To były szalenie ciężkie, grane w tym samym czasie mecze polskich tenisistów. Przy tym emocjonujące tak bardzo, że nie wiedzieliśmy na którym z nich skupić się bardziej. Ale wiemy jedno. Po dzisiejszym wieczorze z Igą Świątek oraz Hubertem Hurkaczem proponujemy wprowadzić do powszechnego użycia nowy termin. Jeżeli chcecie komuś życzyć dobrej formy i ogólnej krzepy, to spokojnie możecie powiedzieć „obyś miał zdrowie jak polski tenisista”. Chociaż ostatecznie to Hubert wygrał swoje spotkanie 2:1, zaś Iga po równo trzech godzinach gry musiała uznać wyższość rywalki.

Po dwóch kolejnych porażkach Igi Świątek z rzędu daleko nam było do ogłaszania, że Polka znajduje się w głębokim kryzysie. Jednak jej spadek formy był zauważalny gołym okiem. Ale spokojnie – z Igą pracuje mądry zespół, który potrafi kontrolować takie rzeczy, a nawet czasami celowo do nich doprowadzić. W końcu żadna tenisistka nie jest w stanie przez cały rok utrzymywać topowej formy. Jeżeli jej obniżka miała kiedyś przyjść, to właśnie po Wimbledonie, kiedy do następnej wielkoszlemowej imprezy – US Open – jest półtora miesiąca czasu na przygotowanie.
Wczoraj Iga udowodniła, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Polka przyzwyczaja się do gry na twardych kortach tak, żebyśmy w Nowym Jorku ponownie zobaczyli jej najlepsze oblicze. Może Ajla Tomljanović już na papierze nie była największym wyzwaniem na świecie, ale wrażenie mógł już robić styl w którym Świątek rozprawiła się z rywalką. 64 minuty i tylko 3 oddane gemy w całym meczu – Iga zwyciężyła z Australijką tak, jak na faworytkę przystało.
Tym razem przeciwniczką liderki rankingu WTA była Beatriz Haddad Maia. Brazylijka to bardzo ciekawa zawodniczka. Jest wysoka, mierzy 185 centymetrów wzrostu. Jest też leworęczna i legitymuje się niezłymi wynikami w grze podwójnej. W tym roku wraz z Anną Daniliną z Kazachstanu zagrała w deblowym finale Australian Open (panie przegrały z Czeszkami Krejcikova-Siniakova).
W rankingu Haddad Maia zajmuje 24. pozycję – najwyższą w karierze. Jednak w jej życiorysie jest ciemna karta, o której tenisistka zapewne chciałaby zapomnieć. Dwa lata temu, w maju 2020 roku, wpadła na stosowaniu środków dopingujących – dokładnie enobosarmu i ligandrolu. Otrzymała za to 10 miesięcy dyskwalifikacji… ale do tego okresu wliczono tymczasowe zawieszenie którym była objęta. Więc tenisistka już we wrześniu tego samego roku mogła uczestniczyć w rozgrywkach.
TO BYŁ PRAWDZIWY TEST DLA ŚWIĄTEK
Komentujący to spotkanie Dawid Celt stwierdził, że Polkę czeka prawdziwe wyzwanie. I zdecydowanie miał rację. Brazylijka dobrze grała na returnie. Potrafiła wykorzystać swój zasięg ramion i nieustannie wywierała presję na faworytce spotkania. Iga przejawiała symptomy dobrej gry. Dynamicznie poruszała się na nogach, ale w grze Polki jeszcze brakowało stabilności.
Haddad Maia grała bardzo agresywnie, a jej leworęczny serwis sprawiał naszej rodaczce sporo problemów. Rywalka sporo ryzykowała, ale to ryzyko jej się opłacało, kiedy przełamała Świątek na 3:2. Ten mecz był prawdziwym testem dla Igi, która trafiła na przeciwniczkę silną, o niewygodnym stylu, a w dodatku uniwersalną. Chociażby podczas gry przy siatce widać było jej doświadczenie wyniesione z debla.
Choć trzeba przyznać, że w pierwszym secie Brazylijka była lepsza, to mimo wszystko trochę szkoda tej partii. Polka pod koniec zagrała świetnego gema przy własnym serwisie, a następnie wreszcie napsuła Haddad Mai trochę krwi przy jej podaniu. W każdym razie, warto było czekać na kolną partię w wykonaniu Polki.
Lecz Brazylijka ani myślała obniżyć lotów. Już w pierwszym gemie Świątek musiała desperacko bronić własnego podania. Dość powiedzieć, że w tym gemie aż dziewięć razy mieliśmy równowagę punktową! Na całe szczęście, po dwudziestu czterech punktach Polka obroniła podanie.
Niestety dla Świątek, Haddad Maia wciąż nie pozwalała sobie na stratę gema przy własnym podaniu. W porównaniu do pierwszego seta, Polka kilka razy była bardzo blisko tej sztuki, ale niestety, za każdym razem brakowało kilku centymetrów. Piłka zawsze lądowała nie po tej stronie co trzeba.
KONDYCJA KONTRA FINEZJA
Mimo wszystko, mecz stał się bardzo wyrównany i… to dawało Idze nadzieję. Ileż to już razy widzieliśmy, jak perfekcyjnie przygotowana przez Macieja Ryszczuka maszyna z Raszyna w drugim czy trzecim secie gra na takiej samej intensywności, jakby spotkanie dopiero się rozpoczęło?
W tamtym momencie, po drugim secie, aż dziwnie oglądało się statystyki spotkania. W tych Haddad Maia górowała nad Igą w zasadzie pod każdym względem. Tylko co z tego, skoro na tablicy wyników w setach widniał remis? Ale tenisistka z Brazylii starała się jak mogła i tak otrzymaliśmy starcie jej zagrań, które były sprytniejsze i bardziej finezyjne, z grą Igi. Znakomicie przygotowaną fizyczne, ale jednak zawodniczką, która jeszcze nie do końca czuje swoje zagrania.
Jasne, że do końca trzymaliśmy kciuki za naszą tenisistkę. Ale za taki mecz obu paniom należały się gromkie brawa.
Oczywiście, celowo troszkę przejaskrawiamy z tym starciem kondycji i finezji. W końcu i Polka miała masę zagrań w których udowadniała, dlaczego jest światową jedynką damskiego tenisa. A Brazylijka na samej technice nie wytrzymałaby trzech godzin tak wymagającego starcia. Tymczasem zagrała mecz życia i opuściła kort jako zwyciężczyni. I prawdę powiedziawszy trudno mieć większe pretensje do Świątek o tą porażkę. Iga pokazała, że pod względem fizycznym wciąż jest maszyną. A tak zwane „czucie” piłki będzie lepsze z każdym kolejnym treningiem.
Iga Świątek – Beatriz Haddad Maia 1:2 (4:6, 6:3, 5:7)
HURKACZ GRAŁ RÓWNO Z IGĄ
Hubert Hurkacz udanie zrewanżował się Emilowi Ruusuvuoriemu za porażkę, którą tydzień wcześniej Fin zaserwował naszemu tenisiście w Waszyngtonie. Wczoraj na kortach w Montrealu to Hubi był górą i wygrał 2:1 w setach. W związku z tym dziś zmierzył się z… sąsiadem Ruusuvuoriego w rankingu ATP. Czyli zajmującym 43. pozycję Albertem Ramosem-Vinolasem.
Bez żadnych złośliwości można stwierdzić, że 34-letni Ramos jest typowym przedstawicielem hiszpańskiej szkoły tenisa. Czyli mączka jest nawierzchnią, na której czuje się najlepiej. W 2016 roku dotarł nawet do ćwierćfinału French Open, a rok później pojawił się w finale turnieju Masters w Monte Carlo, gdzie pokonał go – a jakże – Rafa Nadal. Wtedy też załapał się do pierwszej dwudziestki rankingu ATP.
Nie powiedzielibyśmy, że Hiszpan na betonowych kortach jest słaby, ale jednak nie jest to jego ulubiony plac gry. Co nie znaczy, że można było go lekceważyć. W Kanadzie odprawił z kwitkiem dobrze znanego Hubertowi David Goffina oraz Diego Schwartzmana – uznaną markę na tenisowym rynku. Lecz chociaż beton betonowi nie jest równy, to jednak dziś naprzeciwko Ramosa stał Hubert – człowiek, który na pięć zwycięstw w grze pojedynczej w tourze, cztery odniósł na takiej nawierzchni.
MISTRZ PRZERWANYCH MECZÓW?
Hubert zaczął mecz najgorzej, jak tylko mógł. Przy własnym podaniu popełnił dwa podwójne błędy i tym sposobem oddał przeciwnikowi gema. Spotkanie nie układało się po myśli Hubiego. Kiedy zdecydowanie prowadził przy swoich serwisach, zaczynał popełniać głupie błędy. Wprawdzie ostatecznie utrzymywał podanie, ale sam nijak nie mógł przełamać Hiszpana. Forehand Polaka szwankował, co rywal skrzętnie wykorzystywał. A przecież Polak nie mógł zaledwie bronić własnego serwisu, co samemu doprowadzać do przełamania.
Przy stanie 5:4 i piłce Ramosa-Vinolasa spotkanie zostało przerwane, gdyż prognozy pogody zapowiadały opady deszczu. Przyznamy, że było to trochę dziwaczne, bo mecz został przerwany tylko ze względu na zapowiadane opady, nie przez to, że one nastąpiły. Ale w całym zamieszaniu upatrywaliśmy nadziei dla Huberta. Przypominaliśmy sobie mecz Polaka z Daniiłem Miedwiediewem z ubiegłorocznego Wimbledonu, kiedy po przerwanym spotkaniu Hurkacz powrócił na kort odmieniony.
Dziś przerwa trwała zaledwie kilka minut, ale to wystarczyło by Hubert wrócił i przełamał wybitego z rytmu Hiszpana. Następnie był o krok o wyjścia na prowadzenie 6:5 w gemach… ale wtedy dopiero zaczęło padać.
Musieliśmy poczekać dłuższą chwilę na powrót obu tenisistów na kort. Pozytyw z tego był taki, że można się było skupić na meczu Igi Świątek. Po wznowieniu gry Polak szybko doprowadził do 6:5 w gemach, a kiedy przeciwnik zwyciężył swój serwis, czekaliśmy na to, co tygrysy lubią najbardziej – grę na przewagi. Wydawało się, że Hurkacz, który dysponuje mocniejszym serwisem, będzie miał – nomen omen – przewagę w tym elemencie. Niestety, na nic zda się moc, jeżeli zawodzi skuteczność. Polak przegrał cztery własne serwisy, a cały tie-break (choć wyrównany) – 8:6.
Pomimo porażki Polaka w pierwszym secie, można było podchodzić do kolejnej partii z pozytywnym nastawieniem. Mecz był ciężki – przez przerwę zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Stąd w lepszej sytuacji był ten gracz, który zachował więcej sił. A jeżeli chodzi o wytrzymałość i kondycję, nie zawahamy się powiedzieć, że 25-letni Hurkacz jest pod tym względem jednym z najlepszych tenisistów w całym tourze.
Ramos był waleczny niczym jego rodak i były kapitan Realu Madryt, noszący to samo nazwisko. Ale nogi po prostu już go tak nie niosły. Kiedy Hurkacz poprawił własny serwis, wynik drugiego seta stał się formalnością – Polak łatwo zwyciężył 6:2.
Owszem, w trzeciej partii Hiszpan wciąż był groźny, bardzo celny. Lecz Hubi wydawał się po prostu pewniejszy. I cóż, nie doceniliśmy przeciwnika Huberta w tamtym momencie meczu. Albert nieco zmienił swój styl gry. Może i poruszał się bardziej statycznie, ale za to zagrywał celniej, przy własnym serwisie nie pozostawiał Polakowi złudzeń.
I tak obejrzeliśmy drugiego tie-breaka… który w końcu wyglądał tak, jak tego od Huberta oczekiwaliśmy. Czyli Polaka, który był posyłał mocne i skuteczne piłki. Tę grę na przewagi wygrał wyraźnie – 7:3. A co za tym idzie – cały mecz 2:1 w setach. Po blisko dwóch i pół godzinach samej gry – nie licząc przerwy.
Hubert Hurkacz – Albert Ramos-Vinolas 2:1 (6:7, 6:2, 7:6)
Fot. Newspix
Wiejski jajcarz, Ignacik, wczoraj tak prowadził studio, jakby turniej w Toronto był dla Świątek małym piwkiem przed śniadaniem. Zresztą taka narracja jest normą u tego typa. Wiem, że przy okazji każdego sukcesu, pojawiają się hordy kibiców sukcesu zwanych Januszami i styl Ignacika jest szyty na miarę właśnie pod Januszy, jednak należy pamiętać o ludziach naprawdę znających się na tenisie, których Ignacik doprowadza do szału. To nie impreza w remizie strażackiej, gdzie mógłby robić za wodzireja.
Koleżanka redakcyjna jajcarza, Kostecka, mając do dyspozycji top zawodniczki, przeprowadza z nimi wywiady pt „Jak pokonać Igę”? O nic innego nie pyta. Jak? Tak jak to zrobiła brazylijka, a wcześniej dwie francuzki. Wszystkie wygrane na przestrzeni ostatnich kilku tygodni.
Ignacik swiadectwo sobie daje „występem” w reklamie firmy forBet.
Widzial ktokolwiek dziennikarza, ktory w taki sposób by sie zachowywał?
Podobno dziennikarze, media realizują „jakąś” misję..
Ignacik realizuje…-żenadę i wstyd.
Juz ten turbokozak to była obciachowa zabawa, ale teraz?
Ktoś bardziej obeznany w medycynie mógłby nam-laikom wyjaśnić jaka to jednostka chorobowa? Bo nie wierzę, że to tylko ADHD.
To było do przewidzenia. Która tenisistka nosi flagę obcego państwa na czerepie, a nie Ojczyzny Matki???☹️☹️☹️
Iga obecnie wygląda, jakby była mocno zdziwiona gdy któraś z przeciwniczek stawia jej opór. Miało być szybko, łatwo i przyjemnie, są ciężary, zaczyna się mętlik w głowie, panika powodująca niewymuszony błąd za błędem.
Pudrowanie rzeczywistosci.
Warunki do gry byly identyczne dla obu zawodniczek, a Iga ,niestety, po raz kolejny zagrała słabo.
Ilosc prostych błędow, w tym podwojnych serwisowych, ilosc fatalnych zagran forhendem…..
Tak gra „jedynka” turnieju?. Rankingu?
Wszystkie nagle grają mecze życia.
Nie, wszystjie grają rzetelny tenis. I przegrywają w następnych rundach.
Jak Cornet, jak Garcia i tak, jak przegra ta Brazylijka w następnej rundzie.
Zachowania Igi wskazują, że jest zagubiona.
Oo co ta psycholog, jak Iga toczy walkę z sobą, dlaczego Wiktorowski jest taki pasywny podczas meczu.
Brazylijski trener bezustannie podpowiadał, korygował grę. Żył meczem.
A u nas? Starczy dla nich wszystkich z teamu miejsca w boksie?
Smutne to, ale Iga zaczyna „spadac” do roli przeciętnej zawodniczki.
I faktycznie- ta wstążka.
Pokazala wsparcie. Ok.
Niech zajmie się meczem, przygotowaniem do niego.
Te ostatnie porażki Igi to po prostu blamaż.
Nie oglądałem tego meczu Igi, ale jej największym problemem jest brak umiejętności zarządzania emocjami. Już od zawsze Iga nie potrafi zaakceptować i znaleźć siebie w sytuacji, w której nominalnie słabsza przeciwniczka jest w dobrej formie i stawia jej opór. Tym gorzej, jeśli przejawia się on nie tyle w grze kombinacyjnej, technicznej, ale w grze agresywnej, która – zdaniem Igi – jest zarezerwowana właśnie dla niej. W takiej sytuacji nie istnieje żaden plan B poza ciągłym podwyższaniem siły uderzeń i ryzyka związanego z miejscem, które Iga chce trafić na korcie. To, siłą rzeczy, prowadzi do coraz większej ilości błędów i nakręca spiralę frustracji.
Pasywność Wiktorowskiego wynika, być może, z jego wiedzy na temat tego, jak „tyka” Iga w sytuacji meczowego stresu i jak reaguje na podpowiedzi z zewnątrz. Być może miało by to efekt podobny, jak za kadencji jego poprzednika.
Z tą Garcią Janku i jej przegraną w następnej rundzie to nie trafiłeś, ona wygrała turniej w Warszawie.
Bożesz ty mój, dlaczego wam, piszącym o tenisie, tak ciężko przyznać, że Iga jest obecnie w czarnej dupie jeśli chodzi o formę. Nie wypada z powodu popierdolonej poprawności politycznej związanej z Ukrainą i wstążką w czapeczce, czy coś innrgo?
Anglię tłumaczono nielubianą trawą. Polskę, warunkami pogdowymi i stanem kortu. Mało tego, część pismaków zaczęła brnąć w idiotyczne tezy, że mączka już nie jest ulubioną nawierzchnią Świątek. Korty twarde miały być tym co kocha. I co? I znowu bęcki, i znowu pismacze usprawiedliwienia w stylu Kazikowego…:
gdyby nie słupek
gdyby nie poprzeczka
gdyby się nie przewrócił byłaby rzecz wielka
gdyby, to najczęstsze słowo polskie
gdyby mama miała fiuta to by była ojcem
Oglądałem mecz Hubiego. I to dopiero jest prawdziwy koszmar, co dzieje się z tym chłopakiem. Od miesięcy totalnie rozregulowany, wyraźnie nieograny, pasywny. Ilość niewymuszonych, najprostszych błędów jest ogromna. Wygląda to tak, szczególnie z forhandem, jakby on w trakcie meczów wypróbowywał jakiś nowy uchwyt rakiety, gdyż często nie trafia o metry w kort. Innym problemem jest jego irytująca pasywność. Czasem aż nie chce się wierzyć, że w męskim tenisie, 2metrowy facet może grać tyle miękkich balonów pod górę lub obronnych slajsów z forhandu. Zamiast częściej wykorzystywać swoją szybkość, świetny timing, duży zasięg i iść do siatki, okopuje się z tyłu i zaczyna kolejne obrony Częstochowy. Czy jego trener tego nie widzi?
Gwiazda jednego sezonu.
A teraz sprawdź w jakich latach wygrywała wielkie szlemy.
Wytłumaczcie mi jedną rzecz. To że Świątek przegrała no cóż ma słabszy moment jaki każdemu najlepszemu sportowcowi się przytrafia. Pewnie US Open też gdzieś w czwartej czy w ćwierćfinale położy taki ma czas i trudno trzeba się odbudować . Ja nie o tym . Jak to jest że przed każdą piłką rozgrywaną na korcie sedzia uprasza publikę o spokój na trybunach wręcz ciszę. Natomiast pózniej na korcie zwłaszcza to widać i słychać u pań jedna z drugą paniusią jęczą w niebogłosy jak by stado murzynów do nich dopadło i to już dla sedziów nie przeszkadza?!
Sędzia prosi publiczność o spokój nie dla siebie (jak piszesz), lecz dla grających tenisistów. Wydaje się, że sam nie grasz w tenisa, bo nie rozumiesz, jak odgłosy, czy nawet zwykłe poruszanie się w zasięgu słuchu lub wzroku zawodnika przeszkadza w grze wymagającej niesamowitej, „tunelowej” wręcz koncentracji zwłaszcza, że dziś uderzenia, które musisz obronić mają po 180-230 km/h (serwis) lub grubo powyżej 100 km/h (uderzenia w płynnej grze). Natomiast co do „jęczenia” (szczególnie kobiet byłego sojuza) na korcie – można to robić przy własnym uderzeniu. Jest to drażniące dla widzów, ale zawodnicy potrafią z tym żyć. Również poruszanie się przeciwnika na właściwej stronie kortu, nie jest zabronione;-)))
Co innego, gdyby taka delikwentka zajęczała tuż przed lub w trakcie uderzania piłki przez przeciwnika. Tego sędzia by jej nie darował.