Reklama

Australian Open – jaki to był turniej w wykonaniu Igi Świątek?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

28 stycznia 2022, 14:48 • 11 min czytania 9 komentarzy

Iga Świątek zakończyła udział w Australian Open na półfinale rozgrywek. Dla Polki to najlepszy wynik w karierze, jaki osiągnęła grając w Melbourne. Na wielkoszlemowych kortach lepiej poradziła sobie tylko raz, kiedy dwa lata temu triumfowała w Roland Garros. Z jednej strony, trudno nie traktować jej wyniku w kategoriach sporego osiągnięcia. Jednak po meczu z Danielle Collins pojawiło się wiele głosów, że Świątek mogła ugrać na australijskiej ziemi nieco więcej – chociażby z uwagi na rywalki, które napotkała w drabince turniejowej. Zatem jak ocenić występ Igi w pierwszym wielkoszlemowym turnieju sezonu?

Australian Open – jaki to był turniej w wykonaniu Igi Świątek?

Spis treści

  1. POCZĄTEK
  2. RYWALKI
  3. MENTAL
  4. OCENA

POCZĄTEK

Od chwili zwycięstwa Świątek we French Open dzieli nas zaledwie piętnaście miesięcy. W tym czasie Polka nie zniknęła z radarów, jak ma to miejsce w przypadku wielu tenisistek, które w młodym wieku osiągają niespodziewany sukces. Przeciwnie, w poprzednim sezonie ugruntowała swoją pozycję w kobiecym tenisie, wchodząc do najlepszej dziesiątki rankingu WTA. Do tegorocznego Australian Open Iga przystępowała jako dziewiąta rakieta świata.

Przed startem sezonu Świątek dokonała istotnej zmiany w swoim zespole. Po pięciu latach zdecydowała się zakończyć współpracę z trenerem Piotrem Sierzputowskim. Jej nowym szkoleniowcem został Tomasz Wiktorowski, do tej pory najbardziej kojarzony z prowadzeniem Agnieszki Radwańskiej.

– Jestem bardziej skupiona na sobie i mojej grze, na wykorzystywaniu swojej siły. Pomaga mi to budować pewność siebie, przejmować więcej inicjatywy i być bardziej proaktywną na korcie, więc myślę, że to świetne. Bardzo lubię pracować z Tomkiem. Kiedy myślałam o zmianie trenera, martwiłam się, że nie jestem jeszcze gotowa na pracę z kimś zza granicy z powodu różnic językowych. I że prościej będzie pracować z kimś z Polski. Myślę, że Tomek rozumie moją sytuację, ponieważ był w Polsce w momencie, kiedy wygrywałam French Open, więc widział całe zamieszanie wokół mnie, które miało wtedy miejsce – mówiła Polka w materiale zapowiadającym tegoroczny turniej Australian Open.

Reklama

O ocenę początku sezonu w wykonaniu Igi Świątek poprosiliśmy Adama Romera, redaktora naczelnego magazynu Tenisklub, oraz Bartka Ignacika, dziennikarza oraz komentatora tenisa na antenie stacji Canal+.

– To duży sukces Igi oraz wspaniałe otwarcie roku. Polka w październiku 2020 roku wygrała Rolanda Garrosa. W następnym sezonie jako jedyna zawodniczka była w najlepszych szesnastkach turniejów wielkoszlemowych, a w Paryżu dotarła do ćwierćfinału. Teraz zaczyna od półfinału Australian Open – od poniedziałku będzie czwartą rakietą świata. To wszystko nie bierze się z przypadku – mówi Romer.

Istotnie, wyniki Świątek z początków trzech kolejnych sezonów sugerują jej stały progres. A przecież tego od niej oczekujemy. Oczywiście, każdy z nas pragnąłby powtórki z French Open 2020 i kolejnego spektakularnego sukcesu polskiej tenisistki. Ale w tym wszystkim wielu kibiców zapomina, że ta dziewczyna ma dopiero dwadzieścia lat. Aktywność na korcie, świetna praca nóg, umiejętność zdominowania przeciwniczki, wybitna technika – ona to wszystko ma.

Jednak Świątek posiada też sporo wciąż niewykorzystanego potencjału. Trudno nie odnieść wrażenia, że wyniki Polki są postrzegane równie mocno przez jej triumf na francuskiej mączce, co przez skalę jej możliwości. Rozumowanie wielu kibiców jest proste. Skoro Iga niecałe dwa lata temu zwyciężyła w French Open i cały czas się rozwija, to powinna wygrywać w kolejnych imprezach tej rangi. Ale tenis – zwłaszcza kobiecy, który jest nieco bardziej losowy od męskiego – po prostu tak nie działa. O progresie Polki – jak na ironię – świadczą wyniki, które notuje w wielkoszlemowych zawodach. One są dowodem pewnej powtarzalności i stabilizacji na światowym poziomie.

Doceniajmy to, co mamy. Czasami myślę, że jako kibice chcemy jeszcze więcej, kiedy tak naprawdę nie mamy ku temu podstaw. Zachowujemy się, jakbyśmy w ostatnich dwudziestu latach posiadali piętnaście tenisistek na światowym poziomie, z czego dziesięć wygrywało szlemy. Delikatnie mówiąc – tak nie było. Cieszmy się z tego co mamy, bo jeżeli chodzi o Igę Świątek, mamy naprawdę dużo. Poza tym, sam tenis się zmienia. Następuje zmiana warty i obecnie nie ma już takich zawodniczek jak Serena Williams czy Steffi Graf, które wygrywały wszystko. Dziś nie ma żelaznych faworytek i tym bardziej szanujmy wyniki, które osiąga Iga – mówi Ignacik.

Reklama

Tym razem Świątek rozpoczęła od półfinału wielkoszlemowej imprezy. Trudno deprecjonować takie osiągnięcie. Zwłaszcza w tym kontekście, że tenisistka pracuje z nowym trenerem dopiero od grudnia ubiegłego roku. Tymczasem na dzień dobry znalazła się w najlepszej czwórce Australian Open.

RYWALKI

Lecz wtedy malkontenci wyciągają z rękawa swój koronny argument – drabinkę turniejową, w której Polka się znalazła.

Harriet Dart – 123. miejsce w rankingu WTA. Rebbeca Peterson – 82. Okej – to były pierwsze dwie rundy. Trudno by dziewiąta w rankingu Iga, już na początku trafiała na najgroźniejsze rywalki. Ale Polka w trakcie tegorocznego Australian Open nie zagrała z żadną tenisistką z czołowej dwudziestki WTA. A to rzadko spotykana sytuacja, kiedy dociera się do tak zaawansowanej fazy zawodów, jak półfinał wielkoszlemowej imprezy.

W trzeciej rundzie jej rywalką była Daria Kasatkina, plasująca się na 23. pozycji. Sorana Cirstea – przeciwnika z rundy czwartej – jest 38. Kaia Kanepi już w ogóle wydawała się losem wygranym na loterii. Przystępowała do ćwierćfinału jako zawodniczka z drugiej setki rankingu. Nawet Danielle Collins, która okupowała 30. lokatę, na papierze nie wzbudzała przerażenia. Suche liczby mówią przecież, że to rywalka znajdująca się na poziomie Rosjanki czy Rumunki.

Porównanie czterech meczów Igi najlepiej obrazuje nieprzewidywalność kobiecego tenisa oraz to, że tabelki mogą mówić swoje, a życie potrafi napisać zgoła odmienny scenariusz. Z teoretycznie najmocniejszą Kasatkiną Polka zagrała koncert. Nie pozwoliła rywalce praktycznie na nic. Po nieco ponad półtorej godziny przebywania na korcie wynik brzmiał 6:2, 6:3 dla Świątek, która pewnie awansowała dalej.

Z Cirsteą rozegrała wyrównany, trzysetowy mecz, w którym musiała gonić wynik. Trochę się namęczyła, ale opuściła kort jako zwyciężczyni. W ćwierćfinale czekała na nią Kaia Kanepi. Przypomnijmy, druga setka rankingu. Nawet kiedy na swojej drodze rozprawiła się z Aryną Sabalenką – wiceliderką zestawienia WTA – deprecjonowano ten sukces. Wskazywano na to, że choć Białorusinka jest znakomitą tenisistką, to często zdarzają się jej wręcz niewytłumaczalne wpadki z dużo słabszymi rywalkami.

I wiecie co? Jeżeli trzydziestosześcioletnia Estonka miała być dla Igi szczęśliwym losem wygranym na loterii, to musiała być loteria dla masochistów. To były trzy godziny morderczej, tenisowej naparzanki z kobietą dysponującą taką siłą, że rozmiar jej bicepsów mógłby przyprawić o kompleksy niejednego faceta. Świątek ostatecznie zwyciężyła, lecz zostawiła na korcie kawał zdrowia.

A już dzień później grała półfinał z Collins – zawodniczką, która swoje spotkanie rozgrywała wcześniej i zakończyła je po półtorej godziny gry. Te kilka godzin odpoczynku zrobiło sporą różnicę, stąd Amerykance łatwiej było zdominować Świątek. Zatem papier może sugerować nam, że Polka miała łatwą przeprawę aż do finału. W teorii rozegrała trzy spotkania z zawodniczkami o zbliżonym do siebie poziomie, plus jedno z zupełną outsiderką. W praktyce każdy z trzech meczów z tenisistkami z miejsc 23-38 wyglądał zupełnie inaczej, a ten półfinałowy poprzedzony został ogromnym wysiłkiem. Jednak laik może spojrzeć na zestawienie rywalek i bezrefleksyjnie stwierdzić, że finał był dla Świątek obowiązkiem.

DANIELLE COLLINS – KIM JEST FINALISTKA AUSTRALIAN OPEN?

– Mówienie o łatwej drabince turniejowej to żaden argument. Do zwycięstwa w turnieju trzeba wygrać siedem kolejnych meczów. Iga wygrała pięć, dotarła do półfinału. To też trzeba umieć zrobić. We Francji nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, by kwestionować zwycięstwo Marion Bartoli podczas Wimbledonu w 2013 roku. A przecież nie zagrała wtedy z żadną zawodniczką z pierwszej dziesiątki rankingu – mówi Adam Romer, po czym dodaje:– W turnieju startuje 128 dziewczyn. Układ drabinki jest dynamiczny. Dlatego nie ukrywam, że swoim wpisem na Twitterze trochę zdenerwował mnie Zbigniew Boniek, który twierdził, że Świątek ma “easy” drogę do finału. Wcale nie “easy”, bo to jest sport i nie można odbierać nikomu szansy. Oczywiście, możemy doszukiwać się mankamentów w grze Igi, ale w sporcie wiele zależy od drugiej strony. Akurat taki człowiek, jak Zbigniew Boniek, powinien o tym wiedzieć.

Bartek Ignacik dodaje:– Nie stawiajmy zarzutów, że ktoś miał łatwe losowanie, bo są one absurdalne. My powinniśmy się z tego cieszyć. Nie po to w sporcie ekscytujemy się losowaniami, chcąc by mecze były lekkie, łatwe i przyjemne, żeby później narzekać na to, że było lekko, łatwo i przyjemnie. Tym bardziej, że Cirstea czy Kanepi też musiały pokonać zawodniczki ze światowej czołówki. Oczywiście, narzekanie leży w naturze Polaków. Ale postawmy sprawę jasno – Iga pokonała pięć tenisistek z rzędu. To powinno zamknąć dyskusję niezależnie od rankingu rywalek.

MENTAL

Podczas Australian Open w grze Igi Świątek można było zauważyć istotną zmianę w samym nastawieniu zawodniczki. W poprzednim sezonie Polka, kiedy na korcie jej nie szło, po prostu nie wytrzymywała presji. Ciśnienia, jakie na jej występy nałożyło środowisko. Bo przecież to Iga, musi wygrywać każdy turniej. Ale ona sama od siebie oczekiwała absolutnej perfekcji na korcie. A kiedy przytrafiała się seria błędów, reagowała na nie bardzo emocjonalnie. Pamiętamy, jak podczas WTA Finals wybuchła płaczem jeszcze w trakcie spotkania z Marią Sakkari. Wciąż mamy w głowie przykre obrazki z igrzysk w Tokio – tak ważnej imprezy dla Polki, gdyż jej tata sam był olimpijczykiem, startującym w wioślarstwie.

POZWÓLMY IDZE ŚWIĄTEK NA ŁZY

W Melbourne podobnych reakcji w ogóle nie było widać. Wręcz przeciwnie – nawet kiedy Idze nie szło, potrafiła zebrać się w sobie, opanować emocje i w świetnym stylu powrócić do meczu.

Ignacik:– Pod koniec zeszłego sezonu mówiliśmy nie o jej tenisie, ale o mentalności. Pod względem mentalnym Iga nie mogła zakończyć sezonu gorzej, niż płacząc przy piłce meczowej dla rywalki. Uważam, że wtedy mental Igi dotarł do ściany – teraz powinno być już tylko lepiej. Na tym polu została wykonana duża praca. Ma to związek nie tylko z Darią Abramowicz, która cały czas pracuje ze Świątek – i robi to dobrze. Ale pojawienie się Tomasza Wiktorowskiego spowodowało większy spokój u zawodniczki. Ona wie, że ma człowieka, który na tourze był X lat, prowadził tenisistkę z czołowej dziesiątki i odnosił z nią duże sukcesy. Kiedy Iga patrzy w stronę boksu to – jakkolwiek to zabrzmi – nie chce robić złych rzeczy, takich jak płacz czy agresja w stronę trenera.

Romer:- Jedynym nowym czynnikiem, który pojawił się pomiędzy poprzednim a obecnym sezonem, jest Tomasz Wiktorowski. To bardzo doświadczony trener oraz – na tyle, na ile go znam – bardzo spokojny człowiek. Potrafił pewne rzeczy poukładać na nowo i myślę, że to w dużej mierze jego zasługa, że do gry Igi wrócił spokój. Oczywiście, ona zawsze będzie emocjonalna, taki ma charakter. Jeżeli chce, to niech płacze, ale po zakończeniu meczu. Okazywanie nerwów w trakcie spotkania jednak rzadko komu pomaga. Wydaje mi się, że ten element uległ poprawie.

Biorąc pod uwagę tak fatalne – pod względem psychicznym – zakończenie poprzedniego sezonu, ta zmiana w Idze najbardziej cieszy. Z całym szacunkiem do trenera Piotra Sierzputowskiego, który wykonał ze Świątek kawał dobrej roboty, ale być może zawodniczka potrzebowała większego autorytetu w osobie szkoleniowca. O wiele łatwiej wyrobić sobie niezbędny respekt trenerowi starszemu, ale również bardziej doświadczonemu na najwyższym poziomie.

OCENA

Oczywiście, Iga Świątek nie rozegrała w Australii zawodów idealnych, w których nie można by się przyczepić do żadnego meczu. Jej serwis czasami pozostawiał wiele do życzenia. A kiedy ten element zaczynał szwankować, Polka nie potrafiła sobie poradzić z agresywnym returnem rywalek.

– W serwisie jest mnóstwo do poprawy jeżeli chodzi o procent pierwszego podania oraz kierunek drugiego. Ale kłopot drugiego serwisu polega na słabszym pierwszym podaniu. Grając z takim tenisistkami jak Collins czy Kanepi, które posiadają dużą siłę rażenia, Iga bała się drugiego podania. Stąd wynikała duża liczba podwójnych błędów – wiedziała, że ich return może kończyć akcję, bądź też postawić ją w trudnej sytuacji – twierdzi Ignacik.

Ciekawy pogląd na temat mankamentów w grze Świątek, jak i jej całego przygotowania do sezonu, prezentuje Adam Romer:

– Najbardziej śmieszy mnie to, że jeżeli pojawia się sukces, to wszyscy od razu się na tym znają. Jeszcze tydzień temu wszyscy pisali, że Iga jest fatalnie przygotowana kondycyjnie. Następnie Polka zagrała dwa ciężkie mecze z Cirsteą i Kanepi, które wybiegała. I wtedy wszyscy zaczęli mówić, że jest świetnie przygotowana fizycznie – uśmiecha się nasz ekspert, po czym dodaje:

Iga jest bardzo dobrze przygotowana pod względem ogólnym. I w zeszłym sezonie również była. Ale podobnie jak w poprzednim sezonie, zdarzają się jej mecze, w których ma słabsze statystyki serwisowe. Natomiast tego typu rzeczy trzeba postrzegać przez pryzmat rywalki znajdującej się po drugiej stronie siatki, która wywiera presję. W taki sposób zagrała Danielle Collins. Dokładnie przeanalizowała mecz z Kanepi, w którym Iga popełniła masę podwójnych błędów serwisowych, i uznała, że w tym elemencie ma szansę uzyskać nad Igą przewagę. To nie tak, że serwis Igi nagle stał się słabszy. Wszystko jest kwestią naczyń połączonych. Kiedy serwujesz dobrze, przeciwnik ma mniej odwagi by zaryzykować. Ale kiedy on atakuje serwis, to zaczyna wychodzić, returny przynoszą punkty, to spycha cię do defensywy.

W takim razie, jak nasi rozmówcy oceniają w skali szkolnej występ Igi Świątek na tegorocznym Australian Open?

Romer:– Oceniam występ Igi na piątkę. Gdyby dwa tygodnie temu ktoś powiedział, że Iga Świątek znajdzie się w czwórce Australian Open, to bralibyśmy ten wynik w ciemno. Oczywiście, teraz możemy trochę ponarzekać, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tymczasem półfinał to świetny wynik i dlatego należy jej się piątka za występ.

Ignacik:- Należy jej się piątka z minusem. Trudno dać inną ocenę tenisistce, która dochodzi do najlepszej czwórki Australian Open. Taki wynik nie jest dziełem przypadku. Ten minusik, to kwestia poprawy szczegółów, nad którymi Iga musi pracować. Patrząc z perspektywy całego turnieju, jest to serwis. W tym elemencie jest najwięcej do poprawy, ale też można najwięcej na nim zyskać.

A jaką ocenę wy wystawilibyście polskiej tenisistce? Półfinał Australian Open was zadowala, czy jednak oczekiwaliście więcej po jej występie?

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
1
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Inne sporty

Komentarze

9 komentarzy

Loading...