Paulo Sousa zyskał w Polsce ksywkę „Siwy Bajerant” z wiadomych powodów. Opowiadał o piłce, swoich planach i naszym kraju jak wytrawny mówca. Ale za plecami portugalskiego trenera stoi ktoś, przy kim Sousa jest co najwyżej młodszym specjalistą do spraw bajerki. Hugo Cajuda, agent selekcjonera reprezentacji Polski, to wybitny fachura. Nad Wisłą był znany na długo przed dostarczeniem nam następcy Jerzego Brzęczka.

Instagram Hugo Cajudy. Publiczny, żeby go przekopać nie potrzebne było żadne wielkie dziennikarskie śledztwo, a jedynie kilka chwil scrollowania profilu. Jedno z pierwszych zdjęć portugalskiego agenta to wrzutka z wyjazdu służbowego z wielkim oznaczeniem lokalizacji: Cracovia. To fotka z 17 lutego 2015 roku, a gdy przewiniemy do kolejnego zdjęcia, zobaczymy Cajudę w towarzystwie Jeana Barrientosa. Zawodnika, który chwilę później podpisał kontrakt z Wisłą Kraków.
Jak widać stories z Pałacem Kultury, które 21 stycznia posłużyło za dowód na rozmowy między PZPN-em a Paulo Sousą, nie było pierwszym instagramowym przeciekiem od Hugo Cajudy na polskim rynku transferowym.
Jak Hugo Cajuda zaczynał robić transfery w Polsce?
Barrientos rzecz jasna kariery w Polsce nie zrobił, choć on sam twierdził, że jest autorem najpiękniejszego gola w historii Ekstraklasy…
Cóż, możemy z tym dyskutować, zwłaszcza po wysypie pięknych bramek jesienią obecnego sezonu. Ale my nie o tym, a o początkach działalności Hugo Cajudy w Ekstraklasie. O Polskę agent Sousy zahaczył jeszcze przed sprowadzeniem do Krakowa urugwajskiego pomocnika. Miesiąc wcześniej wspólnie z agencją „Team of Future” wysłał na testy do Wisły Manoela Cristiano. Brazylijczyk próbował się przebić w Europie na wypożyczeniach w Portugalii. Spodobał się Franciszkowi Smudzie, jednak oblał testy medyczne. Dlatego w Krakowie ostatecznie wylądował kto inny.
A jak w ogóle menedżer zakręcił się przy zespole z Małopolski? Prawdopodobnie pomógł mu w tym dawny skaut Wisły, Mario Branco, ściągnięty do klubu w 2005 roku przez Grzegorza Mielcarskiego. Tak się składa, że Mario to brat Americo Branco. A Americo Branco aktywnie działał w „Team of Future„, czyli agencji Barrientosa, z którą współpracował Hugo Cajuda. I tak, łącząc kropki, możemy odszyfrować aktywność Portugalczyka w kwestii zakupów Wisły.
Kim jest Hugo Cajuda, agent Paulo Sousy?
Zanim jednak Cajuda z kumplami robił deale w Krakowie, dopiął dwa duże transfery w innych miejscach w kraju. W lutym 2014 roku do Legii Warszawa trafił Orlando Sa. Michał Żewłakow i Dominik Ebebenge opowiadali w „Hejt Parku” o kulisach tego zakupu: – Pierwszy raz spotkaliśmy się przy okazji meczu Legii z Apollonem w Lidze Europy. Pojechaliśmy na Cypr dwa dni wcześniej, żeby załatwić wszystkie sprawy. Wieczorem wyszliśmy na drinka, a barmanka powiedziała nam, że w tym samym lokalu jest pewien piłkarz. Chwilę z nim pogadaliśmy i tak właśnie poznaliśmy Orlando.
Ebebenge w rozmowie z nami rozwija wątek tego ruchu. – Orlando to był bardzo złożony transfer, bo on miał podpisaną autoryzację z wieloma agentami. Pracowaliśmy nad nim z naszym znajomym z Cypru, który nie jest menedżerem, tylko biznesmenem. On przekonywał Orlando, że to dobre rozwiązanie. Nie wykluczam, że Cajuda miał z nim podpisaną autoryzację, ale to nie był trudny transfer.
Legia Warszawa była zdecydowana na wykupienie Sa z AEL-u Limassol, ale problemem była kasa. Cypryjczycy nie chcieli łatwo zrezygnować z takiego napastnika. Ostatecznie Legii udało się wynegocjować wykup za 450 tys. euro + 20% z przyszłego transferu. W rozmowach pośredniczył właśnie Hugo Cajuda, który później pomógł sprzedać Orlando do Reading za 1,5 mln euro. AEL zarobił więc 750 tysięcy, Legia 1,2 mln i każdy był zadowolony.
A skąd w ogóle Dominik Ebebenge znał portugalskiego agenta? To kolejna istotna cegiełka w historii o polskim rozdziale Cajudy. – Poznałem go około 2009-2010 roku. Zawsze przy okazji wyjazdów do Portugalii mieliśmy okazję do rozmów czy wspólnego skautingu. On wtedy zaczynał pracę w tym biznesie, może nie jesteśmy przyjaciółmi, ale dobrze się znamy. Jeśli chodzi o jego wejście do polskiej piłki to miałem w tym taką rolę, że starałem się otwierać Legię na świat i na różnych ludzi, którzy mogli nam pomóc na rynku transferowym. Hugo jest osobą sprawną, która w futbolu jest już kilkanaście lat. Należy go ocenić bardzo pozytywnie pod kątem czysto pragmatycznym – skuteczności, umiejętności, komunikacji, autoprezencji – bo do tego często sprowadza się rola agenta – mówi nasz rozmówca.
Dalej pojawia się wątek prezesa Mioduskiego. – Był jakoś 2014 rok, kiedy zaczęliśmy wprowadzać Dariusza Mioduskiego w ten świat, szukaliśmy mu zajęcia. Prowadziliśmy research związany z trenerami, spotykaliśmy się z różnymi osobami, nawet wtedy, kiedy nie potrzebowaliśmy trenera na teraz. Wiem, że później kontynuowali tę znajomość i Hugo poznawał go z różnymi osobami, m.in. z Paulo Bento.
Dariusz Mioduski polubił menedżera, pomogło to, że są… sąsiadami. Właściciel Legii miał w Portugalii dom wypoczynkowy niedaleko domu Hugo. Cajuda zyskał zaufanie Legii, a relacje z jej właścicielem utrzymuje do dziś – w grudniu 2020 roku po sieci krążyło zdjęcie Hugo, Orlando oraz Mioduskiego, podczas wspólnej kolacji.
Manuel Cajuda – ojciec Hugo i jego sukcesu
Transferowym sukcesem Hugo Cajudy w Polsce był inny ruch z 2014 roku. We wrześniu, czyli już po rozpoczęciu nowego sezonu, Jagiellonię Białystok opuścił Dani Quintana. Hiszpan, który był liderem klubu z Podlasia, przeniósł się do arabskiego Al-Ahly. – Przywitali mnie tam jak gwiazdę! Było mnóstwo kibiców na lotnisku, coś jak w Turcji. Na trybunach też jest tam masa ludzi – minimum 40 tysięcy, a czasem po 60. Towarzyszy ci tam olbrzymia presja i oczekiwania. Byłem jednym z trzech obcokrajowców, musiałem wnieść dużo jakości. Pierwsze spotkanie zagrałem dobrze i strzeliłem gola, a tam jest tak: zagrasz dobrze, wszyscy cię kochają, dostajesz tysiące pochlebnych komentarzy – wspominał nam ostatnio sam zainteresowany.
Jaga za Quintanę zgarnęła 700 tysięcy euro, co było wówczas jedną z wyższych kwot, jakie podlaski klub zarobił na transferze swojego zawodnika. Później Cajuda pomógł Daniemu przy kolejnej zmianie drużyny, umieszczając go w Karabachu. Warto jednak zostać przy przenosinach do Arabii Saudyjskiej. Portugalski agent włączył się w ten deal dlatego, że sam miał świetne układy i znajomości na Bliskim Wschodzie. W 2009 roku pomógł swojemu tacie, Manuelowi Cajudzie, objąć Sharjah, klub ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Niedługo potem do Sharjah dołączyli Marcelinho i Robinho (nie, nie ten Robinho) – przy obydwu ruchach pośredniczył Cajuda junior, który rozpoczynał karierę agenta.
Jego relacja z tatą mocno pomogła mu rozwinąć skrzydła i rozhulać swoją firmę: „FIA – Football Consultancy Management”. Manuel był doświadczonym i dobrze znanym trenerem na portugalskim rynku. Przez długie lata prowadził Bragę, gdzie Hugo próbował swoich sił w roli piłkarza. Ten etap związku z futbolem zakończył się na 25 meczach zarejestrowanych przez bazę „ZeroZero” – to w dużej mierze występy w rezerwach Bragi.
W każdym razie duet Cajudów działał wyśmienicie: Manuel dzięki swoim kontaktom mógł polecać synowi klientów (Hugo do dziś reprezentuje kilku zawodników Bragi), a junior wyrabiając sobie znajomości w Azji, pozwolił tacie zakończyć karierę w królewskim stylu.
- Sharjah (ZEA)
- Chongqing (Chiny)
- Tianjin Quanjian (Chiny)
- Ajman (ZEA)
- BEC Tero Sasana (Tajlandia)
- Sichuan Annapurna (Chiny)
Dobrze płatny objazd po azjatyckich krajach przed powrotem do ojczyzny i zasłużoną emeryturą – tak wyglądała kariera Manuela Cajudy, gdy w obroty wziął ją Hugo. A mówią, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach…
Hugo Cajuda i Legia Warszawa – nie tylko Ricardo Sa Pinto
- Inakiego Astiza umieścił w APOEL-u Nikozja
- Kubę Błaszczykowskiego wytransferował do Fiorentiny
Szczególnie drugi z tych ruchów zasługuje na uwagę. Hugo Cajuda dogadał się z Wolfgangiem Voege, agentem Kuby i Polak trafił na wypożyczenie do Serie A. We Florencji pracował już Paulo Sousa, który później przy pomocy agencji Portugalczyka trafił do Chin. Panowie prawdopodobnie współpracowali ze sobą już we Włoszech. Pośredniczenie przy wzmocnieniach zespołów, które trenowali jego podopieczni z FIA miało zresztą miejsce także w Polsce. Kiedy Hugo sprowadził do Warszawy Ricardo Sa Pinto, Legia obrała portugalski kierunek transferów. W ciągu dwóch okienek do stolicy trafili m.in.:
- Andre Martins
- Luis Rocha
- Salvador Agra
- Iuri Medeiros
STANOWSKI O SA PINTO, MIODUSKIM I AMATORSTWIE
Do każdego z tych ruchów „przyznaje się” właśnie agencja Cajudy. Z kolei gdy Sa Pinto pracował już w Turcji, ściągnął mu Omara Rashida z ligi portugalskiej. Najgłośniejszą „akcją” tego menedżera związaną z transferem do klubu swojego klienta jest awantura o Remiego Oudina. Dziennikarz Daniel Riolo tak opisywał kulisy tego ruchu: – Paulo Sousa mocno nalegał na ten transfer, choć zawodnik był już jedną nogą w Fiorentinie. Jednak gdy Bordeaux wyłożyło na stół 10 milionów euro, Reims sprzedało go klubu Sousy. Normalnie gdy przechodzisz z Reims do Bordeaux twoja pensja rośnie dwukrotnie. Oudi zarabiał jednak 30 tys. euro, a Żyrondyści z miejsca dali mu 120-130 tys. euro miesięcznie.
Francuskie media informowały także o tym, że Hugo Cajuda i Paulo Sousa sami mieli zgarnąć prowizję za taki ruch. Agent, który potwierdza swój udział w transferze Oudina na stronie FIA, miał ich zdaniem otrzymać nawet milion euro bonusu.
Cajuda pomagał trenerom, a trenerzy Cajudzie
Liczba podopiecznych w agencji Portugalczyka rosła proporcjonalnie do jego kolejnych sukcesów na rynku transferowym. Hugo Cajuda bez dwóch zdań potrafi ustawić swoich klientów. Paulo Sousa w Bordeaux otrzymał najwyższy kontrakt w historii klubu. Kiedy odchodził z Francji, do końca walczył o 2,2 mln euro odszkodowania. Ricardo Sa Pinto miał ponoć drugi najwyższy kontrakt w Ekstraklasie (Adam Nawałka zarabiał wtedy ok. 150 tys. zł, więc mówimy o kwocie niższej niż ta wypłacana byłemu selekcjonerowi). W Polsce trenerzy, którzy posiadają menedżera, są rzadkością. W Europie wygląda to nieco inaczej. Trenerzy pchali się do Cajudy, bo ten dokonywał cudów. O azjatyckim tourze jego ojca już pisaliśmy. Ale spójrzmy nawet na Sa Pinto:
- Legia Warszawa – 3-letni kontrakt, ok. 100-150 tys. zł miesięcznie
- SC Braga – 2-letni kontrakt
- Vasco da Gama – kontrakt do końca sezonu
- Gaziantep – 2,5-letni kontrakt
Całkiem nieźle, jak na furiata, którego kariera – delikatnie ujmując – nie jest ścieżką triumfów i sukcesów. Hugo Cajuda poza Sa Pinto i Sousą „obsłużył” kilku innych trenerów. Jego ruchy to:
- Paulo Fonseca z Szachtara do Romy
- Abel Ferreira z Bragi do PAOK-u, a potem do Palmeiras
- Rui Duarte do CD Trofes
- Jose Araujo do Olhanense
Z każdym ruchem Hugo zyskiwał nie tylko prowizje, ale przede wszystkim kontakty i nowe możliwości. Gdy pomógł Giallorossim w zatrudnieniu Paulo Fonseki, zaangażował się także w transfery Romy, konkretniej Gianlukę Manciniego oraz Amadou Diawarę. W ten sposób pośredniczył przy coraz istotniejszych ruchach na rynku, bo do pewnego momentu nie miał w CV deali z udziałem znanych zawodników (wyjątkiem Bas Dost i Dalbert).
Ale chyba najwięcej Cajuda zyskał dzięki Ferreirze. Szkoleniowiec po przenosinach z PAOK-u Saloniki do Palmeiras dwukrotnie wygrał Copa Libertadores. Jego sukces otworzył FIA drzwi na rynek brazylijski. To dzięki temu Paulo Sousa ma dziś szansę pracować we Flamengo, a w gronie kandydatów do objęcia tego klubu wymieniano także Fonsekę.
ZROZUMIEĆ SOUSĘ. SKĄD WZIĄŁ SIĘ FENOMEN FLAMENGO?
Portret świetnego agenta
Świetna passa Abela Ferreiry to także dowód na to, że Hugo Cajuda nie jest specjalistą od wciskania naiwniakom kitu i bajerantów. To nie tak, że Portugalczyk pracuje z trenerami czy zawodnikami, którzy nie mogą się pochwalić wielkimi osiągnięciami. Wracając zresztą do jego działalności w Polsce – mimo niezbyt udanego zaciągu z czasów Sa Pinto, udało mu się pomóc Legii w ściągnięciu Luquinhasa, pośredniczył także przy sprowadzeniu Armando Sadiku. Z kolei wraz z „Team of Future” umieścił w Ekstraklasie Pedro Tibę. Podobno razem z tą agencją działał także przy transferze stopera Joao Nunesa z Benfiki Lizbona do Lechii Gdańsk.
Takie ruchy to zresztą znak firmowy Cajudy. FIA nie ma bowiem w szeregach wielkich gwiazd. Romarinho jest wyceniany na Transfermarkt na 6 mln euro, Vitinha na 2 mln. Z łatwością znajdziemy portugalskie agencje, które mają pod opieką większe gwiazdy. Weźmy nawet „Team of Future” – agencja Bruno Calvarho ma w stajni ośmiu gości wartych ponad bańkę (FIA – trzech), w tym reprezentanta kraju. Hugo specjalizuje się jednak właśnie w pośrednictwie. Jest tzw. dealmakerem. Łączy poszczególne kluby, pomaga przeprowadzać transfery i zgarnia z tego swoją działkę.
Ostatni kontakt FIA z Polską to chyba transfer Feiza Shamsina do Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. Marcin Żewłakow, doradca zarządu „Słoni” najwyraźniej skorzystał ze znajomości swojego brata z Cajudą i wyczarował libańskiego snajpera do małopolskiego klubu. Shamsin kariery jednak nie zrobił i wrócił do ojczyzny. Kilka miesięcy później do innego pierwszoligowca, Zagłębia Sosnowiec, trafił podopieczny „Team of Future” Martim Maia, ale w tym przypadku nie mamy informacji o wsparciu ze strony Hugo.
W każdym razie choć dziś Hugo Cajuda kojarzy nam się średnio sympatycznie z uwagi na sprawę Paulo Sousy, jest on cenionym i uznanym agentem. Gdy pytamy o niego osoby z Polski, które miały okazję z nim współpracować lub po prostu go znają, słyszymy, że sprawiał bardzo dobre wrażenie, a poza tym zna się na swoim fachu i jest skory do pomocy. On sam także chwalił nasz kraj – w jednej z portugalskich gazet swego czasu ukazał się artykuł o Polsce jako o ciekawym kierunku transferów dla Portugalczyków. Cajuda stwierdził wtedy, że nasze kluby są słowne i zapewniają zawodnikom dobre warunki.
Ot, bardzo dobry, ale i typowy, agent piłkarski. A tacy zawsze najbardziej dbają o swoich klientów, o czym boleśnie przekonał się PZPN.
CZYTAJ TAKŻE:
- Kto za Sousę? Kandydaci na selekcjonera
- Szczegóły ucieczki Paulo Sousy
- Najwięksi wygrani zmiany trenera w kadrze
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix
Kim?
CaJuda(sz) Hugo
Co s*a długo.
nastepny 10511 artykul „kto jest starą Sołzy?”, „o ktorej reguralnie wypróżnia sie Sołza” – uwaga PILNE, MY WiemY KIEDY, SPRAWDZ!!! hieny dziennikarskie, najpierw bijecie konia pod kogos, a potem zagiel w druga strone i do porzygu gownotematy. Czy Warzocha juz zrobil research i wypowiedzial sie na w/w tematy?
Michał Żewłakow i Dominik Ebebenge opowiadali w „Hejt Parku” o kulisach tego zakupu: – Pierwszy raz spotkaliśmy się przy okazji meczu Legii z Apollonem w Lidze Europy. Pojechaliśmy na Cypr dwa dni wcześniej, żeby załatwić wszystkie sprawy. Wieczorem wyszliśmy na drinka,
———————
No wiadomka, pijak Żewłak nie przepuści żadnej okazji żeby się najebać.
Wódko pozwól żyć
Ja mam wrazene, ze polski futbol jest omotany przez portugalski szajs. i trenerzy i piłkarze i pośrednicy i chuj wie co jeszcze portugalskie. Skansen ekonomiczny europycyganie.
A ten Ebegenge czy jak mu tam to rybka w tym środowisku imigranckim.
Biedra też portugalska!
Mnie z racji historycznego bzika zainteresował inny temat. Skąd takie niepolskie nazwisko arcypolskiego konfederaty Grzegorza Brauna? Okazuje się, że jego pradziadek Karol Braun urodził się w żydowskiej dzielnicy Tarnowa (na Burku): https://www.geni.com/people/Karol-Braun/6000000024321473949
Braun sam przyznaje, że jest z Tarnowa i Dąbrowy Tarnowskiej, ale nie wspomina, że Braunowie byli tam jedną z zamożniejszych rodzin. Podobno w synagodze w Dąbrowie Tarnowskiej jest kilka tablic ufundowanych przez Braunów. Gdy będę w okolicy to sprawdzę.
Osobiście nic do Żydów nie mam i uważam, że dobrze zastępowali upośledzone w Polsce mieszczaństwo. Natomiast wyborcy Grzesia mogą mieć problem, bo wielu jest wśród nich antysemitów.
Co wiemy o tarnowskich Braunach:
– akta gminy żydowskiej w Tarnowie z lat 1915 – 1935 wymieniają 40 Braunów
– żydzi tarnowscy okupywali zawody urzędnicze i prawne
– Braunowie pojawiają się m.in. jako fundatorzy szkoły żydowskiej w Tarnowie i właściciele szwalni
Źródła poniżej:
https://jri-poland.org/psa/tarnow1935_surn.htm
https://www.jewishgen.org/yizkor/tarnow/tar2_315.html
https://www.jewishgen.org/yizkor/tarnow/tar1_667.html
https://naszemiasto.pl/mezuza-tu-byl-tarnowski-sztetl/ar/c13-4537302
https://www.it.tarnow.pl/atrakcje/tarnow/zabytki-i-atrakcje/zydowski-tarnow/
Rodowód Brauna na grafice pokrywa się ze stroną Minakowskiego (możecie sami sprawdzić po zalogowaniu -> http://www.sejm-wielki.pl/b/sw.62310).
Jak to mówi Braun, „Szczęść Boże”, choć lepiej byłoby pewnie „Szalom alejchem, goje!” 😛
no coż , jakby powiedziała Vesper do Jamesa Bonda w Casino Royale ” są smokingi i są smokingi ” : w Polsce byli / są Żydzi będący bardziej polskimi patriotami niż niejeden Polak i Żydzi tacy jak familia Szechterów
Stary, Ameryki to żeś nie odkrył.. Z Tarnowa i okolic wielu sobie „wyemigrowało” jak myślisz dokąd… 00
Co na to rosyjsko-niemieckie kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym? Potwierdzili to?
manager jak manager nie wiem po w ogóle co ten artykuł?
Umieść takiego Sa Pinto po klęsce w Legii, Belgii i Grecji w Bradze i Vasco. Gość jest zajebisty. I daje to nowe światło na to, skąd Sousa we Flamengo i jaka czeka go przyszłość, nawet jeśli mu tam nie pójdzie.
Kimkolwiek jest ten Cajuda, to jednak duży format, bo sprzedawać szklane paciorki jako klejnoty, to nie każdy umi, co nie !
Streszczenie artykułu dla ceniących swój czas:
Kim jest Hugo Cajuda? Agentem, który umie nagrać robotę klientowi.
Dzieki
Panie Szymonie, a co to za matematyka? Aż się uśmiechnąłem.
„Ostatecznie Legii udało się wynegocjować wykup za 450 tys. euro + 20% z przyszłego transferu. W rozmowach pośredniczył właśnie Hugo Cajuda, który później pomógł sprzedać Orlando do Reading za 1,5 mln euro. AEL zarobił więc 750 tysięcy, Legia 1,2 mln i każdy był zadowolony.”
Na moje to oba kluby zarobiły po 750k Euro (oczywiście przy pominięciu prowizji, pensji, kwoty za podpis, podatków itd.). Przy zarobku Legii pominął Pan kwotę, którą eLka zapłaciła Cypryjczykom przy pierwszej transakcji.
Tak czy inaczej bardzo dobry artykuł. Pozdrawiam.
Sa Pinto to akurat dobry trener, tutaj najwyraźniej były problemy międzyludzkie i zespół w pewnym momencie zaczął grać przeciwko niemu.
Raczej psychopatyczny egocentryk przyzwyczajony do luksusów, który lubi się wysługiwać ludźmi. W Warszawie mieszkał sam bez rodziny w największym w mieście apartamentowcu, który opłacał mu klub, gdy w tym samym czasie jego współpracownicy musieli spać po hotelach. Rano natomiast przyjeżdżali po niego i nosili jego bagaże.