Jeszcze przy stanie 1:1 w Lizbonie kibice Juventusu mogli się łudzić, że ich zespół stać na powalczenie o awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Ale Benfica odpaliła walec i przez ponad godzinę rozjeżdżała ekipę Allegriego. To był koncert jednego zespołu… Do czasu. Benfica sama sobie zafundowała nerwówkę, choć grała wyjątkowo efektownie.
– Jeśli kibice turyńczyków mogli mieć jeszcze nadzieje na udanych sezon, to dzisiaj te nadzieje zostały zniszczone. Ale nie tak, że po prostu wzięte do ręki i wyrzucone do śmietnika. One zostały brutalnie zbezczeszczone, zdewastowane i wyśmiane. Juventus, jaki zobaczyliśmy dziś w Lizbonie, był zespołem nieprzystającym do Champions League, a i podający w wątpliwość sens gry w Lidze Europy – taki fragment relacji mieliśmy napisany po około godzinie grania na Estadion Da Luz.
Bo to było spotkanie gołej dupy z batem, jak mawiał klasyk. Ekipa Schmidta założyła Juventusowi chomąto i orała nim pole. Gospodarzom wychodziło wszystko. Piętki, zagrania na jeden kontakt, dokładne wrzutki, dryblingi, wyjścia spod pressingu. To była maestria gry w piłkę nożną. Pierwszy gol? Doskonała wrzutka Enzo, Silva tylko musnął piłkę głową wchodząc przed stoperów i Szczęsny nawet nie zdołał zareagować. Drugie trafienie było prezentem od Cuadrado, który w bezmyślny sposób zagrał piłką we własnym polu karnym, a później próbował wytłumaczyć wszystkim na boisku, że to nie jest jedenastka. Ale sędzia dobrze to widział, wskazał na wapno, a rzut karny wykorzystał Joao Mario. Wszystko to zwieńczył Rafa Silva, który został doskonale obsłużony przez wspomnianego Mario i cudną piętką ośmieszył defensywę gości.
Juventus stać było tylko na jeden wymach, jeden atak – i to po stałym fragmencie gry. Pierwszy strzał Vlahovicia zdołał jeszcze odbić Vlachodimos, Serb dobił jednak swoje uderzenie, na linii piłkę trącił jeszcze Kean i zdobył bramkę, choć długo trwała weryfikacja spalonego w tej sytuacji. Benfica – mimo prowadzenia 3:1 – mogła czuć się niezadowolona, bo miała jeszcze sytuacje na podwyższenie rezultatu. Bawił się Rafa, świetnie wyglądał Mario, energetyczny był Aursnes. Oglądaliśmy zespół natchniony, który walcował zespół spóźniony w absolutnie każdej sytuacji.
To wyglądało jak mecz topowej ekipy z drużyną oldbojów.
PARTNEREM PUBLIACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC
I gdy Rafa – po kapitalnym podaniu Grimaldo – już po przerwie wsadził bramkę na 4:1, a Allegri zaczął ściągać doświadczonych graczy i zastępować ich młodzieżą, wyglądało to na białą flagę wywieszoną przez Juventus. Ale nagle w 77. minucie Iling (świetna zmiana) wrzucił z lewej flanki do Milika, a ten bardzo trudnym technicznie wolejem zdobył kolejną bramkę w starciach z Benficą. Dwie minuty później kolejną akcję Ilinga wykończył McKennie i zapachniało sensacyjnym powrotem. Tym bardziej, że dwóch doskonałych okazji (jednej samodzielnie wypracowanej po rajdzie przez pół boiska) nie wykorzystał Rafa…
Benfica grała pięknie, efektownie, z polotem i luzem, ale na własne życzenie sprezentowała sobie nerwową końcówkę. Ostatecznie jednak dowiozła to prowadzenie 4:3 i jest już pewna awansu do fazy pucharowej. A Juventus nie tylko Champions League ma z głowy, ale i musi napocić się o to, by zagrać w ogóle w Lidze Europy. W ostatniej kolejce podejmie PSG, a Benfica jedzie do Izraela zagrać z Maccabi. Każda większa zdobycz punktowa Maccabi od Juventusu sprawi, że Włosi wiosną puchary zobaczą tylko w telewizji.
Słówko jeszcze o Polakach. Szczęsny przy golach nie miał wiele do powiedzenia, a ponadto wybronił kilka groźnych sytuacji – to raczej on mógł patrzeć z wyrzutem w kierunku kolegów z obrony, a nie oni na niego. Milik wszedł po przerwie i choć Juventus nie produkował wielu sytuacji strzeleckich, to Polak na pewno zaplusował tą zmianą. Był aktywny, ruchliwy w polu karnym, strzelił ładnego gola, zapachniało jeszcze jednym trafieniem. Na pewno wypadł lepiej od Vlahovicia, a już od Keana…
No, trudno było wypaść gorzej.
Benfica – Juventus 4:3 (3:1)
A. Silva (17.), Rafa Silva (35. i 50.), Joao Mario (28.) – Kean (21.), Milik (77.), McKennie (79.)
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Lato, w którym mały chłopiec dorósł. Jak Hasan Salihamidzić odmienił swoje postrzeganie
- Transferowe okazje i potęga cyfryzacji. Droga Eintrachtu do Ligi Mistrzów
- Antonio Pintus. Trener, który dodaje skrzydeł Realowi Madryt
- Barcelona i Pep Guardiola. Para, której Liga Mistrzów nie zapomni
Fot. Newspix