Od najmłodszych lat wolała dres zamiast sukienki. Chłopcy ją obrażali, bo była od nich lepsza. Musiała zapracować na ich szacunek i sprawiała, że męska duma zostaje urażona. Szybko straciła rodziców, ale dzięki temu wykształciła w sobie samodzielność i silny charakter. W pewnym momencie pomyślała, że jest jedyną dziewczyną grającą w piłkę. Dzisiaj jednak to czołowa piłkarka w najwyższej lidze kobiet w Polsce i reprezentantka naszego kraju. Chce być wzorem dla młodszych dziewczyn, dba o rozwój osobisty. Nie boi się powiedzieć, że osoby obrażające piłkarki to zwykłe pachołki. Joanna Wróblewska, zawodniczka Śląska Wrocław. Zapraszamy.
Jak zmienił się kobiecy futbol w realiach reprezentacji na przestrzeni lat? Jak wyglądają transfery za granicę? Jak traktuję się zagadnienia taktyczne? Jak wygląda życie czołowej piłkarki w najlepszej polskiej lidze? Co to znaczy być wzorem dla innych? Co musi zrobić kobieca kadra, żeby w Polsce mówiło się o niej więcej? O tym, a także o wielu innych zagadnieniach poniżej.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Dlaczego piłka nożna?
Myślę, że od samego początku to była po prostu moja pasja. Najwięcej grałam z braćmi, to głównie oni wciągnęli mnie do tego świata. Najpierw kopałam piłkę na podwórku, a potem wracałam do domu i oglądałam mecze. Piłka nożna nigdy mnie nie nudziła i dzięki niej mogłam zapomnieć o wszystkim.
Wyróżniałaś się?
Zawsze wolałam dres i krótkie spodenki nie sukienkę, jeśli o to pytasz. Jestem z rocznika 95′ i w szkole nie miałam dziewczyn, które potrafiły kopnąć piłkę. Z chłopakami… Cóż, było różnie. Na poziomie szkolnym wyróżniałam się na pewno. Pani od wf-u wysyłała mnie do chłopców. Na podwórku było podobnie i to ja wybierałam kolegów do składu, nie oni mnie. A jak mieli wybrać, to byłam pierwsza. Pamiętam, jak graliśmy turnieje dzikich drużyn. Dobrze się tam pokazywałam i pewnego razu trener MKS-u Ciechanów wziął do klubu chłopca z naszej drużyny. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że jako kobieta pogram co najwyżej na podwórku. Drużyn kobiecych nie było.
W końcu nastąpił taki moment, kiedy trener Paweł Mazurkiewicz, ważna dla mnie postać, zaprosił mnie na treningi chłopców do drużyny szkolnej z rocznika 94′. Na początku dawał mi szanse z ławki, a później dostawałam szanse od pierwszych minut. Później przeszłam do swojego rocznika do MKS-u Ciechanów i do tego powstał pomysł, żeby zrobić drużynę dla kobiet, z czego oczywiście skorzystałam.
Czułaś inne traktowanie ze strony chłopców?
Kiedy byłam za dobra, dostawałam z ich strony różne docinki. Nazwę to zbędnymi komentarzami. One były niemiłe, mówiłam o tym rodzinie, która mi tłumaczyła, żebym się nie przejmowała. Ale wiadomo jak jest, kiedy jesteś dzieckiem. Nie było mi łatwo, choć miałam satysfakcję, kiedy takim osobom zakładałam potem kanał na treningu. Męska duma zostawała urażona. Tak samo, gdy na wślizgu odbierałam komuś piłkę. W końcu chłopcy zrozumieli, że dużo im daję w kontekście gry i wyników, więc zaczęli mnie akceptować. To było miłe. To też był dla mnie sygnał, że w świecie futbolu mogę się odnaleźć.
Mówiąc krótko, musiałaś zdobyć szacunek na dzielni.
Dokładnie. Najpierw deprecjonowali moją osobę, żeby z czasem nie mieć już problemu, że gram lepiej od nich. To był proces.
Taki miałaś plan we wczesnych latach? Grać w piłkę zawodowo?
Wcześniej, powiedzmy 15 lat temu, nawet nie miałam pojęcia o kobiecych drużynach. Nie wiedziałam, że w ogóle istnieją i mówię tu nawet o reprezentacji. Czasami odnosiłam wrażenie, że jestem jedyną kobietą grającą w piłkę na świecie (śmiech). Potem byłam powoływana do kadr wojewódzkich, ale bardzo od tego uciekałam, bo trzeba było jeździć daleko od domu. Nie byłam tak otwarta do ludzi jak teraz. W 2011 roku zadzwonił do mnie trener Kowalski, chciał mnie do klubu z Wrocławia. Pojawiła się też propozycja z Piaseczna, gdzie miałam bliżej, ale wybrałam Wrocław. Dopiero tam zaczęłam wchodzić w świat profesjonalnej piłki.
Czy mamy się czuć winni, że nie interesujemy się kobiecą piłką?
Kiedyś piłka kobieca nie była w ogóle promowana. Dzisiaj sama pewnie widzisz, jak choćby naTwitterze sprzedaje się wydarzenia związane z reprezentacją Polski.
W seniorskiej kadrze debiutowałam w wieku 18 lat, więc widzę progres. Ubrania, sprzęt, siłownie, sztab ludzi… Różnica jest widoczna i dobrze, że jest promowana w mediach. Trudno się dziwić, że piłkarki przy pytaniach o idola z dzieciństwa wskazywały na piłkarzy. Do śledzenia idolek nie było tak dobrych możliwości. W moim przypadku to był Cristiano Ronaldo i Raul. Bardziej zagłębiam się w męski futbol, bo interesuje mnie taktyka czy styl gry konkretnych zawodników. Jeśli chodzi o piłkarki, mam jedynie jakieś wzory do naśladowania: Alex Morgan, Marta czy dziewczyny z naszej reprezentacji. Paulina Dudek czy Ewa Pajor udowadniają, jak można się rozwinąć. Nie mówię, że ja ciężko nie pracowałam, ale w pewnym fragmencie życia obrałam inny kierunek.
Jaki kierunek?
Grałam w czterech klubach: w Ciechanowie, Wrocławiu, Katowicach i teraz znów we Wrocławiu w barwach Śląska. Po okresie w GKS-ie dostałam mnóstwo propozycji, ale stwierdziłam, że wrócę tutaj. Pytasz, jaki to kierunek? Cóż, piłka sprawia mi ogromną radość i chcę reprezentować nasz kraj na mistrzostwach świata, jeśli się tam dostaniemy. Rozwijam się piłkarsko, ale w pewnym momencie mocno postawiłam na naukę. Nigdy nie wiadomo, czy coś nie stanie mi się w przyszłości. W razie czego chcę mieć papier, żeby łatwiej było z pójściem do normalnej pracy. Nie postawiłam wszystkiego na piłkę. Na razie nauka jest na drugim planie, a do kiedy tak będzie – nie wiem.
Ważne, że masz plan B.
Dokładnie. Pojawiają mi się też myśli, żeby spróbować wyjazdu za granicę. To dla mnie bardziej realna opcja niż kilka lat temu. Ale jeszcze zobaczymy, co los mi napisze w czerwcu już po sezonie.
Jak wyglądają takie transfery w kobiecej piłce na najwyższym poziomie? Trenerzy polecają kogoś między sobą czy można już mówić o jakiejś siatce agentów?
Agenci jak najbardziej są. Mam możliwość z takim współpracować, ale uważam, że obecnie go nie potrzebuję. Na przykład Ola Dudziak ze Śląska współpracuje z menadżerem, który ma pełne prawo, żeby znaleźć jej klub, zadbać o jej przyszłość. Myślę, że ktoś taki bywa potrzebny, żeby zawodniczka w nowym miejscu czuła się komfortowo. U mnie to wygląda tak, że ktoś komuś coś powie, zapyta przez osoby trzecie, napisze na Instagramie. Wolę jednak rozmawiać z osobami zaufanymi. Wolę wiedzieć, na czym stoję, a nie wchodzić w nieznane relacje. Klub może być fajny, ale gdyby nastąpiły jakieś problemy, mogłoby się okazać, że zostanę z tym sama za granicą.
Za granicą pewnie kuszą większymi pieniędzmi.
Tak, piłkarki grające w dobrych klubach nie muszą się o nic martwić. Ale w Polsce zarobki też poszły bardzo do przodu. Jeszcze kilka lat temu w AZS-ie Wrocław dostawałyśmy 50 zł za wyjście w pierwszym składzie i 50 zł za wygrany mecz. Jeśli przegrało się wszystko, w ciągu miesiąca można było uzbierać co najwyżej 150-200 zł. Z tego nie dało się wyżyć. Teraz Śląsk stworzył nam takie warunki, że każda piłkarka może czuć się pewnie. Nie są to pieniądze do odłożenia na przyszłość, żeby w ciągu kilku lat np. kupić sobie mieszkanie, ale na pewno są to warunki dużo lepsze niż kiedyś. Dodatkowo każda z nas ma zapewnione mieszkanie czy jedzenie przed meczami i po nich. Śląsk nie ma jeszcze, co prawda, takich predyspozycji finansowych jak Górnik Łęczna czy Czarni Sosnowiec. Ale to też wiąże się z wynikami i mistrzostwami Polski.
Wierzę, że jeśli na przestrzeni 2-3 lat pójdziemy w górę, to znajdą się sponsorzy, którzy w nas zainwestują. Gdyby teraz każda piłkarka dostawała np. po 10 tys. zł, nie musiałybyśmy robić nic dodatkowego. Mogłybyśmy poświęcić swój codzienny czas wyłącznie piłce. Istnieje też oczywiście druga strona medalu. W zespole są bardzo młode osoby i to takie, które się jeszcze uczą. Pytanie, czy dla takiej piłkarki kontrakt w wysokości 10 tys. zł będzie czymś dobrym?
Futbol kobiet w stanie zagrożenia – alarmuje FIFPro
Przy nastoletnich zawodniczkach to jest większe ryzyko.
To może zniszczyć im głowę, mentalność, podejście do życia. A trzeba znać wartość pieniądza, trzeba go szanować. Nie jest sztuką dostać 10 tysięcy i 9 wydać na głupoty. Sztuką jest to zarobić i mądrze zainwestować choćby w siebie. Wychodzę z założenia, że zawsze trzeba myśleć o swoim rozwoju.
No właśnie, mówiłaś wcześniej o nauce.
Aktualnie jestem na ostatnim roku magisterki AWF-u w Katowicach. Zarządzanie sportem i turystyką, kierunek menadżera. Mam nadzieję, że obronię się w czerwcu albo we wrześniu. Po tym okresie albo zainwestuję w siebie pod względem stricte piłkarskim albo zrobię kolejne kursy. Na chwilę obecną myślę tylko o studiach i sezonie.
Będąc w swoim wieku, możesz jeszcze podwyższać swój sufit?
W kobiecej piłce to zależy od ligi, w jakiej gramy. W zagranicznych ligach są osoby, które mają po 30 kilka lat, choć oczywiście najbardziej inwestuje się w młode zawodniczki. W polskiej Ekstralidze wiek nie ma takiego znaczenia, więcej znaczą umiejętności. W Śląsku kadrę buduje się na młodych, ale takie osoby jak ja, bardziej doświadczone, też są potrzebne. Uważam, że mogę jeszcze coś z siebie wykrzesać. Poprawiać można się całe życie.
W Polsce w wieku 29-30 lat kobiety powoli kończą już karierę. Znacznie starszych zawodniczek jest tylko kilka. Wiek oczywiście nie jest jakąś wielką przeszkodą, bo chodzi tutaj o to, że kobiety po prostu zaczynają już myśleć o założeniu rodziny. Potem grają w niższych ligach bardziej dla rozrywki.
Chęć budowania kariery zmusza do odkładania myśli o rodzinie.
Zdecydowanie. To dziewięć miesięcy ciąży, a potem okres wychowania dziecka we wczesnej fazie, czyli sporo w kontekście przerwy w karierze. Oczywiście nie jest tak, że o tym nie myślimy i nie chcemy mieć rodzin. Dopóki mamy pasję i chęć rozwoju w piłce, kładziemy nacisk właśnie na to. Nikt sobie nie pozwoli, żeby w wieku 22-23 lat założyć rodzinę, a potem wrócić do grania jakby nigdy nic. Mentalność się zmienia. Moim zdaniem nie da się wtedy zawiesić poprzeczki samej sobie tak wysoko jak przed ciążą.
To samo z długimi pauzami z powodu kontuzji, które my przeżywamy trochę inaczej niż mężczyźni. Bardzo mało piłkarek zdaje sobie sprawę, że tutaj trzeba wszystko postawić na jedną kartę, żeby te kontuzje się nie odnawiały. Ktoś leczy uraz, bo leczy, a potem wraca z myślą, że jest okej. Wiedza o ciele jest istotna, bo jesteśmy inaczej zbudowane. Diety też są ważne.
Myślisz, że w ciągu kilku następnych lat piłka kobieca ma szansę być bardziej doceniana? Mężczyźni często ją bagatelizują.
Wiele dałby awans reprezentacji na wielki turniej. Wtedy społeczeństwo dostałoby sygnał, że jesteśmy, że potrafimy zrobić coś fajnego, że możemy grać o pełną pulę z najlepszymi na świecie. Wtedy piłka kobieca w Polsce zyskałaby na popularności i, co za tym idzie, dostałaby większe wsparcie.
Jak oceniasz szanse reprezentacji Polski na awans?
Jeśli za miesiąc wywalczymy trzy punkty w meczu z Belgijkami i pokonamy Kosowo, to kwestia awansu pozostanie sprawą otwartą. Należy jednak podkreślić, że na mistrzostwa świata awansować jest bardzo trudno. Bezpośrednio z grupy wychodzi tylko jedna drużyna. Druga, jeśli dostanie się do baraży, musi w nich pokonać dwie inne reprezentacje. Droga jest długa, ale nic nie jest niemożliwe. Na ten moment nie skupiamy się jednak na tym, ale na najbliższym meczu.
To pokazał przykład AMP Futbolu. Sukces dał im większą rozpoznawalność, dostali dzięki temu kopa.
Jeśli chodzi o AMP Futbol, mieliśmy ostatnio spotkanie z Przemkiem Świerczem [kapitan reprezentacji], który nam opowiedział, jak to wszystko wyglądało od środka. Zaczynali od zera. Od wymieniania się kulami, po używanie własnych ubrań. Oni wyglądali dosłownie jak ludzie zebrani z podwórka. Dzięki charakterowi udało im się wejść na wyższy pułap i coś osiągnąć. Czapki z głów za to, co zrobili na mistrzostwach Europy w Polsce.
Przed naszą rozmową powiedziałaś, że w reprezentacji jest trzy razy szybsze tempo. To robi wrażenie, kiedy spotykasz takie zawodniczki jak Ewa Pajor?
Wiadomo, że one grają trochę szybciej, bo też tego wymaga od nich liga, w której na co dzień grają. Ale dzięki temu na treningach w kadrze i ja mogę wskoczyć na wyższy poziom. Nie czuję się jednak gorsza, bo ktoś gra w PSG czy Wolfsburgu, a ja w Ekstralidze. Tempo w Ekstralidze jest wolniejsze, masz czas na przemyślenie następnego zagrania. Na kadrze kilka sekund przed otrzymaniem piłki w środku pola muszę wiedzieć, co z nią zrobię. Mam wzory, którymi mogę się sugerować.
Co ważne, kiedy wracam do Śląska, dziewczyny patrzą na mnie, żeby wyciągnąć coś z mojej gry. Śledzą, co jem, co piję, jak się zachowuję przed i po treningu. W klubie mam na sobie dużą presję. Gdybym była gruba i biegała taka po boisku, to jaki byłby ze mnie wzór? Teraz jest taka kibicka, która stara się jeździć na wszystkie mecze Ekstraligi. Jest zajarana kobiecą piłką i jakby zobaczyła którąś z nas z kebabem po meczu, to jakby zareagowała? To nie jest dobra droga. Na reprezentacji jesteśmy jeszcze mocniej obserwowane, patrzą na nas skauci, jest większa oglądalność. Musimy mieć tego świadomość.
“W reprezentacjach piłkarki powinny zarabiać tyle samo, co mężczyźni”
Jesteś już na takim pułapie, że brak powołania by cię zawiódł?
Regularnie jeżdżę na kadrę od roku. Znam swoje miejsce w szeregu i na to powołanie zawsze ciężko pracuję pomiędzy zgrupowaniami. O pierwszy skład trudno jest powalczyć, a na pewno mogę powiedzieć, że jestem gotowa, żeby wchodzić i grać na tym poziomie, co cała reprezentacja. Odpowiadając na twoje pytanie – tak, czułabym rozczarowanie, ale gdyby to się stało, to na pewno pracowałabym jeszcze ciężej, by do tej kadry wrócić.
Coś cię zaskoczyło, kiedy zaczęłaś wchodzić w realia kadry?
Na pewno to, że od pewnego czasu sztab liczy większą liczbę osób. Wiele się zmieniło od mojego debiutu. Wszystko jest nagrywane, kontrolowane, pokazywane. Sztab kadry obecnie liczy siedemnaście osób. Jeśli chodzi o profesjonalizm i opiekę, można mieć skojarzenia z realiami męskiej reprezentacji. Jadąc na zgrupowanie, dzisiaj potrzebuję wziąć ze sobą tylko korki i ochraniacze. Od stóp do głów jesteśmy zagospodarowane. Idziemy na trening, robimy swoją robotę przed i po, i nie musimy martwić się niczym innym.
Rozumiem, że w Ekstralidze też analizujecie się wzajemnie z rywalami.
Kiedy wchodziłam do Ekstraligi, to było takie granie dla grania. Ustawienie 4-4-2, każdy trzymał się swojej pozycji bez żadnej wymiany. Wszystko było z góry ustalone i zwarte. Dzisiaj polska piłka w dużej mierze opiera się na taktyce. My w Śląsku jednego dnia analizujemy przeciwnika, a drugiego swój zespół. Staramy się eliminować własne błędy. Trenerzy nie robią czegoś po łebkach, tylko naprawdę podchodzą do swojej pracy ambitnie. W lidze poziom się przez to wyrównał, nie ma drużyny, która będzie wygrywała z każdym. Teraz przyjeżdża do nas beniaminek i się stawia, gdzie jeszcze jakiś czas temu to byłoby nie do pomyślenia.
Grasz w środku pola. Skupiasz się na skanowaniu przestrzeni?
O skanowaniu dowiedziałam się dopiero sześć lat temu. Wcześniej nie wiedziałam, że da się tak pracować głową. Kiedy trener Bella [dzisiaj drugi trener Miedzi Legnica] przejął AZS Wrocław w kryzysie, dostawałyśmy od niego szereg instrukcji taktycznych wraz z informacjami o skanowaniu przestrzeni i ruchu bez piłki. Nikt mi wcześniej nie zwracał na to uwagi. Teraz mam ten aspekt na dobrym poziomie i coraz więcej obserwuję. Kiedy dostaję piłkę, nie mam problemu z podjęciem decyzji. Kiedyś ta decyzja padała dopiero po przyjęciu, kiedy przeciwnik do mnie doskoczył. Widzę to w swoich analizach, że głowa ciągle mi się rusza na lewo i prawo.
Ruszają cię jeszcze słowa typu “kobieta nie do grania, tylko do garów”?
Myślę, że coraz mniej jest tych komentarzy…
Ale wciąż za dużo. W tym roku robiłem jeden wywiad z piłkarką i przynajmniej połowa z kilkuset komentarzy była tak skrajnym wylewem toksyczności, że aż trzeba było je usuwać.
Wtedy warto sobie zadać pytanie, czy takie osoby są w ogóle warte naszej uwagi. To osoby, które zaśmiecają nasze życie. Taka osoba nie zdaje sobie sprawy, że też musimy się poświęcić, żeby grać na wysokim poziomie. Weźmy przykład piłkarza w wieku 18 lat, który dostaje kontrakt na 10 tysięcy. Wcześniej tata go zawiezie tam i tu, ogółem ktoś taki zazwyczaj może liczyć na mocne wsparcie.
Niewielu zna historie kobiet, to znaczy: przez co one musiały przejść. Ciekawe, czy człowiek piszący bzdury w Internecie nadal byłby takim cwaniakiem, gdyby wiedział o nas więcej. My, jako kobiety, mamy trudniej, żeby coś osiągnąć. Nie wiem, czy to wynika z mentalności, czy męskiego ego. Wiadomo, że fajnie jest mieć kobietę, która pierze, gotuje i tak dalej. Ale mężczyzna też może to robić, a my nie musimy być gorsze, jeśli chcemy wejść na jakiś poziom.
Czasami warto ugryźć się w język, choć nas oczywiście takie komentarze już nie ruszają. Bardziej się z tego śmiejemy. Czasami nawet różne obraźliwe słowa obracamy w żarty między sobą. Wiemy, że są osoby, które nas doceniają. Takimi chcemy się otaczać. W świecie ci ludzie, o których mówimy, to tylko pachołki. Wejdą do Internetu, napiszą coś z nudów i poczują się fajnie. My takimi pachołkami nie musimy się przejmować.
Tak sobie wszystko sumuję na koniec i myślę, że idealnie nadajesz się do roli lidera.
Tak, nie mam z tym problemu. Życie tak mnie ukształtowało i to głównie dlatego, że od najmłodszych lat musiałam radzić sobie sama. Bardzo wcześnie straciłam rodziców. Po przeprowadzce do Wrocławia byłam zdana na siebie. Nauczyłam się żyć z własnymi decyzjami, opiniami innych ludzi i tak dalej. Miałam oczywiście osoby do pomocy, ale nie nadużywałam jej. Tak więc koszulki lidera się nie boję. To, co trzeba, biorę na klatę.
Biorąc pod uwagę to, co spotkało cię w dzieciństwie, nie wyobrażam sobie rzeczy, która mogłaby cię złamać.
To byłoby trudne zadanie. Odpukać, ale musiałoby znów chodzić o rodzinę. Natomiast jeśli chodzi o negatywne komentarze innych ludzi czy jakieś opinie z przeszłości – nie robi to na mnie wrażenia. Wiem, jaką jestem osobą i odpowiedni ludzie mnie znają. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym upadła na kolana. Mam silny charakter.
CZYTAJ TAKŻE:
- „Kobiecej piłki w Polsce nie traktuje się do końca poważnie. Anglia to inna bajka”
- Ku przestrodze! Jakich błędów „farbowanych lisów” powinien uniknąć Matty Cash?
- Na granicy futbolu: piłkarze-żołnierze
Fot. Newspix