Nowi piłkarze Piasta Gliwice najczęściej potrzebują sporo czasu, żeby zaadaptować się do wymagań i metod treningowych Waldemara Fornalika. Damian Kądzior na tym tle jest pozytywnym wyjątkiem, choć tak po prawdzie – należało się tego spodziewać.
Joel Valencia, Jorge Felix, Piotr Parzyszek, Mikkel Kirkeskov, Frantisek Plach, Sebastian Milewski, Tomas Huk, Jakub Holubek i tak moglibyśmy jeszcze wymieniać. Każdy z tych piłkarzy musiał przez przynajmniej kilka miesięcy wdrażać się w tryby fornalikowej maszyny. Niektórzy głównie poprzez oczekiwanie na ławce, inni zaś grali więcej i na początku raczej zawodzili. Dopiero potem nadchodził ich czas, czyli miejsce w pierwszym składzie i postawa na miarę oczekiwań.
Oczywiście po drodze zdarzały się odstępstwa od reguły. Jakub Świerczok przychodził na Okrzei jako potencjalny kozak i bardzo szybko nim został. Jego wyjściowo zahamowały problemy zdrowotne, ale gdy je przezwyciężył, praktycznie z miejsca stał się ofensywnym liderem zespołu i był nim do samego końca.
Kądzior to podobna historia. Od początku był wiadomo, że to zbyt dobry zawodnik, by w jego przypadku zakładać jakieś półroczne okresy przejściowe. Wszystko sprowadzało się do tego, żeby odzyskał pełnię fizycznej dyspozycji i rytm meczowy. O resztę raczej można było być spokojnym.
Mówimy bowiem o pomocniku, który sezon po sezonie miał świetne liczby w wielu miejscach.
- 14 goli i 15 asyst w I lidze w Wigrach Suwałki (2016/17)
- 9 goli i 6 asyst w Ekstraklasie w Górniku Zabrze (2017/18)
- 6 goli i 11 asyst w lidze chorwackiej w Dinamie Zagrzeb (2018/19)
- 10 goli i 10 asyst w drugim sezonie w lidze chorwackiej (2019/20)
Jedynym minusem pobytu Kądziora w Dinamie był fakt, że na najważniejsze mecze w europejskich pucharach często lądował poza wyjściowym składem i musiał liczyć na szansę jako rezerwowy. W końcu jednak i tak co nieco posmakował międzynarodowej rywalizacji na najwyższym poziomie. Dwa razy zagrał w fazie grupowej Ligi Mistrzów i nawet zaliczył asystę z Manchesterem City.
Do Eibaru odchodził jako piłkarz, któremu niemal nieustannie żre od czterech lat. Pobyt w Hiszpanii okazał się jednak nieudany. Po fakcie sam zainteresowany przyznawał, że uległ magii La Liga, mimo że bardziej niż trener Mendilibar chcieli go dyrektorzy klubu. Styl preferowany przez Mendilibara nie pasował do charakterystyki Kądziora, więc ten grał niewiele. Jedyne miłe wspomnienie z hiszpańskiej elity to występ od początku przeciwko Barcelonie na Camp Nou.
Nie do końca wypaliło także wypożyczenie do tureckiego Alanyasporu. Polak grał regularnie, tyle że przeważnie jako zmiennik, a nie o to chodziło. Trudno mówić o straconym sezonie, gdy koniec końców rozegrało się w nim na wszystkich frontach blisko tysiąc minut, ale w porównaniu do poprzednich lat, mowa o sporym zjeździe.
Odbiło się to także na sytuacji w reprezentacji. Kądzior przez ponad dwa lata – od września 2018 do października 2020 – przeważnie był do niej powoływany. Na boisku pojawiał się dość rzadko (sześć meczów, jeden gol), ale wiadomo: na brak konkurencji nie mógł narzekać. Zawirowania w Eibarze sprawiły, że pod koniec ubiegłego roku wypadł z obiegu. Do Piasta poszedł również po to, żeby wrócić na reprezentacyjny tor.
Piast Gliwice – Warta Poznań: udany powrót Kądziora do Ekstraklasy
I trzeba przyznać, że zaczyna to wyglądać obiecująco. Kądzior do 6. kolejki wchodził z ławki, a i tak zdążył wypracować dwa gole. Od spotkania z Zagłębiem Lubin jest już piłkarzem podstawowego składu i dokłada kolejne liczby. Pokonywał bramkarzy Cracovii i Jagiellonii oraz zaliczał asysty z Górnikiem Łęczna i Legią Warszawa. Jest ofensywnym liderem gliwiczan i „pierwszym wszystko” przy stałych fragmentach. Na tę chwilę obie strony mogą być zadowolone z tej współpracy i może dobrze się stało, że wychowanek „Jagi” nie przeszedł do Lecha Poznań, skoro Maciej Skorża chciał skrzydłowego o innej charakterystyce.
Dziś Kądzior i koledzy mają dużą szansę, żeby poprawić dorobek punktowy drużyny i swój własny. Do Gliwic przyjeżdża Warta Poznań, która w ostatnich dziesięciu kolejkach nie wygrała ani razu i strzeliła w tym czasie jednego gola. Strzelecka niemoc „Zielonych” to już ponad 670 minut. Posadą zapłacił za to trener Piotr Tworek, choć trudno było widzieć w nim pierwszego winnego, o czym kilka razy pisaliśmy. Warta zwyczajnie nie za bardzo ma z czego rzeźbić i nowa miotła niekoniecznie wiele tu zmieni. Z Piastem na dodatek mogą być także problemy w obronie. W obliczu licznych absencji duet stoperów mają tworzyć dopiero co sprowadzony po straconym lecie Dawid Szymonowicz i nominalny pomocnik Mateusz Kupczak.
Nie znaczy to, że Piast powinien się nastawić na spacerek. Warta mimo wszystko pozostaje rywalem dość nieprzyjemnym, który rzadko traci więcej niż dwa gole. W tym sezonie tylko z Rakowem na wyjeździe ubiegłoroczny beniaminek faktycznie nie miał nic do powiedzenia, a porażka 0:3 w pełni oddawała przebieg boiskowych wydarzeń. Piłkarze Fornalika z rolą faworyta nie czują się zbyt dobrze, co pokazali niedawno w Łęcznej, gdzie cudem nie przegrali po paradach Placha. Jeśli jednak chcą walczyć o coś więcej niż środek tabeli, to sprawa jest prosta: takie mecze jak z Wartą muszą wygrywać.
Piast Gliwice – Warta Poznań: typy redakcji Weszło
Przemysław Michalak: – Warta kiedyś musi się przełamać w ofensywie, ale mecz z Piastem to chyba nie będzie najlepszy moment, bo do gry ma wrócić Jakub Czerwiński. Stawiam więc, że Piast wygra do zera po kursie 2.55 w Fuksiarz.pl.
CZYTAJ TAKŻE:
- Damian Kądzior: W Eibarze bardziej chciał mnie zarząd niż trener. Lekcja na przyszłość [WYWIAD]
- Damian Kądzior: Jestem w szoku, że można działać tak konkretnie, jak Piast [WYWIAD]
- Popłynął z Wartą. Jak rozpatrywać zwolnienie Piotra Tworka?
- Dawid Szymonowicz: Miałem do wyboru: siedzieć na dupie do stycznia lub pomóc Warcie [WYWIAD]
Piast Gliwice – Warta Poznań: przewidywane składy
Fot. Newspix