Reklama

Od 40 fajek dziennie po Złotą Piłkę. Sceny z życia Andrija Szewczenki

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

08 marca 2022, 12:41 • 16 min czytania 7 komentarzy

Andrij Szewczenko palił 40 papierosów dziennie, oblał testy do szkoły sportowej w Kijowie i uciekał przed Czarnobylem do kampusu nad Morzem Czarnym. Choć dziennikarze „The Sun” nazwali go największą katastrofą transferową dziesięciolecia, zdobył Złotą Piłkę, w piątce laureatów był aż pięciokrotnie i stał się legendą AC Milan. Wraz z naszym partnerem KFC startujemy z cyklem „Kubełek Mistrzów”, w którym będziemy przedstawiać najciekawsze historie w dziejach Ligi Mistrzów. W związku z dramatem, jaki dzieje się za naszą wschodnią granicą, nie mogliśmy zacząć inaczej niż od przedstawienia losów najlepszego piłkarza w dziejach Ukrainy. Przed wami sceny z życia Andrija Szewczenki.

Od 40 fajek dziennie po Złotą Piłkę. Sceny z życia Andrija Szewczenki

– Że obroniłeś karnego, to rozumiem, ale jak ten mój strzał i dobitkę tuż przed końcem meczu? Jak to obroniłeś?

Andrij Szewczenko wystosował podobne pytania do Jerzego Dudka kilka razy. To stały element kurtuazyjnych small-talków obu panów, gdy ci gdzieś się przecinają. Po latach Ukrainiec wciąż nie mógł uwierzyć, że jego bomba z najbliższej odległości nie wpadła do siatki w finale Ligi Mistrzów. Piłkarze, którzy stoczyli ze sobą legendarny pojedynek, złączyli siły w Cardiff w 2007 roku, gdzie promowali wspólnie ideę mistrzostw Europy dla Polski i Ukrainy. Dwa lata po pamiętnym finale w Stambule. Po jednym z najlepszych meczów w historii piłki nożnej.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Andrij Szewczenko – historia, sylwetka, kariera

Największym bohaterem tego finału był Dudek. Nie tylko zatrzymał bombę Ukraińca z bliskiej odległości, ale i wyjął decydującego karnego w serii jedenastek.

Reklama

Wykonywał go Szewczenko. Szewczenko, który stał się największym antybohaterem finału.

To był niezwykły mecz. Milan prowadził do przerwy 3:0, by dać sobie wbić w siedem minut trzy gole (Gerrard, Smicer, Alonso). W serii rzutów karnych Jerzy Dudek zaprezentował niecodzienny taniec, który stał się wydarzeniem finału.

Swoją drogą… Jak w ogóle ta seria jedenastek wygląda dziś? Ile z nich za sprawą bramkarza, który kompletnie nie trzyma linii, byłoby w ogóle uznanych?

***

Żaden piłkarz z krajów spoza piłkarskiego mainstreamu nie był wybierany do piątki Złotej Piłki tak często, jak Andrij Szewczenko.

Reklama
  • 1999 rok: trzecie miejsce, już jako piłkarz Milanu, ale wiosnę tego roku spędził jeszcze w Dynamie Kijów.
  • 2000 rok: znów trzecie miejsce.
  • 2003 rok: czwarte miejsce.
  • 2004 rok: pierwsze miejsce.
  • 2005 rok: piąte miejsce, nawet mimo katastrofy w finale Ligi Mistrzów

Mimo tego faktu, wybór go na najlepszego piłkarza 2004 roku to jedna z największych kontrowersji w historii plebiscytu. To rok, w którym w światową piłkę z buta wjechał Deco. Najpierw poprowadził FC Porto do sensacyjnego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, a później był liderem portugalskiej kadry, która ugrała srebrny medal na mistrzostwach Europy. Przy wyborach Złotej Piłki w sezonie, w którym odbywa się wielki turniej, często pada argument o sukcesie z reprezentacją (bądź jego braku). Szewczenko? Ukraina nie tyle nic nie ugrała na mistrzostwach Europy, co w ogóle na nie nie pojechała.

Nie była to oczywiście wina samego Szewczenki, niemniej nie brakowało głosów, że dostał nagrodę za całokształt. Indywidualnie bronił się kapitalnym sezonem w Serie A, gdzie został królem strzelców. Nazwisko Deco nie było tak ekscytujące, jego talent dopiero rozkwitał. Ronaldinho wciąż stawał się naprawdę wielki. Grecy zdobyli sensacyjne mistrzostwo Europy, ale pamiętamy w jakim stylu – nie było kogo docenić, piąte miejsce dla Theodorosa Zagorakisa to i tak już spore wyróżnienie. Niedocenionym kandydatem był Thierry Henry (4. miejsce), który poprowadził słynnych „The Invincibles” do mistrzostwa Anglii bez żadnej porażki i zdobył dla Arsenalu potężną liczbę bramek.

Szewczenko stał się tym samym trzecim laureatem w historii Ukrainy. W 1975 roku nagrodę otrzymał Oleg Błochin, w 1986 – Igor Biełanow. Statuetkę wciąż trzyma w swojej posiadłości w Londynie, podczas gdy resztę pucharów trzyma jego mama.

***

– Pamiętam, jak Biełanow otrzymywał to wyróżnienie. Był on pierwszym moim wzorem. Jednak piłkarskim ideałem zawsze był dla mnie Marco van Basten.

***

– Tę nagrodę chciałbym zadedykować ludziom z mojego kraju. Wszystkim Ukraińcom. Wierzę, że to wielkie, globalne wyróżnienie będzie dla niektórych z nich choćby małym bodźcem. Mam nadzieję, że zmobilizuję do pracy młodych chłopców, marzących o zostaniu wielkimi piłkarzami.

***

Liga ukraińska długo mogła nacieszyć się szalejącym Andrijem Szewczenką. Odszedł do AC Milan dopiero jako ukształtowany 23-latek za 24 miliony euro, co wówczas było jednym z największych transferów w historii piłki. Włosi kusili go przez długi czas, a Dynamo Kijów – by go przekonać do zostania jeszcze na rok – ofiarowało mu willę, mercedesa i pensję w wysokości 100 tysięcy dolarów rocznie. I Szewczenko na tę propozycję przystał. Dziś podobne zarobki nie robią wrażenia nawet w kontekście Ekstraklasy – abstrahując już od spadku wartości pieniądza – ale wtedy, zwłaszcza w postradzieckiej Ukrainie?

Szewczenko odszedł w najlepszym momencie, bo już w pierwszym sezonie stał się nie tylko królem strzelców Serie A (24 bramki), ale i jednym z najlepszych piłkarzy świata. W drugim sezonie powtórzył wynik strzelecki (znów 24 bramki), potem niespodziewanie obniżył loty (łącznie 19 trafień w sezonach 01/02 i 02/03), by w końcu wrócić na wielki poziom (03/04 – 24, 04/05 – 17, 05/06 – 19).

***

14-letni Szewczenko zwiedza Mediolan, na planie wycieczki nie brakuje oczywiście oprowadzania po San Siro. 

– Wtedy właśnie przyrzekłem sobie, że pewnego dnia tam zagram. Jestem szalenie dumny z tego, że udało mi się to osiągnąć – mówi po latach.

***

Jedyna rysa na mediolańskiej przygodzie Szewczenki? Stosunkowo niewielka liczba trofeów, zwłaszcza na własnym podwórku. Ukrainiec zdobył po jednym tytule – Ligę Mistrzów, mistrzostwo, puchar, krajowy i europejski superpuchar. Z wielką wówczas drużyną Milanu – z Maldinim, Gattuso, Seedorfem, Kaką czy Pirlo – można było wycisnąć znacznie więcej.

Największym drużynowym sukcesem było oczywiście zdobycie Ligi Mistrzów po karnych z Juventusem. Pamiętacie, kogo decydujący strzał wybronił w 2005 roku Jerzy Dudek?

Nic dziwnego, że to Szewczenko podchodził wówczas do piłki w kluczowym momencie. W 2003 roku to jego jedenastka przesądziła o zwycięstwie „Rossonerich”. Wtedy był bohaterem.

Paradoksem jest fakt, że swój największy triumf klubowy Szewczenko odniósł podczas swojego… najgorszego indywidualnego sezonu w Milanie. Gdy sięgał po Champions League, miał na swoim koncie tylko pięć goli w Serie A.

***

Walery Łobanowski: – Zawodnicy ze znanymi nazwiskami mają to do siebie, że kiedy osiągną swój cel, to spoczywają na laurach. Popatrzcie na Ronaldo. On wciąż czyni postępy, ale kiedy zdobędzie gola, to już nie chce mu się biegać. Nigdy nie zamieniłbym Szewczenki na niego. Andrij zawsze gra dla dobra zespołu.

W maju 2002 roku słynny ukraiński trener zmarł po ataku serca. Rok później, po triumfie w Lidze Mistrzów, „Szewa” zabrał z klubowej gabloty trofeum i pojechał z nim na Ukrainę, by zanieść je na grób swojego piłkarskiego ojca.

***

Do wspaniały hołd dla trenera Dynama, z którym Szewczence było dane dojść do półfinału Ligi Mistrzów, gdzie kijowski zespół odpadł z Bayernem Monachium. Zanim doszło do tej totalnie nieoczywistej historii (ukraiński klub w półfinale elitarnych rozgrywek?!), klub Szewczenki dopuścił się niemałej afery obyczajowej.

Mianowicie – sędzia meczu z Panathinaikosem Ateny w fazie grupowej LM zaraportował, że Ukraińcy chcieli go przekupić. Z jego pisma wynikało, że Wasyl Babyczuk (wiceprezes Dynama) i Ihor Surkis (członek zarządu) oferowali trójce sędziowskiej „odzież futrzaną o wartości 30 tysięcy dolarów”. Klub z Kijowa dostał został wyrzucony z pucharów, a Babyczuk i Surkis dożywotnio nie mogą pełnić funkcji w klubach grających pod szyldem UEFA.

Gdy już Dynamo wróciło do gry, do historii przeszedł mecz z Barceloną, wygrany 4:0. – To był wieczór, podczas którego zostałem odkryty. Nastąpił koniec anonimowości – mówił po latach dumny Szewczenko.

***

W rodzinie Szewczenki gra w piłkę młodego Andrija nie była szczególnie mile widziana. Jego ojciec – wojskowy, pracujący wcześniej w NRD – wymarzył sobie, by syn w przyszłości także poszedł w kamasze. Trener Ołeksandr Szpakow, który jako pierwszy dostrzegł talent Szewczenki, chcąc ściągnąć chłopaka do Dynama Kijów użył pewnego podstępu.

Mianowicie: przekonał ojca młodego piłkarza, że gra w klubie wykształci w nim siłę i dyscyplinę, cechy tak potrzebne w pracy żołnierza.

Ojciec to kupił.

Choć możliwe, że był już pogodzony z ambicjonalną porażką. Przez wiele lat obserwował, jak rośnie miłość Andrija do piłki. Gdy ten złamał rękę, na drugi dzień był już z powrotem na boisku. Gdy rodziców nie było stać na nowe korki, deklarował, że będzie grał na bosaka. I grał. Aż w końcu dostał kolejne buty. Gdy ojciec w ramach szlabanu zamykał go w domu, ten uciekał na boisko oknem.

Skacząc z pierwszego piętra.

***

Problem z grą na bosaka nie był aktualny wtedy, gdy 14-letni Szewczenko dostał korki od Iana Rusha. Tak, tego Iana Rusha. Ukrainiec zdobył koronę króla strzelców na turnieju rozgrywanym pod patronatem legendarnego walijskiego piłkarza. W ramach nagrody dostał korki, w których Rush rozgrywał mecze dla Liverpoolu.

Młody „Szewa” nie odłożył ich na półkę w ramach pamiątki. Namiętnie w nich grał. Na półkę wylądowały dopiero w momencie, gdy zrobiła się dziura na prawym palcu. Dziura, która powstała dlatego, że korki po piłkarskiej legendzie były za małe o kilka rozmiarów.

***

– Andrij, błagam cię, nie wchodź na dachy – powiedział ojciec, Mykoła, do swojego syna.

Młody Szewczenko wkopał piłkę na dach. Wszedł po nią i jego oczom ukazał się pokaźny zestaw innych futbolówek, po które ze strachu nikt nigdy nie wszedł. Szewczenko zabrał je więc do domu.

Zanim ojciec pozwolił synowi ich używać, sprawdził je wykrywaczem promieniowania. A ten zaczął mocno piszczeć.

Wszystko działo się niedługo po katastrofie w Czarnobylu.

Andrij już nie wchodził na dachy.

Świeżo po katastrofie ewakuowano najmłodszych mieszkańców Kijowa, gdzie żyła rodzina Szewczenków. Andrij wraz ze swoją siostrą znaleźli się na kilka miesięcy w kampusie nad Morzem Czarnym. Ukraińcy nie mieli jeszcze pełnej świadomości, jak wielkie są rozmiary katastrofy i jakie skutki może spowodować promieniowanie. Więcej mówiło się o tym na zachodzie. Pan Mykoła jako wojskowy miał informacje z pierwszej ręki.

Sam Szewczenko – kiedy już był piłkarzem Milanu, wiele osiągnął i zarobił ogromne pieniądze – założył fundację, która pomagała ofiarom Czarnobyla. Po latach sam też odwiedził wymarły Prypeć, który wygląda dziś jak miasto duchów.

***

Czy król strzelców turnieju Iana Rusha i przyszły zdobywca Złotej Piłki może nie dostać się do szkoły sportowej w Kijowie?

Otóż może.

A dlaczego?

Każdy młody sportowiec, który chciał się dostać do szkoły sportowej, musiał zaliczyć najpierw egzamin wstępny. 16-letni Andrij Szewczenko uzyskał wynik negatywny, bo… oblał testy z dryblingu.

***

I faktycznie – Szewczenko nigdy nie jawił się jako wybitny technik. To bardziej piłkarz bazujący na siłowych atrybutach – szybkości, skoczności, wytrzymałości. Przez lata w Milanie miał nawet trenerów personalnych tylko od szybkości. Gdy w Chelsea mu nie szło, uznano, że powtórzyć ten manewr i zapewnić „Szewie” indywidualnego szkoleniowca, z którym mógłby ćwiczyć prędkość biegu.

Kto wie, czy piłkarz byłby w stanie dojść na taki poziom fizyczny, gdyby nie sprytny manewr Walerego Łobanowskiego.

Szewczenko, jeszcze w Dynamie Kijów, palił jak smok. Mówiło się, że dziennie przepala 40 papierosów, czyli aż dwie paczki. To niewyobrażalna dawka dla zawodowego sportowca.

Słynny ukraiński trener chciał więc coś zaradzić i przygotował ohydny eliksir na bazie nikotyny. Dał go Szewczence i nakazał: masz, wypij.

Napój wywołał w piłkarzu tak okropny efekt, że problem z papierosami minął jak ręką odjął. Nałogowy palacz z dnia na dzień nabawił się obrzydzenia do ulubionej używki.

– Odpalałem jednego papierosa od drugiego. Rzuciłem palenie i postawiłem na sport. Później było już wspaniale, mecze, puchary… Ten sen trwa do dziś – mówił Szewczenko po latach.

***

Siostra Szewczenki, Ołena, urodziła się w enerdowskim Poczdamie, ale sam Andrij przyszedł na świat już w ukraińskiej wiosce Jagodzin. Rodzina Szewczenków zrezygnowała z wysokiego uposażenia, jakie gwarantowała im służba wojskowa ojca we Wschodnich Niemczech i wróciła na Ukrainę z tęsknoty za krajem. Rodzice podjęli tę decyzję dla swoich dzieci, by te mogły wychowywać się w ojczyźnie. Gdy po latach Mykoła dostał kolejną propozycję pracy w NRD, odrzucił ją dla dobra rodziny, mimo że znów w grę wchodziły potężne pieniądze, których w Ukrainie – czy to będąc inżynierem wojskowym (ojciec) czy pracując w przedszkolu (matka) – by nie zarobili.

Niech ta historia będzie punktem wyjścia, nakreśleniem szerszego tła, przed oceną decyzji o transferze do Chelsea.

***

Andrij Szewczenko nie miał po co się ruszać z Mediolanu. Był w klubie, w którym – poza krótkimi okresami słabości – niezwykle mu żarło. Milan nie sprawiał jeszcze wtedy wrażenia klubu, który za niedługo może podupaść. Pieniądze? Gdy Roman Abramowicz kusił piłkarza regularnymi podchodami, Silvio Berlusconi – prywatnie kumpel Ukraińca –  zaproponował mu kontrakt na sześć lat. Na sześć lat, czyli dokładnie tyle, ile potrwała dalsza kariera Szewczenki, który w momencie tej bajońskiej oferty dobijał już do trzydziestki. A kuszenie londyńczyków trwało długo, a konkretnie od 2003 roku, gdy Abramowicz przypadkowo spotkał Szewczenkę w jednym z luksusowych hoteli. Podczas krótkiej kurtuazyjnej rozmowy zaproponował mu transfer. Napastnik odrzucił nieformalną ofertę, ale Abramowicz zaczął się do niego coraz mocniej dobijać. Z biegiem czasu Chelsea oferowała kwoty na poziomie 60 milionów euro, a gdy Milan kręcił nosem, to grała jeszcze kartą Hernana Crespo, który miałby trafić do Mediolanu w ramach rozliczenia. Abramowicz i Szewczenko mieli przez lata utrzymywać bliski kontakt. Obie strony przyjaźni ciepło wypowiadały się o sobie w mediach. Ukrainiec, jeszcze będąc w Milanie, bronił publicznie oligarchę, któremu zarzucano, że inwestuje w piłkę chore pieniądze.

Silvio Berlusconi pewnie nie mógł przełknąć odejścia „Szewy” jako właściciel świetnie prosperującego klubu. I czterdzieści milionów euro, jakie wyłożyła wtedy Chelsea – był to wówczas największy transfer w dziejach angielskiej piłki! – pewnie nie osłodziło tej straty.

Ale mógł ją zrozumieć jako ojciec chrzestny jednego z synów państwa Szewczenko.

Bo Szewczenko motywował przenosiny do Londynu nie tyle względami sportowymi, co… życiowymi. Jeszcze w Mediolanie związał się z amerykańską modelką Kristen Pazik. Na marginesie – modelką mającą polskie korzenie, co oznacza, że syn 14-letni syn Szewczenki mógłby teoretycznie zagrać w przyszłości dla biało-czerwonych. Para poznała się na imprezie u Giorgio Armaniego, co jest pewnym wyznacznikiem highlife’u, jaki zapewniała zawrotna kariera w Milanie. Andrij średnio porozumiewał się po angielsku, więc ze swoją małżonką komunikował się po włosku. Ta z kolei chciała zamieszkać w anglojęzycznym kraju. Para chciała też, by dzieci miały lepszą przyszłość i wychowywały się po angielsku, co miało im otworzyć wrota na świat. A sama Kristen zdążyła już w międzyczasie nawiązać relację z żoną Abramowicza, z którą wybrała się na wspólne zakupy, co pewnie było elementem strategii szalenie zdeterminowanego multimilionera z Rosji.

I to dlatego przywołaliśmy historię o Poczdamie i nieoczywistym powrocie do ojczyzny.

– To była nasza wspólna decyzja. Kierowaliśmy się naszym wspólnym dobrem i lepszą przyszłością. Dla mojej rodziny lepiej było przeprowadzić się do Londynu. Moja żona to Amerykanka. Jeden z synów dorastał, drugi był w drodze… Szkoła, język… Przywiązywaliśmy do tego ogromną wagę. Anglia była lepszym rozwiązaniem. Włochy? Wielki kraj, który na zawsze pozostanie w moim sercu, ale nie widziałem tam szerszych perspektyw dla swojej rodziny. Gdyby nie kontuzje, to jestem pewien, że i moja sytuacja wyglądałaby inaczej. Transfer do Chelsea nie był błędem. Gdybym miał okazję przeżyć swoje życie jeszcze raz, zrobiłbym dokładnie to samo. Wszędzie staram doszukiwać się pozytywów – opowiadał po latach Szewczenko.

Ktoś może odebrać sprowadzanie tak wielkich transferów do dobra rodziny jako głodne kawałki, mające na celu obronę PR-ową nieoczywistego odejścia z klubu, ale dlaczego Szewczenko miałby opuszczać Milan, skoro miał tam absolutnie wszystko? Nawet wiceprezydent „Rossonerich”, Adriano Galliani, oceniał odejście Szewczenki jako triumf języka angielskiego nad włoskim w kontekście przyszłości dzieci piłkarza.

***

Na koniec pierwszej dekady XXI wieku, „The Sun” opublikował ranking największych katastrof transferowych dziesięciolecia w Premier League.

Pierwsze miejsce? Andrij Szewczenko.

***

– Prawdziwy Milanista i mężczyzna nigdy by się tak nie zachował. W moim domu ja odpowiadam za decyzje, Szewczenko przeciwnie. Kiedy jego małżonka krzyczy, ucieka pod łóżko jak piesek. Kazała mu jechać do Londynu wraz z dziećmi.

Silvio Berlusconi kilka miesięcy po odejściu Szewczenki.

***

Dziś transfer za 40 milionów euro nie robi na nikim wrażenia. Ale wtedy? To był naprawdę gigantyczny ruch, obarczony – biorąc pod uwagę regularność Szewczenki – niewielkim ryzykiem. Chelsea była wtedy największym graczem na rynku. Mogła wziąć, kogo chce, a takie nazwiska jak Didier Drogba – choć były ekscytujące dla trenerów – ego Romana Abramowicza w żaden sposób nie łechtały. On chciał nazwisk. Chciał wielkości. Chciał demonstracji siły. Choć Jose Mourinho i wysoko postawieni pracownicy klubu wypowiadali się o Ukraińcu niezwykle ciepło, z czcią godną skali osiągnięć zawodnika, to właśnie rosyjski oligarcha był inspiracją do tego ruchu. Chciał mieć u siebie najgorętsze nazwiska, więc dla najlepszego piłkarza ze swojego kręgu kulturowego rozbił bank z niezwykłą przyjemnością.

Forma Szewczenki w Chelsea to jedna z największych zagadek w historii piłki.

Napastnik po prostu przepadł. Był murowaną gwiazdą, a stał się czwartym napastnikiem w hierarchii za Didierem Drogą, Nicolasem Anelką i Claudio Pizarro. Stał się piłkarzem bezużytecznym, którego wprowadza się tylko po to, że grać musi, bo gracz za 40 milionów musi dostawać szanse, ale żaden inny powód za jego obecnością na boisku nie stał.

Niektórzy próbowali początkowo usprawiedliwiać Szewczenkę tym, że chwilę przed transferem doznał urazu kolana i zamiast dobrze się wykurować przed angielską przygodą, zaciskał zęby na historycznych dla Ukrainy mistrzostwach świata. To mogło tłumaczyć słaby początek, ale beznadziejny dwuletni okres?

Spekulowano, że relacje pomiędzy Abramowiczem a Mourinho pogorszyły się właśnie przez zagadkową dyspozycję Ukraińca. Ten miał być twarzą wielkiego projektu rosyjskiego właściciela Chelsea, a portugalski trener nie potrafił z niego wykrzesać kompletnie niczego. Zresztą na przygotowanej przez Mourinho wcześniej liście pięciu napastników z wielkimi nazwiskami, jacy mieliby trafić do „The Blues”, Szewczenko znalazł się na ostatnim miejscu. Właśnie dlatego, że tak bardzo chciał go Abramowicz, a niekoniecznie szkoleniowiec. Mourinho miał dać w ten sposób sygnał: może masz okrutne miliardy, ale składu ustawiał mi nie będziesz.

Pierwszy sezon Szewczenki? Cztery gole w Premier League.

Drugi? Pięć goli w Premier League.

Statystyki niezłe jak na rezerwowego napastnika spadkowicza, a nie największego hitu transferowego lata 2006.

W Londynie postanowili zagrać po dwóch latach ostateczną kartą: niech idzie na wypożyczenie do Milanu, niech tam się odbuduje.

W Milanie przez cały sezon zdobył dwa gole.

Przed powrotem do Mediolanu Szewczenko oszacował swoją sprawność fizyczną po urazie pleców i operacji przepukliny na 40%. Ale to nie tak, że zahamowały go kontuzje. Wielu piłkarzy ze znacznie bardziej opasłą kartą medyczną dawało sobie radę. A Szewczenko? Piłkarz rzetelny, pokorny, uczciwie pracujący? Piłkarz, za którym nie krążyły żadne tabloidowe skandale? Piłkarz, któremu nikt nie zarzucał złego podejścia do zawodu?

Kompletna zagadka.

***

– Andrij był naprawdę cichym facetem. Nie mogłeś powiedzieć o nim złego słowa. To prawdopodobnie najcichszy gracz z jakim kiedykolwiek grałem. Jego statystyki w Milanie były niewiarygodne. Dorastałem, obserwując go. Po prostu nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego po jego przyjściu do klubu nic nie mówił – ani na boisku, ani podczas treningu, ani także poza nim. To było dziwne.

John Obi Mikel wspominający grę z ukraińskim napastnikiem.

***

– Po stronie Szewczenki nie widzę chęci współpracy. Myślę, że za wszelką cenę chce on udowodnić to, jak wielki był jego transfer. Lubię się dzielić, ale kiedy daję, doceniam to, gdy coś otrzymuję z powrotem. Każdy z nas by zyskał, gdybyśmy naprawdę współpracowali. Próbowałem zrozumieć sytuację, w której się znajduje. Nigdy nie bałem się konkurencji i nie uważam go za zagrożenie. Rozumiem, że jest to dla niego trudne, ale najpierw musi pomyśleć o zespole.

To z kolei Didier Drogba.

***

Szewczenko mógł sięgnąć po drugi tytuł Ligi Mistrzów właśnie w Chelsea. Nie ucałował pucharu, gdyż w kluczowym momencie poślizgnął się John Terry.

W fazie pucharowej Ukrainiec zagrał tylko minutę. Wszedł na moment w półfinale z Liverpoolem.

Coś jest w tym, że największe triumfy mógł święcić w sezonach, które były dla niego najgorsze indywidualnie.

***

Mimo nieudanego okresu w Chelsea, Andrij Szewczenko mógł bujać się na nazwisku jeszcze przez długie lata. Angielska katastrofa tak bardzo dała mu się jednak we znaki, że postanowił przejść na piłkarską emeryturę. Bo za taką należy uznać powrót do Dynama Kijów w wieku 33 lat i doczekanie do Euro 2012, po którym zawiesił buty na kołku. Sam mówił wtedy – w 2009 roku! – że jego ostatnim celem są mistrzostwa Europy, a na włoskie czy angielskie kluby nie ma już motywacji.

Po powrocie do Kijowa w żadnym ze swoich trzech sezonów nie był nawet blisko korony króla strzelców.

Ale na samym Euro przypomniał się publice, strzelając dwa gole reprezentacji Szwecji. Ukraina odpadła jednak w fazie grupowej, przegrywając potem z Francją i Anglią.

Dla Szewczenki była to najprostsza decyzja na świecie.

Czas kończyć karierę.

WIĘCEJ O ANDRIJU SZEWCZENCE: 

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
0
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
1
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Komentarze

7 komentarzy

Loading...