Reklama

ZAKSA i Jastrzębski nie zwalniają tempa. Dwa zwycięstwa w Lidze Mistrzów

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

14 grudnia 2021, 22:13 • 5 min czytania 0 komentarzy

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel po dwóch kolejkach Ligi Mistrzów siatkarzy są bezbłędne. A w tym tygodniu wcale nie miały łatwo. Obie polskie ekipy wyjeżdżały – jastrzębianie do Belgii, by tam zmierzyć się z Knackiem Roeselare, a zawodnicy z Kędzierzyna aż na… Syberię. Grali bowiem z nowosybirskim Lokomotiwem. Z tego też powodu ich mecz zaczął się o dziwnej dla Ligi Mistrzów porze – 13:00 naszego czasu, ale wieczorem w rosyjskiej miejscowości.

ZAKSA i Jastrzębski nie zwalniają tempa. Dwa zwycięstwa w Lidze Mistrzów

Minus 20 za oknem, na parkiecie plus trzy

Jedynka i trójka z godziny rozpoczęcia spotkania okazały się prorocze. Mecz zakończył się dokładnie takim wynikiem – 1:3 dla gości, czyli ZAKSY. Nie było to jednak łatwe starcie, zresztą jeszcze przed rozpoczęciem Ligi Mistrzów Jakub Bednaruk zwracał nam uwagę, że ZAKSA musi obawiać się nie tylko włoskiego Lube (z którym jeszcze nie grała), ale i wyprawy na Syberię. – ZAKSA znalazła się w trudnej grupie. Trzeba polecieć do Nowosybirska, a to będzie pewnie pięciodniowa wyprawa. Lube wiadomo – nie schodzi poniżej pewnego poziomu, to ekipa, która jest albo bardzo mocna, albo bardzo bardzo mocna – opowiadał. Jasne, te pięć dni to hiperbola. Ale taka podróż potrafi nieźle człowieka zmęczyć.

Na szczęście po siatkarzach obrońcy tytułu nie było tego widać. Nie dało się też dostrzec, że na zewnątrz temperatura dobijała do -20. Hala była bowiem rozgrzana meczem, który oglądało się naprawdę świetnie. Dla ZAKSY był to tak naprawdę pierwszy poważny test w tegorocznych rozgrywkach. Zwycięstwo 3:0 z OK Merkur Maribor można traktować jako rozgrzewkę. W Nowosybirsku miała się zacząć faktyczna Liga Mistrzów.

I się zaczęła.

Reklama

Wiadomo było, że Lokomotiw doskonale serwuje, wiadomo było, że świetnie gra blokiem. I te atuty zdecydowanie dziś pokazał, choć to ZAKSA lepiej rozpoczęła spotkanie. Pochwalić trzeba tu zwłaszcza zagrywkę liderów PlusLigi, którą regularnie napoczynali sobie rywali, których potem zatrzymywali blokiem. Innymi słowy – w pierwszym secie zaprezentowali taką grę, jaką mieli straszyć gospodarze. Prym wodził w tej partii zwłaszcza Łukasz Kaczmarek i to pod jego wodzą kędzierzynianie wygrali 25:19. Rosjanie szybko się jednak zrewanżowali. Tym razem to oni serwisem karcili rywali, a siatkarze ZAKSY nie radzili sobie na przyjęciu, przez co spadła też skuteczność w ataku. Efekt? Set przegrany do 21.

Kolejne dwie partie były prawdziwą wojną nerwów. W trzeciej ZAKSA niby od początku utrzymywała komfortowe prowadzenie, niby było już 16:9, ale ostatecznie rywale doprowadzili do wyrównania. Przy stanie 23:23 siatkarze zostali dodatkowy wybici z rytmu, bo… zawiesił się system komputerowy. Na jego ożywienie była potrzebna kilkuminutowa przerwa. Po niej rozegrano już tylko cztery punkty, trzy z nich wygrali goście. Dodajmy, że mieli w tym nieco szczęścia – raz, że Aleksander Śliwka kiwnął tak, że wielu sędziów by mu tego nie puściło. Dwa, że arbitrzy dopatrzyli się błędu drużyny gospodarzy przy piłce setowej dla ZAKSY. Było więc 2:1. Wystarczyło zamknąć mecz kolejnym setem. Sprawa w teorii prosta. A w praktyce?

Nie do końca. I to znów na życzenie ZAKSY, która ponownie zbudowała sobie przewagę tylko po to, by potem ją stracić. I z 19:13 zrobiło się 21:20. Na szczęście skuteczny atak Śliwki, blok na rywalu i as serwisowy Marcina Janusza dały kędzierzynianom cztery piłki meczowe. I dobrze, że mieli ich aż tyle – wykorzystali bowiem dopiero ostatnią, a jej bohaterem został Śliwka, którym wspaniałym atakiem ze skrzydła zakończył mecz, dając ZAKSIE zwycięstwo i komplet punktów.

Teraz siatkarzom ZAKSY pozostaje tylko wrócić do kraju. A to potrwa znacznie dłużej niż mecz.

Stracone sety? A komu to potrzebne?

– W naszej grupie są jednak jeszcze dwie drużyny, które występują w Lidze Mistrzów regularnie przez ostatnie 15 lat – VfB Friedrichshafen i Knack Roeselare. Musimy się również zmierzyć z licznymi podróżami, nawet pomijając fakt, że na szczęście nie należą one do najdłuższych. To zawsze są trudne rozgrywki, gdyż ścierają się tu różne style gry. Może zespoły te nie prezentują tak fizycznej siatkówki, jak w Polsce, ale często nadrabiają swoje braki sprytem. Dlatego trzeba uważać na każdego rywala – mówił Benjamin Toniutti, rozgrywający Jastrzębskiego Węgla przed pierwszym meczem Ligi Mistrzów.

Wtedy jastrzębianie mierzyli się z Hebarem Pazardżik i zgodnie z planem wygrali 3:0. Dziś za to jechali do Belgii na pierwszy poważniejszy sprawdzian. Choć, nie ukrywajmy tego, ich grupa jest akurat o wiele łatwiejsza niż ta ZAKSY czy nawet Projektu Warszawa, który swój drugi mecz rozegra jutro (w pierwszym przegrał 2:3 z Dynamem Moskwa). W dodatku zawodnicy ze Śląska mają dodatkową motywację – ich ekipa w zeszłym sezonie z Ligi Mistrzów odpadła przez powody pozasportowe. Po prostu duża część zawodników wylądowała na kwarantannie z powodu ogniska koronawirusa. Mecze trzeba było oddać walkowerami.

Reklama

W tym sezonie chcą więc dojść daleko.

I na razie idą w dobrym kierunku. Dzisiejsze spotkanie jest tego dowodem, bo ustawili nim sobie sytuację w grupie. W Lidze Mistrzów siatkarzy w pierwszej kolejności najważniejsze są bowiem zwycięstwa. A przed meczem Jastrzębskiego takie mieli na koncie oni i właśnie Knack, który 3:2 pokonał w poprzedniej kolejce VfB. Dziś tylko momentami belgijska ekipa wyglądała na zdolną urwać choćby punkt rywalom. Ogółem jednak to Jastrzębie dominowało, choć początek meczu był nerwowy – oba zespoły popełniały błędy i długo utrzymywał się wynik w okolicach remisu. Kiedy goście jednak odskoczyli, to na dobre. Ostatecznie wygrali 25:18.

Drugi set znów zaczął się nerwowo, tym razem jednak to gospodarze wyszli na prowadzenie. Długo go jednak nie utrzymali, Jastrzębie prowadziło już przy wyniku 11:10, a do końca przewagę powiększyło i wygrało 25:20. Trzecia partia? Schemat podobny, choć Knack – postawiony pod ścianą – był w stanie w końcówce odrobić straty i doprowadzić nawet do remisu 20:20. Ale mecz i tak przegrał do zera, 23:25 w ostatnim secie. Wielkiej historii po prostu w tym starciu nie było, a Jastrzębie wciąż jest w tegorocznych rozgrywkach bezbłędne. Nawet w setach.

I dobrze. Bo właśnie o to, by polskie kluby jak najłatwiej wygrywały mecze w Europie, przecież nam chodzi.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Inne sporty

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Polecane

Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
3
Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...