Warta Poznań podejmie w Grodzisku Wielkopolskim Zagłębie Lubin. Widzew Łódź czeka przy Piłsudskiego na Cracovię. Zapowiada się ciekawy piątek w Ekstraklasie, a oto co nas trapi przed pierwszymi meczami 9. kolejki Ekstraklasy.
Czy Warta wreszcie poczuje się w Grodzisku Wielkopolskim jak w domu?
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej? W Warcie mogą się tylko nerwowo uśmiechać, słysząc to powiedzenie. W tym sezonie z ośmiu rozegranych meczów Zieloni trzy razy występowali jako gospodarz i dziękują losowi, że tylko trzy. Bilans na ich kawałku podłogi to trzy porażki, ledwie jeden gol strzelony, za to siedem bramek straconych. Dramat, a przecież z obiektu w Grodzisku Wielkopolskim żaden teatr…
W trwających rozgrywkach Warta na wyjeździe zdobyła 100% ogółu punktów (10), strzeliła 83% goli (5) i straciła 22% bramek (2). Słowem – wszędzie dobrze, tylko nie w domu. Tak, pewnie, to tymczasowy dom, kiedyś będzie można wrócić na stadion przy Drodze Dębińskiej, jednak ta „tymczasowość” zaczęła się w sezonie 2019/20 i jej końca nie widać. Obecnie domem Zielonych jest Grodzisk Wielkopolski. Taka prawda. Może to i dom zły, ale dom.
Do tej pory o gościnności zespołu trenera Dawida Szulczka przekonali się w Wiśle Płock, Pogoni Szczecin i Widzewie Łódź.
– Zdarzały się takie passy, że wygrywa się wszystko u siebie, a nie idzie na wyjeździe. Czasem jest odwrotnie, a potem wszystko się wyrównuje. Większość drużyn minimalnie więcej punktów zdobywa na swoim stadionie. Akurat u nas jest dokładnie odwrotnie. Ale wierzę, że przyjdzie moment przełamania i chciałbym, żebyśmy już w spotkaniu z Zagłębiem zdobyli trzy punkty – tłumaczył szkoleniowiec.
Z kolei w Lubinie wierzą, że będzie dokładnie odwrotnie i seria porażek Warty jako gospodarza potrwa przynajmniej jeszcze przez jedną kolejkę. Ktoś w ten piątkowy wieczór będzie zawiedziony? Kto? Cóż, zdaje się, że Miedziowi to zdecydowanie lepszy kandydat do ograbienia z punktów niż Nafciarze oraz Portowcy i może nawet nieznacznie wygodniejszy od RTS, a w najgorszym wypadku z tej samej półki, co beniaminek.
Czy Dawid Kurminowski ma sentymenty?
Nowy napastnik Zagłębia Lubin Dawid Kurminowski pochodzi z Wielkopolski – z Kórnika. Tam dawno temu przez niecały miesiąc ćwiczył w miejscowej Kotwicy, by następnie dołączyć do Warty Poznań. Tak, tak, do dzisiejszego przeciwnika Miedziowych. Dlaczego nie Lech? To proste – z Kórnika bliżej było na obiekty Zielonych i tak został w tych barwach przez dobrych osiem lat, kopiąc m.in. z Jakubem Moderem.
Później był Kolejorz, słowackie Zemplin Michalovce i MSK Żilina, wreszcie duńskie Aarhus, a teraz przyszedł czas na Zagłębie. Pierwsze spotkanie po powrocie z obczyzny atakujący ma za sobą – w poprzedniej kolejce jako rezerwowy z Jagiellonią Białystok, a zapewne dzisiaj premierowo wystąpi w podstawowej jedenastce. Co prawda nie na dobrze znanych terenach Warty, a grodziskiej Dyskobolii, ale mimo wszystko przeciwko ekipie, w której to wszystko się zaczęło i w której kiedyś grał jego starszy brat Piotr. Taki chichocik losu.
Kurminowski to wielka nadzieja Miedziowych, że wreszcie znaleźli prawdziwego napastnika, a nie tylko z nazwy wpisanej w rubryce „pozycja”. Może Danii nie podbił, za to na Słowacji strzelał aż miło (dla samej Żiliny 27 trafień w 52 występach i tytuł króla strzelców). Skuteczność 23-latka jest potrzebna drużynie trenera Piotra Stokowca na już, bo w ostatnich trzech meczach zdobyli ledwie jedną bramkę i ledwo, ledwo utrzymują się ponad strefą spadkową. Dlatego Dawid, pewnie w Warcie było miło, ale się skończyło. Nie ma miejsca na sentymenty, chyba że nie straszne ci miejsce pod kreską…
Czy Widzew wreszcie zabezpieczy strefę 14?
Dla tych, co nie wiedzą – w klasycznej analizie boisko dzieli się na 18 stref, sześć wzdłuż i trzy w poprzek, z czego środkowy pas jest szerszy od dwóch bocznych. Obszar bezpośrednio przed polem karnym przeciwnika ma numer 14 i szczególnie na początku XXI wieku podkreślano, że umiejętność wykorzystania tej przestrzeni oddziela basiorów od pipoloków, jakby powiedział Wojciech Łazarek. Kto potrafił bawić się w tym sektorze, wygrywał.
W tym sezonie rywale Widzewa całkiem często mają prawo czuć się jak basiory. Co złe dla RTS, dzieje się właśnie tam. Niby prostokącie, a jakby Trójkącie Bermudzkim. Tyle że przeciwnicy tam się nie gubią, a gubią jedynie krycie. W trwających rozgrywkach ze strefy 14 w starciach z ekipą z Łodzi gole strzelali już Wahan Biczachczjan z Pogoni Szczecin, Maciej Gajos i Flavio Paixao z Lechii Gdańsk, Mattias Johansson z Legii Warszawa i wreszcie ostatnio Joao Amaral z Lecha Poznań. Z każdą z tych drużyn zawodnicy trenera Janusza Niedźwiedzia ponosili porażkę. Kiedy byli w stanie jako tako zabezpieczyć ten kawałek przed swoją szesnastką, w najgorszym wypadku remisowali.
Jako tako, bo przecież taki Patryk Janasik ze Śląska Wrocław obił sobie poprzeczkę, uderzenie Rafała Wolskiego z Wisły Płock z trudem odbił Henrich Ravas, a Miguel Luis z Warty Poznań mimo czasu i miejsca kopnął w środek bramki. Ale zasada obowiązywała – kiedy nie ma strat ze strefy 14, Widzew punktuje.
– Wyniki Cracovii z mocnymi zespołami robią wrażenie, ale to jednocześnie drużyna, która przegrała z Piastem czy Wartą – przytomnie zauważył Niedźwiedź.
Pewnie szkoleniowiec doskonale wie, czego jego ekipa potrzebuje do zatrzymania Pasów – zablokowania prostokąta przed własnym polem karnym. Tylko tyle i aż tyle.
Czy Cracovia będzie grać dobrze co drugi miesiąc?
Lipiec – trzy mecze, trzy zwycięstwa, bilans bramek 7:0. Sierpień – cztery mecze, trzy porażki, jeden remis, bilans bramek 1:6. Wrzesień – jeden mecz, jedno zwycięstwo, bilans bramek 3:0. Czy w tym szaleństwie jest zasada?
– Trudno powiedzieć, co się stało. Mieliśmy swoje problemy, nie szukaliśmy alibi. Po rywalizacji z Rakowem Częstochowa pójdziemy w dobrym kierunku. Myślę, że słabsze spotkania, jak to z Wartą Poznań, już nam się nie przytrafią. Nie przystoi taka amplituda wahań formy drużynie, która chce grać o czołowe miejsca – przyznał trener Cracovii Jacek Zieliński.
Na pewno nie da się skutecznie bić o topowe pozycje w Ekstraklasie, grając dobrze co dwa miesiące, a na razie tak to wygląda. Chyba że dzisiaj Widzew w Łodzi złoi skórę Pasom… Wtedy jak w czeskim filmie – już nikt nic nie będzie wiedział. To, co wydarzy się dzisiaj przy Piłsudskiego, może nie nada kierunku reszcie sezonu, ale udzieli pewnej odpowiedzi na pytanie, która Cracovia jest prawdziwa – ta z lipca i początku września czy ta z sierpnia. A może i jedna, i druga i przed Pasami miesiące rzucania od ściany do ściany? Raz super, raz dramatycznie słabo?
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Galancie się pokazałeś, Widzewie. Witaj z powrotem w Ekstraklasie
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
- Jean Carlos: Kiedy wyjeżdżaliśmy do Europy, pukali się w głowę. Później witali nas jak legendy
Fot. FotoPyK