Reklama

Jak zmiażdżyć rywala i drżeć do końca o wynik? Opowiada Lech Poznań

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

05 grudnia 2021, 20:16 • 4 min czytania 29 komentarzy

Lech Poznań z pierwszej połowy? Kapitalnie naoliwiona maszyna bez słabych ogniw, która jedzie Zagłębie dwoma golami, a powinna strzelić ich znacznie więcej. Lech w drugiej? Drużyna, która wciąż gra dobrze, wciąż atakuje, wciąż powinna sieknąć więcej goli niż to zrobiła, ale też drużyna, która dwa razy pozwala dojść Zagłębiu na kontakt, przez co musi drżeć o wynik do samego końca z myślą “jaki to będzie wstyd, jak nie wywieziemy stąd kompletu punktów”.

Jak zmiażdżyć rywala i drżeć do końca o wynik? Opowiada Lech Poznań

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Zagłębie Lubin – Lech Poznań. Pierwsza połowa – Zagłębia nie ma

No bo naprawdę – w pierwszej połowie istniał tylko jeden klub. Nie tylko na boisku, ale i na trybunach, bo – jakkolwiek to brzmi – przyjezdni fani zdawali się mieć na lubińskim stadionie większość, co jest kolejnym z dowodów na wielopoziomową porażkę Zagłębia w sezonie 21/22. Na obiekcie z racji górniczego święta zagościła orkiestra, ale koncert grała tylko jedna drużyna.

Czyli oczywiście Lech. Pierwsze dziesięć minut? Już po tym okresie doskonale wiedzieliśmy, co się święci. Główka Salamona jeszcze została obroniona, siatka Kamińskiego na Żubrowskim przerodziła się tylko w zablokowany strzał Amarala, ale już Milić znalazł już drogę do siatki, przecinając na długi słupek wrzutkę Dogulasa ze stałego fragmentu gry. Imponował też jego kolega z przeciwległej strony, Alan Czerwiński, który pojawił się w składzie pierwszy raz od 7. kolejki. Od tamtego momentu zaliczył tylko jedno wejście z ławki, a Maciej Skorża wolał stawiać na Satkę (stopera) niż byłego piłkarza Zagłębia. Wyjście z szafy wyszło wzorowo, Czerwiński miał udział przy dwóch golach „Kolejorza” (choć przy tym ostatnim tylko symboliczny).

Druga bramka? Prawy obrońca Lecha podążył swoją stroną, wymienił piłkę z Ba Louą i posłał płaską wrzutkę w pole bramkowe. Do odbitej piłki dopadł Amaral i… wyczarował coś naprawdę osobliwego. Przyjął główką, sytuacyjnie podrzucił piłkę nogą, po czym zapakował woleja. Zagłębie mogło mówić o pechu – piłka po drodze trafiła w Kruka, co zmyliło bramkarza – no ale z drugiej strony: jaki to pech, skoro „Kolejorz” atakował raz po raz? Goście zdecydowanie pomagali szczęściu.

Reklama

I zanim zeszli na przerwę jeszcze parę razy doszli do głosu. Strzał Ba Louy z powietrza po fantastycznej wymianie Douglasa i Karlstroma? Poprzeczka. Bomby Szweda? Blokowane. Próba Murawskiego? W boczną siatkę. Rogal Ba Louy? Troszkę niecelny. Wrzutka Douglasa? Zakończyła się na słupku, bliski gola samobójczego był Kruk. Dynamiczny rajd Kamińskiego, który mija rywali jak chce? Uderzenie mija bramkę. No naprawdę – „Kolejorz” bardzo, bardzo imponował, a Zagłębie odpowiedziało jednym strzałem Żivca (który i tak był na spalonym), czyli w zasadzie niczym.

A po przerwie… Doszło do bardzo dziwnego zrywu Zagłębia.

Zagłębie Lubin – Lech Poznań. Lech prosił się o kłopoty

Dziwnego, bo nikt się go nie spodziewał, a Dariusz Żuraw nie przeprowadził przecież żadnych zmian. Wiara w lubińskich szeregach zagościła po trafieniu Kruka po rzucie rożnym (statystowali mu Milić i Douglas). Wydawało się, że to tylko wypadek przy pracy, bo Lech odpowiedział po ledwie czterech minutach (kapitalna wrzutka Ba Louy przecięta główką przez Kamińskiego – rewelacyjna akcja!) i postawilibyśmy wówczas spore środki na to, że mecz dalej będzie wyglądał jak w pierwszej odsłonie. Ale nie. Lech zaczął się gubić? To byłoby zbyt dużo powiedziane. Pojawiła się jednak w poczynaniach lidera niespodziewana nerwowość, która mogła doprowadzić do katastrofy. Zwłaszcza, że Zagłębie kolejny raz złapało kontakt, tym razem po trafieniu Simicia (znów po rzucie rożnym). Spory błąd popełnił Bednarek (wyszedł do dośrodkowania i nie przeciął piłki – skąd my to znamy?), a obrońca Zagłębia zachował największą czujność, wyłuskał piłkę z parteru i skierował ją do siatki.

Efektem tego nerwówka do samego końca. Nerwówka, której w zasadzie nie powinno być, bo Ishak zmarnował niebywałą patelnię. Miał hektar przestrzeni w szesnastce, zręcznym ruchem wyprowadził Wójcickiego w pole i… trafił w poprzeczkę. W Szwedzie obudziły się demony w meczu ze Stalą, była to przecież bardzo prosta sytuacja, zwłaszcza dla tak klasowego zawodnika. Było też kilka innych prób, ale już nie tak groźnych, jak w pierwszej odsłonie.

Czy ten zryw uratuje trenera Żurawia? Szczerze mówiąc – wątpimy. Nie pomogło przejście na trójkę z tyłu a’la taktyka Sousy (Wójcicki raz był prawym, raz półprawym) i posadzenie zawodzącego Starzyńskiego na ławkę. Przy Zagłębiu należy postawić mały (mały!) plusik za to, że zdołało się odgryźć, ale na jego nieszczęście było to tylko gryzienie po rękach, gdy jest się w parterze, a sędzia odlicza do nokautu.

Zagłębie Lubin – Lech Poznań 2:3 (0:2)

Kruk 50′, Simić 60′ – Milić 6′, Amaral 12′, Kamiński 54′

Reklama

CZYTAJ TAKŻE:

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

29 komentarzy

Loading...