Reklama

Szef Ancelotti na lunchu w towarzystwie przyjaciół

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 maja 2022, 14:54 • 8 min czytania 23 komentarzy

Przed meczami jego serce palpituje z częstotliwością stu dwudziestu uderzeń na minutę. Na dwie albo trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego wyobraża sobie najgorsze scenariusze. Podobnie niespokojny jest dwie albo trzy godziny po końcu spotkania, kiedy kładzie się do łóżka i zadręcza się myślami. Przegrywa, nie śpi, bo szuka przyczyny klęski. Wygra, też nie śpi, bo rozkoszuje się triumfem. Stan błogiej równowagi odczuwa tylko przy linii bocznej w strefie wyznaczonej dla trenerów. Oto obraz szefa Carlo Ancelottiego na „lunchu w towarzystwie przyjaciół”. 

Szef Ancelotti na lunchu w towarzystwie przyjaciół

Ekstatyczną słodycz wygrywania w piłce nożnej kultowy włoski szkoleniowiec często określa skojarzeniami z konsumpcją. „Im więcej jesz, tym bardziej jesteś głodny”, mawia, żeby udowodnić, że dziesiątki medali i trofeów, setki pochwał i podrzuceń, tysiące laudacji i peanów wciąż nie nasyciły jego apetytu na kolejne dziesiątki medali i trofeów, setki pochwał i podrzuceń, tysiące laudacji i peanów.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Coś wygrać, coś przegrać, coś wygrać

Otwarty autokar Realu przemierza ulice Madrytu w stronę fontanny bogini Kybele w akompaniamencie śpiewów stu pięćdziesięciu tysięcy fanów Królewskich. Carlo Ancelotti – odziany w gustowny garnitur – hołduje młodzieńczej energii swoich podopiecznych, niczym profesorowie tańczący z maturzystami w ostatniej scenie filmowego „Na Rauszu” do transowego „What A Life”. Włoch wokalizuje klubowy hymn. Podryguje obok Viniciusa Juniora. Pozwala sfotografować się w szefowskich ciemnych okularach z jeszcze bardziej szefowskim cygarem w ustach.

Żywotność.

Reklama

Witalność.

Ikra.

Ancelotti jest jedynym trenerem w historii Realu Madryt, który ma na koncie wszystkie sześć najważniejszych trofeów: mistrzostwo Hiszpanii (2022), Puchar Króla (2014), Superpuchar Hiszpanii (2022), Puchar Europy (2014), Superpuchar Europy (2014) i Klubowe Mistrzostwa Świata (2014).

Ancelotti jest jednym trenerem w historii europejskiego futbolu, który poprowadził swoje drużyny do mistrzostw krajów we wszystkich pięciu najlepszych ligach Starego Kontynentu: mistrzostwo Włoch z Milanem w 2004 roku, mistrzostwo Anglii z Chelsea w 2010 roku, mistrzostwo Francji z PSG w 2013 roku, mistrzostwo Niemiec z Bayernem w 2017 roku, mistrzostwo Hiszpanii z Realem w 2022 roku.

Ancelotti jest jedynym trenerem w historii Ligi Mistrzów, który pięciokrotnie wprowadzał swoje drużyny do finału tych elitarnych rozgrywek: w 2003 roku z Milanem bił się z Juventusem, później w 2005 i 2007 roku wciąż na ławce Rossonerich walczył z Liverpoolem, następnie w 2014 roku z Realem tłukł się z Atletico, a teraz znów spróbuje skraść uszate trofeum w roli szkoleniowca Królewskich i znów na drodze do marzeń stanie mu Liverpool.

Taki piękny, taki najlepszy, taki rekordowy, a w międzyczasie wielokrotnie dostawał w poczciwą papę. Lista jego trenerskich grzechów i grzeszków wcale nie jest bowiem krótka. Wypuszczenie trzybramkowej przewagi w finale Ligi Mistrzów, słynny Dudek Dance, niewyobrażalna katastrofa. Do tego całkowita klęska na ławce trenerskiej Juventusu, w tym scudetto przerżnięte na całej linii w ostatniej kolejce. Mało? Koncertowo zawalony dwumecz Milanu z Deportivo. Przegranie wyścigu o mistrzostwo Francji z Montpellier. Dwukrotne zmarnotrawienie przewagi w La Lidze i w efekcie przydługie oczekiwanie na mistrzostwo Hiszpanii z Realem Madryt.

Reklama

Carlo Ancelotti coś wygrał, coś przegrał. I w tym jego siła.

Zaufanie od Florentino Pereza

Wydarzenia z wieczornego boju z Manchesterem City w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów już na zawsze wpiszą się w wielkość opowieści o Realu Madryt. To nie miało prawa się zdarzyć.

Logika podpowiadała, że Królewscy wypadną za burtę już w 1/8 fazy pucharowej z PSG, kiedy przez większość meczu w Parku Książąt nie mieli kompletnie nic do powiedzenia, a mimo to w rewanżu wygrzmocili pysznego rywala wybitnym występem Karima Benzemy i trzema strzelonymi bramkami. Skoro jednak już raz udało się oszukać przeznaczenie, to wszystko wskazywało na to, ze los weźmie swoje w ćwierćfinale. Thomas Tuchel miał zmiażdżyć taktycznie Carlo Ancelottiego. I już Niemiec witał się z gąską, już wyciągnął właściwe wnioski z klęski Chelsea w pierwszym meczu i neutralizował atuty hiszpańskiego rywala, kiedy Real w absolutnie wyjątkowy sposób odwrócił losy dwumeczu i przebojem wbił się do czwórki najlepszych drużyn Europy.

No ale co się udwlecze, to nie uciecze, więc szaleństwo Realu zakończyć miał Manchester City. Był tego bliski, kiedy Kevin De Bruyne i Gabriel Jesus walnęli dwie bramki i wyprowadzili City na prowadzenie 2:0 na Etihad Stadium, kiedy niedługo później Phil Foden trafił na 3:1, a następnie Bernardo Silva strzelił na 4:2, kiedy Riyad Mahrez załadował na 1:0 na Santiago Bernabeu, kiedy Ferland Mendy wybił uderzenie Jacka Grealisha z linii bramkowej i wreszcie kiedy w 89. minucie drugiego meczu półfinałowego Obywatele prowadzili 5:3 w dwumeczu. Świeżo koronowany mistrz Hiszpanii tylko machnął na to ręką. Raz po raz zbliżał się na odległość jednego gola straty z upartością złośliwego maniaka, żeby na koniec najpierw wyrównać stan rywalizacji w doliczonym czasie gry na własnym obiekcie, a zaraz – już w dogrywce – wyjść na prowadzenie i dowieźć korzystny wynik do końca.

Po wielkim triumfie klubowe kamery złapały Carlo Ancelottiego w uścisku z Florentino Perezem. „Dziękuję za sprowadzenie mnie tutaj, prezesie”, mówił Włoch do swojego hiszpańskiego pracodawcy, siedemdziesięciopięcioletniego jegomościa i jednego z architektów ery super-klubów z super-piłkarzami, który od lat zaskakująco przytomnie diagnozuje usytuowanie piłki nożnej wobec zmieniającego się świata, więc nie sposób było nie podnieść brwi w geście zdziwienia, gdy prezydent Królewskich sięgał po Ancelottiego po erze Zinedine’a Zidane’a. W 2021 roku włoski fachowiec ostatecznie tracił bowiem status czołowego trenera świata.

Przedwcześnie zakończył swoją pracę w Bayernie Monachium. Nie wygrał niczego w udręczonym Napoli. Nie zbudował niczego spektakularnego w napompowanym kasą i ambicjami Evertonie. Ba, w tych dwóch ostatnich klubach – choć żaden inny topowy trener na całym globie nie zwycięża z taką częstotliwością i seryjnością jak on – osiągał najniższy procent wiktorii spośród wszystkich swoich robótek w dwudziestym pierwszym wieku – 52,05% w Neapolu, 46,27% w Liverpoolu.

Florentino Perez potrzebował go w swoim zespole, bo wiedział, że Ancelotti nie będzie mącił, nie będzie rewolucjonizował, nie będzie wywracał klubu do góry nogami, co pewnie zrobiłby każdy z młodszych i świeższych specjalistów z ery trenerów laptopowych, niech dowodem na taki stan rzeczy będą dotychczasowe dokonania i pomysły Juliana Nagelsmanna w Bayernie. Pereza z Ancelottim i Ancelottiego z Perezem łączy zaś wspólna filozofia i naturalna serdeczność: „Bardzo szanuję Florentino Pereza. Wie, co robi i czego chce. Real Madryt ot jego pierwsza i największa miłość. Podobnie jak ja jest romantykiem o miękkim sercu. Zgadzamy się pod wieloma względami”, pisał włoski trener w swojej książce.

Efekt? 62-letni szkoleniowiec eksperymentował zaledwie dwa miesiące, kiedy zmieniał systemy z 4-3-3, przez 4-4-2, nawet do 4-2-3-1, kiedy w pierwszym składzie wybiegali Eden Hazard i Gareth Bale, kiedy ten Real jeszcze kształtował swoją formę i potrafił przegrać z Sheriffem Tyraspol w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Później powstała drużyna, która podniesie się po każdej klęsce, która wyciągnie się nawet z największych tarapatów.

Ancelotti znalazł klucz do magicznych nóg Viniciusa Juniora. Pomógł wznieść się Karimowi Benzemie na poziom prawdopodobnie najlepszego piłkarza świata. Zastosował swoją złotą receptę – „wolność i kreatywność w ofensywie, organizacja w defensywie”, sprawiając, że w lidze hiszpańskiej nikt nie strzela więcej niż Real i tylko Sevilla traci mniej niż Królewscy. Tym samym Los Blancos sięgnęli po mistrzostwo kraju najszybciej od 1990 roku, a i tak to jeszcze nic przy oswojonym obłąkańczym szale, w który Real Madryt wprowadza się podczas dwumeczów w Lidze Mistrzów.

Wierzyć w istotę Realu Madryt

Bo Carlo Ancelotti szczerze wierzy w istotę jakiejś nieuchwytnej wielkości Realu Madryt. „Dla mnie tak wyjątkowe jest bycie trenerem Królewskich, że aż nie wierzę, iż to prawda”, mówi całkowicie szczerze. I dodaje: „Te klub wygrywa dzięki znaczeniu tej koszulki”.

– Jestem świadomy, że prowadzę największy klub na świecie. Nigdzie nie spotka cię większa chwała, nigdzie nie spotka cię większa krytyka. Wymagania są bardzo wysokie. Muszę to akceptować. W Napoli i Evertonie czułem się świetnie, ale powrót do Madrytu to było coś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju. Nigdy nie myślałem, że kiedyś jeszcze będę mógł wrócić do Realu. Wróciłem i cieszę się, że mogę tak żyć – mówił w rozmowie z Jorge Valdano w Movistar+.

Carlo Ancelotti ma też niezwykłą zdolność do nasiąkania tradycją swoich klubów. Nieprzypadkowo twierdzi, że czuje się evertonistą, więc tegoroczny finał Ligi Mistrzów będzie traktował w derbowych kategoriach i równie nieprzypadkowo przekonywał, że sam występ w półfinale Ligi Mistrzów nie jest żadną nobilitacją dla Realu Madryt, choć przecież przed sezonem niewielu wskazywało Królewskich jako faworytów do zamącenia w rozgrywkach Champions League. Ale Włoch wyznaje kult dumnej historii swojego pracodawcy. Wiedział, że ostatnie dziesięć edycji tych elitarnych rozgrywek to okres świetności Realu Madryt – czterokrotne wzięcie pełnej puli, ośmiokrotne wparowanie do przedsionka finału.

Nie wypadało brukać szlachetnej krwi.

Żaden inny trener na świecie w tak pozbawiony poczucia moralnej wyższości, prawdziwie niepretensjonalny, wręcz niezauważalny sposób nie okazuje czci monumentalności historii własnego zespołu. Niedawno spytano Ancelottiego o jego sposób na dzikie świętowanie. Odparł, że nie przekracza granic, bo ma już dwójkę dzieci i nie chce trzeciego potomka. Do płodzenia kolejnych trofeów i kolejnych triumfów ma nieco inne podejście.

Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

23 komentarzy

Loading...