Bodo/Glimt od zawsze było dumą północy. Jako pierwszy zespół z tego regionu Norwegii sięgnęło po krajowe trofeum, pozwalając emigrantom zza koła podbiegunowego poczuć dumę z tego, kim są, podczas gdy na południu kraju byli wyszydzani i wyśmiewani jako wieśniacy. Wieśniacy odgryzali się za każdym razem, gdy Glimt podnosiło głowę i sięgało po medale mistrzostw kraju.

Lekcje od pilota, intensywność i oddana społeczność. Kulisy sukcesu Bodo/Glimt

Zjawisko to było jednak niczym zorza polarna — pojawiało się raz na jakiś czas, urzekając wszystkich, po czym znikało, zostawiając wciąż zauroczonych świadków ze smutną czernią nocy. Klub z Bodo robił to samo. Piął się w górę, groził potentatom, żeby rok później popaść w przeciętność, walcząc — często nieudanie — o ligowy byt. Nic dziwnego, że kiedy w 2019 roku ekipa Kjetila Knutsena zdobyła srebrny medal, część środowiska skupionego wokół Glimt szykowała się już na upadek.

Kiedy po 2019 roku udało się utrzymać na szczycie i zdobyć tytuł, byłem zaskoczony. A kiedy w 2021 roku udało się to zrobić ponownie, żeby potem skończyć ligę na drugim miejscu, ostatecznie dotarło do mnie, że historia sprzed lat się nie powtórzy. Klub ma struktury i pomysł, którego się trzyma, niezależnie od tego, co się dzieje — mówi nam Trond Olsen, wieloletni piłkarz Bodo/Glimt.

Jaki to plan? Postanowiliśmy przekonać się o tym na własnej skórze.

Eryk Łukaszka – Polak w akademii Bodo/Glimt i kulisy szkolenia w Norwegii

Sukces Bodo/Glimt. Jak zostali najlepszym klubem w Norwegii?

Fakt, że Olsen, który przecież był częścią drużyny, gdy ta wchodziła w swój najlepszy okres — z Glimt odszedł w 2018 roku — nie dawał wiary w to, że w Bodo można zbudować coś więcej niż chwilową rewelację, jest znamienny. Skrzydłowy dzielił przecież szatnię z Kjetilem Knutsenem i znaczną częścią złotej drużyny.

Patrząc na to, jak rozwija się ten klub, czujesz trochę zazdrości. Chciałbyś być dziesięć lat młodszy, żeby być częścią tej podróży — mówi z lekkim żalem, dodając, że wciąż ma obawy, że ktoś w końcu go uszczypnie i uświadomi, że zespół dojdzie do ściany. – Czasami odnoszę wrażenie, że brakuje im planu „B”, co jest pewnym ryzykiem.

Obawy Tronda Olsena są zrozumiałe. W Bodo/Glimt grał z przerwami od 2001 roku i widział dosłownie wszystko. W 2003 roku sam zdobył wicemistrzostwo Norwegii, wystąpił w pucharowych spotkaniach. Niedługo potem przeżywał spadek do drugiej ligi, z którym wiązały się rosnące problemy finansowe. Drużyna z północy stanęła na skraju bankructwa; norweska federacja groziła jej odebraniem licencji.

W 2009 roku klub prawie zbankrutował, zdarzało się, że pensje przychodziły z dwutygodniowym opóźnieniem. Zostałem sprzedany, co pomogło spłacić część długu, resztę zrobili inwestorzy. W 2014 roku, gdy wróciłem do drużyny, wszystko było już poukładane. W klubie działał już człowiek, którego nazywaliśmy „Money Man” – Bjorn Tore Hansen. Dbał o to, żeby niczego nam nie brakowało i trzymał budżet w ryzach. Oszczędności były drastyczne, ale wyszło to wszystkim na dobre — opowiada Olsen.

W polskim środowisku dwutygodniowy poślizg w wypłacie brzmi jak błahostka, jednak Bodo/Glimt miało naprawdę spore kłopoty, które zaczęły się w latach 90. Od tamtej pory Aspmyra Stadion co jakiś czas był modernizowany, a kosztami prac obciążano klub i spółki z nim powiązane. Glimt wydawało pieniądze, których nie miało. Sytuację miał naprawić duży transfer, jednak sprawa się rypła i widmo upadku było coraz bardziej realne.

Bodo/Glimt nigdy nie szastało pieniędzmi, ale rozbudowa stadionu na kredyt po latach ich dopadła. Sytuacja była na tyle zła, że trzeba było rozpocząć desperacką misję ratunkową. Wszystko zaczęło się od pomysłu rodziny Bergów. To familia, która od lat była związana z klubem: kolejni jej członkowie stawali się miejscowymi legendami. Runar Berg po udanej karierze wrócił do macierzystej drużyny i chciał pójść w ślady ojca, grać do czterdziestki. W pewnym momencie, jednak gdy w jednym ze spotkań zmienił go utalentowany, młody zawodnik z Bodo, zaczął się zastanawiać – może ustąpię mu miejsca, a sam zajmę się czymś poza boiskiem? – wspomina Freddy Toresen, lokalny dziennikarz.

Berg zaprzągł do pomocy pozostałych członków rodziny i dokonał niemożliwego. Sposób, w jaki uratowano klub, stał się wręcz baśniową opowieścią o lokalnej miłości.

Bodo/Glimt – mistrzowie Norwegii

Rodzina Bergów uratowała Bodo/Glimt przed upadkiem

Status Bergów w Bodo i okolicach pozwalał na wiele. Kiedy duet Runer i Orjan zaczął chodzić od domu do domu i rozmawiać o przyszłości Glimt, otworzyły się sakiewki i portfele. Wieści szybko się rozniosły, więc parę dni później biznesmeni z północy Norwegii sami zgłosili się do klubu, żeby podać mu pomocną dłoń. Zaczęto organizować aukcje, na które trafiało wszystko — nawet świeżo złowione ryby, specjał jednej z tamtejszych fabryk. Punktem kulminacyjnym był jednak charytatywny koncert.

Zabrali się do tego w szalony sposób: najpierw zaczęli sprzedać bilety, naprawdę drogie bilety. W kilka chwil wyprzedali całą salę koncertową i… zaczęli się zastanawiać, jak zapełnić scenę. Zaczęli zapraszać do Bodo najlepszych, najbardziej znanych artystów z północy kraju. Pomagał w tym brat żony Haralda Berga, który sam był piosenkarzem i miał znajomości w środowisku. Line-up, który zestawili, był wręcz kosmiczny. Wszyscy, którzy kupili bilety, byli zachwyceni — opowiada Toresen.

Bodo/Glimt powstało z kolan, wróciło do najwyższej klasy rozgrywkowej, jednak wciąż było chłopcem do bicia. Trond Olsen, który w trakcie wielkiego kryzysu został sprzedany, żeby spłacić część długów, wspomina swój powrót do Bodo i to, jak rozpoczęto pracę u podstaw, która zaczęła przynosić efekty wiele lat później. To tu po raz pierwszy pada nazwisko, które dziś budzi podziw w środowisku. Kjetil Knutsen.

W 2014 roku zespół wrócił do ekstraklasy i zmienił podejście, zaczął stawiać na promowanie młodych piłkarzy z regionu, w następnych latach kilku utalentowanych chłopaków pojawiło się w kadrze. Kiedy Glimt spadło z ligi w 2016 roku, trenerem był Aasmund Bjorkan, legenda klubu, zdobywca Pucharu Norwegii z 1993 roku. Pozostawiono go na stanowisku, wtedy ściągnął do siebie Kjetila Knutsena.

Woda po parówkach, piwny sukces i ubrania na cebulkę. Odwiedziliśmy Bodo!

Kjetil Knutsen – człowiek, który zaczął rewolucję

Znów wszystko zaczęło się od pomysłu i znów był to pomysł nieszablonowy. Knutsen podchodził pod pięćdziesiątkę i prowadził przeciętny, drugoligowy klubik — Asane, z którego zresztą wyleciał na koniec sezonu 2016. Propozycję pracy jako drugi trener w Bodo/Glimt przyjął więc z pocałowaniem ręki.

Aasmund przypomniał sobie, że parę lat temu poznał ciekawego trenera. Bjorkan potrzebował kogoś, kto go uzupełni. Sam był kapitalnym piłkarzem, jednak jako trener był wycofany. Miał świetne spojrzenie na piłkę, ale był zbyt spokojny. Szukał kogoś z charyzmą, kto chwyci wszystkich za gardła i wyciśnie z nich maksa. Stwierdził, że Knutsem byłby doskonałym liderem, że wprowadzi dyscyplinę i dokładnie tak się stało — tłumaczy Toresen.

Z czasem Kjetil zaczął wchodzić w buty swojego przełożonego. W szatni pojawił się zgrzyt z powodu Fredrika Bjorkana, syna pierwszego trenera. Chłopak miał talent, ale ojciec przesadzał, rzucając go z pozycji na pozycję, byle tylko zmieścił się w składzie. Drużyna zaczęła czuć, że Fredrik jest faworyzowany, a Aasmund oddalał te zarzuty, jednocześnie też oddalając się od pozostałych zawodników. Granica została przekroczona, musiało dojść do zmiany.

W 2018 roku obaj byli już na równi, jeśli chodzi o pełnioną funkcję, rok później Knutsen został „jedynką”. Bjorkan i Knutsen mają ten sam punkt wyjściowy: obaj chcą grać w ustawieniu 4-3-3. Łączy ich sporo rzeczy, ale to Kjetil pozwolił drużynie wejść na wyższy poziom, podnosząc jakość treningów. Poprawił wiele rzeczy — wyjaśnia Trond Olsen.

Knutsen uzupełnił sztab o swojego zaufanego współpracownika, Mortena Kalvenesa. Bjorkan pozostał na ławce, zaczął także zarządzać pionem sportowym. W ten sposób zaczęły rodzić się fundamenty tego, co widzimy dziś. Zarząd Bodo/Glimt zaufał trenerom i wdrażał ich pomysły w życie, a te były ambitne, bo dotyczyły wywrócenia do góry nogami klubowego DNA.

 

Zawsze graliśmy w ustawieniu 4-3-3, nawet sięgając pamięcią do lat 70., jednak gdy mieliśmy słabszy zespół, często przechodziliśmy w 4-5-1. To był problem, bo grając tak nisko, ograniczaliśmy się do defensywy, kontrataków oraz stałych fragmentów gry. Czyli potrzebowaliśmy dwóch szybkich skrzydłowych i dobrego napastnika. Nie było łatwo. W zmianie stylu i znalezieniu odpowiedniego podejścia pomogło szczęście. W 2019 roku w sparingach zaczęto szukać czegoś nowego, pojawił się wysoki pressing. Przeniesiono to na ligę, pressing przynosił efekty w postaci piłek odzyskiwanych w okolicach pola karnego rywala, co z kolei przekładało się na lepsze sytuacje bramkowe. Efektem tego były dobre rezultaty, które dały spokój trenerom — mówi Olsen.

Bodo/Glimt rozwinęło nowy styl do perfekcji poprzez trening. Zajęcia u Kjetila Knutsena to prawdziwy Runmagedon. Trening trwa półtorej godziny, jednak oznacza to 90 minut pracy na pełnej intensywności. Zespół często ćwiczy na pomniejszonym placu – dwudziestu dwóch zawodników gra na boisku, które kończy się za linią pola karnego. Mają tak mało miejsca, że kiedy przenoszą się na pełnowymiarową płytę, potrafią operować piłką perfekcyjnie nawet wtedy, gdy rywale mocno ich naciskają.

Kjetilowi Knutsenowi najmocniej zależy na wysokiej intensywności treningu. Dana sesja jest zawsze przygotowana przed jej rozpoczęciem. Wchodzisz do szatni, masz rozpisany cały plan treningu i gdy wychodzisz na boisko, wiesz, co masz robić. Żadnych większych przerw między ćwiczeniami, po prostu robisz jedno ćwiczenie po drugim. Trener nie chce tracić czasu, sesje treningowe są błyskawiczne — zdradza Trond Olsen.

Paweł Chrupałła o norweskiej piłce i Bodo/Glimt [WYWIAD]

Jak Bodo/Glimt robi transfery? Kim jest Bjorn Mannsverk?

W norweskiej lidze pomysły Glimt były totalną rewolucją. Mało kto zakładał, że dryg, jaki wyróżniała się ekipa z Bodo, uda się utrzymać przez dłuższy okres, zwłaszcza gdy sukces przykuł uwagę bogatszych klubów z całego świata, które zaczęły interesować się poszczególnymi piłkarzami. A trzeba przyznać, że drużyna, która dała klubowi historyczny tytuł i dosłownie zamiotła ligę norweską, bijąc mnóstwo rekordów, była po prostu bandą niechcianych gości.

Nikita Haikin był zmiennikiem w drugiej lidze izraelskiej. Przyjechał na obóz na testy, został rezerwowym bramkarzem, wskoczył między słupki i grał tak dobrze, że powołano go do reprezentacji kraju. Alfons Sampsted – rezerwowy w Szwecji. Brede Moe – najgorszy piłkarz Rosenborga. Marius Lode – przez rok był zawieszony za stosowanie dopingu, bo pożyczył tabletkę od siostry. Fredrik Bjorkan – wychowanek. Sondre Fet – rezerwowy w drugoligowym klubie. Patrick Berg – nikt go nie chciał, nawet za darmo, rozważał zakończenie kariery. Philipp Zinckernagel – siedział na trybunach. Kasper Junker – był fatalny w lidze duńskiej, to on chciał przyjść do klubu, gdy na wypożyczeniu w Stabaek przyjechał na Aspmyrę i zobaczył, jak gra Bodo/Glimt. Jens-Petter Hauge – wychowanek, nie grał na wypożyczeniu w drugiej lidze — wylicza Freddy Toresen.

Większość z nich do Bodo trafiła za grosze. Wyczyny Zinckernagela i Junkera, którzy strzelali i asystowali jak na zawołanie, wywołały w Danii takie zdumienie, że zaczęto się śmiać, że poziom ligi norweskiej poleciał na łeb, na szyję. Nie brano pod uwagę innej możliwości, wydawało się nierealne, że tak przeciętni piłkarze zostali absolutnymi gwiazdami.

Glimt wiedział, jak i gdzie szukać piłkarzy, którzy będą dopasowani do systemu. To najważniejsze kryterium. Nad transferami pracuje Aasmund Bjorkan, ostatnie słowo ma Kjetil Knutsen. Pomaga im kilku skautów oraz zaufani agenci. Współpracują także z analitykami z „Twenty First Group”. Norwegia to nie jest wielki kraj, możesz mieć przegląd wszystkich talentów, wiele o nich wiedzieć. Dużo podróżują, oglądają zawodników — mówi Olsen.

Skuteczny skauting nie był jednak jedyną składową sukcesu. Mizerni zawodnicy sami z siebie nie stali się pewnymi siebie, przekonanymi do własnych umiejętności i stylu piłkarzami, którzy potrafią dominować drużyny z najsilniejszych lig w Europie. Ogromny wpływ na to, jak rozwinęli się poszczególni zawodnicy, miał Bjorn Mannsverk, czyli… pilot myśliwca. Znów zaczęło się od pomysłu. Działacz Glimt, Havard Sakariassen, miał znajomych wśród wojskowych. Na jednym z obiadów opowiedzieli mu o Bjornie, który był trenerem mentalnym pilotów. Ich zdaniem wpływ Mannsverka na ich podniebne wyczyny był ogromny — to on ich nastrajał.

Havard pomyślał: a może zrobić coś podobnego z piłkarzami? Kombinował, jak wydobyć więcej z obecnej kadry, bo klubu nie stać było na duże inwestycje. Skontaktował się z Bjornem i zapytał, czy nie chciałby spróbować tego samego z piłkarzami. Mannsverk uznał, że to byłaby dobra okazja na poszerzenie horyzontów, nowe doświadczenia. Zgodził się, zaczął pracować z Ulrikiem Saltnessem, który miał problem z tym, żeby w ogóle wyjść na boisko. Stresował się, dostawał bóli brzucha. Chwyciło bardzo szybko, więc zaczął pracę z resztą drużyny. Wpoił im filozofię „lepszego występu”. Zespół przestał myśleć o tym, żeby zająć konkretne miejsce w lidze i patrzeć tylko i wyłącznie na to, jak kto grał — opowiada Toresen.

Bjorn Mannsverk wciąż jest przy drużynie. Jedni korzystają z jego pomocy częściej, inni rzadziej. Prowadzi sesje grupowe i indywidualne, z jego usług korzystają nie tylko zawodnicy, ale i kadra zarządzająca. W klubie powstała specjalna sala do medytacji – to także efekt jego szkoleń. Najważniejsze było jednak wpojenie zawodnikom, że warto pracować nad detalami, szukać szczegółów, które ich rozwiną.

Piłkarze zaczęli sami z siebie szukać drogi do poprawy swoich wyników. Pamiętam spotkanie z Philipem Zinckernagelem i Kasprem Junkerem, zaproszono nas do restauracji. Philipp akurat odstawił jedzenie mięsa i powiedział nam, dlaczego — szukał sposobu na to, żeby wejść na wyższy poziom. Testował nowe rzeczy. Piłkarze zaczęli chodzić na jogę, medytowali rano, przed śniadaniem i po południu. Szatnia Bodo/Glimt jest wyjątkowa, pełno w niej świetnych ludzi, którzy napędzają siebie nawzajem. Wszystkiemu przyklaskuje sztab szkoleniowy, który zachęca do próbowania nowości — dodaje dziennikarz.

„Brak planu B” i „murawa trudniejsza niż wam się wydaje”. Lech Poznań w Bodo

Co czeka Bodo/Glimt w przyszłości?

Podniesienie jakości treningów, własny, oryginalny styl i pomysł, skuteczny skauting i wreszcie zbudowanie pewności siebie zespołu, zachęta do samorozwoju. To wszystko sprawia, że drużyna wciąż jest na topie. Owszem, po dwóch latach dominacji przegrała mistrzostwo kraju: przede wszystkim z powodu słabszej defensywy, która po pierwsze pozwoliła rywalom na oddawanie strzałów lepszej jakości, po drugie pierwszy raz od powrotu do Eliteserien straciła więcej bramek niż wynikałoby ze współczynnika expected goals against.

Wciąż jednak jest to projekt, który rośnie. Jeszcze w 2017 roku budżet klubu wynosił pięć milionów euro. Teraz Bodo/Glimt zarabia tyle na pojedynczych transferach.

Jest w tym wszystkim trochę szczęścia. Hauge miał zostać sprzedany do Cercle Brugge za 1,2 miliona euro. Sprawa była dogadana, ale w ostatniej chwili Hauge zmienił zdanie, chciał zostać i pomóc drużynie w pucharach. Zagrał przeciwko Milanowi, który chwilę później kupił go za 5 milionów euro. Obecnie budżet wynosi już 14 milionów euro i nawet jeśli nie osiągną wyników sportowych, mają już zabezpieczone pieniądze za sprzedaż Joela Mvuki. Każdy kolejny awans w pucharach, każdy sukces, będzie bonusem. Kupują mądrze i dość tanio, choć teraz wszyscy wiedzą, że Glimt ma pieniądze i żądają więcej — wyjaśnia Freddy Toresen.

Bodo/Glimt nie grozi więc krach, choć wszystkim nasuwa się pytanie: co, kiedy Kjetil Knutsen odejdzie z klubu? Jeśli jego nazwisko pojawiało się już nawet w kontekście pracy w Premier League, to taka sytuacja wydaje się nieunikniona. Glimt korzysta więc z jego usług póki może, jednocześnie planując inwestycje, które nawet w obliczu kryzysu pozwolą na przetrwanie. Dlatego w planach jest nowy stadion, który miałby przynosić zyski klubowi, a nie gminie, dlatego też półtora miliona euro pochłania roczne działanie akademii. Ten ostatni aspekt trochę mierzi naszego rozmówcę.

W obecnej formule to wyrzucanie pieniędzy za okno. Ostatnie lata nie są dla niej udane. Poziom szkolenia zatrzymał się, podczas gdy poziom pierwszej drużyny poszybował w górę. Co roku Bodo/Glimt wydaje 1,5 miliona euro na utrzymanie akademii, to duże pieniądze, jak na to, że obecnie brakuje im zysków. Przez cztery lata wychowano jednego zawodnika. Za sześć milionów można byłoby kupić kilku innych: łatwiej i taniej.

Ada Hegerberg. Duma norweskiej piłki, żona Thomasa Rogne

Freddy Toresen narzekał też na byłego szefa akademii Bodo/Glimt, Gregga Broughtona. Anglik przez kilka lat pracował w klubie i udzielił wielu wywiadów, mówiąc o kulisach zarządzania szkółką. Eryk Łukaszka, polski piłkarz z akademii Glimt, docenia warunki, jakimi dysponuje. Toresen mówi jednak, że to przez Broughtona drużyna straciła największy talent ostatnich lat.

Andreas Schjeldrup odszedł do Danii, bo dyrektor akademii wstrzymywał jego rozwój. Nie chciał pozwolić mu grać w drużynie rezerw, uważał, że to zbyt wcześnie, że sobie nie poradzi. Andreas widział, jak szansę dostawali inni i stwierdził, że nic tu po nim. Teraz kupiła go Benfica — wyjaśnia i dodaje: – Norwegowie są zbyt potulni, mili. Dają zawodnikom zbyt duży komfort, to ich rozleniwia. W akademii brakuje dyscypliny.

Mimo wszystko jednak Bodo/Glimt wciąż jest klubem lokalnym. Do kadry pierwszej drużyny przebijają się kolejni wychowankowie, a więzi z tutejszą społecznością umocniły nie tylko sukcesy, ale i jednogłośna decyzja piłkarzy o zrzeczeniu się 20% wynagrodzenia w czasie koronawirusa, dzięki czemu nawet najmniejsi pracownicy Glimt utrzymali posady i nie odczuli problemów.

Takie właśnie jest Bodo, taki jest ten klub. Mały i wielki zarazem.

WIĘCEJ O MECZU BODO/GLIMT – LECH POZNAŃ:

fot. Newspix, Bodo/Glimt

Suche Info
21.03.2023

David Badia nowym trenerem Lechii Gdańsk

Nie minął nawet dzień od zwolnienia Marcina Kaczmarka, a Lechia Gdańsk znalazła już nowego trenera. Jest nim 48-letni Hiszpan, David Badia.Jak czytamy w oficjalnym komunikacie klubu, Badia jest byłym pracownikiem szczebla młodzieżowego FC Barcelony. Jego późniejsza kariera nie była jednak zbyt imponująca. Po kilkuletnim epizodzie w Turcji, końcówkę 2022 roku spędził na Cyprze, gdzie prowadził między innymi AEK Larnaka i Akritas Chlorakas. Swoją pracę […]
21.03.2023
Suche Info
21.03.2023

Emmanuel Adebayor ogłosił zakończenie kariery

Emmanuel Adebayor opublikował na Instagramie post, w którym oznajmił, że kończy swoją przygodę ze sportem. Jego ostatnim zawodowym klubem pozostanie więc afrykański zepół AC Semassi.W trakcie swojej bogatej kariery, Adebayor zwiedził łącznie 12 klubów z 6 różnych lig. Był także 66-krotnym reprezentantem Togo.– Moja kariera była podróżą pełną wzlotów i upadków. Chciałbym serdecznie podziękować moim kibicom – czułem, że byliście ze mną na każdym kroku. Jestem za to niezwykle wdzięczny […]
21.03.2023
Inne sporty
21.03.2023

Różnicki i Lesiewicz. Gdzie są dwa olbrzymie talenty polskiej lekkoatletyki?

Krzysztof Różnicki nie miał nawet osiemnastu lat, kiedy został mistrzem Polski na 800 metrów. Kornelia Lesiewicz nie była z kolei pełnoletnia, gdy zdobywała medale z Aniołkami Matusińskiego i poleciała na igrzyska olimpijskie do Tokio. Ta dwójka objawiła się na polskiej scenie lekkoatletycznej niesamowicie szybko. I nagle zniknęła z radaru.Lekkoatletyka na ogół nie jest dyscypliną, która szczególnie sprzyja sukcesom nastoletnich zawodników. Nawet najwięksi z największych – jak Usain Bolt, Michael Johnson czy Carl Lewis […]
21.03.2023
Suche Info
21.03.2023

Media: Morata zostanie kapitanem reprezentacji Hiszpanii

Ze względu na absencję większości doświadczonych graczy, Alvaro Morata zostanie nowym kapitanem reprezentacji Hiszpanii – czytamy na łamach dziennika „AS”. Napastnik zatrzyma opaskę przynajmniej do końca marcowego zgrupowania.Tak, to właśnie były piłkarz Realu, Chelsea czy Juventusu ma być liderem „nowego otwarcia” w reprezentacji Hiszpanii. A przynajmniej takie sygnały wysyła ostatnio nowy selekcjoner, Luis de la Fuente. Jak do tej pory, kapitanem hiszpańskiej kadry był Sergio Busquets. 34-letni pomocnik […]
21.03.2023
Uncategorized
21.03.2023

N’Golo Kante krok od powrotu do gry

N’golo Kante wraca do zdrowia po kontuzji, którą odniósł w sierpniu zeszłego roku. Jak sugeruje Graham Potter, francuski pomocnik będzie gotowy na zbliżający się dwumecz z Realem Madryt.Już ponad 200 dni czekamy na kolejne występy Kante w barwach Chelsea. 31-latek opuścił przez ten czas blisko 40 spotkań londyńskiej ekipy. Jego wielki powrót datowany jest jednak na początek kwietnia, co z pewnością ucieszy wielu fanów „The Blues”. […]
21.03.2023
Inne sporty
21.03.2023

Będzie zmiana na stanowisku prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego

Andrzej Kraśnicki (na zdjęciu głównym), od 2010 roku prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, oficjalnie poinformował na wtorkowej konferencji prasowej, że nie wystartuje w kolejnych wyborach na to stanowisko. Na dwa dni przed końcem zgłoszeń pozostał więc tylko jeden kandydat – Radosław Piesiewicz, obecnie prezes Polskiego Związku Koszykówki i Energa Basket Ligi.Kraśnicki funkcję prezesa pełnił od 2010 roku, gdy zastąpił na tym stanowisku Piotra Nurowskiego, tragicznie zmarłego w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Później wybrany na kolejne […]
21.03.2023
Liga Konferencji
17.03.2023

Poziom trudności gwałtownie wzrósł. Lech zmierzy się z Fiorentiną!

Bodo/Glimt i Djurgardens IF? Rywale, których z polskiej perspektywy nie można, nie wypada wręcz lekceważyć. Lech Poznań wszystkim sympatykom polskiego futbolu zrobił miłą niespodziankę, wyrzucając obie skandynawskie ekipy za burtę Ligi Konferencji Europy. Jednak ewentualny triumf „Kolejorza” w ćwierćfinale będzie już nie niespodzianką, a sporego kalibru sensacją. Los skojarzył bowiem podopiecznych Johna van den Broma z Fiorentiną. Co tu dużo mówić – poziom trudności gwałtownie wzrósł.Zresztą – […]
17.03.2023
Liga Konferencji
16.03.2023

Mistrz Kwekweskiri, profesor Salamon, błyszczący Sousa. Noty piłkarzy Lecha po 3:0 z Djurgarden

Polski klub w ćwierćfinale europejskiego pucharu! Nadal oswajamy się z tym niezwykle miłym faktem, ale zachowujemy na tyle przytomności umysłu, żeby na spokojnie ocenić piłkarzy Lecha Poznań za rewanż z Djurgarden. Pojawiła się jedna dycha, do tego trzy „ósemki”. Nikt nie zagrał poniżej noty wyjściowej, którą oczywiście jest 5. Tak to widzieliśmy:Djurgarden – Lech Poznań 0:3. Noty dla piłkarzy LechaFilip Bednarek (5)Zaczął od trochę niepewnej próby złapania piłki […]
16.03.2023
Weszło
16.03.2023

Jak robić to furorę! Mistrz Polski w ćwierćfinale Ligi Konferencji!

Przywykliśmy do tego, że o „niedosycie” czy „niewykorzystanych szansach” piszemy po porażkach polskich zespołów. Klasyczne „mógł być awans, mogło być zwycięstwo, ale polska drużyna nie była skuteczna”. Dlatego trochę nam dziś dziwnie z faktem, że o niewykorzystanych okazjach piszemy po przypieczętowaniu awansu do 1/4 Ligi Konferencji Europy. Lech Poznań przespacerował się po Djurgarden, ani przez moment nie drżał o wynik i dokonał rzeczy historycznej. To był pokaz siły. 3:0 w rewanżu, 5:0 w dwumeczu. Wow.Pisaliśmy […]
16.03.2023
Weszło
16.03.2023

Czy Mikael Ishak to najlepszy napastnik Lecha w XXI wieku?

Żaden piłkarz w historii Lecha Poznań nie strzelił więcej goli w europejskich pucharach. Jeszcze w tym roku może wskoczyć na pierwsze miejsce zagranicznych strzelców w pucharach jeśli chodzi o całą Ekstraklasę. Tylko Artjoms Rudnevs miał lepszą średnią gola na 90 minut w najnowszej historii Kolejorza. Czas zadać sobie to pytanie – czy Mikael Ishak jest najlepszym napastnikiem Lecha w XXI wieku?Lech Poznań w ciągu ostatnich kilkunastu lat popełniał wiele […]
16.03.2023
Liga Konferencji
16.03.2023

Ku przestrodze. Dziesięć wielkich pucharowych rozczarowań

Brutalne faule Anglików, które podcięły skrzydła Górnikowi Zabrze. Piłkarze Ruchu Chorzów wycieńczeni po południowoamerykańskim tournee. Jose Mari Bakero i jego kuriozalne decyzje taktyczne. Pietro Fanna znów okradający Legię Warszawa z marzeń. Nieszczęsne Ateny, przeklęty Panathinaikos. Historia polskiego futbolu pełna jest opowieści z cyklu: „było blisko, ale…”. Często nawet triumf w pierwszym starciu rywalizacji w europejskich pucharach nie zapewniał naszym klubom spokoju w meczu […]
16.03.2023
Liga Konferencji
16.03.2023

Henning Berg go skreślił, Lech Poznań zbudował. Joel Pereira i jego historia

Dośrodkowuje tak, że jeszcze zanim wrzutka zamieni się w strzał, można widzieć piłkę w siatce. Ogarnia defensywę, piłką operuje jak rasowa „ósemka”. Joel Pereira to jeden z najlepszych ruchów Lecha Poznań w ostatnich latach. Praktycznie znikąd wyciągnięto gościa, który zamiata ligę na swojej pozycji. Warto więc sprawdzić, co za tym wszystkim stoi.Kariera Joela Pereiry do momentu transferu do Lecha Poznań była niepozorna. Był w szkółce FC Porto, ale wypłynął dopiero […]
16.03.2023
Liczba komentarzy: 4
Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jan
Jan
26 dni temu

najlepszy fragment -> klub prawie zbankrutował, zdarzało się, że pensje przychodziły z dwutygodniowym opóźnieniem

Sok z Kiszczaka
Sok z Kiszczaka(@sok-z-kiszczaka)
26 dni temu

Ten artykuł może podziałać jak terapia szokowa dla wielu działaczy Legii,
bo podaje formułę, zresztą znaną już w Poznaniu… jak dojść do mistrzostwa, i to pracą
od podstaw. Organiczną znaczy się, a nie poprzez organy!
Znamienna też rzecz, że nie są tu w ogóle wspomniani norwescy sędziowie.