Dlaczego obronie Jagiellonii Białystok brakuje stabilności? Jaka jest największa trudność w przejściu z gry czwórką z tyłu na trójkę? Dlaczego polskie kluby mają problem z grą co trzy dni? Jak załatwił zakaz transferowy dla Ankaragucu? Na te i na inne pytania odpowiedział Michał Pazdan w Weszłopolskich na Kanale Sportowym. Zapraszamy do wersji tekstowej tej rozmowy.
Jak zdrowie?
Już w meczu z Pogonią miałem drobne problemy. Dostałem zastrzyk, wytrzymałem nieco ponad godzinę, ale musiałem zejść z boiska i trochę odczekać. Człowiek jest, jaki jest, trochę za szybko chciałem wrócić do rytmu treningowego. Z Piastem nie zagrałem. Zobaczymy, czy będę gotowy na Śląsk Wrocław. Ćwiczę, walczę z czasem. Miejmy nadzieję, że będzie okej.
Wróciłeś do Ekstraklasy, wpisując się w trend sporych postaci, obierających kurs powrotny do Polski. Wielu zawodzi, ale ty radzisz sobie naprawdę dobrze.
Nie ukrywam, że jeszcze rok albo dwa chciałem pograć w zagranicznej lidze. Czy w Turcji, czy w jakichś innych rozgrywkach, ale poza Polską. Wewnętrznie czułem, że mnie na to stać, że jeszcze kilkanaście miesięcy mogłem powojować. Czuję się dobrze, jak na swoje lata, bo też już przecież najmłodszy nie jestem, a nie odczuwam trudów metryki. Niby powinienem schodzić z formą w dół, a wcale tak nie jest. Właściwie gdyby nie pojedyncze drobne urazy, to wyglądałoby to jeszcze lepiej, bo akurat wchodziłem w rytm meczowy. Inna sprawa, że to małe urazy, więc nie ma problemu.
Wróciłem do Ekstraklasy – jest podobnie, jak było, kiedy wyjeżdżałem. Nie mam wrażenia, że jest gorzej albo lepiej. Poziom ligi się nie zmienił, a ja jestem bardziej doświadczony, co jeszcze dodatkowo pomaga mi na boisku. Tak już jest, szczególnie w obronie, że wieloletnie ogranie na różnych boiskach i w różnych meczach jest niezbędne do utrzymywania stabilnego poziomu.
W Jagiellonii tworzysz linię obrony z doświadczonymi zawodnikami, z uznani ligowymi nazwiskami, a jednak wygląda to różnie – raz gorzej, raz lepiej.
Jest to jakaś zagwozdka. W niektórych meczach gramy na zero, a w innym, choć wszystko wygląda solidnie w defensywie, kończymy z trzema straconymi bramkami, tak jak teraz z Piastem. Brakuje nam regularności. Zaliczyliśmy dobry początek. Później było gorzej. Wygrywamy z Lechem i z Zagłębiem? Zaraz remisujemy z Radomiakiem i Piastem, przegrywamy z Pogonią. Lepsze passe przeplatają się z gorszymi, gorsze passe przeplatają się z lepszymi. Nie ma stabilności, która cechuje drużyny, walczące w tej lidze o wysokie pozycje. Kluczem do wszystkiego jest zdobywanie punktów w meczach, w których niekoniecznie idzie po naszej myśli.
Z czego wynika ten brak regularności? To jest problem systemowy? Irenuesz Mamrot źle was ustawia w defensywie? W obronie Jagi grają na tyle doświadczeni zawodnicy, że można byłoby spodziewać się, że nie będzie brakować wam koncentracji.
Koncentracja powinna być zawsze, od tego trzeba wychodzić. Na nieregularność naszej postawy w obronie wpływa dużo czynników. Ot, chociażby nasze ustawienie. Teoretycznie powinno być bardziej defensywne, a w praktyce często wychodzi tak, że jest bardziej ofensywne. Niby grasz na pięciu obrońców, a bywa tak, że zostajesz w trójkę. Wiecie, nie jest tak, że założysz sobie coś przed sezonem, że wszystko będzie idealnie wyglądać. Ale to fakt – tworzymy doświadczoną linię obrony i powinniśmy wnosić spokój w grę całego zespołu. Tego czasami brakuje. Zbyt często idziemy na wymianę cisów, zamiast wykorzystać swoją mądrość, bo nią też można zdobywać punkty.
Trudno przystosować się do gry z trójką stoperów, kiedy większość kariery gra się w czwórce z tyłu?
Fajne, ciekawe tematy. Piłkarz musi być zdecydowany na grę trójką z tyłu. Nie może zastanawiać się, że nowe ustawienie, że ojejku: będzie problem, co ja zrobię, gdy nie zawężę, gdy spóźni się wahadło, gdy nagle będę musiał pograć jako lewy obrońca. Nie, to do niczego nie prowadzi. Ty, jako stoper, masz być gotowy do gry w nowym ustawieniu, w innym systemie. Uczyć się, podpatrywać, dopytywać. Cieszy się z tego, że też możesz się czegoś nauczyć. Pozytywne nastawienie, otwartość umysłu – to jest niezwykle istotne w przejściu na ustawienie z trójką z tyłu.
Druga sprawa – ważny jest profil piłkarzy grających na pozycjach pół-lewego albo pół-prawego stopera. Jest on inny niż w przypadku klasycznego środkowego obrońcy w ustawieniu z czwórką z tyłu. Jest więcej biegania. Operujesz wyżej. Ścierasz się też ze skrzydłowymi, gdzie w dwójce masz do walki praktycznie tylko napastnika. To już inny sposób bronienia – musisz pogonić, musisz inaczej się stawić, musisz spodziewać się czegoś innego. Mało? Bywa, że wchodzisz w rolę defensywnego pomocnika, bo przy wyprowadzaniu piłki znajdujesz się wyżej, więc szóstka, schodząca na pół-lewą czy pół-prawą, nie musi tego robić, bo ty zajmujesz się organizacją ataku pozycyjnego od tyłu.
Naprawdę wszystko zależy od profilu obrońcy. Niektórzy mogą grać tylko w środku, a niektórzy mogą wcielić się w pół-lewego czy pół-prawego stopera. To inna gra. Kwestia trenerów, jak to dobierają, jak organizują. Dla mnie to fajne, bo dużo się dzieje. Nie musisz ograniczać swojej aktywności do przyczajenia, do obawy, że wyjdziesz ze strefy i zaraz dostaniesz prostopadłą piłkę za plecy. W czwórce, na najwyższym poziomie, cały czas myślisz o szybkim doskoku do napastnika, ale też o trzymaniu się w półdystansie, żeby nic człowieka nie zaskoczyło. W trójce jesteś zobligowany, żeby wychodzić, żeby coś się działo…
Wydawało nam się, że stoperzy cieszą się, jak niewiele się dzieje!
No tak, ale to tylko wrażenie, bo cały czas musisz być pod prądem, cały czas w pełnym skupieniu. W czwórce jest więcej grania na doświadczeniu. Im więcej meczów rozegranych w tym systemie, tym częściej zdarzają się spotkania, kiedy nawet się nie zmęczysz, jeśli sprawnie czytasz grę i umiejętnie się ustawiasz. W trójce nacechowanej ofensywnie nieźle się nabiegasz. Patrzę czasami w pomeczowe statystyki przebiegniętych kilometrów – bywa, że na środku obrony w trójce przebiegnie się 10,8 kilometrów, a w czwórce wychodziłoby pewnie 9,5 kilometra. To zwykła, błaha statystyka, a prawie 1,5 kilometra więcej.
Michał Pazdan o powrocie do Polski [WYWIAD]
Piękny wykład taktyczny, nawet nie polemizujemy, bo na przykładzie Ankaragucu, twojego byłego klubu, wiemy, że lepiej z tobą nie zadzierać. Załatwiłeś im półtoraroczny zakaz transferowy. Masz teraz przekonanie, że odzyskasz zaległe pieniądze?
Ciekawa sprawa. Ankaragucu zalega mi wypłaty z siedmiu miesięcy. Nie mam problemów do klubu. Super mi się tam grało. Spędziłem dwa dwa i pół roku, to szmat czasu i dużo dobrych wspomnień. Koniec końców jednak rzeczywistość jest prosta: gra się też po to, żeby zarabiać. A od grudnia 2020 roku nie dostawałem pieniędzy na swoje konto. W marcu złożyłem pismo, bo kluby tureckie działają tak: masz ostatnie trzy miesiące do końca kontraktu, nie zapłacimy ci za nie, nie dostaniesz za to pieniędzy. Po prostu, bo wiedzą, że ty i tak nic na tym nie zdziałasz. Nawet, jak rozwiążesz umowę z winy klubu, to oni i tak mogą nie zapłacić. Spędzasz trzy miesiące bez pracodawcy, nic na tym nie zyskujesz. Powstają specyficzne sytuacje, które trzeba rozumieć, działając na tureckim rynku.
Ważne jest, żeby nie podpisywać kontraktów rocznych, tylko dwuletnie, bo masz wtedy większą swobodę działania. W momencie rozwiązania kontraktu z winy klubu, Ankaragucu czy inny tamtejszy klub musi zapłacić ci zaległe pieniądze do końca obowiązywania umowy. Dlatego też oni boją się tych rozwiązań. Do ostatniego momentu starają się płacić pieniądze, ale kiedy już widać koniec, widać rozstanie, nagle znika zadowolenie, znika uśmiech i sytuacja się zmienia. Inna sprawa, że FIFA bardzo chroni praw zawodników w tej kwestii. Wszystko rozgrywa się tylko o długość czekania. Im szybciej, tym lepiej, bo jak to w piłce: są organizacje bardziej stabilne, są organizacje mnie stabilne. Lepiej swoje odzyskać.
Poleciłbyś polskiemu piłkarzowi wyjazd do Turcji? Podobnych historii do twojej jest coraz więcej. Zresztą, możesz sobie w szatni przybić piątkę z Michałem Nalepą.
No tak, ale ja ci płacą dwa-trzy razy więcej, to lepiej poczekać. Wszystkim chłopakom mówię tak samo: można poczekać. Prędzej czy później – pieniądze pojawią się na koncie. W Super Lidze jest wyższy poziom sportowy, wyższa indywidualna jakość zawodników, to silniejsze rozgrywki od Ekstraklasy. Na drugi dzień od meczu zawsze wypłacane są premie, to też jakiś plus. Tam jest bardzo dobrze, z tą jedną wadą – jeśli ktoś jest przyzwyczajony do comiesięcznych wpływów, to musi liczyć się z tym, że tylko kilka klubów płaci na czas, a reszta lubi zwlekać. Jest tak po turecku – trzeba się potargować, trochę aneksów popodpisywać i mieć dobrego prawnika. I będzie dobrze. Życie fajne, liga fajna.
Niedługo będziemy cię mogli tytułować jako pierwszego polskiego piłkarza, który zrujnował zagraniczny klub? Ankaragucu ma zakaz transferowy, a przecież to klub, który potrafił ściągnąć piętnastu zawodników jednego dnia w zimowym okienku transferowym.
Liczę, żeby zapłacili mi nawet tego 29 stycznia i odblokowali sobie zimowe okienko transferowe na ostatnie jego dzień. Nie, śmieję się, taka sama sytuacja zdarza się tam już trzeci czy czwarty raz. Zawsze znajdowało się rozwiązanie. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo. To taki klub, który jeśli chce, to znajdzie pieniądze.
Na koniec – Legia ma problem z łączeniem gry w europejskich pucharach z punktowaniem w Ekstraklasie. Masz w tym doświadczenie. Rywalizując z wielkimi firmami na arenie międzynarodowej, naturalnie trochę lekceważy się mniej ekskluzywne firmy na polskich boiskach?
Jestem w stanie znaleźć podobieństwa. Maksymalnie mobilizujesz się na Real Madryt, na Borussię Dortmund, na Sporting Lizbona w Lidze Mistrzów czy na Napoli w Lidze Europy, a potem, za trzy dni, przychodzi mecz ligowy. I tu w środę grasz z Realem, a w sobotę czy w niedzielę o 15:00 jedziesz kilka godzin na wyjazd w Polskę. Nie ma regeneracji, otoczka wielkiego meczu z ciebie schodzi, zderzasz się z brutalną rzeczywistością. A powinno być tak, że na ten ekstraklasowy mecz motywujesz się dwa czy trzy razy bardziej. Na Ligę Europy i Ligę Mistrzów organizm sam odpowiednio nastawi twój poziom motywacji. Wracając, polskie kluby mają problem z przystosowaniem się do intensywności.
Nie jesteśmy przygotowani na grę co trzy-cztery dni. Chłopaki w większych zagranicznych klubach grają tak non stop – liga, puchar kraju, europejskie puchary, reprezentacja. I jakoś dają radę. U nas są zbyt duże przestoje. Ekstraklasa gra raz na tydzień. Na wiosnę polskie kluby zazwyczaj grają właśnie z taką częstotliwością. Nie ma spotkań w środku tygodnia, choć uważam, że właśnie najlepiej gra się co trzy-cztery dni, bez treningów, bo wchodzisz w rytm intensywności. Łatwiej ci później rywalizować w eliminacjach do europejskich pucharów czy w innych meczach.
Ale też nie jest łatwo, bo polskie zespoły zaczynają walkę w europejskich pucharach od pierwszych rund, od połowy lipca, kiedy zespół nie jest jeszcze optymalnie przygotowany. To jest bardzo złożony temat, ale faktycznie widać analogie i połączenia między tymi wszystkimi historiami polskich klubów z ostatnich lat.
CZYTAJ TAKŻE:
- XI dekady Jagiellonii Białystok
- Pirania z Nowej Huty. Opowieść o Michale Pazdanie | KOPALNIA TALENTÓW
- Szumne powroty? Póki co z dużej chmury mały deszcz
- Nalepa: W Turcji potraktowano mnie jak śmiecia
ROZMAWIALI WESZŁOPOLSCY
Fot. Newspix