Reklama

Zmiana warty w Łodzi. To Widzew odjeżdża ŁKS-owi

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

03 maja 2022, 14:50 • 7 min czytania 22 komentarzy

ŁKS Łódź niedawno otworzył nowy, już w pełni ukończony stadion, który wypełnił się niemal w komplecie. Wciąż jest w grze o baraże, dające przepustkę do gry w Ekstraklasie. Niemniej gdy spojrzymy na to, w jakiej sytuacji obydwa łódzkie kluby podchodzą do derbów miasta, okaże się, że drogi ŁKS-u i Widzewa coraz bardziej się rozjeżdżają. Tym razem na korzyść drugiej z wymienionych drużyn.

Zmiana warty w Łodzi. To Widzew odjeżdża ŁKS-owi

Tym razem, bo dotychczas to ŁKS był klubem, który lepiej i szybciej radził sobie z piłkarskim czyśćcem i powrotem na salony. Owszem, miał więcej czasu, żeby się rozpędzić, ale niedużo: ŁKS zaczął grać w czwartej lidze w 2013 roku, Widzew w 2015. W 2016 roku obydwie drużyny były w tym samym miejscu: w jednej grupie trzeciej ligi. Ale już w roku 2019, gdy pierwszy z klubów zaczynał sezon Ekstraklasy, drugi był dwa szczeble niżej. ŁKS wspiął się o trzy szczebelki na ligowej drabinie, Widzew o jeden. ŁKS miał dostęp do największego źródła przychodów dla klubów w Polsce (prawa telewizyjne dla ESA), Widzew może i biedny nie był, ale jednak takiego zastrzyku gotówki nie miał.

Aż dziw bierze, że trzy lata później to Widzew zaczyna odjeżdżać ŁKS-owi. Stawką derbów jest już nie tylko prymat w mieście – trzy punkty zdobyte w starciu z lokalnym rywalem mogą zmienić pozycję każdej ze stron w walce o Ekstraklasę.

ŁKS zmarnował szansę. Widzew go dogonił i zaczyna odjeżdżać

16 marca 2007 roku. Widzew bezbramkowo remisuje na ŁKS-ie. Gospodarze utrzymują 14 punktów przewagi nad derbowym rywalem w Ekstraklasie. Od tamtej pory różnica w tabeli pomiędzy obydwoma łódzkimi klubami nigdy nie była tak duża. Aż do teraz. Dziś to Widzew przystępuje do derbów z 14 oczkami na koncie więcej. Dziewięć bezpośrednich spotkań i 15 lat — tyle było trzeba, żeby fani z drugiej strony Łodzi czuli taką wyższość nad sąsiadem. Ale wyższość to nie tylko tabela. Przed derbami znów dały o sobie znać problemy finansowe ŁKS-u, który właśnie stracił Antonio Domingueza. To już drugi zawodnik, który odchodzi z klubu w trakcie rozgrywek z powodu fatalnego zarządzania przy al. Unii 2. Dystans między obydwoma klubami jest dziś mierzony na różne sposoby. Sporo mówi nam rzut oka na finanse.

Reklama

Przychody za sezon 2020/2021 w 1. lidze według raportu Deloitte:

  • Widzew Łódź – 17,12 mln zł (1.),
  • ŁKS – 7,9 mln zł (7.).

Wydatki na wynagrodzenie w sezonie 2020/2021 w 1. lidze według raportu Deloitte:

  • ŁKS – 9,4 mln zł (1.),
  • Widzew Łódź – 7,8 mln zł (3.).

Widzew przed rokiem wydawał na pensje zawodników niemal tyle, ile wynosiły przychody ŁKS-u. A mimo to płacił mniej niż rywal zza miedzy. Między innymi stąd wzięła się przewaga Widzewa w tabeli: stać go na to, żeby być tam, gdzie jest. Podczas gdy zimą ŁKS miał zakaz transferowy za zaległości w wypłatach, Widzew ściągnął dwóch zawodników z norweskiej Ekstraklasy i trzech z polskiej. Nie jest to żadna gwarancja skutecznej walki o awans do najwyższej ligi, ale zdecydowanie łatwiej bić się o wyższe cele, gdy do zespołu dołączają nowi zawodnicy, niż gdy aktualna kadra jest uszczuplana po kolejnych perturbacjach z wypłatami.

ŁKS zarobił w Ekstraklasie 8,15 mln zł, jednak tak dysponował tymi pieniędzmi, że dziś musi mierzyć się z nadszarpniętym wizerunkiem i kłopotami. W Widzewie nie jest bajkowo: sprawozdanie za rok 2021 wykazało deficyt w wysokości 1,6 mln zł. Tyle że na dziś to klub z al. Piłsudskiego 138 wydaje się stabilniejszym miejscem. Drobna sprawa: gdy ŁKS ściągał Mikkela Rygaarda, gwiazdę z duńskiej ligi, z nastawieniem na awans, kompletnie zawalił ruch pod względem finansowym. Podpisał długi kontrakt, który przy jednoczesnym braku promocji okazał się kulą u nogi. Z kolei Widzew, który zimą ściągnął gwiazdę z ligi norweskiej, rozegrał sprawę tak, że Kristoffer Hansen otrzymał półroczną umowę, która przedłuży się po wywalczeniu promocji.

Nie ma awansu, nie ma Hansena, nie ma newsów o tym, że Norweg rozwiązuje kontrakt z winy klubu po tym, jak ktoś przestał mu płacić.

WSZYSTKIE PROBLEMY ŁKS-U

Reklama

Frekwencja? Widzew robi to lepiej

Przy al. Unii 2 zdają sobie sprawę z tego, że budżet klubu trzeba łatać. Wciąż jednak liczą na awans do Ekstraklasy. Nie są to marzenia ściętej głowy, gdy spojrzymy na temat przez pryzmat ligowej tabeli. Awans jest możliwy, choć tylko przez baraże. Od tego sporo zależy, bo promocja do wyższej ligi daje kilka dodatkowych milionów. – W połowie maja planujemy dodatkowe dofinansowanie spółki, żeby spłacić zobowiązania i przygotować kadrę na następny sezon. Oczywiście duży wpływ na nasze działania będzie miał wynik sportowy. Jeżeli nie uda się awansować do ekstraklasy, z pewnością będziemy musieli odchudzić kadrę i ciąć koszty funkcjonowania klubu – mówił Jarosław Olszowy, prokurent ŁKS-u w rozmowie z portalem „lksfans.pl”.

Finanse poprawia także pełny stadion. Przy al. Unii 2 stoi już 18-tysięcznik. Widzew Łódź dysponuje podobnym obiektem, który dotychczas wypełniał się w 83%. Dla porównania ŁKS przed oddaniem ukończonego stadionu mógł pochwalić się wypełnieniem trybun średnio w 76%. To spora różnica, zwłaszcza że mówimy o „starej” pojemności stadionu im. Władysława Króla (5080 miejsc). Jak ma się to do budżetów?

Przychody z dnia meczowego w sezonie 2020/2021 w 1. lidze według Deloitte:

  • Widzew Łódź – 5,8 mln zł (1.),
  • ŁKS – 0,8 mln zł (2.).

Pięć milionów złotych różnicy — przepaść. Ale duży obiekt trzeba jeszcze wypełnić. Widzew nie ma z tym większych problemów, od lat ma jedną z najwyższych frekwencji w Polsce. Czy drugi łódzki klub też jest w stanie przyciągnąć tyle osób na stadion? W teorii łatwiej byłoby to zrobić w Ekstraklasie, w praktyce gdy ŁKS w niej grał, wypełniał obiekt średnio w 77%. Oczywiście ponad 18 tysięcy sprzedanych biletów na mecz otwarcia (sprzedanych biletów, nie osób na trybunach — mała różnica) zwiastuje, że jest to możliwe. Z drugiej strony może być to tylko jednorazowy efekt, który łatwo osiągnąć przy wydarzeniach takich jak oficjalne otwarcie czy mecz derbowy.

W każdym razie jeśli ŁKS chce odbudować swoją pozycję względem Widzewa, musi zadbać o to, żeby i w jego przypadku kibice byli siłą i motorem napędowym klubowego budżetu.

Widzew Łódź rozszerza dział analiz [WYWIAD]

Walka o awans? Widzew odwraca mecze, więc ma przewagę

Łatwiej może przyjść odwrócenie ról na boisku, bo w teorii ŁKS wciąż może skończyć ten sezon wyżej niż Widzew. Jak? Jeśli obydwie drużyny dostaną się do baraży, a ŁKS zajdzie w nich dalej niż lokalny rywal. Dlatego najbardziej możliwym scenariuszem zniwelowania przewagi sąsiada zza miedzy jest wciąż awans do Ekstraklasy przy jednoczesnym niepowodzeniu przeciwnika. Wtedy klub z al. Unii 2 znów otrzyma zastrzyk gotówki (minimum 7-8 mln zł). Nie będzie jednak łatwo tego dokonać, bo na boisku Widzewowi też idzie lepiej. Tabela to jedno, rzućmy okiem na szersze statystyki. Widzew wygrywa pod względem:

  • expected points (48,1 vs 43),
  • expected goals (49,1 vs 34,97).

Gospodarzom derbów pozostaje radość z tego, że to oni są wyżej w klasyfikacji Pro Junior System, choć i tak pieniędzy na tym nie zarobią. Zresztą: łksiacka młodzież może i gra więcej, ale to widzewska jest w tym sezonie bardziej konkretna. Bilans młodzieżowców ŁKS-u to bramka, trzy asysty i asysta drugiego stopnia. Bilans młodzieżowców Widzewa: 11 goli, dwie asysty i trzy asysty drugiego stopnia. Gdybyśmy porównali poszczególne formacje, Widzew wyszedłby z tego starcia zwycięsko. Ma lepszego bramkarza i lepszych napastników, w pomocy także bryluje, bo sam Pirulo — w dodatku pod formą — to żaden argument.

Nie ma więc przypadku w tym, że ŁKS jest niżej od Widzewa w ligowej tabeli. Także dlatego, że gospodarze są niezdarni. W tym sezonie aż sześć razy tracili punkty, gdy jako pierwsi strzelali bramkę. Pięć razy takie mecze kończyły się remisem, raz porażką. Łącznie ŁKS-owi uciekło w ten sposób 13 punktów, podczas gdy nadrabiając straty — czyli z „przegranej pozycji” – udało im się uzbierać zaledwie cztery „oczka”. Raz zremisowali, gdy jako pierwsi stracili bramkę, raz taki mecz wygrali. Widzew jest mniej rozrzutny, ma także cenną umiejętność w meczach derbowych: potrafi odwracać wynik spotkania. Cztery razy wygrał, gdy pierwszy stracił gola, trzykrotnie remisował. W ten sposób łodzianie uzbierali 15 punktów. Prowadząc stracili z kolei 10 „oczek” (dwa remisy, dwie porażki).

W przeciwieństwie do ŁKS-u są więc „na plusie”.

***

Jak pocieszyć łodzian ze stadionu im. Władysława Króla, gdy ich sąsiedzi mają zdecydowanie lepszą passę? Jesienią, gdy przewaga Widzewa nad ŁKS-em w tabeli wynosiła 12 punktów, nie przełożyło się to na wynik końcowy. Wręcz przeciwnie: to ŁKS był bliżej wygranej, prowadząc 2:0. Z kolei sezon wcześniej, gdy Widzew przyjechał na al. Unii 2 z 12 punktami straty do gospodarzy, scenariusz był dokładnie odwrotny: ten, kto w tabeli był niżej, zaczął derby lepiej. A wyżej notowany przeciwnik i tak nie zdołał ich wygrać.

Marne to jednak pocieszenie w świetle sytuacji, w której Widzew po raz pierwszy od dawna jest od lokalnego rywala lepszy i w ligowej tabeli, i zestawieniach finansowych. Zwycięstwo w derbach powiększy stratę ŁKS-u do sąsiada do 17 punktów, ale nie tym przy al. Unii 2 powinni się martwić. Większym problemem będzie to, że zamiast nabruździć lokalnemu rywalowi w walce o Ekstraklasę, trzeba będzie patrzeć, jak ten odjeżdża, i to wcale nie powoli.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
12
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

22 komentarzy

Loading...