Zagłębie Lubin zalicza katastrofalną jesień. Dysponuje jedną z trzech najsłabszych defensyw i jedną z trzech najsłabszych ofensyw w lidze. Od przeszło dwóch miesięcy jest najgorzej punktującym klubem w Ekstraklasie. W kiepskim stylu pożegnało się z Pucharem Polski. Zawodzą liderzy, śmieszą transfery, nie zachwyca młodzież. Dariusz Żuraw mówi, że „nigdy się nie podda” i zrzuca odpowiedzialność za marne wyniki na władze klubu, które zmieniły się w czasie rundy i same jeszcze nie wiedzą, w którą stronę prowadzić rozbity tożsamościowo klub. Wątpliwości budzi ogłoszona w lecie wieloletnia koncepcja rozwoju organizacji. Zagłębie błądzi w ciemnym labiryncie.
Mecz Zagłębia Lubin z Rakowem Częstochowa, 21. minuta, jest 0:0. Na stadionie przy ulicy Bolesława Limanowskiego gaśnie światło, awaria prądu. Po kilkudziesięciu minutach piłkarze wracają na murawę. Znaczy, to za dużo powiedziane – wracają głównie gracze ekipy gospodarzy, kończy się pogromem 4:0. Na konferencji prasowej Dariusz Żuraw pytany jest o podanie się do dymisji. Odpowiada, że „nie zamierza się poddawać” i „nie zamierza tego szerzej komentować”.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Mecz Zagłębia Lubin z Arką Gdynia, 79. minuta, jest 1:2 dla Arki. Na stadionie przy ulicy Olimpijskiej, gaśnie światło, awaria prądu. Zagłębie pędzi, dominuje, goni wynik. Mija kilkanaście minut, reflektory znów świecą, nadzieje na odwrócenie losów spotkania wciąż się tlą, Łukasz Poręba uderza z dystansu w słupek, ale nic z tego. Zagłębie odpada z Pucharu Polski.
Ostatnie miesiące w Lubinie to jedno wielkie gaszenie świateł.
Najgorsza drużyna ligi
Tabela Ekstraklasy za październik i listopad nie pozostawia złudzeń – aktualnie Zagłębie Lubin jest najgorszym zespołem w lidze. Gorszym od Legii Warszawa, pogrążonej w największym kryzysie od lat i trawionej wewnętrznymi konfliktami. Gorszym od Warty Poznań, cierpiącej na bolesnego kaca po sukcesie z minionego sezonu i szukającej nowego pomysłu po świetnej kadencji Piotra Tworka. Gorszym nawet od Górnika Łęczna, który początkowo wydawał się kompletnie nieprzygotowanym do ekstraklasowych warunków chłopcem do bicia dla wszystkich i wszędzie. To jest ta skala wielopoziomowej tragedii.
Jak to się stało? Jak do tego doszło? To nie było trzęsienie ziemi, a raczej drobne pęknięcia, drobne drgania, drobne przesunięcia, które złożyły się na poważny kryzys. Początkowo jednak wydawało się, że Zagłębie będzie hołdować swojemu charakterowi z kadencji Mariusza Lewandowskiego, Bena van Daela i Martina Seveli, kiedy to uosabiało labilność tej ligi.
Wygrasz trzy razy – często na pełnej petardzie wbijasz do grupie walczącej o europejskie puchary. Przegrasz trzy razy – równie często z hukiem lądujesz na tyłku w dolnej części tabeli i już zaczynasz kalkulować, czy aby na pewno zaraz nie będzie groził ci spadek. To nie byłoby nic dziwnego. Nawet najwięksi i najbogatsi nie są wolni od mniejszych czy większych nieregularności. Ale jedno zawsze było pewne: w ostatnich latach nie było klubu wierniej ilustrującego ten specyficzny proceder niż Zagłębie Lubin.
Sinusoidalny charakter wyników ekipy z Dolnego Śląska stał się wręcz karykaturalny, podśmiewaliśmy się z niego setki razy. I tym razem miało być tak samo. Przed sezonem gadaliśmy z Jakubem Żubrowskim, a wierzcie nam: to kumaty, szczery, inteligentny gość, który nie mydli oczu.
Na co stać Zagłębie w tym sezonie?
Jest to dla mnie trochę niewiadomą. Choć myślę, że środek tabeli będzie odzwierciedleniem tego, czym dysponujemy.
Prosta piłka, prosta sprawa. Zaczął się sezon i słowa Żubrowskiego sprawdzały się od A do Z. Wyniki z dziesięciu pierwszych kolejek:
- Wisła Kraków – 0:3,
- Górnik Łęczna – 3:1,
- Pogoń Szczecin – 2:0,
- Wisła Płock – 0:4,
- Śląsk Wrocław – 1:3,
- Piast Gliwice – 1:0,
- Bruk-Bet – 2:1,
- Warta Poznań – 2:0,
- Jagiellonia Białystok – 0:1,
- Stal Mielec – 2:4.
Jeśli już do końca sezonu Zagłębie wymykałoby się regularności, nie bylibyśmy zdziwieni. Ale wtedy wszystko się załamało. Liga? Siedem meczów bez zwycięstwa z rzędu, lot w dół tabeli i wcale nie tak odległa wizja uwikłania się w walkę o spadek. Puchar Polski? Jednak wstydliwe odpadnięcie z pierwszoligową Arką Gdynia w 1/8. Atmosfera wokół klubu? Zła, bardzo zła. Gabinety? Koniec prezesury znienawidzonego przez kibiców Artura Jankowskiego. Ławka trenerska? Coraz częstsze głosy i głośniejsze o konieczności zwolnienia Dariusza Żurawia. Dzieje się źle, więc zajrzyjmy pod kołdrę Zagłębia Lubin.
Zgubiona tożsamość
Przez ostatnią dekadę Zagłębie Lubin gruntowało swoją pozycję na piłkarskiej mapie Polski, tworząc wizję świetnie zorganizowanego ekstraklasowego średniaka z aspiracjami na coś więcej – promowało i spieniężało zdolnych polskich piłkarzy (nie tylko Filipa Jagiełło, Krzysztofa Piątka, Bartosza Slisza, Jarosława Jacha, Bartosza Białka, ale też chociażby Jakuba Świerczoka czy Bartłomieja Pawłowskiego), inwestowało w nowoczesną infrastrukturę, budowało silne podstawy akademii i całkiem ciekawą wizję pierwszej drużyny. Momentami Miedziowi, szczególnie za kadencji Piotra Stokowca, potrafili liczyć się w tej lidze i wcale nie skompromitować się w europejskich pucharach.
I choć przez ostatnie kilka lat nie doszło w Zagłębiu do żadnej wielkiej rewolucji, choć nie stał się żaden dramat, to nagle okazało się, że obrana przez klub droga stworzyła na pozór niegroźne, ale jednak wewnętrznie destrukcyjne cieplarnianie warunki. Z tego wszystkiego powstał klub niespełniony, błądzący, niewykorzystujący potencjału, rozmywający swoją tożsamość, wpisujący się w ligową szarość.
Tak pokraczność Zagłębia Lubin diagnozowały najważniejsze klubowe postacie ostatnich dwóch lat.
Fragment wywiadu z Martinem Sevelą.
Generalnie Ekstraklasą rządzą serie. Zespół ma dobrą formę w kilku spotkaniach, by potem przez kilka grać nieco gorzej. Mam wrażenie, że w Zagłębiu nie ma serii, a loteria. Raz gracie świetne zawody, by za chwilę zagrać słabiutko, potem znowu świetnie, potem znów słabiutko. Czy pan wie, z czego to wynika?
Zgadzam się z panem. Ale to nie jest problem tylko Zagłębia, a też reszty zespołów. Dlatego Ekstraklasa jest taka wyrównana. Legia, Raków i Pogoń stanowiły pierwszą trójkę, ale reszta zespołów prezentowała podobny poziom. Każda kolejka przynosiła zmianę w tabeli. Były 2-3 dobre wyniki nie tylko Zagłębia, ale i innych zespołów, potem przychodziły mecze, gdy zespoły nie punktowały. Nie wykonaliśmy odpowiedniej pracy, by nasza gra była stabilna, by nie było tak, że mamy dwa dobre, a potem dwa słabsze mecze. Widziałem w drużynie większą motywację na mecze z zespołami, które są wyżej w tabeli, niż z tymi, które były niżej. Tego mi zabrakło. Chciałbym, by nie było różnicy, czy gramy z Legią, Pogonią, Stalą czy Podbeskidziem.
Fragment wywiadu z Filipem Starzyńskim.
Skąd ta chroniczna nieregularność? Raz wygrywacie, raz remisujecie, raz przegrywacie. Cały czas w kratkę.
Dla mnie to też jest zagadka. W każdym kolejnym roku mieliśmy zespół z potencjałem na wyższe miejsce, niż zajmowaliśmy na koniec sezonu. Po prostu do tej pory nie potrafiliśmy przełożyć możliwości na wynik. Nawet jak łapaliśmy wiatr w żagle, grając momentami bardzo dobrą piłkę i mogąc pokonać każdego, zaraz okazywało się, że to tylko chwilowe i przychodził kryzys.
W końcu musiało więc przyjść lato 2021.
Koncepcyjny burdel
Pod koniec czerwca Martin Sevela otrzymał intratną propozycję z Arabii Saudyjskiej i na początku lipca już go w Lubinie nie było. Nikt specjalnie po nim nie płakał, bo choć nie był to najgorszy trener ligowy, to daleko było mu też do ekstraklasowej czołówki w tym fachu. Zdobywał średnio półtora punktu na mecz, co pięknie sugerowało pewną przypadłość – raz wygrywał, raz remisował, raz przegrywał. I tak w kółko.
Kiedy Bartosza Białka mógł otoczyć Damjanem Boharem, Sasą Żivcem i Filipem Starzyńskim – bywało, że żarło. Kiedy jednak stracił Białka i Bohara, nie potrafił wyciągnąć za wiele ani z Samuela Mraza, ani z Roka Sirka, ani z Karola Podlińskiego, ani nawet z Dejana Drazicia. Kiedy układał defensywę wokół Bartosza Kopacza, Lubomira Guldana i Alana Czerwiński – bywało szczelnie. Kiedy jednak Lech podebrał mu Czerwińskiego, Lechia zabrała Kopacza, a Guldan zamienił klubowy t-shirt na dyrektorski garnitur, zbyt często gra defensywa Zagłębia wołała o pomstę do nieba.
W Lubinie wiedzieli, że inauguracja Ekstraklasy zaplanowana jest na 26 lipca. A jednak z zatrudnieniem nowego trenera czekali aż do 16 lipca. Odbyła się oficjalna konferencja prasowa, padały wzajemne komplementy i ładne słówka. Większość dziennikarzy skupiła się na komentowaniu powrotu do pracy Dariusza Żurawia, który kilka miesięcy wcześniej został zwolniony z roboty w Poznaniu, a gdzieś w tłoku umknął wszystkim fakt, że Artur Jankowski, ówczesny prezes Zagłębia Lubin, ogłosił nowy kierunek, w którym dryfować będzie klub. I, choć zostało to podlane nieprzyzwoitą liczbą frazesów, był to kierunek mocno odważny, którego główne założenia dosyć łatwo streścić:
- Zagłębie nie ma celów ściśle sportowych,
- Zagłębie liczy przede wszystkim na wychowywanie i sprzedawanie piłkarzy,
- Zagłębie ma mieć najmłodszą drużynę w lidze,
- Zagłębie ma wygrywać Pro Junior System,
- Zagłębie w każdym meczu ma wystawiać przynajmniej czterech zawodników poniżej 25. roku życia, ta liczba ma rosnąć do docelowych 70% pierwszego składu,
- Zagłębie nie zakłada żadnych okoliczności odejścia od tej koncepcji.
Dariusz Żuraw zgodził się na wszystkie podpunkty umowy.
Sporo miejsca ocenie tego pomysłu poświęcił w swoim vlogu Mateusz Rokuszewski. Do niego odsyłamy, ale spojlerujemy: nie jest to recenzja specjalnie optymistyczna. Raz, że brak określenia jakiegokolwiek celu sportowego w jakimkolwiek poważnym klubie brzmi absolutnie absurdalnie. Dwa, że sztywne i sztuczne wymuszanie gry młodymi piłkarzami wcale nie musi przynieść sukcesu i natychmiastowego wybuchu talentów młodych perełek z akademii. Trzy, że limity, zakazy i bariery często blokują rozwój każdego rodzaju. Zobaczymy, jak letnich koncepcji trzymał się do tej pory Dariusz Żuraw – rywal, wynik meczu, liczba piłkarzy poniżej 25. roku życia w wyjściowym składzie.
- Wisła Kraków – 0:3 (sześciu),
- Górnik Łęczna – 3:1 (czterech),
- Pogoń Szczecin – 2:0 (czterech),
- Wisła Płock – 0:4 (czterech),
- Śląsk Wrocław – 1:3 (sześciu),
- Piast Gliwice – 1:0 (czterech),
- Bruk-Bet – 2:1 (czterech),
- Warta Poznań – 2:0 (pięciu),
- Jagiellonia Białystok – 0:1 (pięciu),
- Stal Mielec – 2:4 (sześciu),
- Cracovia – 1:1 (pięciu),
- Górnik Zabrze – 0:0 (czterech),
- Lechia Gdańsk – 1:2 (pięciu),
- Radomiak – 0:2 (pięciu),
- Raków Częstochowa – 0:4 (pięciu),
Wynik sportowy? Dalej bezpieczne, choć rozczarowujące, czternaste miejsce w tabeli, ale też ośmiotygodniowa degrengolada i tendencja zniżkowa. Zagłębie często może poszczycić się najmłodszym pierwszym składem w danej kolejce Ekstraklasy, ale co ciekawe: cztery najniższe średnie wieku wyjściowego składu przypadają na cztery przegrane mecze – ze Śląskiem (24,4), z Wisłą Kraków (24,5), ze Stalą Mielec (25,1) i z Jagiellonią (25,6), a dwie kolejne na remisy z Cracovią i z Górnikiem Zabrze.
Czy przy tym wypromował się którykolwiek z młodych piłkarzy Zagłębia Lubin? Odstawiamy na bok Patryka Szysza, bo on wyróżnia się w lidze od jakiegoś roku i prędzej czy później opuści Polskę. Kamil Kruk? Dostaje szanse w młodzieżówce, ale w lidze zbiera fatalne noty – u nas 3.90. Łukasz Poręba? Też stanowi o sile młodzieżówki, interesują się nim poważne zachodnie kluby, ale raz, że jesień ma mocno średnią, to jeszcze w czerwcu wygasa jego kontrakt. Mateusz Bartolewski? Już nie najmłodszy, a dalej dosyć nierówny. Adam Ratajczyk? Ani jednego udanego występu w tym sezonie. Karol Podliński? Tak samo, kolejna zawodząca dziewiątka w systemie Zagłębia. Kacper Chodyna? Nie może znaleźć formy z jesieni ubiegłego roku. Reszta? Zalicza epizody, do tego niezbyt obiecujące.
Znamienne jest to, że kiedy kilka miesięcy temu pytaliśmy Dariusza Żurawia o młodzież z klubu, sternik z Zagłębia nabierał wody w usta i powtarzał, że „nie ocenia indywidualnie zawodników”, choć chwilę wcześniej całkiem konkretnie opowiadał o piłkarzach Lecha Poznań. Inna sprawa, że w niektórych kwestiach personalnych trudno nie zmuszać się do dyplomacji.
Fatalne transfery
Kiedy z Zagłębia Lubin odchodził Artur Jankowski klubowa propaganda głosiła, że „odchodzi człowiek, który osiągnął rekordowy zysk w historii spółki”. W istocie, przez ostatnie lata władze Miedziowych potrafiły sensownie zarządzać klubową kasą, ale czy aby na pewno przekładało się to na dokonywanie optymalnych wzmocnień pierwszego zespołu? Nie, nie przekładało się to. Trend jest oczywisty – z roku na rok kadra Zagłębia Lubin staje się coraz słabsza i słabsza. Na początku roku nowym dyrektorem sportowym klubu został Lubomir Guldan, a niedługo później Słowak przedstawiał nam swój pomysł na działanie wokół klubu.
Jak więc przekonać solidnego zawodnika, że Zagłębie Lubin jest dla niego dobrym kierunkiem transferowym? Nie jest to najgorętszy klub w Polsce.
Jestem siedem i pół roku w Zagłębiu Lubin, więc widzę jak ten klub się rozwija. Została wybudowana bardzo profesjonalna akademia. Idziemy w dobrym kierunku. Doskonale widać to po sprzedaży zawodników. Agenci piłkarzy wiedzą, że to dobry adres dla każdego, kto marzy o większej europejskiej karierze. Tu można przyjść, wybić się, pokazać i pójść dalej. Zagłębie umie promować i sprzedawać graczy.
Właśnie w takim kierunku będzie szło Zagłębie? Żeby stać się oknem wystawowym dla Europy? Czy też zamierzacie szukać takich zawodników, jakim był chociażby pan, czyli związanych z klubem od jakiegoś momentu swojej kariery do jej końca?
Chcemy rozwijać młodzież, stawiać na wychowanków naszej akademii, ale im też potrzebne są wzory, czyli bardziej doświadczeni zawodnicy. Tacy, którzy zbiorą grupę w cięższych czasach, zmotywują, pomogą w szatni, wezmą presją na siebie.
W przyszłości powinno być więcej klubowych wychowanków stanowiących o sile pierwszej drużyny w pierwszym składzie Zagłębia?
No tak, taka jest filozofia klubu, chcemy iść tą drogą. Nie możemy przecież założyć, że rok w rok będziemy sprzedawać dwóch-trzech zawodników do zagranicznych lig w taki sposób, w jaki sprzedaliśmy Bartosza Białka do Wolfsburga. Na wszystko potrzeba czasu.
Guldan dostał jedno główne zadanie – znalazł swojego następcę na środek obrony. To miało być jego przetarcie w nowej roli. Wydawało się, że ma wszystkie atrybuty i narzędzia do tego, wywiązać się z tej misji. I co? Już wiemy, że poległ. W zimie sprowadził Djordje Crnomarković, który skompromitował się wiosną. W lecie sprowadził Iana Solera i Aleksandara Panticia, którzy kompromitują się jesienią. Ba, do tej pory o żadnym z jego ruchów transferowych nie można powiedzieć – „o, to fajnie wymyślił, to mu się udało”. Kicha z nędzą. Zaglądamy do naszych not:
Zimowe transfery:
- Karol Podliński – 4,00
- Miroslav Stoch – 3,17
- Djordje Crnomarković – 3,00
Letnie transfery:
- Erik Daniel – 4,57
- Tomas Zajic – 4,13
- Ian Soler – 4,13
- Ilya Żygulow – 4,00
- Aleksandar Pantić – 2,82
Problem braku zrozumienia dla specyfiki polskiego rynku transferowego był zresztą w Zagłębiu Lubin znacznie głębszy. Latem Artur Jankowski przekonywał, że problemem wszystkich klubów w Europie jest znalezienie skutecznego napastnika i nie był w stanie skontaktować, że skoro Warta Poznań (Mateusz Kuzimski) czy Podbeskidzie Bielsko-Biała (Kamil Biliński) potrafiły wynaleźć sobie skutecznych snajperów, to przy swoich środkach mogło to też zrobić Zagłębie Lubin. Od kilku miesięcy klubem zarządzają już inni ludzie. Najważniejsza zmiana – na dyrektorską pozycję wrócił Piotr Burlikowski, od którego uczyć ma się Lubomir Guldan, ale choć to bardzo uznany fachowiec, to zanim zdąży wprowadzić na klubowych korytarzach jakiekolwiek swoje zasady, minie trochę czasu, a to może okazać się w tej historii kluczowe.
Fragment rozmowy z Dariuszem Żurawiem sprzed kilku miesięcy.
Jest pan zadowolony z dotychczasowych transferów Zagłębia Lubin?
Nie do końca, nie do końca. Brakuje zawodników na środek obrony. Tutaj mamy największy kłopot, ostatnie mecze pokazały, że linia defensywy jest niestabilna. Nie mamy stopera, który mógłby wprowadzić spokój.
Czyli doświadczonego zawodnika.
Tak.
Kogoś takiego jak Lubomir Guldan.
Dokładnie.
Trener Zagłębia nie ukrywa – nie ma do dyspozycji zawodników, którzy go zadowalają.
Grymasy Żurawia
Oto fragmenty z pełnego żalu i frustracji wywiadu Żurawia dla Przeglądu Sportowego.
– Jasno mówię, że potrzebujemy świeżego spojrzenia na ten zespół, na jego możliwości i perspektywy. W żadnym wypadku nie unikam odpowiedzialności, natomiast nie chciałbym, aby cała odpowiedzialność spadała na mnie. Przyszedłem do tego klubu kilka dni przed pierwszym meczem sezonu. Nie zajmowałem się budową zespołu, bo już nie było na to czasu.
(…)
Zagłębie ma problem z napastnikiem od czasu, gdy klub opuścił Bartosz Białek. Wciąż nie udaje nam się go do końca rozwiązać. A przecież dobrze pamiętamy, jak dobrych wcześniej Zagłębie miało napastników. Z obecną sytuacją w ogóle nie ma porównania.
(…)
Klub przyjął strategię konsekwentnego stawiania na młodzież. Jakość naszej kadry nie jest wystarczająca, żeby to wszystko skutecznie realizować, a więc, aby były też dobre wyniki i jeszcze ładna dla oka widowiskowa gra. Połączenie tego wszystkiego jest niesamowicie trudne. Młodzi piłkarze potrzebują po pierwsze czasu, a po drugie muszą się mieć od kogo uczyć. Niestety, mamy taki zespół, że jak idzie to jest OK, ale jak nie idzie, to brakuje piłkarzy, którzy w trudnych momentach wzięliby ciężar odpowiedzialności na siebie. Najgorsze, że popełniamy zbyt wiele indywidualnych błędów. Szczególnie w kilku ostatnich meczach tracimy bramki w taki sposób, że aż nie przystoi na poziomie ekstraklasy. My nad tym naprawdę dużo pracowaliśmy i pracujemy.
Słyszymy, że Dariusz Żuraw nie jest specjalnie lubiany i ceniony w Lubinie. Że nie porywa i nie przekonuje szatni, która uważa, że „trener bywa przymulony”. Samuel Szczygielski informował niedawno, że również dyrektorzy widzieliby na ławce trenerskiej Zagłębia Lubin inne nazwiska – Piotr Burlikowski wymarzył sobie Piotra Stokowca, Lubomir Guldan namawia Pavela Stano, a gdzieś między nimi poważnieje kandydatura Marcina Brosza.
Żuraw niespecjalnie sprawdza się w lubińskich warunkach. Diagnozował, że przyczyną nieregularności Zagłębia w minionych sezonach jest niezbyt szczelna i niezbyt zorganizowane defensywa, więc jego zespół jest w tym elemencie trzecią najgorszą drużyną w lidze i aż pięć razy tracił trzy lub więcej goli w pojedynczym meczu. Przekonywał, że jego Zagłębie będzie grać ofensywny i dominujący futbol, a okazuje się, że strzela zaledwie jedną bramkę na spotkanie. Czy którykolwiek zawodnik zaliczył skok pod jego okiem, czy którykolwiek zawodnik wskoczył na wcześniej nieosiągalny dla siebie poziom w jego systemie? Nie, ale wielu zawodzi. Żuraw mówił nam, że w tej pracy „porywa się z motyką na słońce”. Chyba miał rację, bo czas mija, a pomysłu brak, choć jedno trzeba mu oddać – nie mógł przepracować okresu przygotowawczego.
Teoretycznie pierwsza okazja na dłuższe i spokojniejsze popracowanie z zespołem powinna przyjść w zimie. Tylko pytanie, czy Dariusz Żuraw do tej zimy dotrwa i czy w przypadku zwolnienia traktować go jako ofiarę koncepcyjnego burdelu w Zagłębiu Lubin, czy własnej niekompetencji? A może i tego, i tego, jak to już w ekstraklasowej piłce bywa.
CZYTAJ TAKŻE:
- Dariusz Żuraw: Porywam się z motyką na słońce
- Mentalność zawodników została na ósmym miejscu
- Nigdy nie byłem bezczelny. Taki mam charakter i nic na to nie poradzę
Fot. Newspix