Reklama

Śpiączka opanował przestrzeń powietrzną nad Kielcami

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

01 sierpnia 2022, 21:57 • 4 min czytania 57 komentarzy

Gdyby piłkarze Śląska Wrocław mieli jakieś problemy z prawem, raczej nie mogliby posłużyć się poniedziałkowym wieczorem jako alibi. Choć ich „poczynania” obserwowało ponad dziesięć tysięcy kieleckich widzów, to ciężko było zauważyć, że ekipa z Dolnego Śląska dojechała na ten mecz. Korona zagrała swoje, trochę porąbała, trochę podostrzyła, ale i trochę postrzelała, wygrywając tym samym swój pierwszy mecz po powrocie do Ekstraklasy.

Śpiączka opanował przestrzeń powietrzną nad Kielcami

Jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie zdobycze punktowe – to kielczanie są na ten moment najlepszym z beniaminków. Czy pełnoprawnie zasługują na to miano – sprawa dyskusyjna, przecież Widzew pokazuje się z całkiem dobrej strony (jeśli chodzi o grę) i gdyby miał łatwiejszy terminarz, pewnie miałby na swoim koncie pokaźniejszy dorobek. Ale niech to nie umniejsza Koronie, która zalicza solidne wejście do Ekstraklasy. Owszem, mecz z Cracovią był w jej wykonaniu dramatyczny. Ale już Legia? Solidna gra, narzucenie własnego stylu, dobry wynik. Śląsk Wrocław? Przesadą byłoby stwierdzenie, że to zwycięstwo „lekkie, łatwe i przyjemne”, bo jednak goście mieli swój moment i wynik do końca był na styku, ale też jest to zwycięstwo w pełni zasłużone. Leszek Ojrzyński ma swój pomysł na Ekstraklasę – może i toporny, może i prosty, ale bez dwóch zdań skuteczny.

Ekstraklasa. Korona Kielce – Śląsk Wrocław 3:1

Ogółem rzecz biorąc jakość piłkarska starcia w Kielcach nie stała na wysokim poziomie. Co więcej – nie stała nawet na średnim poziomie. Przez większość meczu była to klasyczna kopanina. Pierwszą w miarę udaną akcję meczu odnotowaliśmy w 27. minucie – wtedy, gdy Korona zdobyła gola. Śpiączka świetnie ściął piłkę głową, w naprawdę klasowy sposób wykończył wrzutkę Danka. Wcześniej – wierzcie lub nie – nie było żadnego momentu, by którakolwiek ze stron wymieniła chociaż kilka podań na połowie przeciwnika i doprowadziła do zalążka sytuacji bramkowej. Wyglądało to trochę jak mecz zawodników, którzy prawo do gry w Ekstraklasie wylosowali w czipsach. Większe zarzuty z tego tytułu należy kierować do Śląska Wrocław, który nie potrafił nawet wyjść z własnej połowy.

Widząc jak wrocławianie podejmują nieudolne próby wymiany kilku celnych podań z rzędu, Korona zwęszyła swoją szansę na zdobycz punktową i wynik podwyższył – i to jak! – Jakub Łukowski. Warto przyjrzeć się bliżej temu piłkarzowi, bo na tle swoich kolegów z ofensywy – raczej solidnych wyrobników – wyróżnia się naprawdę nienaganną techniką. I ma drybling, i uderzy w sposób nieoczywisty, i poda, jak w finale baraży do Jacka Kiełba. Ofensywny pomocnik Korony zagarnął piłkę na skraju pola karnego, zszedł do środka, nie dał pola do interwencji Olsenowi, Samcowi-Talarowi i Janasikowi, a potem przyładował po długim tak, że Szromnik nie do końca wiedział, co się wydarzyło.

Reklama

Gol z gatunku efektownych, chociaż bohaterem spotkania został Bartosz Śpiączka — autor pierwszego i ostatniego trafienia w tym spotkaniu. Trzeci gol kielczan to klasyka w wykonaniu Leszka Ojrzyńskiego, czyli wyrzut z autu, przedłużenie i elegancka główka napastnika, który chyba już na stałe wywalczył sobie tym występem miejsce w pierwszym składzie Korony. Do dobrego wyniku bramkowego Śpiączka dołożył także walkę (jak zwykle) i omal nie dało mu to hat-tricka – poszedł na dzika, gdy Szromnik zbierał się do wybicia piłki, dał się nastrzelić, ale ostatecznie futbolówka nie trafiła do siatki.

Po kompletnie przespanej połowie Śląska (centrostrzał Jastrzembskiego, strzał w maliny Schwarza — i to tyle), na drugą goście wyszli nabuzowani, jakby w szatni padła ponadnormatywna liczba męskich słów. Efektem tego szybki gol Yeboaha (nawinął jak dziecko Petrowa, a potem Forenc wpuścił gola po krótkim rogu) i kolejna akcja bramkowa w niedługim odstępie czasu. Ale to byłoby na tyle — Śląskowi starczyło sił na jakieś pięć minut mocniejszych ataków, a potem mecz wrócił do tego, co było wcześniej, czyli kopaniny, w której lepiej się czuła Korona i z której Korona potrafiła stworzyć więcej w ofensywie. Podopieczni Djurdjevicia — swoją drogą nie będzie wspominał dobrze Serb tego stadionu, to w Kielcach przegrał baraże o Ekstraklasę — zagrozili jeszcze tylko po wolnym Łyszczarza. To zdecydowanie za mało, by myśleć choćby o remisie.

Korona będzie groźna na własnym stadionie — to nieprzyjemny rywal, który potrafi zagrać ofensywnie. Śląsk z kolei wciąż musi szukać swojego stylu, bo dziś zawiodła w tym zespole każda z formacji. Goście zagrali jak w najgorszych momentach zeszłego, szczęśliwie uratowanego sezonu.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: 

Fot. newspix.pl

Reklama

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Komentarze

57 komentarzy

Loading...