Ależ to było żenujące. Wiadomo, że przy golu z akcji odpowiedzialność rozkłada się na kilku piłkarzy, natomiast to, co zrobił przy tym golu Tymoteusz Puchacz. Ręce opadają. Takie zachowanie to skandal i nie ma co bawić się w okrągłe słowa.
Naprawdę, najpierw zerknijcie sobie klatka po klatce, a później w całości.
Akt numer jeden. Puchacz „ratuje” piłkę przed wyjściem na aut i zaczyna kontrę Węgrów.

Później truchtem podbiega do skrzydłowego grającego na jego flance…

… by od razu go odpuścić. A piłka właśnie idzie do tego zawodnika.

Później mamy marszo-bieg w pole karne. I zajęcie pozycji obserwacyjnej do oglądania straty bramki.

Ten gol sprawił, że przegraliśmy z Węgrami. Dwa gole, przy dwóch zamieszany Puchacz. Oj, to nie jest mecz, o którym wychowanek Lecha będzie opowiadał wnukom.