Reklama

Benedyczak zaskoczeniem, Peda odkryciem, pechowiec Łabojko. Jesień Polaków w Serie B

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

13 stycznia 2022, 11:42 • 11 min czytania 8 komentarzy

Serie B jest drugą najliczniej reprezentowaną przez Polaków ligą zagraniczną w Europie. Wyprzedza ją tylko… Serie A, w której jesienią znajdowało się aż szesnastu naszych rodaków. Szczebel niżej mieliśmy ich dziesięciu, a od paru dni jest już jedenastu, gdyż zamykająca tabelę Vicenza zatrudniła Łukasza Teodorczyka. Jak Polacy radzili sobie w pierwszej części tego sezonu zaplecza włoskiej ekstraklasy? 

Benedyczak zaskoczeniem, Peda odkryciem, pechowiec Łabojko. Jesień Polaków w Serie B

Polacy w Serie B – jesień 2021

Jeżeli chodzi o postawę całego zespołu, najbardziej zadowolony może być nasz duet z Brescii, która zajmuje drugie miejsce. Filippo Inzaghi sprawnie poukładał wszystkie klocki. Jego podopieczni tylko raz przegrali na wyjeździe (u siebie trzy razy), strzelili najwięcej goli w całej stawce (30) i gdyby rywalizacja kończyła się w tym momencie, awansowaliby bezpośrednio. Do tego jednak daleka droga, a przewaga nad grupą pościgową jest niewielka, dlatego wiosna będzie co najmniej równie dużym wyzwaniem jak jesień.

Polacy mają w tych wynikach ograniczony udział. Filip Jagiełło latem ponownie został wypożyczony z Genoi i zaczął bardzo obiecująco. Po czterech kolejkach miał na koncie dwa gole i dwie asysty, zawsze wychodził w podstawowym składzie. Był w gazie, czuł się pewnie. Znajdowało to odzwierciedlenie w jego wypowiedziach.

13 września w rozmowie z Kanałem Sportowym przyznał: – Mam reprezentacyjne ambicje i chciałbym zostać powołany. W środku pola jest duża konkurencja. Nie wiem, czy trener Sousa bacznie obserwuje Serie B, ale nie uważam, bym w tym momencie miał gorsze umiejętności od pozostałych zawodników. Przez te dwa i pół roku wykonałem bardzo duży krok do przodu w swojej grze. Na ten moment może się to nie wydarzyć, bo selekcjoner stawia na innych zawodników. Sądzę jednak, że od niektórych na pewno mam większe umiejętności. Tak uważam.

Reklama

Trudno stwierdzić, czy chodzi o zupełny zbieg okoliczności, czy też narzucił sobie dodatkową presję, ale niedługo potem nadszedł dla niego gorszy okres. Przestał notować ofensywne konkrety i jego akcje zaczęły nieco spadać. Na domiar złego na początku listopada doznał kontuzji, przez którą stracił dwie kolejki. Po powrocie zdążył jeszcze zagrać 24 minuty z Pisą i godzinę z Monzą. W dwóch ostatnich kolejkach znów znajdował się poza kadrą, problemy zdrowotne powróciły. Jak wynika z relacji na oficjalnej stronie, zamiast normalnie trenować, pracował głównie na siłowni.

Kilka dni temu włoskie media wymieniły Jagiełłę w gronie czterech zawodników, którzy walczą o swoją przyszłość w Brescii. W umowie z Genoą jest klauzula o obowiązku wykupu po spełnieniu określonych warunków.

Pechowy Jakub Łabojko

Dla Jakuba Łabojki minione pół roku okazało się praktycznie zupełnie stracone. Zaliczył jeden występ z ławki i to tyle. Na pierwszy rzut oka jego sytuacja wygląda bardzo źle: najpierw seria meczów jako rezerwowy, potem występ, kontuzja i z czasem całkowite wypadnięcie z kadry. Prawda wygląda jednak trochę inaczej.

 – Poprzednia runda okazała się dla mnie bardzo pechowa. Najpierw skręciłem kostkę i przez dwa miesiące ją leczyłem. Gdy wróciłem do pełnej sprawności w październiku, to złamałem kość sześcienną i mogłem spisać na straty następne dwa miesiące – tłumaczy nam Łabojko.

Wychodzi na to, że w pierwszych meczach siedział na ławce na słowo honoru. – Byłem w meczowej kadrze, ale nie do grania. Na siłę próbowałem trenować, co nie miało sensu, bo nie byłem w stanie robić tego normalnie. Co gorsza, jedyny mecz z Perugią rozegrałem ze złamaną kością śródstopia, bo uraz został źle zdiagnozowany. Usłyszałem, że to tylko stłuczenie. Dwa tygodnie trenowałem w takim stanie. Ledwo byłem w stanie włożyć stopę do buta, a po zajęciach nie mogłem ustać na nodze. Chciałem jednak walczyć o skład – mówi były pomocnik Śląska Wrocław.

Reklama

Dla niego ten sezon w praktyce zaczyna się dopiero teraz.

Jakub Łabojko: Koledzy z Brescii mówili mi, żeby się zbytnio nie przyzwyczajać do trenerów [WYWIAD]

Szymiński z najlepszą rundą we Włoszech

Indywidualnie najmocniejszą pozycję miał Przemysław Szymiński. Tak wysokimi notowaniami nie cieszył się nigdy, a to już jego piąty sezon we Włoszech. Stoper Frosinone opuścił raptem jeden mecz, w pozostałych grał od pierwszej do ostatniej minuty. Na dodatek pod koniec października został kapitanem drużyny prowadzonej przez Fabio Grosso.

To było trochę kapitanowanie na wyrost. Musiało się sporo wydarzyć, żebym zagrał w tej roli. Sezon jako kapitan zaczynał obrońca Nicolo Brighenti. Po pierwszej kolejce przeszedł operację i do końca rundy już nie zagrał. Później opaska wędrowała do Camillo Ciano lub Raffaele Maiello, ale oni często zaczynali mecze na ławce, więc nie było stałego, regularnego kapitana. Zostałem nim ja, jako czwarty w kolejce. Mimo wszystko to dla mnie fajne wyróżnienie, bo równie dobrze mógłby to być kto inny, jakiś Włoch – mówił skromnie w wywiadzie, który opublikowaliśmy na Weszło w poniedziałek.

Przekleństwem Frosinone są remisy. Ma ich aż 10, przez co zaledwie dwie porażki na koncie nie sprawiają, że Polak i koledzy znajdują się w ścisłej czołówce tabeli. – W większości przypadków czuliśmy, że straciliśmy dwa punkty, zamiast zdobyć jeden. Często w ostatnich minutach traciliśmy gole i zwycięstwa nam uciekały. Gonienie wyniku też się zdarzało, zwłaszcza z teoretycznie słabszymi rywalami. Musimy w rundzie rewanżowej być bardziej bezkompromisowi i wygrywać takie spotkania – komentował Szymiński.

Frosinone latem dokonało przebudowy, skład został odmłodzony, więc działacze cudów nie oczekiwali. Obecnie jednak celem jest co najmniej utrzymanie ósmego miejsca – ostatniego dającego prawa do rywalizacji w barażach o Serie A. Od tego, co się wydarzy wiosną, może wiele zależeć w kontekście przyszłości Szymińskiego. Wygasa mu umowa, klub chce ją przedłużyć, rozmowy trwają. Piłkarz nie ukrywa, że chciałby wykonać krok do przodu i obecnie na żaden wariant się nie zamyka.

Krytykowany Glik

Zanosi się na koniec drugiego włoskiego etapu w karierze Kamila Glika. Media na Półwyspie Apenińskim donoszą, że tej zimy zmieni i klub, i ligę. Wcześniej miał odrzucić ofertę Parmy, która nie była w stanie spełnić jego wymagań finansowych. Glikowi zresztą po spadku wypominano wysoką pensję, zwłaszcza że całościowo runda w jego wykonaniu była trochę rozczarowująca.

Włoskie portale szczególnie mocno krytykowały go po czerwonej kartce w listopadowym spotkaniu z Frosinone. Reprezentant biało-czerwonych otrzymał ją już w 25. minucie, a jego zespół ostatecznie przegrał aż 1:4. „Po raz kolejny udowadnia, że nie jest wart swoich zarobków”. „W tej chwili to jedno z rozczarowań Serie B, nie pasuje do rzeczywistości tej ligi”. „Takie błędy ze strony piłkarza, który rozegrał ponad 180 meczów w Serie A są czymś naprawdę absurdalnym” – w takim tonie komentowano faul Glika, po którym wyleciał z boiska.

Było to już jego drugie wykluczenie w tym sezonie. W pierwszym przypadku opuścił jedno spotkanie, za to po recydywie został zawieszony na trzy kolejki. Gdy wrócił, zaliczył 10 minut z Pordenone, a z Ternaną nawet nie podniósł się z ławki. Wydaje się, że rozstanie będzie korzystne dla obu stron, bo są już sobą wzajemnie zmęczone.

BENEVENTO WYGRA Z MONZĄ? KURS 2.12 W FUKSIARZ.PL

Benedyczak pozytywnym zaskoczeniem

Zaskakująco dobrze w Parmie odnajduje się Adrian Benedyczak. Nie brakowało głosów, że wyjeżdża z Polski za wcześnie, nie będąc nawet na dłuższą metę podstawowym piłkarzem Pogoni. Mówił o tym chociażby dyrektor sportowy szczecinian Dariusz Adamczuk. Jak dotąd jednak młody napastnik broni się liczbami. Już w swoim drugim ligowym występie znalazł drogę do siatki, a gdy na przełomie października i listopada zdobył bramki numer dwa i trzy, zaczął grać regularnie. Raz w podstawowej jedenastce, raz z ławki, ale już ani razu nie miał pustego przelotu. Na koniec roku jeszcze poprawił swój dorobek. 13 meczów, 543 minuty, 4 gole – jest co najmniej nieźle. Tym samym po jednej rundzie w Italii Benedyczak ma więcej bramek niż w czterdziestu ekstraklasowych występach w barwach „Portowców”.

Dobra forma miała także przełożenie na kadrę U-21. 21-latek był jednym z bohaterów wygranego 4:0 meczu z Niemcami. Najpierw dwukrotnie pokonał bramkarza gospodarzy, a później wywalczył jeszcze czerwoną kartkę, zmuszając rywala do faulu taktycznego.

Wychowanek Gryfa Kamień Pomorski szybko zyskał uznanie. Po jednym z występów na Twitterze pochwalił go sam Gianluigi Buffon, a trener Enzo Maresca (pod koniec listopada w jego miejsce przyszedł Giuseppe Iachini) przyznawał, że popełnił błąd, nie dając wcześniej Polakowi więcej szans na wykazanie się. Można więc zakładać, że najlepsze dopiero przed młodzieżowym reprezentantem biało-czerwonych. Drużynowo Parma mocno rozczarowuje. Zajmuje dopiero czternaste miejsce, ale jeszcze nic straconego. Strata do ósmego Frosinone (od tego miejsca są baraże o awans) wynosi pięć punktów.

Peda przedstawił się szerszej publiczności

O ile mimo wszystko Benedyczak już przed transferem miał jakąś rozpoznawalność – przynajmniej na naszym rynku – o tyle Patryka Pedy do niedawna prawie nikt nie kojarzył. Trudno się dziwić, skoro przed tym sezonem nie miał jeszcze żadnego doświadczenia w futbolu seniorskim, a występy w kadrze U-20 raczej nie powodują gwałtownego wzrostu popularności. W ostatnim czasie 19-latek, który zimą 2019 przeszedł do juniorów SPAL z juniorów Legii Warszawa, wyszedł z głębokiego cienia. Zadebiutował w 4. kolejce Serie B, a regularne szanse zaczął otrzymywać od dziesiątej serii, gdy rywalem SPAL było Ascoli.

 – Skorzystałem na urazie prawego obrońcy tuż przed przerwą. Zagrałem dobre 45 minut, ze mną w składzie strzeliliśmy zwycięskiego gola. Kolega, którego zmieniałem nadal był kontuzjowany, dlatego z Perugią zacząłem już w wyjściowej jedenastce, trener nie szukał innych rozwiązań. Mimo porażki 1:2 zebrałem bardzo fajne recenzje, niektórzy nawet pisali, że byłem piłkarzem meczu. Szkoda tylko, że anulowano mi gola, który okazał się prawidłowy. Sporo się o tym dyskutowało. Sam fakt, że sędziowie przez cztery minuty sprawdzali wszystko na powtórkach, wiele mówi. Nie pamiętam, żeby wcześniej w jakimś meczu SPAL tyle analizowano jedną sytuację. W każdym razie, wtedy najbardziej się pokazałem i dałem sygnał, że jestem już gotowy na regularne granie – opowiadał nam Peda w grudniowym wywiadzie.

Szkoda jedynie, że w spotkaniu z Crotone naderwał mięsień. Tyle dobrze, że ziścił się najbardziej pozytywny scenariusz związany z dochodzeniem do zdrowia. – Od ponad tygodnia normalnie trenuję z drużyną na pełnych obrotach i jestem gotowy do gry. Skończyło się na tym, że straciłem jedynie dwa mecze, bo potem z powodów koronawirusowych przełożono dwie ostatnie kolejki z roku 2021 – raportuje nam Peda, gdy pytamy o jego sytuację.

Jesień zakończył z ośmioma meczami ligowymi, z czego czterema w podstawowym składzie. On i koledzy cele mają podobne jak Frosinone Szymińskiego, czyli przede wszystkim chcieliby się załapać do baraży. Łatwo nie będzie, strata do czołowej ósemki wynosi już osiem punktów. Grudzień SPAL kończyło właśnie starciem z Frosinone i bez wsparcia Polaka przegrało aż 0:4.

Adam Chrzanowski: W Pordenone polubiłem lewą obronę i nabrałem pewności siebie [WYWIAD]

Minorowe nastroje w Pordenone

W najgorszym humorze po rundzie jesiennej bez wątpienia powinni być Tomasz KupiszAdam Chrzanowski. Ich Pordenone kompletnie nie mogło się odnaleźć, na przestrzeni pięciu miesięcy prowadziło je trzech trenerów. Wygrało zaledwie jeden mecz, po ośmiu kolejkach miało jeden punkt. Później nieco się poprawiło, ale bilans i tak jest tragiczny. Aż trudno uwierzyć, że Vicenza okazała się jeszcze słabsza i to ona jest czerwoną latarnią.

Kupisz, zapewne mocno rozczarowany faktem, że po awansie Salernitany nie został na Serie A, grał zaskakująco mało: raptem dziewięć meczów, z czego cztery z ławki. Chyba nie do końca pasował do systemu. On najlepiej się odnajduje w ustawieniu z wahadłami, którego tutaj praktycznie nie stosowano. Zdarzało się więc, że grał nawet jako środkowy pomocnik. Mimo to dwie asysty zdążył zaliczyć.

Chrzanowski na początku sezonu dostawał szanse. W pierwszych pięciu kolejkach wystąpił czterokrotnie. Niestety z Regginą najpierw nie zablokował strzału dającego gościom remis w końcówce, a już w doliczonym czasie gry wyleciał z boiska za brutalny faul. Trafił przeciwnika korkiem w głowę, sędzia nie miał wątpliwości. Od tamtej chwili były obrońca Lechii Gdańsk już nie wystąpił. Przeważnie był w kadrze, siedział na ławce, ale na murawie nie pojawiał się u żadnego trenera.

Włoskie media na początku tego roku pisały o licznych zmianach w kadrze Pordenone. Do odejścia ma być przewidziany także polski duet. Z tego, co słyszymy, większe jest prawdopodobieństwo zmiany klubu przez Chrzanowskiego.

Tomasz Kupisz: Dokonaliśmy z Salernitaną czegoś wielkiego [WYWIAD]

Listkowski udanie zakończył paskudny rok

Największym pechowcem wśród Polaków w Serie B bez wątpienia jest Marcin Listkowski. Wiosnę ubiegłego roku mógł spisać na straty. W styczniu zaczęły go dopadać kontuzje i już ani razu nie zagrał do końca sezonu. W międzyczasie wrócił na ławkę na jedną kolejkę, a potem problemy się odnowiły.

W tym sezonie były pomocnik Pogoni i Rakowa odgrywa marginalną rolę. Jego ligowy dorobek to osiem ligowych epizodów, łącznie nie wyszło z tego nawet 90 minut. W większym wymiarze Listkowski mógł się pokazać w grudniowym spotkaniu Pucharu Włoch ze Spezią. Należał do najlepszych na boisku, strzelił ładnego gola (premierowego na włoskiej ziemi), a Lecce mogło świętować wyeliminowanie rywala z Serie A.

Przynajmniej na koniec roku pojawiło się światełko w tunelu. Lokalne media bardzo go chwaliły za ten występ. Jest zatem nadzieja, że druga runda okaże się znacznie lepsza. Inna sprawa, że trener Marco Baroni nieszczególnie ma powody do mieszania w składzie, bo jego zespół spisuje się dobrze i walczy o bezpośredni awans.

Punkt nad Lecce jest zajmujące trzecią lokatę Cremonese. W kadrze tego zespołu znajduje się 20-letni bramkarz Dorian Ciężkowski. Dotychczas debiutu nie zaliczył, ale przynajmniej znajdował się na ławce we wszystkich jesiennych meczach. Nie znaczy to jednak, że w razie absencji Marco Carnesecchiego to Polak wskoczy do grania. Taka sytuacja miała miejsce – wypożyczony z Atalanty golkiper w trakcie spotkania z Vicenzą doznał kontuzji i pauzował w dwóch następnych kolejkach. Między słupki wchodził wtedy Mouhamadou Sarr.

Ciężkowski we Włoszech jest od 2017 roku, gdy Hellas Verona sprowadziła go z Progresu Kraków. Po trzech sezonach odszedł do czwartoligowego Taranto, w którym wiosną 2021 stał się podstawowym bramkarzem, zebrał pierwsze seniorskie szlify i wywalczył awans na trzeci szczebel. Przed startem obecnych rozgrywek przeszedł do Cremonese.

Poczynania polskich piłkarzy w Serie B możemy skonstatować identycznie jak rok temu: do ideału daleko, ale generalnie nie dają oni powodów, by włoscy drugoligowcy zaprzestali w naszym kraju poszukiwań kandydatów do transferu, czasami dość nieoczywistych.

WIĘCEJ O POLAKACH W SERIE B:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...