Josue ma dwa oblicza. W gorszych momentach bywa irytująco nonszalanckim człapakiem z nadwagą, z nieuzasadnionymi pretensjami do całego świata i wstrętem do brania udziału w grze defensywnej. Ale w lepszych przepoczwarza się w pana piłkarza, rozdającego ciasteczka na prawo i lewo, mądrzejszego i kreatywniejszego niż reszta boiskowej bandy, w gościa, który nie musi wstydzić się na salonach. Najtrafniej dwoistość jego piłkarskiego profilu określił Dariusz Mioduski – gdyby szybko biegał i zawsze grał na miarę swojego potencjału, byłby wart kilkanaście milionów. Ale nie biega i nie gra, z tym trzeba się pogodzić. Spróbujmy więc osądzić pierwsze miesiące Portugalczyka przy Łazienkowskiej.
Czasami wydaje nam się, że w przypadku 31-letniego pomocnika Legii mamy do czynienia z krótką piłką: albo kupujesz go od razu, albo nie będziesz mógł się do niego przekonać. Ten typ tak ma. Pamiętamy jego pierwsze podrygi w Ekstraklasie. W ligowym debiucie z Wisłą Płock widać było, że to materiał na grubego gracza i wcale nie sugerowaliśmy się kilkoma nadprogramowymi kilogramami, które nosił po murawie. „Lubi piłkę, a piłka lubi jego”, pisaliśmy. Przerzuty mierzone na milimetr, kierunkowe przyjęcia, prostopadłe podania, uwolnienia. Zachowując odpowiednie proporcje i zdrowy rozsądek, trochę przypominał Vadisa Odjidję-Ofoe. W każdym kontakcie z piłką robił wrażenie.
Inna sprawa, że łatwo popaść w hiper-entuzjazm, a to była za krótka próba talentu. No więc, co zrobił Josue? W drugim ekstraklasowym meczu wjechał łokciem w Dawida Abramowicza, wyleciał z boiska z czerwoną kartką, dostał od nas kompromitującą notę 1 i został zdyskwalifikowany na trzy mecze. Najlepsza wersja tego piłkarza i najgorsza wersja tego piłkarza w zaledwie tygodniowym odstępie.
W międzyczasie nawinęły się jeszcze kluczowe mecze eliminacji do europejskich pucharów. W spotkaniu z Dinamem Zagrzeb w Warszawie i dwumeczu ze Slavią Praga mogliśmy oglądać mniej sinusoidalne, mniej skrajne oblicze Josue, ale przy tym dokładnie takie, jakie można było mu wywróżyć po popisach z Wisłą Płock i z Radomiakiem. Z Dinamem zaliczył świetne wejście. Był bliski gola i wcale niedaleki asysty. W mig przejął stery i kontrolę w środku pola. Problem w tym, że zryw trwał kwadrans. Potem zgasł, zaczął irytować ślamazarnymi rozwiązywaniami kolejnych akcji, opartymi głównie na przerzutach, które były tak dokładne, jak zwyczajnie przewidywalne.
Ze Slavią również nie chciał wpisać się w prostą kategoryzację. W Pradze wydatnie przyczynił się do zneutralizowania atutów mistrza Czech, ale już przy Łazienkowskiej nie dał żadnych konkretów, zbierał cięgi od Artura Boruca za opieszałość w powrotach do defensywy, a na domiar złego blokował powietrze przy bramce Ubonga Ekpaia.
Trzy dotychczasowe mecze Legii w Lidze Europy też nie pozwalają nam ujednolicić opinii na jego temat. Rzut oka na noty i recenzje jego gry w poszczególnych spotkaniach.
Rywal: Spartak Moskwa, nota: 5
Fajnie określił go Dariusz Mioduski – gdyby szybko biegał, byłby wart kilkanaście milionów. Ale nie biegał, nie biega i nie będzie biegać. Josue trochę pomachał rękoma na kolegów, kilka razy mądrze przetrzymał piłkę, kilka razy umiejętnie pokierował grą, kilka razy cwaniacko zdobył pole, kilka razy porozrzucał futbolówkę z prawej do lewej i z lewej do prawej, ale no… też trochę irytował. Zziajany po dwóch kwadransach gry. Ślamazarny w ruchach, ślimaczo wracający do obrony. W wielu momentach meczu był wszędzie i nigdzie. Niby był głównym kreatorem gry, a najlepsze akcje Legii przechodziły obok niego, poza nim.
Rywal: Leicester, nota: 7
W pierwszej połowie bezapelacyjnie pan piłkarz. Gdyby wstawić takiego Josue do obecnego środka pola Barcelony na mecz ligowy z Granadą, byłby to zawodnik na pewno pożyteczny. Oczywiście pewnie tylko przez 45 minut, jednak takie ciasteczka, jakie Portugalczyk dawał swoim kolegom, musiały robić wrażenie. To on asystował przy bramce Emreliego, zagrywając prostopadłe podanie z pierwszej piłki. Miałby też asystę drugiego stopnia, gdyby wcześniej napastnik Legii wykorzystał lepszą okazję. Większość działań, jakie podejmował Josue, coś zespołowi dawała. Przytomne przerzuty, fajne podania zewniakiem, zdobywanie wolnych przestrzeni, inteligencja w grze, luz z piłką przy nodze. Gdyby to był 21-letni Polak, angielscy skauci na stadionie mieliby już to nazwisko w notesie.
Rywal: Napoli, nota: 3
W kilku pierwszych minutach potrafił się utrzymać przy piłce. Przed przerwą nieźle rozrzucał grę. Jednocześnie notował mnóstwo nonszalanckich, niewypieszczonych i nieprzemyślanych podań. Chwilami zdecydowanie za długo holował piłkę. W 17. minucie skończyło się to groźną stratą na kontrę. No właśnie, straty. Gdy Portugalczyk tracił piłkę, często dalej człapał i nie ruszał do odbioru, zostawiając tę robotę innym. Gdyby chociaż rekompensował to „ciasteczkami” posyłanymi do kolegów… Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Kulminacją jego lekceważącej postawy było kuriozalne zachowanie w doliczonym czasie. Niby już przejął futbolówkę od Elmasa, ale leniwie się z nią zabierał, od razu został naciśnięty i Napoli po łatwym przechwycie po chwili fetowało trzeciego gola. Niesamowicie irytujący zawodnik.
Jego statystyki na europejskich boiskach też wyglądają, jakby były szyte idealnie pod jego miarę:
- 69.3 – średnia liczba kontaktów z piłką na mecz,
- 6.3 – średnia liczba wygranych pojedynków na ziemi na mecz,
- 1.3 – średnia liczba kluczowych podań na mecz,
- 17 – średnia liczba strat na mecz.
Cały Josue. W Ekstraklasie, jak w przypadku całej Legii, oglądamy jego gorsze „ja”. Noty z ostatnich czterech występów:
- Górnik Łęczna – 3,
- Raków Częstochowa – 6,
- Lechia Gdańsk – 3,
- Lech Poznań – 5.
Z Rakowem zaliczył asystę przy golu Igora Charatina, z Lechem pięknie przymierzył z rzutu wolnego, ale piłka po jego strzale wylądowała na poprzeczce, krótszymi lub dłuższymi momentami nie maskował swojej piłkarskiej jakości. No ale dalej zastanawiamy się, jak daleko mu jeszcze do optymalnej formy. Na pewno brakuje mu liczb. Bilans piętnastu meczów, zero goli i dwóch asyst brzmi nieprzekonująco. Tym bardziej, że Josue z przeszłości prawie zawsze balansował miedzy dziesięcioma a dwudziestoma wpisami do klasyfikacji kanadyjskich w kolejnych klubach:
2012/13 (Pacos de Ferreira): 32 mecze, 4 gole, 3 asysty,
2013/14 (FC Porto): 35 meczów, 5 goli, 10 asyst,
2014/15 (Bursaspor): 39 meczów, 9 goli, 7 asyst,
2015/16 (Bursaspor/Braga): 39 meczów, 5 goli, 6 asyst,
2016/17 (Galatasaray): 33 mecze, 4 gole, 6 asyst,
2017/18 (Osmanlispor): 10 meczów, 3 asysty,
2018/19 (Belediyespor): 29 meczów, 4 gole, 4 asysty,
2019/20 (Hapoel Beer Szewa): 32 mecze, 6 goli, 6 asyst,
2020/21 (Hapoel Beer Szewa): 34 mecze, 13 goli, 6 asyst.
Jeszcze jakiś czas temu Portugalczyk mógł wymawiać się koniecznością zrzucenia paru kilogramów, wkupienia się w zespół i odnalezienia własnego rytmu. Tylko, że dochodzi koniec października, zbliża się listopad, Josue do Legii przychodził na początku lipca, a już we wrześniu Czesław Michniewicz zapewniał, że jego portugalski podopieczny jest niedaleki powrotu do optymalnej formy fizycznej.
– Josue zyskuje coraz lepszą sylwetkę. On też ma coraz więcej sił, jego problemem było to, że przyjechał do nas już jak sezon się rozpoczął i nie trenował z drużyną w okresie przed początkiem rozgrywek tyle ile trzeba.
Sam zainteresowany też nie narzeka ani na Legię, ani na Warszawę.
– Mam trudną osobowość, wiem to, lecz teraz jestem szczęśliwy – to najważniejsze. Każdy mnie szanuje i ja szanuję innych. Czasem, kiedy gram, emocje są zbyt mocne, by pomyśleć czy coś zrobić tak albo czegoś nie robić. Ale, ostatecznie, jestem szczęśliwy. Nie jestem łatwym gościem na boisku, w meczu, treningu, ale poza murawą jestem innym człowiekiem. Kiedy wchodzę na boisko, nie dbam o to, przeciwko komu gram. Nawet jeśli rywalizuję z Andre Martinsem, będę z nim walczyć. Ja chcę wygrać i on chce wygrać. Taki już jestem, zawsze chcę wygrywać – mówił niedawno.
Jaka jest więc prawda o Josue? Drugim Vadisem Odjidją-Ofoe prawie na pewno nie zostanie. Raz, że to inna, mniej dynamiczna i przebojowa, charakterystyka gry. Dwa, że Vadis, już na przełomie września i października, rozgrywał świetne mecze na tle dużo silniejszych przeciwników w Lidze Mistrzów i ciągnął Legię za uszy w Ekstraklasie. Trzy, że szukanie takich porównań i analogii nie ma po prostu większego sensu i może być tylko krzywdzące.
Bo Josue jest specyficzny, nie lubi biegać i harować, pewnie do końca świata będzie już zagrywał te swoje piękne technicznie i niezbyt pożyteczne crossy, pewnie koledzy z drużyny naoglądają się jego machania łapami, bo nie da się tego wyplenić, ale przecież zarazem nie można powiedzieć, że Portugalczyk zawodzi. Nie, wprost przeciwnie, w jednej trzeciej dotychczasowych występów wypadł dobrze albo bardzo dobrze, w jednej trzeciej sprawiał ambiwalentne wrażenie, w jednej trzeciej irytował i frustrował.
I nie ma w tym nic złego. Takich piłkarzy też potrzebuje Legia, też potrzebuje Ekstraklasa.
Czytaj także:
- Weszło z Neapolu: gdzie ta magia pucharów?
- Złote czasy Vadisa
- Tylko Miszta i Nawrocki na plusie. Oceny dla piłkarzy Legii po meczu z Napoli
Fot. Newspix