Zagłębie Lubin postawiło na wcale nie populistyczną innowacyjną strategię, która zakłada, że na boisku musi być zawsze czterech piłkarzy poniżej 25. roku życia. To dopiero preludium do kolejnych sezonów, bo w następnych latach ma być ich więcej. W finalnej fazie projektu wyjściowa jedenastka ma być w 70% oparta na piłkarzach z tych widełek wiekowych. O ile oczywiście nikt w Lubinie nie zmieni zdania, a – co tu oszukiwać – dalsze trwanie przy tej filozofii ma tyle sensu, co przeglądanie stron z memami podczas sesji na studiach. Zwykła strata czasu i marnowanie potencjału, co dobitnie pokazuje ten sezon.
W zasadzie to nie wiemy, dlaczego Dariusz Żuraw stracił pracę. Wczytajmy się w koncepcję, jaką przedstawiło przed sezonem Zagłębie Lubin. A ona…
- NIE zakłada żadnego celu sportowego, jeśli chodzi o wyniki / miejsce w tabeli / liczbę punktów,
- ZAKŁADA granie co najmniej czterema piłkarzami poniżej 25. roku życia.
No i Dariusz Żuraw postawione przed nim założenia spełniał. Zagłębie zagrało tylko jeden mecz, w którym trener nie wystawiłby tylu młodych zawodników, ile życzyło sobie kierownictwo klubu (z Wisłą Kraków – akurat trzy punkty). A skoro nie wymagano od niego przy tym wyników – a przynajmniej nie w oficjalnym komunikacje – to tak właściwie dlaczego poleciał ze stanowiska?
To oczywiście pewna przewrotność z naszej strony, bo wiadomo, że Żuraw – tak całościowo – poniósł w Lubinie klęskę. Niby mógł to być klub skrojony pod niego, nie bez przypadku w Poznaniu bardzo doceniano to, jak ów szkoleniowiec pracuje z dobrze rokującymi zawodnikami i jak umiejętnie wprowadza ich do składu. Żuraw może dopisać sobie pewne zasługi za modelowy rozwój Modera, Kamińskiego czy Puchacza, a co za tym idzie – za ogromne sumy transferowe, które wpłynęły (bądź wpłyną) na konto Lecha.
W Zagłębiu liczono na to, że skrojony pod klubową strategię trener powtórzy swój sukces z poprzedniego klubu. I skoro już wiemy, że póki co ten projekt okazuje się fiaskiem, stwierdziliśmy, że koniec jesieni to odpowiedni moment na szybkie podsumowanie.
Pro Junior System – zero punktów
Czy można oprzeć klubową filozofię na grze młodymi, konsekwentnie trzymać się swoich założeń i mieć z 388 punktami 15. miejsce w Pro Junior System? Jak widać można. Bo dokładnie taką pozycję zajmują w tej klasyfikacji „Miedziowi”, którzy jeszcze chwilę temu mieli w niej równe zero punktów.
Na początek – w największym skrócie – kilka założeń punktowania w PJS:
- w przypadku młodzieżowców, 1 minuta spędzona na boisku Ekstraklasy = 1 punkt; młodzieżowcem w PJS jest zawodnik z rocznika 2001 bądź młodszy,
- w przypadku wychowanków, 1 minuta spędzona na boisku Ekstraklasy = 2 punkty; wychowankiem w PJS jest piłkarz z rocznika 2001 bądź młodszy, który spędził co najmniej trzy lata w klubie,
- identyczne proporcje występują przy występach zawodników w reprezentacjach młodzieżowych (1 minuta młodzieżowca w U-21 to 1 punkt, 1 minuta wychowanka to 2 punkty),
- występ młodzieżowca w pierwszej reprezentacji liczy się x3, wychowanka – x4,
- punkty za danego zawodnika trafiają na konto klubu w momencie, gdy ten przekroczy 270 minut i rozegra co najmniej 5 meczów (to zmiana w przepisach, która ma na celu wyeliminowanie kuriozalnych sytuacji w końcówkach sezonu, gdy kluby masowo wystawiają wychowanków tylko po to, by walczyć o kasę z PJS – patrz Sokół Ostróda).
Zagłębie ma de facto uciułane nieco więcej punktów (łącznie 1367), bo tylko jeden zawodnik – a konkretnie Adam Ratajczyk – przekroczył już wymaganą liczbę minut. Można spodziewać się, że barierę tę złamie jeszcze kilku zawodników, w ciemno można obstawiać Daniela Dudzińskiego i Łukasza Łakomego. Tak czy inaczej, nie jest to wynik, który rzuca na kolana. Pierwsza trójka to obecnie:
- Lech Poznań – 3940 pkt
- Wisła Kraków – 3843 pkt
- Jagiellonia Białystok- 3538 pkt
A więc już chwilę po półmetku sezonu wiadomo, że Zagłębie w PJS w zasadzie się nie liczy. To niezły chichot losu, patrząc na strategię, będącą punktem wyjścia tego artykułu.
Zawodnicy poniżej 25. roku życia w Zagłębiu – jak sobie radzą?
Analizując jesień w wykonaniu Zagłębia, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta strategia to strzał w kolano. I nie mamy na myśli tylko wyniku sportowego, bo to oczywiste, ale też – paradoksalnie – rozwój młodych zawodników z Lubina. By dobrze przekazać wam to, co mamy na myśli, posłużymy się przykładem. Weźmy na tapet ostatnie success story Zagłębia, czyli Bartosza Białka. Ma talent? Niewątpliwie. Miał warunki do bezbolesnego wejścia w dorosłą piłkę? I to jakie. Wchodził do zespołu w momencie, gdy Filip Starzyński był jedną z najlepszych dych w lidze, Damjan Bohar wykręcał kapitalne liczby, a Sasza Żivec idealnie uzupełniał ofensywny kwartet Zagłębia. Tak już po prostu jest, że młodzi zawodnicy znacznie lepiej promują się w zespołach, które są mocne. Nie bez powodu Kacper Kozłowski czy Jakub Kamiński mogą brylować w tym sezonie. Ich drużyny po prostu dobrze funkcjonują, zatem im jest łatwiej uwypuklać swoje atuty.
A w Zagłębiu…
No, w Zagłębiu jest trochę inaczej.
Łukasz Poręba i Kamil Kruk to z pewnością ciekawi młodzieżowcy. Nasz brak wątpliwości wynika z faktu, że obaj już to po prostu udowodnili. Kruk to wręcz jedno z objawień poprzedniej wiosny. W naszym rankingu młodzieżowców z tamtego okresu umieściliśmy go na szóstym miejscu. W tym sezonie – no cóż – dostosowuje się poziomem do Simicia czy Panticia. Poręba z kolei jest jak zawsze solidny, ale mamy wrażenie, że od kiedy gra regularnie w Ekstraklasie, tak słabej rundy jeszcze nie miał. Być może to wrażenie wynika trochę z tego, że Zagłębie widzi w nim jednego z liderów środka pola, dostał nawet dwukrotnie opaskę kapitańską, ale jeszcze nie dorósł do tej roli. Generalnie – bywało lepiej.
To samo można napisać w przypadku Patryka Szysza, który miał fantastyczną wiosnę, ale tej jesieni jest tylko niezły. Nie postawił kolejnego kroku wprzód, nie uwiarygodnił siebie jako jednego z ciekawszych skrzydłowych w lidze. Statystyki? 4 bramki i 2 asysty. Być może negatywnie odbił się na nim fakt, że nie doszło latem do transferu, o którym spekulowano. Szysz i tak miałby miejsce w składzie Zagłębia z urzędu nawet bez szumnej strategii, ale może nie być przypadku w tym, że obniżył loty. Choć na jego usprawiedliwienie warto dodać, że bywa rzucany po pozycjach.
Idźmy dalej. Czy Mateusz Bartolewski wyróżnia się czymkolwiek na tle ligi? Chyba niekoniecznie. Generalnie mamy wrażenie, że Sasza Balić to jeden z największych przegranych lubińskiej koncepcji, abstrahując oczywiście od tego, jak przydzbanił w meczu z Radomiakiem. Balić zazwyczaj trzymał poziom, a w tym sezonie musi ustępować miejsca młodszym. Na przeciwległej stronie nie zachwyca także Kacper Chodyna, który niegdyś był jednym z ciekawszych prawych obrońców w lidze, ale od momentu powrotu do zdrowia nie potrafi wznieść się na prezentowany wcześniej poziom.
Adam Ratajczyk miał fajne wejście przed tygodniem z Wisłą Kraków, gdy wykreował kolegom trzy setki, a dwie z nich skończyły się golami. Ale to jedyny przebłysk tej jesieni, a szans trochę dostał. Identycznie mają się sprawy w przypadku Karola Podlińskiego (dwie asysty z Wisłą), który zalicza anonimową rundę i nie zdobył żadnej bramki w lidze. Łakomy? Dudziński? Lepczyński? Kusztal? Kłudka? Sławiński? Są bo są. Nie ma sensu palić tych chłopaków, ale na razie nic nie wnieśli do ligi.
Jak wszyscy młodzi zawodnicy Zagłębia wyglądają w naszych notach?
- Patryk Szysz – 4,81
- Mateusz Bartolewski – 4,36
- Łukasz Poręba – 4,35
- Kacper Chodyna – 4,18
- Dawid Pakulski – 4,14
- Karol Podliński – 4,00
- Kamil Kruk – 3,75
- Daniel Dudziński – 3,67
- Adam Ratajczyk – 3,50
- Łukasz Łakomy – 3,50
- Kacper Lepczyński – 3,00
Delikatnie sprawy ujmując – bank nie został rozbity. By użyć słów nieco bardziej oddających ogólną ocenę – mocna średniawka. A to o tyle martwiąca dla Zagłębia sytuacja, że przecież wedle przedstawianej wizji na swoich zawodnikach miało zarabiać, a dwóm z największym potencjałem sprzedażowym – Szyszowi i Porębie – wygasają kontrakty już w czerwcu. Może przedłużą kontrakty (ale w sumie po co mieliby to robić?), może odejdą zimą (za okazyjną kwotę z perspektywy nabywcy), a może po prostu wypełnią obecne umowy i sami sobie wybiorą nowego pracodawcę.
Co dalej?
Zagłębie zapowiadało, że konsekwentnie będzie trzymać się swojej wizji. Niezależenie od zmian personalnych na najważniejszych stołkach. Czy ta wizja ma sens? Patrząc po rozwoju poszczególnych zawodników – niekoniecznie. I patrząc po wynikach drużyny – niekoniecznie. Patrząc po ogólnym wrażeniu – niekoniecznie.
Za chwilę trzeba będzie zatrudnić nowego trenera, a – jak donosił wczoraj „Przegląd Sportowy” – ze względu na opieszałość z przedstawieniem konkretów, Piotr Stokowiec jest na ten moment bliższy przyjęcia oferty z Bruk-Betu. Wyobrażamy sobie sytuację, w której inny potencjalny trener z nazwiskiem odmawia lubinianom, bo nie chce sobie nabrudzić w papierach. No bo wystarczy popatrzeć na tę drużynę, na strategię, na pogłębianie tych założeń w kolejnych latach…
Czy to nie brzmi jak potencjalna kraksa?
Widmo spadku jeszcze nie patrzy Zagłębiu w oczy. Ale czy upór w trzymaniu się obranej drogi nie wznieci prawdziwego pożaru?
Nie damy sobie za to uciąć choćby paznokcia.
CZYTAJ TAKŻE:
- Kowal: Miejsce Zagłębia jest w pierwszej lidze
- Zagłębie – klub, który błądzi. Przyczyny kryzysu
- Który stoper Zagłębia jest najgorszy?
Fot. FotoPyK