Plan jest taki, by we wtorek objawił się nam nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Objawił się w sensie dosłownym — mamy nie wiedzieć nic, dopóki nie wkroczy na salę i nie porazi nas swoim blaskiem. Lub nie zasmuci szarością.
Widzę dwa potencjalne powody, by nazwisko selekcjonera trzymać w ścisłej tajemnicy do samego końca. Powody te mogą występować niezależnie od siebie lub mogą iść w parze. Oba jednak nie są powodem do zadowolenia.
Krzysztof Stanowski o wyborze selekcjonera reprezentacji Polski
Cezary Kulesza chce nakarmić swoje ego?
Pierwszy: prezes PZPN Cezary Kulesza chce nakarmić swoje ego, pokazać, że trzyma wszystkie karty w ręku i to na tyle umiejętnie, że nikt tych kart nie może podejrzeć. Jest szefem, który tak ważną decyzję podejmie jednoosobowo lub w wąziuteńkim kręgu najbardziej zaufanych osób, bez jakichkolwiek szerszych konsultacji. Znamy to z przeszłości — pokusie epatowania posiadaniem wiedzy ekskluzywnej ulegali kolejni prezesi PZPN, a na sam szczyt w tym rankingu wybił się w pewnym momencie Zbigniew Boniek. Zgaduję, że to łechce, gdy wszyscy wokół proszą cię o podanie nazwiska, a ty udajesz, że nie możesz i z uśmiechem politowania obserwujesz z boku tę dość żałosną rywalizację o newsa.
Tylko, że poza ulotną podnietą, takie sekrety nie mają żadnego sensownego zastosowania, a wręcz szkodzą. Być może gdyby Boniek rzucił w przestrzeń publiczną hasło „Paulo Sousa”, to odpowiednio wcześniej powstałyby wszystkie teksty o jego charakterze, braku lojalności i chciwości, które życie kazało napisać i opublikować później. Bez względu na to, komu i jak bardzo ufa prezes PZPN, pogłębiony research zawsze pomaga, aby podjąć maksymalnie świadomą decyzję — bo nie chodzi o to, by to media wybierały trenera, lecz o to, by prezes wybierając trenera miał pełnię wiedzy i mógł z niej skorzystać chociażby przy konstruowaniu kontraktu. A żadni pracownicy PZPN nie prześwietlą kandydata tak dokładnie, jak dziesiątki dziennikarzy i setki zajawkowiczów, mających czasami najbardziej dziwaczne piłkarskie zainteresowania.
Trudny charakter. Rzecz o klęskach Paulo Sousy
Tak jak w Kościele mamy dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary, tak prezesi PZPN co jakiś czas ulegają złudzeniu, że istnieje dogmat prezesa o nieomylności w sprawach wyboru selekcjonera. Chcą ten proces maksymalnie zawłaszczyć, co przecież nawet dla nich samych jest szkodliwe, bo na koniec przegrywają razem z trenerem, a porażka jest wpisana w polski futbol po wsze czasy.
My dzisiaj nie tylko nie wiemy, kogo PZPN wybrał na selekcjonera. My nawet nie wiemy, kogo PZPN szukał. Nikt nie przedstawił wymagań, nikt nie przedstawił planu, do którego dobieramy fachowca. Nie wiemy nic na temat zakresu obowiązków oraz obszarów, w których nowy trener ma być najlepszy. Gdybyśmy znali odpowiedzi na te wszystkie pytania, być może gdzieś opinia publiczna (ktokolwiek) słusznie wytknąłby ryzyka związane z konkretnymi kandydatami.
Stanowski: Jakie kryteria wyboru selekcjonera ma PZPN?
I w ten sposób dochodzimy do drugiego powodu, dlaczego wszystko musi być takim sekretem. Być może my te wymagania stworzymy post factum, wiedząc już, kogo spontanicznie i bez namysłu wskazał palec prezesa. I podczas konferencji prasowej dorobimy teorię, że chcieliśmy kogoś, kto już prowadził inną reprezentację, lubi grać trójką w obronie, albo że szukaliśmy wysokiego blondyna, bo akurat ktoś taki będzie siedział obok. Ten drugi powód można potraktować szerzej: być może dlatego nie ujawniamy, kto będzie trenerem, bo się tego lekko wstydzimy i przewidujemy, że opinia publiczna nie będzie zachwycona. Zgaduję, że to z tego powodu Boniek do końca trzymał w tajemnicy zatrudnienie Brzęczka, a Kulesza – Michniewicza.
Jednakże, jak już napisałem na wstępie, oba powody mogą występować wspólnie: miło jest dodać sobie kilka punktów do zajebistości i poczuć wyższość nad pismakami, a przy okazji rozsądnie jest nie narażać się na nieunikniony ostrzał zbyt wcześnie.
Tak czy siak, należałoby się przyzwyczaić, że polskim futbolu wszystko ma być tajemnicą. Kiedy dojdziemy do etapu, że wyniki też będą tajemnicą, osiągniemy pełnię związkowego szczęścia.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Dealmaker. Kim jest Hugo Cajuda, agent, który wcisnął Polakom Sousę?
- Petković selekcjonerem? “Miał wyniki i styl”
- Kto powinien być asystentem selekcjonera?
KRZYSZTOF STANOWSKI