociera do adresata, bo przecina ją niepotrzebnie Wędrychowski (dostał mocną burę, a sam strzał mu nie wyszedł)
  • Grosicki kolejny raz odpala turbo, wystawia do Wędrychowskiego, Kamiński jednak górą
  • Trochę ping-pongu w polu karnym kończy się dwiema próbami Zahovicia – pierwsza wylądowała na Chrzanowskim, druga na bramkarzu.
  • Szwoch znów próbuje z dystansu, tym razem w sposób niezaplanowany, piłka po prostu wylądowała pod jego nogami. Uderzył piekielnie mocno, wszyscy tylko stali i patrzyli, jak piłka trafia w słupek.
  • Wędrychowski poklepał z Kowalczykiem, wyłożył piłkę do Grosickiego – ewidentna seta, ale skrzydłowy nie trafia
  • Almqvist poczarował przed szesnastką, po czym huknął tak mocno, jak w pierwszej połowie Szwoch – również w poprzeczkę
  • Kvocera wyszedł sam na sam, ale w kluczowym momencie akcji przegrał walkę z grawitacją.
  • Zahović wychodzi sam na sam, a Kamiński się poślizgnął; nawet to nie umożliwiło Słoweńcowi trafienia, bo strzelił tak, że bramkarz zdążył wrócić.
  • Grosicki posłał miękką wrzutkę do nikogo, a więc Sulek uznał, że zaatakuje własną bramkę – i był blisko, trafił w słupek.
  • Sulek zrobił „Portowcom” kolejną przysługę – pod własnym polem karnym oddał piłkę Grosickiemu, ten jednak zmarnował sytuację.

I właśnie wtedy, po tylu próbach, udało się Biczachczjanowi. Sami widzicie – typowy mecz na jakieś 3:2 dla Pogoni kończył się sporą nerwówką dla jednych i drugich. Dla „Portowców”, bo wiadomo – ciśnienie na lepsze wyniki jest w Szczecinie ogromne. Dla Wisły, bo w tym roku nie wygrała jeszcze meczu.

Reklama

Jeśli chodzi o akcje, które wymieniliśmy, warto zatrzymać się przy dwóch. Pierwsza – rzut karny wykonywany przez Kowalczyka. W pierwsze tempo nie wydawało nam się, by coś poszło nie tak. Kamiński rzucił się w swój prawy róg, strzelec posłał piłkę w środek, z Pogoni zeszło trochę ciśnienia. Dopiero powtórki pokazały, że pomocnik „Portowców” poślizgnął się przy oddawaniu uderzenia i w konsekwencji kopnął prawą stopą o swoją lewą stopę, co jest zagraniem niedozwolonym. Rzadka i niecodzienna sytuacja nie zaskoczyła na szczęście wozu VAR, którego interwencja odwołała trafienie drużyny ze Szczecina.

Był to też pewien symbol tego, jak zaczarowane były dziś bramki. No bo skoro nawet z karnego nie wchodzi, bo wykonawca uderza o swoją nogę…

Druga sprawa, którą chcemy omówić? Martin Sulek. Już przed tygodniem obrońca zaprezentował się jak parodysta, ale Wisła Płock ma takie braki kadrowe, że musiał zagrać także i dziś. No i przebił samego siebie. Doprawdy niemożliwe, co wyprawia ten gość. Jeśli tak dalej pójdzie, to ograniczylibyśmy kompetencje Pavola Stano na ściąganie piłkarzy ze słowackiego rynku, skoro zamierza sprowadzać takich ananasów. Rozegranie? Puścił kilka zapalników. Wiadomo, że Wisła chce zawsze wychodzić spod bramki krótkimi podaniami, co siłą rzeczy prowokuje większą liczbę błędów, no ale Sulek dziś ewidentnie przesadzał. Najbardziej urocze było to, gdy dwa razy chciał pomóc Grosickiemu. Pierwszy – gdy skrzydłowy posłał wrzutkę do nikogo, powinien ją puścić i dać złapać bramkarzowi. Ale nie, musiał zaznaczyć swój udział w akcji, nie bardzo wiadomo po co. I był o krok od samobójczego trafienia, bo piłka po jego zagraniu trafiła w słupek. Niedługo później zgubił piłkę pod własnym polem karnym, z czego Grosicki powinien zdobyć gola. Martin, może śledziłeś wyczyny naszego skrzydłowego w reprezentacji, może lubisz jego rajdy, może jesteś jego fanem, sympatyzujesz, trzymasz plakaty nad łóżkiem. Jeśli tak, to na drugi raz polecamy po prostu poprosić po meczu o koszulkę, bo gdy tylko ktokolwiek będzie do grania, zaraz siądziesz na ławie.

Na ławie w meczu z Koroną nie siądzie za to Bartosz Śpiączka, który upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Napastnik wypożyczony z drużyny beniaminka ma wpisaną w kontrakt klasyczną klauzulę strachu – czyli może zagrać, jeśli „Nafciarze” zapłacą wielką sumę, ale wiadomo, że nie zapłacą. Debiutujący w barwach Wisły piłkarz miał na koncie trzy żółte kartki. No więc władował się bezpardonowo w swojego rywala, obejrzał czwarte napomnienie w sezonie i mecz z Koroną, który i tak spędziłby na trybunach, wykorzysta na odbycie kary za nadmiarową liczbę kartek. 

Swoją drogą – czy był dziś na świecie szczęśliwszy człowiek niż Śpiączka, który usłyszał na odprawie, że ma dostać żółtą kartkę? Nawet dzika radość Biczachczjana, nawet płaczący z radości Kostas, nawet szalejący kibice, którzy tarabanili się przez pół Polski, nie mają podjazdu do tego, co czuł nowy nabytek „Nafciarzy”.

Reklama

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

31 komentarzy

Loading...