Reklama

Powrót Skorży. „Ma zdobyć mistrzostwo Japonii. Będzie kroczył po polu minowym”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

10 listopada 2022, 13:45 • 10 min czytania 20 komentarzy

Powrót Macieja Skorży do czynnej pracy to nie lada wydarzenie. Bo to najbardziej utytułowany trener Ekstraklasy w trwającym wieku. Bo to człowiek, który sięgał po mistrzostwo Polski w trzech różnych mini-erach w polskim futbolowym światku – w 2008 i 2009 roku w Wiśle Kraków, w 2015 roku i 2022 roku w Lechu Poznań. Bo to fachowiec, który na rodzimym szkoleniowym topie – z krótkimi przerwami – utrzymuje się od prawie dwóch dekad. Bo to w końcu Polak, który otrzymuje poważną szansę w zagranicznej lidze. I wcale nie musi jej zmarnować. 

Powrót Skorży. „Ma zdobyć mistrzostwo Japonii. Będzie kroczył po polu minowym”

Maciej Skorża poprowadzi japoński klub – Urawę Red Diamonds. To informacja o tyle świetna, że oznaczająca, iż 50-letni szkoleniowiec uporał się z problemami osobistymi w wystarczającym stopniu, żeby wrócić do zawodu. A były to problemy, jak słyszeliśmy, autentycznie poważne, prawdziwie prywatne i godne uszanowania. Takie, przy których piłka nożna nie miała żadnego znaczenia i musiała zejść na drugi plan. Takie, przy których należało dać spokój i pokiwać głową ze zrozumieniem, po prostu nie produkować niepotrzebnych słów i zdań. Teraz znów jednak można podywagować o futbolu.

Martwy rynek eksportowy

Michał Probierz, dla którego wystąpienie medialne bez rzucenia w obieg jakiejś kontrowersji to żadne wystąpienie medialne, powiedział niedawno, że polski trener spokojnie poradziłby sobie z prowadzeniem Barcelony. Prawda jest jednak taka, że ten rynek eksportowy jest praktycznie martwy. Szkoleniowcy znad Wisły nie są specjalnie cenieni ani rozchwytywani na świecie i na kontynencie. Jakiś czas temu ucięliśmy sobie pogawędkę z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezarym Kuleszą.

Obserwacja lokalnego środowiska unaoczniła panu, że polska szkoła trenerów jest uboga? 

Pracujemy nad tym, ale UEFA narzuciła limity, których nie możemy przekroczyć. Rocznie kształcimy dwudziestu czterech szkoleniowców z licencją UEFA Pro. Na ten moment nie jesteśmy w stanie wyprodukować większej liczby trenerów, a rzeczywiście ten rynek nie obfituje w masy potencjalnych kandydatów na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. Nieprzypadkowo polscy fachowcy nie są specjalnie rozchwytywani poza granicami kraju. Wiem, że Michał Probierz spędził kilka miesięcy w Arisie Saloniki, Marek Zub pracował na Litwie, Łotwie, Białorusi i w Estonii, lata wcześniej Henryk Kasperczak odnosił sukcesy w Afryce…

Reklama

Jeszcze wcześniej Kazimierz Górski i Jacek Gmoch w Grecji!

Czasy odległe i zamierzchłe. Rynek trenerski jest wychudzony.

Zbigniew Boniek we Włoszech? Henryk Kasperczak w Afryce? Ryszard Kulesza w Tunezji i Maroku? Antoni Piechniczek na Bliskim Wschodzie? Wojciech Łazarek w Sudanie, Szwecji, Izraelu, Egipcie i Arabii Saudyjskiej? Andrzej Strejlau na Wyspach Owczych, w Grecji i Chinach? Henryk Apostel w USA i w Chinach? Janusz Wójcik, Edward Lorens i Jerzy Engel na Cyprze? Wciąż „czasy odległe i zamierzchłe”.

Coś bardziej współczesnego? Franciszek Smuda w Regensburgu? Dajcie spokój. Michał Probierz w Arisie Saloniki? Nieudane dwa miesiące. Marek Zub na Litwie, Łotwie, Białorusi i w Estonii? Ligi znacznie słabsze od polskiej. Piotr Nowak w Stanach Zjednoczonych? Byłby to jakiś ewenement, ale ten słynny entuzjasta przesuwania kapselków już wcześniej wyrobił sobie tam markę jako piłkarz, więc startował z nieco innej pozycji. Jan Urban w Hiszpanii? Łapał byka za rogi w analogicznej sytuacji.

Przypadek Macieja Skorży jest inny.

Reklama

Trener odmieniony

Ten 50-letni trener pracował już przecież poza polskimi granicami. Między wrześniem 2012 roku a czerwcem 2013 roku zarządzał saudyjskim Ettifaq FC, a między marcem 2018 roku a lutym 2020 prowadził kadrę U-23 Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Później często wspominał, że szczególnie ten drugi okres zagranicznych wojaży stanowił dla niego doświadczenie niezwykle otwierające. Prowadził młodych bogaczy. Ludzi przyzwyczajonych do luksusu i odzwyczajonych od harowania na własną pozycję, nieprzystosowanych do zbierania reprymend i przyjmowania brutalnie szczerej krytyki, rozbijających się po kraju w wypasionych autach marki Porsche czy Ferrari. – Ciężko  zmusić do pracy kogoś, kto jest bogaty, nie musi pracować, właściwie nic nie musi – mówił i śmiał się, że stał się delikatny, bo nigdy nie wiedział, czy zaraz nie straci roboty.

Ciut wcześniej przestało powodzić mu się w ojczyźnie. Nie został selekcjonerem reprezentacji Polski, choć miał na to papiery, kiedy wspinał się na Olimp w Wiśle Kraków. W Lechu Poznań zdobył mistrzostwo kraju, żeby kilka miesięcy później przegrać eliminacje do Ligi Mistrzów i wylądować na dnie Ekstraklasy. W Pogoni Szczecin punktował zaś z niegodną swojej klasy średnią 0,75 punktu na mecz. Jacek Rutkowski komentował, że to dobry trener na spokojne czasy. Łukasz Zwoliński krytykował go za uprawianie „sztucznego profesjonalizmu”, choćby poprzez zabranianie piłkarzom zamawiania kawy pod pretekstem „obawy przed wypłukiwaniem magnezu z organizmu”. Zawodnicy Kolejorza wspominali, że autorytet budował za pośrednictwem krzyku, urządzał im dzikie awantury, wszędzie szukał winnych i kozłów ofiarnych.

Ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich wrócił odmieniony. Maciej Skorża z minionego sezonu był najmądrzejszą i najlepszą wersją Macieja Skorży z całej jego kariery trenerskiej. Jego otoczenie przekonywało, że dojrzał, że nabrał zdrowego dystansu, że rzadziej zdarzały mu się wybuchy, że lepiej układał sobie relacje z piłkarzami, że nie uprawiał już chociażby tego „sztucznego profesjonalizmu”. Dlatego też w takim stopniu współprace z nim chwalili sobie zawodnicy Lecha, choć przecież Kolejorz skompletował kadrę z dwoma-trzema prawie równorzędnymi graczami na każdą pozycję, więc o tarcia wcale nie było trudno. A jednak Skorża mądrze poprowadził swój zespół do najważniejszego celu – do mistrzostwa na stulecie istnienia klubu.

I zrobił to w sposób brawurowy.

Rozwinął pojedynczych zawodników, z których skonstruował zespół, w którego tchnął zwycięską mentalność i któremu nadał spektakularny styl. Zarażał mądrością i doświadczeniem. Gdy Lech przewodził tabeli po rundzie jesiennej, on uspokajał, że nadejdą gorsze dni. A kiedy nadszedł przewidywany kryzys, kiedy na samym finiszu ligowych rozgrywek Raków Częstochowa startował z pole position po wygraniu finału Pucharu Polski i liderowaniu w tabeli Ekstraklasy, Maciej Skorża nie spanikował, nie miotał się, nie robił głupich ruchów i manewrów, z pełnym spokojem i przekonaniem do własnej wizji sterując poznańskim okrętem w stronę mistrzostwa. To była olbrzymia klasa.

Japońskie wyzwanie

Od nowego roku Maciej Skorża poprowadzi Urawę Red Diamonds. Kierunek? Ciekawy, choć to wyjazd poza Europę. Cel? Ambitny, zdobyć mistrzostwo Japonii. W tym roku Urawa zdobyła Superpuchar Japonii, ale zajęła dopiero dziewiąte miejsce w stawce J-League, aktualnie w ogóle ma problem, żeby wbić się do ligowej czołówki, bo jej ostatni triumf na rodzimym podwórku przypada na rok 2006. Dzwonimy do Adama Błońskiego, który o azjatyckim futbolu wie absolutnie wszystko.

Jak tłumaczysz sobie to, że Maciej Skorża dostał szansę w Urawie Red Diamonds?

Adam Błoński: – Nieoczywisty wybór. Tym bardziej, że Urawa Red Diamonds miała dryfować w stronę hiszpańskiej myśli szkoleniowej. Ostatnio postawili na Ricardo Rodrigueza, który miał być trenerem na długie lata, ale pogrzebały go złe wyniki, posypała się cała wielopoziomowa koncepcja. Przeszłość pokazuje jednak, że Urawa zawsze chętnie sięgała po budzące wątpliwości nazwiska trenerów, ale przy tym z założeniem, że zatrudniają ludzi nie tylko na chwilę. Wychodziło różnie.

Niecierpliwość Urawy wynika z ambicji tego klubu do bycia jednym z najlepszych klubów Azji, a już na pewno w Japonii. Przypadek trochę podobny do tego PSG z czasów Pedro Paulety i Ronaldinho, czyli ogromne miasto, mnóstwo świetnych atrakcji, kapitalny stadion i wielkie pieniądze, ale też środowisko dekoncentrujące piłkarzy, którzy skupiają się na wszystkim innym poza zwykłym kopaniem piłki. W Urawie zawsze panują dogodne warunki, ale brakuje wykończenia. Dziewiąte miejsce z minionego sezonu ligi japońskiej to coś więcej niż rozczarowanie.

Wcześniej pracowali tam inni europejscy trenerzy.  

Guido Buchwald dał im pierwsze mistrzostwo J-League, żeby już w następnym sezonie polecieć po kilku słabszych meczach. Wzięli Holgera Osiecka, który dał im pierwsze zwycięstwo w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, ale nie wychodziło w lidze, zaraz też go zwolnili. Liczą się nie tylko dobre wyniki, ale też rozwój zespołu. Z Urawą najbardziej kojarzy się więc Michael Petrović, który pracował tam przez ponad dwa tysiące dni, czyli jakieś sześć lat i stworzył swoją kolonię, miał wpływ na rozwój całego japońskiego futbolu. Wniosek z tego taki, że Maciej Skorża wcale niekoniecznie musi wszystko wygrywać, żeby utrzymać się na posadzie. Wystarczy, że zaprezentuje jakąś większą koncepcję szkoleniową z potencjałem na długoletność, że nie będzie myślał tylko o tym, co tu i teraz, a może zostanie kolejnym Michaelem Petroviciem i popracuje w Japonii przez kilka dobrych lat.

Ma kadrę, żeby walczyć o mistrzostwo Japonii?

Urawa Red Diamonds ma kadrę, żeby walczyć o mistrzostwo Japonii. Stąd decyzja o pogonieniu Ricardo Rodrigueza, który miał przeszłość w J-League, nie było tak, wzięto go bezpośrednio z Europy. Skorża będzie musiał uczyć się tej kultury i tego systemu pracy od zera. To nie jest to samo, co w krajach arabskich. W Japonii grają piłkarze bardziej karni i posłuszni, ale potrafią tworzyć szatniowe klany, robić pod górę komuś, kto wyda im się zbyt arogancki i wywyższający się. Oni tego nie lubią. Cenią sobie przekazywanie wiedzy, a nie traktowanie ich jak głupich pomagierów. Skorża będzie kroczył po polu minowym. Musi znaleźć idealne yin i yang pomiędzy dyscypliną a mentorowaniem.

Urawa Red Diamonds może powalczyć nie tylko o podium, ale nawet o mistrzostwo Japonii. To najbogatszy klub w J-League. Rokrocznie przeprowadzają kilka mocnych i dużych transferów, często ściągają zawodników, wracających z europejskich wojaży. Taki Hiroki Sakai grał jakieś dziesięć lat na Starym Kontynencie, a rok temu wrócił prosto do Urawy, która jest drużyną przyciągającą największe gwiazdy J-League. Nie będzie problemu, żeby zbudować silną kadrę. Problem w tym, jak Skorża poukłada sobie dostępne puzzle.

Jak w Japonii podchodzi się do zagranicznych trenerów?

Teraz to się mocno wyrównało. W przeszłości, jeśli jakaś drużyna nie miała zagranicznego trenera, postrzegano to w kategoriach słabości całego klubu. Kiedy jednak Hajime Moriyasu, obecny selekcjoner reprezentacji Japonii, wykonał świetną pracą w Sanfrecce Hiroshima, zmienił się ten trend i w japońskiej lidze uznano, że trzeba stawiać na dobrych trenerów, niekoniecznie zagranicznych, bo w pewnym momencie nazjeżdżało się tam za dużo szrotu, który za wszelką cenę próbował ratować własną karierę trenerską i nic więcej. Pieniądze płynęły do cudzych portfeli, a wyniki się nie zgadzały.

Teraz stawia się na szkoleniowców z koncepcją. Wspomniany Michael Petrović stworzył cały styl Urawy. Ba, wcześniej prowadził Sanfrecce Hiroshima i już tam wypracował taktykę, która jest uważana za stricte japońską, taką lokalną tiki-takę, opartą na systemie 1-3-6-1. W Japonii istnieje instytucja ofensywnego środkowego obrońcy, pozycji na wyginięciu w światowym futbolu, a tak klasycznej dla ustawienia 1-3-6-1 w rozumieniu Michaela Petrovicia. Wszyscy są wykorzystywani w grze ofensywnej. To jest zresztą taktyka pod futbol totalny, a japońscy widzowie są zakochani w trenerach prezentujących nie tylko własną koncepcję na budowanie drużyny, ale też nastawionych na bycie taktycznymi pionierami. Przy spełnionych warunkach tego typu są w stanie ozłocić jakiegoś trenera, nawet jeśli nie zdobywa tytułów.

Przewidujesz, że Maciej Skorża odniesie sukces w Urawie?

Jako patriota powiem, że przewiduję sukces. Jako obserwator J-League przez ostatnie dwadzieścia dwa lata sądzę, że możemy się srogo zawieść. Urawa przechodzi znacznie głębszy kryzys niż problemy z trenerami. Michael Petrović dostał mnóstwo czasu i mógł liczyć na olbrzymi komfort pracy, a oczekiwanego sukcesu nie osiągnął. Takafumi Hori, jego następca, zdobył Azjatycką Ligę Mistrzów, a został pożegnany po zaledwie trzydziestu trzech meczach. Wszyscy kolejni fachowcy tracili robotę po wpadnięciu w pierwszy poważniejszy kryzys. Jeśli więc Skorża zacznie dobrze i rozkocha w sobie zarząd, będzie miał później z górki. Jeśli jednak zaliczy kilka wpadek, to zostanie szybko pożegnany, bo Urawa to za duży klub…

Najważniejsze, żeby szybko ustawił sobie szatnię, złapał wspólny język z liderami, miał za sobą drużynę. Wtedy będzie mógł budować coś dużego. W innym wypadku, będzie miał ciężko. Z europejskiej perspektywy wydaje nam się, że japońscy piłkarze są ulegli, a tak nie jest. Doskonałym przykładem jest przygoda Lukasa Podolskiego w Vissel Kobe, gdzie szatnia mu się sprzeciwiła, zbuntowała się, doprowadzała do zgrzytów i niesnasek, które sprawiały, że Niemiec wychodził na murawę i dostawał pięć podań od kolegów z zespołu. Irytowała ich jego arogancja. Machnęli na niego ręką. Skoro jesteś taką gwiazdą, to bierz piłkę i leć przez całe boisko jak Messi czy Maradona, ale my nie przyłożymy ręki do twojej chwały.

Tak samo jest z trenerami. Wielu dużo bardziej znanych trenerów rozbiło się w Japonii przez brak umiejętności dogadania się ze swoimi podopiecznymi. Tam panuje lojalność samurajska. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Oni lubią taką ojcowską relację na linii trener-piłkarze. Z wymaganiami, ale i z czułością. Taki Dragan Stojković, aktualny selekcjoner reprezentacji Serbii, potrafił ich rozśmieszyć. Powiedział coś po japońsku, zaraz zaczęto dopytywać go o absolutnie wszystko, od piłki nożnej, przez kulturę, po wojny. Kupił ich momentalnie, bo nie próbował Japonii naprawiać, on tę Japonię chłonął z całym jej urokiem.

Czytaj więcej o Macieju Skorży:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

20 komentarzy

Loading...