Reklama

Kolumbii grozi oglądanie mundialu w telewizji. To koniec pokolenia?

redakcja

Autor:redakcja

04 lutego 2022, 08:12 • 7 min czytania 15 komentarzy

To może być brutalny koniec pięknego piłkarskiego pokolenia. Koniec, na który kibice reprezentacji Kolumbii nie zasługują. Ich reprezentacja przez ostatnią dekadę zaliczała najlepsze wyniki w swojej historii. Teraz stoi nad przepaścią.

Kolumbii grozi oglądanie mundialu w telewizji. To koniec pokolenia?

W OSTATNICH LATACH BYŁO PIĘKNIE

Bardziej doświadczonym kibicom Kolumbia wcale nie kojarzy się z mocnym graczem na światowej mapie futbolu. Jeszcze na początku 2014 roku mogliśmy powiedzieć, że reprezentacja tego kraju na mundialu wystąpiła zaledwie cztery razy. Nie wyszła z grupy w latach 1962, 1994 i 1998. Najlepiej powiodło im się na mistrzostwach we Włoszech w 1990, gdy awansowali do 1/8 finału. Z dalszej rozgrywki wyeliminował ich jednak pamiętny błąd Rene Higuity, który bawił się z piłką na trzydziestym metrze od własnej bramki. Roger Milla wprowadził wówczas Kamerun do ćwierćfinału, a Kolumbijczycy musieli jechać do domu.

Najlepszej lata dla tamtejszej piłki miały jednak dopiero nadejść.

Jeżeli więc ktoś nie wspomina z sentymentem dawnych mundiali lub też po prostu ich nie pamięta, bo nie było go wtedy na świecie, Kolumbię musi postrzegać jako jedną z najlepszych ekip w Ameryce Południowej. Wszystko przez dwie poprzednie edycje mistrzostw świata, na które Kolumbijczykom udało się w cuglach zakwalifikować. W 2014 roku dotarli do 1/4 finału, gdzie z turnieju wyrzuciła ich będąca gospodarzem Brazylia. Do dzisiaj pozostaje to największy sukces w historii kraju. Cztery lata później ich przygoda zakończyła się na etapie 1/8 finału, gdy w serii rzutów karnych lepsza okazała się Anglia.

Wyniki osiągane przez Kolumbijczyków na poprzednich mundialach zapadały nam w pamięci, a także wciąż przypominają o sobie na historycznych listach. Naprawdę ciężko zapomnieć gola Jamesa Rodrigueza strzelonego z Urugwajem, który kilka miesięcy później został nagrodzony tytułem najlepszej bramki roku im. Ferenca Puskasa. Ten sam James został też przecież królem strzelców brazylijskiej imprezy. Pierwszym od 1978 roku piłkarzem, który strzelał bramkę w każdym ze swoich pierwszych pięciu występów na mundialu. Wciąż żywe powinno być także wspomnienie kibiców o golach Yerry’ego Miny w trakcie mistrzostw w Rosji. I to nie tylko dlatego, że strzelił wtedy akurat Polsce. Rosły obrońca podczas rosyjskiego mundialu trafiał do siatki aż trzykrotnie.

Reklama

Wszystkie te wyryte w naszej pamięci obrazki mają przekucie w historycznych statystykach. Tylko pięciu Kolumbijczyków zagrało w minimum ośmiu meczach rangi mistrzostw świata i aż trzech z nich to członkowie wspominanych reprezentacji – David Ospina, Juan Cuadrado i James Rodriguez. Tylko siedmiu reprezentantów tego kraju strzeliło na mundialach więcej niż jedną bramkę, z tego aż pięciu w trakcie dwóch poprzednich imprez – James Rodriguez, Yerry Mina, Juan Quintero, Juan Cuadrado i Jackson Martinez. Jak wygląda czołówka zawodników z największą liczbą występów w narodowych barwach Kolumbii? W jej pierwszej dziesiątce znajduje się pięciu aktywnych reprezentantów. To wszystko daje nam jasny pogląd – obserwujemy najlepsze pokolenie w historii tego kraju.

I tak się składa, że ich ostatnim wspólnym występem na mundialu może już na zawsze pozostać mecz 1/8 finału w Rosji.

ZMIANY SELEKCJONERÓW NIE POMOGŁY

Za największe sukcesy drużyny narodowej we wspominanych latach odpowiadał Jose Pekerman. Objął on zespół latem 2012 roku i w trakcie swojej ponad sześcioletniej kadencji wybudował sobie pomnik w świadomości kolumbijskich kibiców. Problem w tym, że po mundialu w 2018 roku zdecydował się nie przedłużać kontraktu z krajową federacją. W pokojowych okolicznościach zakończył swoją misję i zmusił związek do szukania kandydatów na jego miejsce.

W pierwszych kilku meczach towarzyskich w roli tymczasowego selekcjonera wystąpił Arturo Reyes, po czym na stanowisku zatrudniono Carlosa Queiroza. Portugalczyk poprowadził Los Cafeteros w całej serii meczów towarzyskich, przedzielonych nieudanym występem Kolumbii w Copa America 2019. Wtedy przyszedł czas na rozpoczęcie eliminacji do tegorocznego mundialu. Zaczął od zwycięstwa 3:0 z Wenezuelą i remisu z Chile 2:2. Listopadowe zgrupowanie z 2020 roku okazało się jednak jego ostatnim. Porażki 0:3 z Urugwajem i szokujące 1:6 z Ekwadorem zmusiły federację do radykalnych kroków. Już wtedy dało się wyczuć, że sytuacja nie zapowiada się kolorowo, a przed Kolumbijczykami długa droga przed odrobieniem straconych punktów.

Misję odbudowania pozycji reprezentacji w tabeli eliminacji powierzono Reinaldo Ruedzie. Kolumbijczyk zaczynał od pracy z reprezentacją do lat 20 jeszcze w 1992 roku. Dziesięć lat później miał okazję pracować także z pierwszą drużyną. Potem prowadził też chociażby reprezentacje Hondurasu, Ekwadoru i Chile. W trakcie swojego pierwszego zgrupowania po powrocie do roli selekcjonera Kolumbii odniósł wyniki napawające optymizmem. W następstwie wysokiego zwycięstwa nad Peru i remisu z Argentyną przyszło 3. miejsce w Copa America 2021.

Reklama

Problemy zaczęły się jednak w dalszej fazie eliminacji. Ich kulminacja nastąpiła w poprzednich kilku dniach, po których Kolumbia musi liczyć na sprzyjające wyniki innych zespołów, by marzyć o awansie na katarski mundial.

DRAMAT W DWÓCH AKTACH

Do zakończonego właśnie zgrupowania Kolumbia podchodziła po serii pięciu meczów eliminacyjnych bez strzelonego gola. W jej trakcie zanotowała aż cztery bezbramkowe remisy i minimalną porażkę z Brazylią. Łatwo więc domyślić się, że mecze Los Cafeteros mogły niejednego kibica utulić do snu. Zwłaszcza, jeśli mówimy o europejskich fanach, którzy oglądali je w późnych godzinach. Mimo wszystko tak mizerne i nijakie wyniki pozwalały wciąż utrzymywać podopiecznym Ruedy miejsce gwarantujące awans na listopadowe mistrzostwa. W strefie CONMEBOL o takim mogą mówić cztery najlepsze reprezentacje. Piąta wciąż ma szansę wywalczyć go sobie w barażu z zespołem ze strefy azjatyckiej. W ostatnich dniach sytuacja Kolumbijczyków w grupie runęła jak domek z kart.

Najpierw doszło do przedziwnego spotkania z Peru, które jest jednym z bezpośrednich rywali Kolumbii w walce o pierwsze pięć miejsc. Dwa są już zagwarantowane dla Brazylii i Argentyny, a chętnych na pozostałe trzy co najmniej kilku. Podejmując Peruwiańczyków na swoim największym stadionie w kraju, przy wsparciu kilkudziesięciu tysięcy fanów, Los Cafeteros nieustannie meldowali się w polu karnym rywala. Przez całe spotkanie oddali aż 30 strzałów na ich bramkę, jednak tylko dwa z nich były próbami celnymi. Goście odpowiedzieli tylko czterema strzałami, w tym jednym celnym. Mecz miał przebieg rodem z gry FIFA. W 85. minucie napastnik gości Edinson Flores pomknął na bramkę Ospiny i posłał piłkę w mysią dziurę między bliższym słupkiem a bramkarzem.

W efekcie porażki sytuacja w tabeli diametralnie się zmieniła, a Kolumbijczycy powiększyli swoją serię meczów o punkty bez strzelonego gola do sześciu spotkań. Po ostatnim gwizdku kibice nie zostawili na nich suchej nitki, wygwizdując swoich pupili i rzucając w nich tym, co akurat trzymali w rękach. James Rodriguez zdecydował się zareagować i zwrócić im uwagę, co spowodowało, że opuszczał murawę otoczony kordonem ochroniarzy, którzy starali się przyjmować na siebie lecące w jego kierunku przedmioty.

Czuję się bardzo niekomfortowo z uwagi na na reakcje na trybunach. Zarówno kibice, jak i my, chcemy pojechać na mistrzostwa świata. Powinniśmy więc działać w ten sam sposób. Nie powinno być zezwolenia na rzucanie w nas puszkami i innymi przedmiotami – mówił po meczu Juan Cuadrado.

https://twitter.com/lacanchasamaria/status/1487222955025305603?s=20&t=MO9S1Cw01QbHisuepF6bmg

Przed drugim meczem zgrupowania w narodzie nie mogło być wielkich nadziei na odwrócenie losów wydarzeń. Notowania Kolumbijczyków spadały i przed wyjazdowym spotkaniem z Argentyną nie można było oczekiwać odwrotu tego trendu. Niespodzianki zabrakło.

Gospodarze grali nawet kurującego się po przechodzeniu koronawirusa Leo Messiego, a i tak wbili bramkę i spuścili Kolumbię w jeszcze niższe rejony tabeli. Na dwie kolejki przed końcem eliminacji Los Cafeteros kontynuują więc serię 646 minut bez strzelonego gola w meczach o punkty. W marcowych spotkaniach nie będą potrzebowali już tylko strzelenia bramek, ale także korzystnych wyników na innych stadionach.

DO KATARU DALEKO

W zasięgu Kolumbijczyków znajduje się teraz jedynie czwarte i piąte miejsce w tabeli. Obecna sytuacja w niej przedstawia się z kolei tak:

4. Urugwaj – 22 punkty
5. Peru – 21
——–
6. Chile – 19
7. Kolumbia – 17

Nie trzeba być wybitnym matematykiem, by zorientować się, że nie jest zbyt dobrze.

Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że Kolumbii zostają do rozegrania stosunkowo łatwe mecze. Zagrają bowiem u siebie z Boliwią i na wyjeździe z Wenezuelą. Nawet jeśli uda się w nich ugrać sześć punktów, wciąż trzeba pamiętać, że pozostałe zespoły nie będą stać w miejscu. Biorąc pod uwagę drużny zamieszane w walkę o czwarte i piąte miejsce, terminarz marcowych spotkań przedstawia się następująco:

17. kolejka

Kolumbia – Boliwia
Brazylia – Chile
Urugwaj – Peru

18. kolejka

Chile – Urugwaj
Wenezuela – Kolumbia
Peru – Paragwaj

Możliwych scenariuszy pozostaje więc multum, a awans Kolumbijczykom zapewnia ich zdecydowana mniejszość. Każde pojedyncze zwycięstwo Urugwaju, Peru lub Chile wbija nóż w plecy podopiecznym Ruedy. Ból musi być tym większy, że dla filarów kadry mogą to być ostatnie mistrzostwa świata w karierze. W 2026 roku James będzie miał 35 lat, Cuadrado i Ospina po 38, a Radamel Falcao 40. To właśnie ta czwórka niezmiennie tworzy trzon reprezentacji jeszcze od czasów początku kadencji Pekermana.

Możemy więc obserwować smutny koniec pięknych czasów dla kolumbijskiego futbolu. Reprezentacja, która zachwycała w trakcie najważniejszych piłkarskich imprez, teraz może w ogóle nie dostać na nią biletu wstępu. Kolumbia musi liczyć na cud.

CZYTAJ WIĘCEJ O MIĘDZYNARODOWYM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...