Pan Trener Maciej Skorża. Może to wbrew wytycznym słownikowym, może któryś z językoznawców się oburzy i powie, że reguł nie należy łamać. Ale właśnie tak – Pan Trener Maciej Skorża – będą pisać wszyscy w Poznaniu, gdy tylko napomkną o najlepszym trenerze, jakiego Kolejorz miał w XXI wieku. I tym większy szacunek dla Pana, że był Pan w stanie wytrzymać presję walki o mistrzostwo w czasie, gdy toczył Pan tak ważną batalię o rodzinę.
Nie lubię tego powiedzenia, że futbol jest najważniejszą rzeczą wśród rzeczy nieistotnych. Nie, futbol nie ma w ogóle znaczenia, gdy dotykają cię bardzo poważne problemy osobiste. Dlatego mam ogromny szacunek do decyzji, jaką podjął Maciej Skorża, odchodząc z Lecha Poznań.
To szacunek wynikający nie tylko ze zrozumienia człowieka, który znalazł się w takiej sytuacji, choć trudno mi sobie wyobrazić, co się działo w głowie Skorży. Bo “zrozumienie” to słowo za małe. Bardziej adekwatne byłoby słowo “podziw”.
Niedawno mignęło mi gdzieś porównanie zdjęcia Macieja Skorży z konferencji, na której witał się ponownie z Lechem, oraz tej, na której świętował mistrzostwo Polski. Sam uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem te dodatkowe połacie siwizny na głowie szkoleniowca. – Jednak ta praca potrafi zamęczyć – pomyślałem. Ale teraz już wiemy, że Skorża musiał zmagać się nie tylko z myślami o tym, czy wystawić Ba Louę, czy może Skórasia. Że musiał dzielić swoją uwagę nie tylko na to, czy dać trochę minut Czerwińskiemu lub Douglasowi kosztem Pereiry oraz Rebocho. I że rozterka “Murawski czy Kwekweskiri” nie była jedyną w jego życiu.
Nie potrafię sobie wyobrazić stresu, nerwów, wątpliwości, odpowiedzialności, zmartwień i wszystkiego tego, co musiał dźwigać ten człowiek w ostatnich miesiącach. Po prostu nie byłem nigdy wystawiony na taką próbę i nie życzę, by ktokolwiek musiał się z czymś takim zmagać.
A jednocześnie potrafię sobie zwizualizować to, jak gigantycznym szacunkiem darzony jest w Poznaniu Skorża. Właściwie wizualizować nie muszę, bo widziałem to na własne oczy, słyszałem na własne uszy. Gdy byłem pod stadionem kilkadziesiąt minut po tym, jak Lech świętował wraz z kibicami zdobycie mistrzostwo. To nie tylko skandowanie “Maciej Skorża!” przez fanów, które dodatkowo było intonowane przez piłkarzy. Ale to rozmowy ze zwykłymi kibicami czy podsłuchane fragmenty rozmów, gdzie może i ktoś pochwalił tego lub tamtego piłkarza i docenił zespół jako całość. Natomiast z każdej z tych rozmów przebijało się to, że za tym sukcesem w dużej mierze stoi szef. Pan Trener. Maestro. Czy – jak mówimy tutaj – luj. Czyli gość, na którego nie ma mocnych. Czyli Maciej Skorża.
To samo było tydzień później na fecie, gdzie Maciej Skorża stał nieco z boku, jakby wystawiając swój zespół i swój sztab przed tłum ludzi i mówił: to ich moment, ich oklaskujcie, oni na to zasłużyli.
Czy problemy w tamtym momencie przestały istnieć? Pewnie nie, pewnie nadal krążyły gdzieś po głowie. Ale Skorża mógł z czystym sumieniem odhaczyć jeden front. Poczuć satysfakcję z wygranej w jednej sprawie, która męczyła go w ostatnim czasie.
Nie chcę wchodzić w głowę Skorży. Ale myślę, że żaden człowiek nie odchodzi z Lecha z tak wielkim szacunkiem, z jakim odszedł właśnie on. Nikt, nawet największy krytyk i sceptyk, nie może teraz powiedzieć złego słowa na faceta, który doszedł z takim bagażem psychicznego obciążenia do tego miejsca.
Poznań zawsze będzie wdzięczny Skorży. Przyszedł w 2014 roku, do zespołu, z którego się śmiano po Stjarnanach i Żalgirisach. I zrobił mistrzostwo, stworzył najlepszego Lecha od dobrych kilku lat, dał Poznaniowi powagi i dostarczył kibicom mnóstwo radości. Wrócił po sześciu latach i… zrobił to samo. Można było się zżymać, że Lech idzie w oklepane rozwiązania, że nie szuka czegoś nowego, ale – cholera – skoro to działało? Skorża udowodnił po raz kolejny, że w warunkach polskich jest kozakiem. I pokazał też, że się zmienił w relacjach ludzkich, więcej współpracował ze sztabem, poprawił relacje z piłkarzami. Dźwignął to.
Jestem przekonany, że jeśli Maciej Skorża zadzwoni kiedyś do prezesów Lecha i powie “panowie, wygrałem też tę najważniejszą walkę”, to poza gratulacjami usłyszy też propozycję powrotu do Kolejorza. Ale teraz musi przerzucić swoje myśli tam, gdzie jest potrzebny najmocniej.
Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja obejrzeć pana w ferworze pracy, bo jest w niej coś unikalnego. Jak słyszało się wielokrotnie w Lechu – patrzysz na tego gościa i wiesz, że on ma jakąś obsesję wygrywania. I liczę, że zobaczymy jeszcze pana na tej ławce uśmiechniętego. Takiego jak na promenadzie stadionu, w otwartym autobusie jadącym po ulicy Grunwaldzkiej czy na scenie MTP z pucharem w rękach.
Panie Trenerze, życzę po prostu dużo siły. Poznań wie doskonale, że jest pan mocnym gościem. I ten cały Poznań życzy, by do swojej gabloty dołożył kolejny sukces. Ten najważniejszy w Pana życiu.
Czytaj więcej o Lechu Poznań: