Niby człowiek wiedział, a jednak się trochę łudził. Co z tego, że Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w tym sezonie regularnie łoi Jastrzębski Węgiel? Finały rządzą się swoimi prawami. Zwłaszcza, że w półfinałach PlusLigi to jastrzębianie sprawili lepsze wrażenie, co pozwalało myśleć, że czeka nas wyrównany mecz, którego zapewne życzyli sobie postronni kibice siatkówki. Nic bardziej mylnego.
W spotkaniu o niewielkiej jak na finał temperaturze, gospodarze okazali się wyraźnie lepsi od gości z Górnego Śląska i zasłużenie wygrali 3:0. To już szóste z rzędu zwycięstwo ZAKSY nad Jastrzębskim Węglem. I po tym, co dziś zobaczyliśmy, nie sądzimy żeby w następnym meczu finałowym passa Koziołków została przerwana.
Przed pierwszym spotkaniem finału siatkarskiej PlusLigi obydwa zespoły posiadały argumenty, pozwalające im wierzyć w sukces. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle mogła poszczycić się świetnym bilansem w meczach bezpośrednich z Jastrzębskim Węglem w tym sezonie. Trójkolorowi pokonali Pomarańczowych w ostatnich pięciu spotkaniach. W ich trakcie oddali rywalom zaledwie dwa sety. Obydwa w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów, kiedy kwestia awansu i tak była już rozstrzygnięta.
Z kolei Jastrzębski Węgiel mógł pocieszać się tym, że w zeszłym sezonie bilans tej drużyny w meczach z ZAKSĄ również nie był najlepszy, ale w finałach ekipa z Górnego Śląska dwa razy ograła faworytów i ostatecznie to ona zgarnęła mistrzostwo Polski. Ponadto, na przestrzeni ostatniego miesiąca sytuacja kadrowa zespołu z Jastrzębia-Zdroju uległa znacznej poprawie. W dodatku niespodziewana zmiana szkoleniowca – Andreę Gardiniego zastąpił Nicola Giolito – bardzo dobrze wpłynęła na drużynę. Mistrzowie Polski od tamtego momentu wygrali cztery spotkania bez straty seta. Dobrze zaprezentowali się zwłaszcza w półfinałach, w których ograli Skrę Bełchatów. Na początku kwietnia tego roku można było powątpiewać w taki scenariusz.
Pod względem jakości czysto siatkarskiej również trudno było upatrywać wyraźnego faworyta w którymś z zespołów. W końcu po jednej stronie siatki stali Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka, Łukasz Kaczmarek czy David Smith – triumfatorzy Ligi Mistrzów, którzy 22 maja będą bronić tego tytułu. Wspomagali ich Marcin Janusz, Norbert Huber i Erik Shoji – zawodnicy sprowadzeni do Kędzierzyna-Koźla przed sezonem. I każdy z tych transferów się sprawdził.
Ale zespole z Jastrzębia-Zdroju również nie brakowało prawdziwych kozaków. Tomasz Fornal i Rafał Szymura otrzymali od Nikoli Grbicia powołanie do reprezentacji Polski. Jan Hadrava przybył do drużyny po wywalczeniu mistrzostwa we włoskiej Serie A. Stephen Boyer, Trevor Clevenot i Benjamin Toniutti zdobyli mistrzostwo olimpijskie, po drodze pokonując Polaków. Zresztą Ben przed rokiem poprowadził kędzierzynian do triumfu w Lidze Mistrzów.
Kiedy w ramach zapowiedzi nadchodzących finałów PlusLigi rozmawialiśmy z Aleksandrą Rajewską oraz Pawłem Siezieniewskim, gospodarze magazynu „SIAT-MAT” emitowanego na Kanale Sportowym tak wypowiadali się na temat finałowej rywalizacji:
Rajewska: – Czekam na rywalizację Kamila Semeniuka z Tomaszem Fornalem. Wydaje mi się, że to dwóch najlepszych siatkarzy w tym sezonie PlusLigi. Porównywałam sobie zawodników obu drużyn na podstawie ligowych rankingów. Tam na przykład w rankingu MVP prowadzi Tomasz Fornal, który ma o jeden tytuł więcej od Łukasza Kaczmarka. Ale już w bloku numerem jeden jest Norbert Huber, a Łukasz Wiśniewski z Jastrzębia zajmuje piąte miejsce. W większości przypadków zawodnicy tych drużyn mają bardzo zbliżone statystyki.
Siezieniewski: – Chciałbym, żeby to była siatkarska wojna, która zadowoli wszystkich koneserów tej dyscypliny. Szczególnie mając na uwadze ostatnie spotkania tych drużyn, które ZAKSA wygrywała bez trudów. Liczę na to, że to będą zupełnie inne mecze, bo drużyna z Jastrzębia pokazała w półfinałach, że jest w bardzo dobrej dyspozycji. Dla postronnego kibica najgorszym scenariuszem byłby taki, w którym jedna z drużyn – nieważne która – przejedzie się po przeciwniku. Tak, jak było to we wcześniejszych spotkaniach tych zespołów. Dlatego wszyscy liczymy na to, by zobaczyć wyrównaną rywalizację.
ZAKSA SPOKOJNIE PILNUJE PRZEWAGI
Obie drużyny rozpoczęły pierwszego seta od rozpoznania przeciwnika – jakkolwiek to brzmi w przypadku zespołów, które znają się niemalże na wylot. Gra była nieco szarpana, a zespoły starały się szybko zakończyć swoje akcje. W tym momencie meczu nie błyszczeli przyjmujący obu ekip, choć od nich akurat można było tego wymagać. Wszak na tych pozycjach na parkiecie mieliśmy aż czterech reprezentantów Polski. Kibice Jastrzębskiego Węgla sporo uwag mogli kierować w szczególności pod adresem Tomasza Fornala, uznawanego za lidera Pomarańczowych.
Ale jak wspomnieliśmy, obie drużyny mają w swoich składach na tyle jakości, że nie muszą polegać wyłącznie na przyjmujących. I tak w drużynie ZAKSY ciężar gry brał na siebie Norbert Huber, który świetnie odnajdował się przy siatce. Z kolei po stronie Jastrzębskiego Węgla dobrze spisywał się Jurij Gładyr.
Niestety, jeżeli liczyliśmy na ciekawą partię, to musieliśmy obejść się smakiem, gdyż Jastrzębski Węgiel bardzo słabo radził sobie w przyjęciu piłki. Dzięki temu zawodnicy gospodarzy spokojnie wypracowali sobie przewagę. Kiedy Semeniuk i Śliwka w końcu częściej uczestniczyli w akcjach i weszli na swój normalny, wysoki poziom, goście z Jastrzębia-Zdroju nie mieli argumentów do nawiązania walki. Jakże symboliczny był moment w którym Kamil Semeniuk zdobył asa serwisowego na bezradnym Tomaszu Fornalu, zresztą stanowiącym chyba największe rozczarowanie tego spotkania. Grupa Azoty ZAKSA wypracowała kilka punktów przewagi i nie miała problemów z tym, by dowieźć ją do końca partii.
DLA ZAKSY POWTÓRKA Z ROZRYWKI, DLA KIBICÓW NUDA
W drugim secie w zasadzie przeżyliśmy deja vu. To długo była wyrównana partia. Jastrzębski Węgiel miał w niej dobre momenty. Jurij Gładyr ustrzelił kolejnego asa serwisowego, a Jan Hadrava brał na siebie ciężar zdobywania punktów. Lecz w tym wszystkim trudno było nie odnieść wrażenia, że to siatkarze ZAKSY lepiej wytrzymują ciężar gatunkowy tego spotkania.
Kolejny raz ogromne problemy swoim rywalom sprawiał Kamil Semeniuk. Ostatecznie zdobył 15 punktów – najwięcej spośród zawodników gospodarzy. Nawet jeżeli siatkarze Trójkolorowych nie zdobywali punktów bezpośrednio po serwisie, to zagrywka wciąż była ich mocną bronią, dzięki której ustawiali sobie akcje.
Nie można odmówić zawodnikom Jastrzębskiego Węgla starań i chęci. Hadrava w ataku robił, co mógł. Ale goście ponownie grali w zasadzie bez przyjęcia. Kiedy to szwankowało, problemy miał również Toniutti, któremu o wiele trudniej było dobrze rozgrywać piłki. Z drugiej strony Marcin Janusz być może również nie grał wybitnych zawodów, ale też niczego nie psuł. Robił swoje, a raz dał od siebie coś ekstra, kiedy na pojedynczym bloku zastopował Łukasza Wiśniewskiego.
No i ci nieszczęśni przyjmujący Jastrzębskiego Węgla. Naprawdę, jeżeli Nikola Grbić miałby na podstawie tego meczu decydować o powołaniach, to Tomasz Fornal i Rafał Szymura oglądaliby zmagania Ligi Narodów w telewizji. Choć ten drugi przez większość spotkania nie grałźle. Ale co z tego, skoro w decydującym momencie drugiego seta to właśnie on się mylił. Kiedy gra toczyła się na przewagi, najpierw dał się nabić w bloku, a później zaatakował w aut i tym sposobem set padł łupem gospodarzy.
Taki przebieg wydarzeń na parkiecie wyraźnie podbudował pewność siebie zawodników ZAKSY, którzy trzeciego seta zaczęli z o wiele większym animuszem. Grali bardziej agresywnie, ryzykownie, ale to ryzyko się opłacało.
Na szczęście dla kibiców, którzy liczyli na odrobinę emocji, Jastrzębski Węgiel w grze postanowił trzymać Gładyr, a dobre wejście z ławki zaliczył Eemi Tervaporti. Jednak to wciąż było za mało na drużynę Trójkolorowych, która była bardziej kompletną ekipą. Kiedy nieco gorzej zaczął spisywać się Norbert Huber, to z dobrej strony pokazywał się drugi środkowy – David Smith. Na przykład wtedy, kiedy na pojedynczym bloku zatrzymał Fornala.
A przecież słówko należy się też Łukaszowi Kaczmarkowi, który imponował inteligencją w swojej grze. Nie kończył ataków „na pałę”, metodą siła razy ramię. Obserwował poczynania rywali i nie raz mądrze obijał ich blok. Kiedy zdobył asa serwisowego na 21:18, prośba o challenge trenera Giolito, jakoby Łukasz przekroczył linię dziewiątego metra, wyglądała bardziej jak próba wybicia gracza z rytmu. Jak pokazały powtórki, atakujący gospodarzy znajdował się dobre pół metra przed linią.
Pod koniec trzeciej partii Jastrzębski Węgiel niby zbliżył się do rywali, ale widać było, że podopieczni trenera Gheorghe Crețu mają wszystko pod kontrolą. Remis po 23? Szykuje się gra na przewagi? Nic z tych rzeczy. Smith szybko skończył przechodzącą piłkę w środkowej strefie, a w ostatniej akcji nieco wyrzucony Hadrava nadział się na blok gospodarzy.
No cóż, pod względem emocji to spotkanie nie sprostało mianu finału PlusLigi. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle odniosła już szóste zwycięstwo z rzędu nad Jastrzębskim Węglem. Bilans setów w tych spotkaniach wynosi 18:2 na korzyść Koziołków. Naprawdę rzadko kiedy zdarza się, by w drużynach o tak wyrównanym potencjale kadrowym, które w ligowej tabeli sezonu zasadniczego potrafiły iść ze sobą łeb w łeb, na boisku w starciach bezpośrednich występowała aż taka różnica klas.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Jastrzębski Węgiel 3:0 (25:21, 27:25, 25:23)
Fot. Newspix
Czytaj też: