Reklama

Niech się kręci. Jakie zmiany czekają piłkę nożną?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

07 kwietnia 2022, 17:09 • 14 min czytania 57 komentarzy

Trzynaście procent milenialsów deklaruje nienawiść do piłki nożnej, a czterdzieści procent przedstawicieli pokolenia Z nie interesuje się futbolem. Globalizacja zabija lokalną kopaninę. Groundhopping to zabawa dla pozytywnie zakręconych świrków. Ten sport ogląda się gdzieś pomiędzy przesuwaniem palcem po ekranie telefonu w poszukiwaniu aktualności a klikaniem w śmieszne filmiki w tropieniu ożywczych bodźców z mediów społecznościowych. Hity już nie są hitami, bo odbywają się tak często, że nie sposób wkręcić się w ich konteksty. Efektywny czas gry wynosi maksymalnie sześćdziesiąt procent czasu trwania meczu. A wszystko warunkują i określają wielkie pieniądze. Piłka nożna stoi u progu zmian. Rewolucja jest nieunikniona i czyha za rogiem następnej ulicy.

Niech się kręci. Jakie zmiany czekają piłkę nożną?

– Dla świata futbolu i całego świata mam jedno przesłanie: życie się zmienia. Gdy mijają dwie dekady, pojawiają się nowe generacje, żądając nowych rzeczy. Atakują nas, prezesów i decydentów, że myślimy o sobie i o swoich interesach, a to nie jest prawda. Chcę powiedzieć, że futbol to spektakularna rzecz, najbardziej globalny sport na świecie, ale jeśli o niego nie zadbamy, ludzie pójdą gdzieś indziej – apelował Florentino Perez, gdy ucinano jego ubiegłoroczne rojenia o powstaniu Superligi.

Wieszcze futbolowych zmian

Florentino Perez, siedemdziesięciopięcioletni jegomość i jeden z architektów ery super-klubów z super-piłkarzami, zaskakująco przytomnie diagnozuje usytuowanie piłki nożnej wobec zmieniającego się świata. Potęga jego Realu Madryt trwa, ale on sam nie daje zwieść się demonom konserwatyzmu i z mniejszym lub większym egoizmem niezmiennie głosi, że futbol, jaki znamy, jaki znali nasi ojcowie i nasi dziadkowie, nie będzie wieczny, nie ma na to szans. Przepisy przetransformują się w odświeżone i unowocześnione wersje w ciągu jednego roku, dwóch, trzech, czterech, pięciu, dziesięciu, może piętnastu lat, ale to się stanie, trzeba być na to gotowym. W kwietniu 2021 roku, goszcząc w programie El Larguero w radiu SER, udzielił jednego z najciekawszych piłkarskich wywiadów ostatniej dekady.

– Jak w życiu, większy zakłada większy garnitur, a mniejszy przywdziewa mniejszy garnitur. Widzimy to wszystko po analizach i wynikach oglądalności. Jeśli na dwadzieścia meczów, dziesięć jest dobrych, a dziesięć średnich, to każdy średni mecz zabiera ci dwadzieścia procent przychodów. Chcemy po prostu pomóc futbolowi i trzeba to zrobić teraz. Nie możemy czekać trzech lat. Pieniądze generuje dobra rywalizacja. Młodzi mają wiele platform, gdzie spędzają swój czas. My chcemy, żeby spędzali czas z futbolem. To jest możliwe przez konkurencyjne mecze. Bez nich telewizje nie zapłacą, widzowie nie będą tego oglądać… Im lepsze ekipy, tym więcej jest pieniędzy. Porozmawialiśmy o tym z telewizjami i operatorami. Wiemy dobrze, czego chcą oni i młodzi ludzie. Próbowaliśmy dostosować to do rzeczywistości. Niektórzy jednak uważają, że nic się nie dzieje. Futbol należy do kibiców. Mówimy to wszystkim, że musimy myśleć o kibicach, bo to oni kupują transmisje i koszulki. Musimy patrzeć na fanów. Czasami kibicom nie podoba się to, co robi trener, ale to jego praca i odpowiedzialność. Ja zawsze mówię, że na końcu z pracy wyrzucają nas kibice – snuł Florentino Perez, cytowany przez RealMadryt.pl.

Reklama

Wtórował mu Andrea Agnelli, prezes Juventusu, który wyśmiewał krótkowzroczność części piłkarskich decydentów, uważających zainteresowanie masowego widza futbolem za wieczny pewnik. Czterdziestosześcioletni biznesmen szafował statystykami określającymi trendy współczesności – ponad jedna trzecia kibiców wspiera przynajmniej dwa kluby, dziesięć procent fanów śledzi poczynania konkretnych zawodników, a nie konkretnych klubów.

– Prawie dwie trzecie młodych ludzi śledzi piłkę nożną ze strachu przed wykluczeniem z życia towarzyskiego lub ze niezidentyfikowanej sympatii do dużych wydarzeń. Czterdzieści procent przedstawicieli słynnego pokolenia Z, ludzi między szesnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia, kompletnie nie interesuje się piłką nożną – opowiadał były prezes Stowarzyszenia Klubów Europejskich.

Plusy i minusy Superligi

Aktualnie na czele ECA stoi Nasser Al-Khelaifi, który kręci głową i twierdzi, że „wątpliwości co do słuszności europejskiego modelu piłki nożnej nie są słuszne”, a swoją tezę podpiera – jakże inaczej – pieniędzmi liczonymi w dolarach amerykańskich. Prezydent PSG rozgłasza bowiem wszem i wobec, że wzrosty i przychody nigdy nie były tak wielkie, a za kilka lat będą jeszcze większe, więc wszystkie wielkie kluby i federacje będą opływać w luksusach. Jednocześnie postać Nassera Al-Khelaifego przeobraża się w najwiarygodniejsze lustro swojego środowiska – piłkę nożną żywi się mamoną. Nieprzypadkowo Katarowi, ojczyźnie Al-Khelaifego, Rada FIFA przyznała organizację mistrzostw świata 2022 jako najmniejszemu demograficznie i powierzchniowo krajowi, jaki kiedykolwiek gościł mundial na własnych stadionach, a do tego pierwszy raz w historii zgodziła się na przeprowadzenie czempionatu nie latem, a zimą. Wystarczyło zapłacić. Futbol to biznes.

Są mecze, są pieniądze

Prawa telewizyjne do transmitowania najbardziej prestiżowych rozgrywek świata przebijają szaloną granicę miliarda euro. Kluby i ligi żyją kasą płynącą ze szklanego ekranu. Najdobitniej pokazała to pandemia, kiedy wybuchła potężna awantura na szczytach francuskiego futbolu, bo chińsko-hiszpańska platforma Mediapro, która wykupiła przywilej transmitowania większości meczów Ligue 1, wstrzymała zapłatę i postawiła kluby pod ścianą, żądając renegocjowania umowy, co zapowiadało absolutny kataklizm i spustoszenie w kasach dziesiątek francuskich organizacji i stawiało złowrogi znak zapytania nad egzystencją wielu z nich. Bo to tak wielkie pieniądze, że ich odcięcie jest w stanie zmieść z planszy praktycznie każdego.

Z całą świadomość takiego stanu rzeczy Dariusz Mioduski, właściciel Legii Warszawa, która wygrała siedem z ostatnich dziesięciu mistrzostw Polski, przez lata apelował i proponował, żeby podział kasy z praw telewizyjnych w Ekstraklasie rozkładał się proporcjonalnie do jakości prezentowanej na boisku – najlepsi otrzymują lwią część pieniędzy, najgorszym pozostają resztki z pańskiego stołu w myśl zasady: „więcej kasy za wyniki, mniej z urzędu”. Niedawno w podobne tony uderzał Janusz Filipiak, właściciel Cracovii.

Reklama

– Piłkarska Polska będzie upodabniać się do Niemiec, Holandii czy nawet Włoch. Na szczycie usadowi się pięć topowych klubów, potem jakiś środek tabeli, a na dole rotacyjna walka o utrzymanie. Cracovia będzie walczyć o pierwszą piątkę. Trzeba zwiększać budżet i wygrywać, bo coraz większe środki będą szły na górę. Nie wymyślam nic oryginalnego, ale tak jest w największych ligach, poza Anglią, i tak będzie też u nas – perorował Filipiak.

Filipiak: – Mój dobry wizerunek wynika z ogólnopolskiego współczucia

Podobnie myśli się w większym świecie piłki nożnej. Dlatego właśnie powstał projekt Superligi. Dlatego właśnie reformować w analogicznym kierunku zamierza się Liga Mistrzów. Dlatego właśnie Gianni Infantino z uporczywością maniaka wraca do pomysłu rozgrywania mistrzostw świata w dwuletnich odstępach. Dlatego właśnie oglądamy mecze wszystkich lig kontynentu w piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek. Dlatego właśnie niezmiennie zasiadamy do krajowych i europejskich pucharów we wtorki, środki i czwartki. Dlatego właśnie sięgamy po pilota o 12:00, o 15:00, o 18:00, o 21:00 przez siedem dni w tygodniu. Piłka nożna to dwudziestoczterogodzinny spektakl – są mecze, są transmisje, są pieniądze.

Mit idealnej gry

Fenomen piłki nożnej jako rozrywki fascynująco trafnie ujął Ryszard Kapuściński. W końcówce lat dziewięćdziesiąt ubiegłego wieku wielki polski reporter zaprosił do swojego mieszkania Michała Pola i Dariusza Wołowskiego, żeby opowiedzieć im o swoim spojrzeniu na futbol, które dziennikarze Gazety Wyborczej spisali w tekście pt. „Cały ten futbol”. Oto fragment tamtej konwersacji:

Futbol jest świetnie pomyślany jako gra zespołowa, a zwłaszcza jako widowisko. Zawodnicy pokonują duże przestrzenie. Każdy musi przebiec podczas meczu kilka kilometrów. Piłka nożna wymaga od graczy bardzo dużego wysiłku, a od widowni uważnego obserwowania gry. W koszykówce drużyny zdobywają w meczu około stu punktów, w piłce ręcznej około trzydziestu. To powoduje, że emocje widowni rozpadają się na wiele momentów. W piłce nożnej wynik oscyluje wokół zera. Filozof i antropolog Stephen J. Gould w książce „The Full House” formuje teorię, że w pewnych dziedzinach zbliżyliśmy się do doskonałości, do punktu zerowego. To według mnie dotyczy piłki nożnej. Jest bliska stanu doskonałości. Dwie doskonałe drużyny stoją naprzeciw siebie i przez to pada coraz mniej bramek. Element przypadku jest przy tym niezwykle duży, co potęguje dramaturgię widowiska. Jeden moment decyduje o wyniku, ale tłum potrafi czekać na ten jeden moment przez dziewięćdziesiąt minut.

Poza tym futbolowi udało się opanować wszystkie te dziedziny, które stworzyła kultura masowa i masowe społeczeństwo – na przykład emocje narodowe i regionalne. Piłka nożna pozwala łatwo identyfikować się ze sobą dużym grupom ludzi. Rozproszona, zatomizowana społeczność kultury masowej na ten krótki czas, na te dziewięćdziesiąt minut meczu, spotyka się razem i ma poczucie wspólnoty. Człowiek współczesny bardzo tego potrzebuje. Jest zagubiony, nie wie do kogo, do czego należy. Dzięki futbolowi znajduje poczucie identyfikacji. Widzi na stadionie, że ludzi takich jak on jest dużo. Wszyscy wspólnie coś przeżywają. To jest bardzo silne uczucie i to właśnie futbol je wyzwala i organizuje.

Futbolowe namiętności Ryszarda Kapuścińskiego

Łatwo rozumować podobnie jak Kapuściński, bo to stanowisko doskonale oddające spojrzenie na piłkę nożną, kształtujące się przez ostatnie kilka dekad minionego wieku i podtrzymywane przez początek dwudziestopierwszowiecznej rzeczywistości. Autor „Podróży z Herodotem”, w przeddzień mistrzostw świata z 1998 roku, wpisał się więc w moment, kiedy futbol mościł swoje biznesowe łoże i rozgaszczał się na fotelu lidera światowego sportu. Zarabiał gruby szmal, kreował olbrzymie gwiazdy, obradzał się w sportowców-celebrytów. Stawał się zjawiskiem globalnym na niespotykaną dotąd skalę. Ludzie z całego świata lgnęli do podziwiania swoich herosów i niekuszeni innymi rozpraszającymi rozrywkami chłonęli doskonałość zasad i konceptu tego sportu, które opisywał Ryszard Kapuściński za myślami Stephena J. Goulda. Ale minęło kilkanaście lat, a umysłami nowych pokoleń zawładnęły nowe namiętności z mediami społecznościowymi na czele. Wszystko to sprawiło, że młodzi są mniej zainteresowani piłką nożną niż ich rodzice i dziadkowie.

Zmierzch mitu idealnej gry

O zjawisku zmierzchu mitu idealnej gry ciekawie pisał Mateusz Święcicki, komentator Eleven Sport: Europejskie Stowarzyszenie Klubów przeprowadziło badania w siedmiu krajach Starego Kontynentu, w tym w Polsce. 27 proc. milenialsów nie interesuje się piłką nożną, 13 proc. jej nienawidzi. 29 proc. przyznaje, że przestało śledzić futbol, bo ma lepsze rzeczy do roboty. Mało, bo ledwie 49 proc. aktywnych interesuje się futbolem, bo kibicuje konkretnej drużynie. Ponad połowa twierdzi, że robi to dla zabawy albo ze względów towarzyskich. Coraz rzadziej młodzi ludzie oglądają mecze bez jednoczesnego korzystania z telefonu komórkowego, przeglądania mediów społecznościowych, pisania komentarzy w trakcie wydarzeń. Drastycznie spadł średni czas spędzony przy ekranie telewizora podczas meczu piłkarskiego. To ledwie sześćdziesiąt sześć minut.

Sześćdziesiąt minut, czyli nieznacznie więcej niż wynosi efektywny czas gry podczas meczu piłkarskiego. W 2019 roku Colin Trainor, analityk piłkarski, porównał efektywny czas gry w pięciu najmocniejszych ligach w Europie w ostatnich siedmiu sezonach i wyszło mu, że w żadnych rozgrywkach nie przekracza on progu pięćdziesięciu siedmiu minut. Pomiary w La Lidze, Serie A, Ligue 1, Bundeslidze i Premier League były do siebie bardzo zbliżone i niezmienne od wielu lat. Trainor podawał, że rośnie też liczba fauli i jałowych minut zajmowanych przez dyskusje piłkarzy z arbitrami.

Obserwatorium Piłkarskie CIES, niezależny ośrodek badawczy z siedzibą zlokalizowaną w Szwajcarii, specjalizujący się w statystycznej analizie piłki nożnej, przeprowadziło badania, opierające się na profesjonalnych danych z InStata, z których wynikało, że najbardziej płynne mecze odbywają się we Szwecji, a najmniej płynne w Portugalii, ale pod każdą szerokością geograficzną efektywny czas gry waha się między pięćdziesięcioma a sześćdziesięcioma procentami faktycznego czasu trwania meczu piłkarskiego.

Pandemia koronawirusa, w czasie której rozegrano tysiące spotkań bez udziału publiczności lub przy ograniczonej frekwencji, udowodniła też, że piłka nożna nie musi skomleć o uwagę miejscowych kibiców, bo najważniejszą rywalizacją marketingową tygodnia jest zaciągnięcie widza przed ekran telewizora i podbijanie jego obecnością wykresów oglądalności. Telewizje płacą klubom za prawa pokazywania ich w swoich ramówkach, a nie za obecność fanów na trybunach. Tych przecież można zastąpić sztucznie wygenerowanym szumem.

Kapuściński szczerze wierzył, że piłka nożna ma nie tylko właściwości wspólnotowe i solidarnościowe, ale też narodotwórcze. Antropolog Jose Mansilla zauważył niedawno, że „futbol, przez lata określany jako jasna forma ekspresji na boisku i na trybunach, traci na znaczeniu w oddawaniu uczuć zbiorowości”. Współczesność poczucie funkcjonowania w grupie i akceptacji w jej ramach we wcale niemałym stopniu przeniosła ze stadionowego święta w media społecznościowe. Nieprzypadkowo jednym z najważniejszych sponsorów genialnego sportowo Euro 2020 został Tik-Tok, który chwalił się setkami milionami odbiorców i twórców, którzy na przełomie czerwca i lipca obejrzeli i opublikowali miliardy kilkunastosekundowych filmików. I nie, wcale nie musieli godzinami ślęczeć nad starciami Austrii z Macedonią, bo wystarczyło, że jego skrót, choćby metaforyczny i ze śmiesznym komentarzem, zobaczyli na Tik-Toku.

Nadciąga wiatr zmian

O potrzebach zmian mówią wszyscy – od Aleksandra Ceferina, przez Florentino Pereza i Andreę Agnelliego, po Gianniego Infantino. Ale nie tylko oni, bo to wierzchołek lodowca. Dla jednych rewolucja to okazja do cynicznego zarobku, nabicia kabzy i utrzymania się na szczycie, dla drugich jakaś szersza idea, dla trzecich coś pomiędzy, dla czwartych jeszcze coś innego, ale tak czy inaczej – wiatr rewolucji nadciąga, bo zasady gry w piłkę nożna ewoluują od połowy dziewiętnastego wieku.

Kiedyś nie można było podawać do przodu. Kiedyś nie było poprzeczek. Kiedyś sędziowie nie używali gwizdków. Kiedyś bramkarze mogli łapać piłkę na całym boisku. Kiedyś golkiperzy mogli brać piłkę do rąk podaną im przez kolegę z zespołu. Kiedyś nie można było strzelić gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Kiedyś nie istniała zasada o spalonych. Kiedyś nie było zmian albo było ich dużo mniej niż teraz. Kiedyś nie było żółtych i czerwonych kartek. Kiedyś nie można było zdobywać goli po wykopie od własnej bramki i od razu po wznowieniu gry. Kiedyś nie było goal-line technology. Kiedyś nie było wideoweryfikacji…

O potrzebie nowych modyfikacji opowiadają też chociażby uznani europejscy trenerzy. Xavi, sternik Barcelony, regularnie sygnalizuje, że życzyłby sobie zatrzymywania czasu za każdym razem, gdy piłka opuści plac gry. Stefano Pioli, szkoleniowiec Milanu, podziela opinię swojego hiszpańskiego kolegi, ale idzie też o krok dalej – proponuje, żeby – wzorem amerykańskiego NBA – zabronić drużynie cofania piłki na własną połowę, jeśli futbolówka przekroczy linię środkową boiska i wkroczy na teren należący do rywala. Brzmi to nieco kuriozalnie, niektórzy sugerowali nawet, że Włoch musiał żartować, ale niewątpliwie takie rozwiązanie sprawiłoby, że piłka nożna nabrałaby bardziej ofensywnego oblicza.

Żeby było ciekawiej

Nawet całkiem przyzwoity mecz piłki nożnej potrafi niemiłosiernie znudzić przeciętnego odbiorcę. Nie każdy widz szuka smaczków, nie każdy widz zna się na taktyce. Masa szuka rozrywki i spektakularności, a futbol oferuje ledwie sześćdziesiąt minut efektywnego czasu gry na dziewięćdziesiąt minut trwania meczu, często jałowy i coraz dłuższy doliczony czas, nudną piętnastominutową przerwę między połowami, a także wszystkie te irytujące mini-pauzy na faule, dyskusje z sędziami, spacerki przy autach czy stałych fragmentach gry. Dlatego też tak negatywnie odebrany został rzekomy pomysł FIFA, która – według informacji Corriere dello Sport – miała planować rozciągnięcie spotkań mistrzostw świata z dziewięćdziesięciu minut do stu minut. Alarm okazał się fałszywy, ale dyskusja trwa, tylko z jedną różnicą – nowe trendy wskazują, że mecze powinny trwać krócej, a nie dłużej.

Pewnego rodzaju testem ewentualnej przyszłości futbolu był turniej Future of Football Cup, w ramach którego PSV, AZ Alkmaar, RB Lipsk i Club Brugge w rocznikach U-19 mierzyły się ze sobą, testując innowacyjne rozwiązania, mające na celu uatrakcyjnić piłkę nożną:

  • zatrzymywanie czasu, gdy piłka nie jest w grze na wzór rozgrywek piłki ręcznej albo koszykówki,
  • podzielony na dwie połowy mecz trwający 60 minut, a nie 90 minut,
  • wznowienia z autu wykonywane nogami,
  • nieograniczona liczba zmian, możliwe powroty zawodników na boisko,
  • kara pięciu minut poza boiskiem za żółtą kartkę.

Więcej piłki w piłce. Co przyniesie rewolucja w przepisach?

Podczas Future of Football Cup oglądaliśmy inną dyscyplinę sportu – twór powstały na bazie piłki nożnej, ale różniący się od niej dynamiką, efektownością i spektakularnością. Wzrosło znaczenie autów, padało więcej goli, zniknęło symulowanie fauli i przedłużenie przy egzekwowaniu stałych fragmentów gry, a jeden nierozmyślny prymitywny faul był w stanie sprawić, że operująca w pięciominutowym osłabieniu drużyna, traciła całą inicjatywę i jakiekolwiek szanse na korzystny wynik.

Było ciekawiej. Było współcześnie. Było nowocześnie.

Ale czy było lepiej?

Każda próba zwiększenia efektywnego czasu gry, skondensowania formatu rozgrywki i zwiększenia częstotliwości jakościowych widowisk jest godna pochwały, bo niedługo kolejne pokolenia zaczną uświadamiać sobie, że w dobie globalizacji, kosmopolityzmu i nieograniczonych możliwości grzechem jest marnotrawienie swojego wolnego czasu na wgapianie się w nudny mecz na jeszcze nudniejszym szklanym ekranie. Futbol przyszłości nie stanie się romantyczny, nie będzie opierał się na utraconej fascynacji nieskażonym brudnymi pieniędzmi ruchem fizycznym, nie będzie królestwem świrów moknących na niezadaszonych trybunach w miejscach zapomnianych przez świat. Odwrotu od małżeństwa murawy z biznesem już nie ma. Rzecz w tym, żeby piłka nożna nie nudziła i nie nużyła, jak te wszystkie bzdurne prezentacje z salek konferencyjnych potężnych korporacji tego świata.

Czytaj więcej o zmianach w piłce nożnej:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

57 komentarzy

Loading...