No i stało się. Choć po drodze wielokrotnie wieszczono nasz rychły upadek, jakoś doturlaliśmy się w jednym kawałku do dziesiątej edycji nagród Weszło. Szmat czasu, aż się łezka w oku kręci. Byliśmy jeszcze nieokrzesanym i smarkaczowskim serwisem, gdy po raz pierwszy zastanawialiśmy się, czy tytuł Odkrycia Roku przyznać strzelającemu pierwsze gole w lidze Arkadiuszowi Milikowi, czy może jednak starszemu Jakubowi Koseckiemu, który wchodził w buty lidera Legii Warszawa (młodsi mogą nie uwierzyć, ale tak było). Prócz tego rozliczaliśmy Franciszka Smudę za spartolone Euro 2012, wróżyliśmy większą karierę prowadzącemu Górnik Zabrze Adamowi Nawałce i ogłosiliśmy Roberta Lewandowskiego najlepszym piłkarzem w kraju. No i ostatnia z tych spraw stanowi pomost między starymi a obecnymi czasami.
W związku z tym, że to pewien jubileusz, bo – powtórzmy – nasze arcyprestiżowe nagrody wręczamy po raz dziesiąty, postanowiliśmy nic nie zmieniać. A co tam, możemy sobie na to pozwolić. Kategorie są jak zwykle cztery, poznajcie nazwiska zwycięzców wraz z krótkim uzasadnieniem.
PIŁKARZ ROKU
- 2012: Robert Lewandowski
- 2013: Robert Lewandowski
- 2014: Robert Lewandowski
- 2015: Robert Lewandowski
- 2016: Robert Lewandowski
- 2017: Kamil Glik
- 2018: Robert Lewandowski
- 2019: Robert Lewandowski
- 2020: Robert Lewandowski
- 2021: Robert Lewandowski
Według wielu po prostu najlepszy piłkarz na świecie. Nie chcemy już po raz kolejny roztrząsać wyników plebiscytu France Football, w którym Polak przegrał z Leo Messim o 33 punkty, bo przeoraliśmy ten temat na wszystkie możliwe sposoby, ale w kontekście Lewandowskiego jednak warto podkreślać, że ciągle wokół wspomnianego tytułu się kręci.
Czy można sobie wyobrazić, że byłoby jeszcze lepiej? O dziwo można.
Nasza wyobraźnia sięga na przykład scenariusza, w którym polski napastnik przechyla szalę w rywalizacji Bayernu Monachium z PSG, a potem dalej walczy wraz z Bawarczykami o obronę tytułu w Europie.
Mógł Lewandowski zagrać lepiej ze Słowacją, co pewnie zbliżyłoby nas do wyjścia z grupy na Euro? No nie ukrywajmy, mógł, było o to łatwiej niż w powyższym przypadku, bo był zdrowy i – jak się później okazało – w formie.
Pomoc reprezentacji w wywalczeniu rozstawienia w barażach? Ech, szkoda gadać.
Pobicie lub wyrównanie rekordu (należącego do Cristiano Ronaldo) bramek strzelonych w fazie grupowej Ligi Mistrzów? Szło mu świetnie, przed ostatnim meczem z FC Barceloną wszystko było w jego rękach, ale właśnie na tym spotkaniu skończyła się jego świetna seria.
Wszystko to przywołujemy rzecz jasna na siłę, paradoksalnie po to, żeby mocnej podkreślić, jak wysoko wisi w przypadku „Lewego” poprzeczka. Gdy o tym zapomnimy, rzeczywiście głupio wygląda mówienie o jakimkolwiek niedosycie po roku, w którym snajper Bayernu robił rzeczy historyczne, nieosiągalne dla innych czy też wcześniej nieosiągalne z jego punktu widzenia. Szybkie rozwikłanie tych haseł, oczywiście w dużym skrócie, wygląda w ten sposób: pobicie rekordu Gerda Muellera w liczbie goli w Bundeslidze, zdobycie w trakcie roku kalendarzowego 69 bramek (i zanotowanie 11 asyst) w 59 meczach, do czego nawet nie zbliżyła się żadna z pozostałych gwiazd futbolu (nikt nie przekroczył granicy 50 trafień), zaliczenie udanego – oczywiście pod względem indywidualnym – turnieju w barwach reprezentacji.
Dziewiąty tytuł Piłkarza Roku to w tym wypadku formalność. Drugie miejsce przyznalibyśmy chyba Piotrowi Zielińskiemu, ale umówmy się – pomocnik Napoli Lewandowskiego nawet nie był blisko.
Robert Lewandowski w 2021 roku: killer, lider, kosmita
TRENER ROKU
- 2012: Adam Nawałka
- 2013: Ryszard Tarasiewicz
- 2014: Leszek Ojrzyński
- 2015: Jacek Zieliński
- 2016: Adam Nawałka
- 2017: Marcin Brosz
- 2018: Czesław Michniewicz
- 2019: Waldemar Fornalik
- 2020: Marek Papszun
- 2021: Marek Papszun
Jak widzicie powyżej, zdarzyło się już, że ktoś sięgnął po ten tytuł dwa razy. Jednak po raz pierwszy komuś udało się go obronić, co zasługuje na uznanie. Nawet jeśli nie jest tak, że to kandydatura rzucająca na kolana, przy której nie pojawia się żadne „ale”.
Rok temu pisaliśmy:
Nagroda trafia do Marka Papszuna, który jest powiewem świeżości. Może trochę na wyrost, bo na razie nic ważnego nie wygrał. Może trochę za tzw. całokształt twórczości, bo nigdy nie ukrywaliśmy też, że doceniamy całą drogę, którą przebył trener Rakowa razem z klubem z Częstochowy. Od bycia nołnejmem w skali kraju na poziomie drugiej ligi, na którym – jak się wydawało – Raków utknął na dobre, do drugiego miejsca w Ekstraklasie po rundzie jesiennej i miana trenerskiej rewelacji oraz najgorętszego nazwiska na rynku. To już jest coś, czym można się chwalić, bo po drodze było przecież mnóstwo zakrętów. Na razie Papszun bierze jest dość brawurowo. Utrzymanie beniaminka to nic oczywistego, a jesień w wykonaniu jego drużyny broni się sama.
Dzisiaj na korzyść Papszuna na pewno zadziałało to, że dwaj naturalni kandydaci do tego tytułu wypadli z trasy (Czesław Michniewicz zdobył mistrzostwo Polski i odczarował dla Legii Europę, ale potem przyłożył rękę do wielkiego kryzysu drużyny z Łazienkowskiej) lub sami się z wyścigu wypisali (Paulo Sousa). Ale Papszun pomógł też sobie sam, bowiem w porównaniu do zeszłego roku postawił kilka kroków we właściwym kierunku. Po pierwsze – nieaktualne są już słowa o tym, że niczego nie wygrał, bo jego Raków do gabloty wrzucił Puchar i Superpuchar Polski. Po drugie – ugruntował pozycję swojego zespołu w ekstraklasowej czołówce, co przecież nie było takie oczywiste, bo jedna udana runda w Ekstraklasie może się zdarzyć każdemu. A w tym wypadku mówimy już o trzech rundach, bo wiosną Raków przyklepał wicemistrzostwo Polski, a jesienią skończył rywalizację na pudle, pozostając w grze o mistrzostwo Polski.
Całościowo nikt w 2021 roku nie zdobył w lidze więcej punktów (poniżej tabela). Po trzecie (i w konsekwencji) – Papszun dalej pozostaje najgorętszym nazwiskiem na rynku, bo przecież smaliła do niego cholewki Legia, a Cezary Kulesza maglował go też w kontekście stanowiska selekcjonera.
Na marginesie można też wspomnieć o przetarciu w Europie, bo choć fazy grupowej Ligi Konferencji nie ugrał, to przynajmniej wyeliminował dwóch rywali, w tym jednego poważnego. No a są przecież u nas trenerzy, którzy na takie osiągnięcie wciąż czekają (na przykład Michał Probierz). Najpoważniejszym rywalem Papszuna był Dariusz Banasik, który z Radomiakiem Radom wywalczył awans do Ekstraklasy, a jesienią poprowadził ten personalnie średni w sumie zespół beniaminka do miana rewelacji rozgrywek. Argumenty były, ale do tego tematu chętnie wrócimy za rok.
„Nie lubi miękkich faj”, „nie umiałbym być tak bezwzględny”. Sylwetka Marka Papszuna
ODKRYCIE ROKU
- 2012: Arkadiusz Milik
- 2013: Bartosz Bereszyński
- 2014: Bartłomiej Drągowski
- 2015: Bartosz Kapustka
- 2016: Jan Bednarek
- 2017: Szymon Żurkowski
- 2018: Sebastian Walukiewicz
- 2019: Michał Karbownik
- 2020: Jakub Moder
- 2021: Kacper Kozłowski
Bohater ostatnich dni, gdyż no cóż – nieczęsto zdarza się, że ktoś wyjeżdża z naszej ligi za ośmiocyfrowe kwoty w zachodniej walucie. Zresztą jest tu pewna ciągłość, bo poprzednim Odkryciem Roku był bohater pierwszego z takich transferów.
Rok temu Kacper Kozłowski cieszył się rzecz jasna opinią wielkiego talentu, ale faza udowodnienia, że coś jest na rzeczy, jeśli chodzi o te pogłoski, wciąż była przed nim. W Ekstraklasie nie rozegrał nawet 500 minut, nie strzelił w niej żadnej bramki, a drużyna narodowa, w której grał, to nawet nie była ta młodzieżówka, która bezpośrednio stanowi zaplecze pierwszej kadry.
Dziś? Dziś Kozłowski może pochwalić się sześcioma występami w dorosłej reprezentacji, w tym na mistrzostwach Europy, co oznacza, że stał się najmłodszym graczem w historii tej imprezy (pobił rekord, który kilka dni wcześniej poprawił Jude Bellingham). Co więcej – kilka razy zasygnalizował, że w drużynie narodowej znajduje się nie tylko ze względu na swój wielki potencjał, a z powodu jakości, którą prezentuje tu i teraz.
Liga? Okrzepł. Zaczął zbierać liczby. Do mizernego wcześniej dorobku dołożył w 2021 roku 4 gole i 6 asyst w 27 spotkaniach. Wydatnie pomógł Pogoni w awansie do pucharów i w zajęciu drugiego miejsca w rundzie jesiennej. Czy był najlepszym młodzieżowcem w całej Ekstraklasie? Naszym zdaniem na to miano zasłużył Jakub Kamiński, ale w kategorii „odkrycia” lechitę trudno było postawić wyżej. Raz, że bardziej pasował do niej w 2020 roku, ale przegrał z kolegą z zespołu, a dwa, że w przeciwieństwie do Kozłowskiego nie ma argumentu w postaci uwierzytelnienia się poza Ekstraklasą. Czyli udanego zameldowania się w pierwszej kadrze.
Gdzie może zaprowadzić pewność siebie? Historia Kacpra Kozłowskiego
SZMACIANKA ROKU
- 2012: Franciszek Smuda
- 2013: Sylwester Cacek
- 2014: Sylwester Cacek
- 2015: Kazimierz Greń
- 2016: Józef Wojciechowski
- 2017: Dariusz Smagorowicz
- 2018: Marzena Sarapata
- 2019: wakat
- 2020: Michał Żewłakow
- 2021: Paulo Sousa
Wielka chwila – pierwszy obcokrajowiec w historii tych nagród. Jeszcze rok temu związki Paulo Sousy z naszym krajem były dość nikłe. W trakcie kariery piłkarskiej spotkał na swojej drodze kilku polskich zawodników, później jako trener prowadził Jakuba Błaszczykowskiego, Bartłomieja Drągowskiego i Igora Lewczuka. Ale nie potrzebował zbyt wiele czasu, by przejść do historii. Niestety jego nazwiska nie znajdziemy w tych rozdziałach, do których wracać będziemy z uśmiechem na ustach.
Oczywiście to nie tak, że Portugalczyk był tym jedynym słusznym kandydatem. Po głowie chodził nam chociażby ten, który się zakiwał i go zatrudnił, bo końcówka pracy Zbigniewa Bońka w PZPN-ie do najlepszych nie należała. Pewną opcją, w zasadzie jak co rok, był też Dariusz Mioduski, bo raczej nikt nie uwierzył, że Legia jest tu, gdzie jest, w 90% przez były sztab. No ale nie da się zapomnieć, że klub, który do niego należy, miał też w tym roku dobre momenty (mistrzostwo, Liga Europy), co również po części zasługą Mioduskiego przecież jest. Poza tym – niestety – znów mieliśmy wybryki za kierownicą i to za sprawą nie tylko jednego agenta.
No ale rzutem taśmę wygrał Sousa. Brak awansu z grupy na Euro dało się przełknąć, bo miał Portugalczyk bardzo mało czasu, by przygotować zespół do tej rywalizacji, a i turniej był w jego wykonaniu niejednoznaczny. „Olewcze” podejście do obowiązków? No nie powinno to wyglądać tak, jak wyglądało, ale dopóki zespół wie, co ma robić, nie bije to po oczach z pełną mocą. Stracone, w idiotyczny sposób, rozstawienie? To zabolało najmocniej, bo o ile już kilka minut po losowaniu wiedzieliśmy, że celować będziemy w drugie miejsce w tej grupie i w baraże, i tak należy realnie definiować cele, o tyle liczyliśmy, że do dalszej fazy rywalizacji o mundial przystąpimy z lepszej pozycji. Choć tu inna sprawa jest taka, że z Sousy nie można robić jedynego winnego tej sytuacji.
Zostań Fuksiarzem i zarejestruj się TERAZ!
Nawet zbierając powyższe do kupy (i dodając mniejsze grzeszki), Sousie Szmacianki Roku byśmy nie przyznali, ale jego żenujące odejście z kadry przelało czarę goryczy. Wymiksowanie się w takim terminie i w taki sposób to kompletny brak klasy i profesjonalizmu. Innymi słowy – o ile można wybaczyć nawarzenie piwa, o tyle już fakt, że z jego picia Siwy Bajerant się w takim stylu wykręcił, to coś innego. Na boisku przeciętność przeplatana tylko obiecującymi okresami, a poza nimi obietnice bez żadnego pokrycia.
Po dziewięciu latach Szmacianka wróciła do selekcjonera i jest to dla Portugalczyka powód do wstydu.
Szczegóły ucieczki Paulo Sousy. „Chciał odejść do Interu, Flamengo ich przebiło”
Fot. FotoPyK/newspix.pl