Vadis Odjidja-Ofoe był na polskie warunki piłkarzem-zjawiskiem. Dwukrotny reprezentant Belgii z ponad dwustoma występami w Jupiler Lidze, z epizodami w Bundeslidze i w Premier League, przyjeżdżający do Polski z Anglii z wyraźną nadwagą, ale też z realną obietnicą imponującej jakości. Kiedy zgubił zbędne kilogramy i rozpędził się na dobre, zatrzymać potrafił go już tylko Jacek Góralski i to tylko w jednym meczu. Odjidja-Ofoe błyszczał w Ekstraklasie, błyszczał w Lidze Mistrzów, kupił wszystkich w Warszawie i po roku opuścił Legię. Zostały wspomnienia.

„Wiedzieliśmy, co potrafi, co umie, więc od początku uważaliśmy, że to będzie kozak”
„Szczerze mówiąc: nie widziałem zbyt wielkiej różnicy między nim a piłkarzami Realu, BVB czy Sportingu”
„Pamiętam taki moment, kiedy szło mu fantastycznie, był jak natchniony i chciał wszystko. Grać od deski do deski, strzelać i asystować w każdym meczu. Kiedy cokolwiek mu nie wychodziło, najpierw był zły, wściekły i obrażony, a potem robił wielkie rzeczy w kolejnym spotkaniu”
Bogusław Leśnodorski, Jakub Czerwiński i Michał Kopczyński wspominają złote czasy belgijskiego pomocnika i kapitana Gentu w Legii.
BOGUSŁAW LEŚNODORSKI (były prezes Legii)
Mam taką teorię, że nie byłoby Vadisa w Warszawie, gdyby nie obecność Besnika Hasiego na ławce trenerskiej Legii.
Nieprawda.
Weryfikujmy.
Michał Żewłakow był doskonale obeznany na belgijskim rynku. Nie mam przekonania, że to było mniej znaczące niż osoba trenera Hasiego. Ba, uważam, że doszłoby do tego transferu również w sytuacji, kiedy Legię akurat prowadziłby ktoś inny.
Czyli zdecydowały znajomości Michała Żewłakowa.
Nie, obserwowaliśmy wielu piłkarzy, a Vadisa udało się ściągnąć, bo zapoznał się z sytuacją klubu, uwierzył w nasz projekt i przyjął zaproponowane przez nas warunki. O takim transferze nie decyduje jedna rzecz, jeden powód. Jest cała masa mniejszych lub większych części składowych.
Ściągnięcie gracza takiego kalibru wymaga trafienia w odpowiedni moment. Vadis Odjidja-Ofoe musiał przede wszystkim zrezygnować z angielskich wypłat na rzecz skromniejszych polskich możliwości.
W jego przypadku doszły jeszcze kwestie kontuzji, problemów zdrowotnych, własnych ambicji, chęci grania, wiary w projekt…
RAKÓW CZĘSTOCHOWA POKONA GENT – KURS 8.30 NA FUKSIARZ.PL
Jakie wrażenie zrobił na panu Vadis Odjidja-Ofoe, kiedy się poznawaliście?
Bardzo dobre, to porządny facet. Przyleciał z ojcem. Świetną robotę wykonali Dominik Ebebenge i Michał Żewłakow, którzy namówili go na przyjazd, na wizytę, na rozmowę, kupili swoim doskonałym francuskim. Vadis naturalnie mówi też biegle po angielsku, więc komunikacja z nim stała na naprawdę wysokim poziomie, łatwiej było o konkrety, o nić porozumienia.
Spodobała mu się Warszawa.
Dominik Ebebenge i Michał Żewłakow poświęcili mnóstwo czasu, żeby w ogóle przekonać go na przyjechanie do Warszawy, więc kiedy już zjawił się w stolicy, robiliśmy wszystko, ale to absolutnie wszystko, żeby z niego nie zejść.
Sporo klubów równocześnie namawiało go na zmianę planów?
Nie pamiętam. Nie chciałbym skłamać. Postawmy sprawę tak: Legia była najkonkretniejsza.
Bał się pan w którymkolwiek momencie, że Legia nie będzie dla niego wystarczająco atrakcyjna finansowo?
Zawsze jest to ryzyko, ale nie bałem się, skoro ostatecznie wyszło, jak wyszło.
Jaką wizją Legia przekonała Vadisa?
Mieliśmy zagrać w Lidze Mistrzów. Vadis Odjidja-Ofoe uwierzył, że jest to u nas możliwe.
Analizowaliście jego profil psychologiczny?
Michał Żewłakow i Dominik Ebebenge znają bardzo dużo ludzi z tamtego regionu, wielu dawnych znajomych Vadisa. Rozpuścili wici, zasięgnęli języka, przygotowali rzetelną bazę informacji, więc wiedzieliśmy, czego się po nim spodziewać, nie tylko w kwestii czysto sportowej.
Potwierdziło się to wszystko?
Tak.
Tylko i wyłącznie pozytywnie?
Każdy człowiek jest różny, ale też w pewnym sensie stabilny i przewidywalny. Ale tak, pozytywnie, wiadomo, gdyby było inaczej, to pewnie nawet byś do mnie nie dzwonił.
Nie było trochę strachu o jego formę fizyczną? Przyjechał nie do końca przygotowany, potrzebował czasu.
Ależ to całkowicie normalne. Nie do wyobrażenia jest, żeby zawodnik jego kalibru, w top formie, przyjechał z Anglii do Polski. Coś za coś. Nie był też przecież jakiś zmasakrowany, jakiś zapuszczony, bez przesady. Oczywiste było, że musi wejść w trening, w rytm meczowy, żeby było dobrze i tak też się stało.
W którym momencie wiedział pan, że to będzie wielki gwiazdor na miarą Legii?
Wiedzieliśmy, co potrafi, co umie, więc od początku uważaliśmy, że to będzie kozak. Od razu, z miejsca, zanim w ogóle zagrał w barwach Legii. Mieliśmy przy tym jednak świadomość, że różnie w piłce bywa, może komuś gdzieś nie wyjść, bo tak, po prostu.
Ale nie dziwiło panu, z jaką łatwością radzi sobie na tle piłkarzy Borussii czy Realu w Lidze Mistrzów? Naprawdę spodziewał się pan, że wskoczy aż na taki poziom? Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej albo później prezentował się lepiej.
Mocno trenował, drużyna w niego wierzyła, taka jest piłka. Zupełnie inaczej się gra, kiedy jesteś liderem, kiedy jesteś gwiazdą, kiedy masz wsparcie kolegów i trenera – na więcej cię stać. Nie jest też przecież tak, że po odejściu z Legii zawiesił buty na kołku i usunął się w cień. Dalej gra dobre mecze, dalej jest ceniony jako kapitan w Gencie.
Była między wami dżentelmeńska umowa, że Vadis Odjidja-Ofoe będzie mógł swobodnie zmienić klub po jednym sezonie w Legii?
Oczywiście, że tak, ale to nie był żaden wyjątek, żaden ewenement. Nigdy nie trzymaliśmy nikogo na siłę. Wielu zawodników miało obiecane już na starcie, że jak przyjdą oferty, to nie będziemy robić im problemów z odejściem. I tak było też w tym przypadku.
To według pana najlepszy piłkarz Ekstraklasy, jakiego oglądał pan w XXI wieku?
Tak mi się wydaje.
Jest pan legionistą, o innych klubach nie będziemy rozmawiać, więc spytam: lepszy od Danijela Ljuboji?
Vadis Odjidja-Ofoe wnosił dużo więcej do zespołu. Zwyczajnie był lepszy.
JAKUB CZERWIŃSKI (były piłkarz Legii)
Jest 2016 rok, koniec sierpnia. Przychodzę do Legii, w szatni jest już Vadis Odjidja-Ofoe, ale wcale nie ma efektu wow. Na pierwszych wspólnych treningach nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale z każdym tygodniem jego forma rosła.
Bardziej meczowy niż treningowy zawodnik?
Wiesz co, pracował jak wszyscy w tamtej Legii za czasów trenera Jacka Magiery. Nie był kolorowym ptakiem. Pełen profesjonalista, zawsze przygotowany. Zachwycał w Ekstraklasie, zachwycał w Lidze Mistrzów, ale ja nie byłem tym specjalnie zdziwiony, bo on od pewnego momentu to wszystko prezentował nam na treningach. Nie powiedziałbym, że to tylko i wyłącznie zawodnik meczowy a obibok na treningach, bo i na zajęciach potrafił wyprawiać naprawdę duże rzeczy.
Bez niego nie byłoby spektakularnej przygody Legii w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Złapał fantastyczną formę, może najlepszą w swojej karierze. Ciągnął nas do góry, wszyscy stawialiśmy się przy nim trochę lepsi.
Cała Legia potrafiła momentami wyglądać konkurencyjnie dla Realu, Borussii czy Sportingu, ale Vadis Odjidja-Ofoe czuł się w tym towarzystwie chyba najbardziej komfortowo.
Cholernie mi to imponowało. Wychodziliśmy na boisko w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach w Europie, przeciw najsilniejszym zespołom na kontynencie, które tworzyły nieprawdopodobnie trudne warunki do rywalizacji, co doskonale widać po wręcz hokejowych wynikach, a Vadis Odjidja-Ofoe mecz w mecz radził sobie bardzo dobrze. Szczerze mówiąc: nie widziałem zbyt wielkiej różnicy między nim a piłkarzami Realu, BVB czy Sportingu.
Kiedy ogląda się Vadisa w Gencie, widzi się go nieustająco instruującego swoich kolegów z drużyny. W Legii miał zakusy, żeby stawać się naturalnym liderem na boisku i w szatni?
Tak, ma charakter przywódczy, choć to głównie wynika z postawy boiskowej. Był naszym najlepszym piłkarzem, głównym rozgrywającym, więc tym samym mógł sobie pozwolić na mówienie, instruowanie, kierowanie, ustawienie drużyny. No był liderem, bez dwóch zdań. Widziałem ostatni mecz Gentu z Rakowem. Vadis operował niżej, nie był już tak spektakularny, jak za czasów gry w Legii, ale za to wypadał bardziej zespołowo, bardziej odpowiedzialnie.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA AWANSUJE DO FAZY GRUPOWEJ LIGI KONFERENCJI – KURS 2.38 NA FUKSIARZ.PL
W Legii grał pod siebie?
Bywał egoistycznie przebojowy, nader spektakularny, może nawet nieco samolubny, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo tamtą Legię broniły wyniki. Jego indywidualizm przenosił się na sukcesy, więc nikt nie narzekał, to było potrzebne.
Sporo udzielał się w szatni?
Nie mówił dużo, ale fajne było to, że zabierał głos, kiedy trzeba było dodać od siebie parę zdań. Pamiętasz początek sezonu 2016/17? Nie zaczęliśmy dobrze, wiele rzeczy się nie układało, on też jeszcze słabował, nie wyczyniał cudów, ale pokazał charakter – to właśnie Vadis Odjidja-Ofoe należał do grupy tych osób, które potrafiły powiedzieć coś konstruktywnego w szatniowych dyskusjach. Podpowiedzieć, jak powinniśmy grać, co powinniśmy zmienić, w którym kierunku podążać.
To najlepszy piłkarz, jakiego spotkałeś w Ekstraklasie?
Tak, to najlepszy piłkarz, jakiego spotkałem w Ekstraklasie.
MICHAŁ KOPCZYŃSKI (były piłkarz Legii)
Historia z dwumeczu z Dundalk. Czwarta runda eliminacji do Ligi Mistrzów. Kluczowy mecz, wielka szansa. W spotkaniach z Trencinem byłem podstawowym zawodnikiem. Mogłem spodziewać się, że wyjdę też w pierwszym składzie z Irlandczykami, ale na ostatnim treningu przed meczem podszedł do mnie trener Besnik Hasi.
– Słuchaj Kopa, wszystko fajnie, jesteśmy zadowoleni, ale jutro wyjdzie Vadis, bo został ścignięty właśnie na takie mecze.
Znamienne.
Gość z jakością, z doświadczeniem w większych ligach. Zabawne, bo wychodzi z tego, że tamtego lata, jeszcze w sierpniu, nawet nie tyle co graliśmy razem, a wręcz rywalizowaliśmy o miejsce w składzie. Pamiętam też mecz z Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski. Wyszedł trochę rezerwowy skład, Vadis Odjidja-Ofoe dostał swoje minuty, a ja przesiedziałem całe sto dwadzieścia minut na ławce, choć byłem dosyć mocno zmobilizowany, bo przy ewentualnej wygranej drabinka sparowałaby nas z Wigrami Suwałki, gdzie wcześniej byłem na wypożyczeniu z Legii. Przegraliśmy z Górnikiem 2:3, trochę też z winy Vadisa. Nie miał przyjemnego początku w nowym klubie. Potem to się ułożyło, bo ja zostałem niżej, na szóstce, a on operował wyżej, na dziesiątce.
Kontrowersyjna opinia: osoba Vadisa musi kojarzyć ci się z najlepszym okresem w twojej karierze.
No nie, daj spokój, nie jest to zbyt kontrowersyjna opinia. Vadis Odjidja-Ofoe był bardzo ważną częścią najfajniejszego okresu w mojej dotychczasowej karierze. Kiedy przychodził do Legii, spodziewaliśmy się pana piłkarza z przeszłością w Anderlechcie, w Hamburgu, w Club Brugge, w Norwich. Miał być kozak i był kozak.
Ale zanim zobaczyliście kozaka, był gość z brzuszkiem.
Przyszedł średnio przygotowany, miał zaległości. Potrzebował czasu, żeby ogarnąć sylwetkę. Inna sprawa, że to nie jest jakiś wielki atleta. Nawet w topowej formie nie był specjalnie umięśniony i wyżyłowany, choć to trochę mylące, bo drzemie w nim duża siła.
Często rywalizowaliście na treningach? Taka dziesiątka to zmora dla defensywnego pomocnika twojego pokroju? Jackowi Góralskiemu udało się go zatrzymać, ale mocno prymitywnymi środkami.
Miałem o tyle trudniej, że na treningach nie stosuje się takich sposobów, jakie użył przeciw niemu Jacek Góralski!
Nie wypada kontuzjować najlepszego gracza.
Absolutnie, poza tym to był lubiany w szatni, miły i fajny facet, więc siłą rzeczy nikt nie skrobał mu kostek. Ale tak, nie ma wątpliwości, że zatrzymanie go to wyższa sztuka. Potrafił na treningach wziąć dwóch gości na plecy, trzeciego na barana, czwartego minąć dynamicznym zwodem i huknąć w sidła. Duża nauka grać na niego, choć na treningach najczęściej graliśmy w jednej drużynie, więc mogę więcej powiedzieć o wspólnym graniu z Vadisem niż o sposobach zatrzymywania go.
Proszę bardzo, wolna droga.
Daje drużynie dużą pewność. Zawsze chce piłkę, zawsze można mu podać. Nigdy nie czułem od niego też braku zaufania przy odgrywaniu futbolówki, no fajnie się z nim grało.
To nie jest taka klasyczna dziesiątka.
U nas też był momentami próbowany jako defensywny pomocnik, choć najlepszą robotę robi na dyszce, gdzie ciągnie grę do przodu, a nie skupia się na wyprowadzaniu piłki z własnej połowy czy destrukcji. Ciekawe, że cofnięto go też w kolejnych klubach po Legii, choć przecież w Polsce miał najlepszy czas, kiedy operował wysoko. Strzelał bramki, asystował, błyszczał na tle najlepszych, ale nikt z tego dalej nie korzystał.
W Gencie jest szóstką.
Oglądałem mecz Rakowa. Bardzo fajnie wypadł. Rozdzielał piłki, przerzucał, kierował, ale kurczę, wydaje mi się, że dużo więcej pożytku z niego byłoby z przodu.
Za czasów Legii często go asekurowałeś. Odpuszczał sobie w obronie?
Taki gość nigdy nie będzie zostawiał tyle zdrowia w obronie, ile typowa szóstka, ale właśnie do Vadisa nigdy nie można było mieć wielkich pretensji o grę w obronie. Nigdy nie miałem czegoś takiego, że myślałem sobie: „O Jezu, znowu Vadis nie biegnie, muszę biec za niego”. Choć, oczywiście, harowałem na całej długości boiska, żeby on miał dużo miejsca i spokoju, bo taka też była moja rola.
Powiedziałeś wcześniej, że to „miły i fajny facet”. Dużo udzielał się w szatni?
Nie, nie jakoś dużo. Ani przesadnie cichy czy zamknięty, ani przesadnie wybuchowy czy głośny. Spoko gość. Można było z nim pogadać. Służył dobrą radą. Coś mi się kojarzy też, że był dosyć religijny i rodzinny, na takiego wyglądał. Zwykły kolega z drużyny, żadna wiodąca postać w robieniu atmosfery, ale nie był odludkiem.
Jakub Czerwiński twierdzi, że w gorszych momentach zabierał głos, motywował zespół.
Kiedy zaczynał wracać do formy, część szatni naturalnie spoglądała w jego stronę, pytała go o zdanie, czekała na jakiś znak albo przykład z jego strony, bo jednak to zawodnik z doświadczeniem w dużej piłce. I taki był, odzywał się. Nie były to wielkie natchnione przemowy, jakieś darcie się i bojowe nastrajanie całej reszty, tylko raczej rzeczowe mobilizowanie, w tym była jego siła. Pamiętam taki moment, już w rundzie finałowej tamtego sezonu Ekstraklasy, kiedy szło mu fantastycznie i chciał wszystko. Dosłownie – grać od deski do deski, tydzień w tydzień, strzelać, asystować, dryblować w każdym meczu. Pokonaliśmy 6:0 Termalikę, on zaliczył dwie asysty, ale nie zdobył gola. Schodził z boiska wściekły, zły, obrażony, bo trafili prawie wszyscy, tylko nie on. Trener Magiera wziął go na bok i powiedział:
– Zaraz masz najważniejszy mecz sezonu z Lechem. Tam masz strzelić gola, a nie tutaj.
I co? Vadis wyszedł naładowany na Lecha na Łazienkowskiej i strzelił fajną bramkę na 1:0. Chciał być główną postacią, prowadzić ten zespół. Bywał wkurzony, kiedy nie zrobił wszystko, co mógł zrobić.
Dużo pokrzykiwał, instruował na boisku?
W Gencie jest kapitanem, na szóstce też widzi więcej, więc gestykuluje i podpowiada więcej niż za czasów Legii, kiedy nie był jakimś mega generałem. Choć zdarzało mu się machać rękoma z niezadowolenia, kiedy nie dostał piłki albo kiedy uważał, że coś można było rozwiązać inaczej. Ale to było chwilowe, za chwilę znowu pracował i nie miał do nikogo pretensji. Już wtedy wykazywał takie cechy, a teraz po prostu jeszcze to rozwinął.
Najlepszy zawodnik, z jakim grałeś w swojej karierze?
Chyba tak. Jako młody chłopak byłem jeszcze w szatni z Danijelem Ljuboją, ale biorąc pod uwagę sukcesy i moment kariery, wskazałbym raczej na Vadisa.
Masz ciekawe porównanie. Dwa zupełnie inne typy charakterów.
Inne, zupełnie inne. Każdy słyszał jakieś szalone historie z Lubo. Byłem jeszcze gnojkiem w tamtej Legii, więc nie ze wszystkiego zdawałem sobie sprawę i nie wszystko do mnie dochodziło, ale każdy wie, że to inny typ niż Vadis, który… trenował więcej i chyba tak to najlepiej ująć.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Fot. Newspix
Dziś już wiemy jak pijak Żewłakow przekonywał graczy do podpisania kontraktów w Legii- wódeczka w knajpach, a później nocne rajdy samochodem po ulicach Warszawy. Aż żal, że on jest z grupy Leśnego, bo Kulesza na bank by go zrobił sekretarzem w PZPN. Chuja umie i chleje, modelowy działacz. Ale ponieważ alkohol łączy ludzi to dojdzie do wielkiego pojednania obozów Miodka i Leśnego.
Choć znajomości miał, trzeba mu to oddać. I znajomość języków obcych.
– Legia nie była jedynym uprzywilejowanym klubem w PRL, ale wśród tych uprzywilejowanych miała bezwzględne pierwszeństwo. Władzy zależało na tym, żeby mieć w Warszawie sztandarowy klub, który można wspierać – mówi historyk sportu, dr Robert Gawkowski.
Poniżej legioniści ze swoimi opiekunami. Początek lat 60.
Gawkowski „historyk sportu” lub może bardziej pasujące historyk czarnych koszul 😛 btw wśród uprzywilejowanych to raczej dominowały śląskie kluby w tamtych czasach
jak – poza stolicą – Mazowsze miało tylko wioski, pola i miejsca na poligony, to co sie dziwisz? przemysł i pieniądze były gdzie indziej… dzisiaj struktura przepływu kasy się zmieniła więc wiele innych rzeczy też .
To zdjęcie na pewno nie jest z lat 60-tych. Wystarczy pobieżnie na nie spojrzeć, żeby to stwierdzić.
Zgadza się. Choćby w bluzie bramkarskiej jest Edward Szymkowiak, który grał w Legii w latach 1953-56.
A fotka jest z 1955 po zdobyciu pierwszego mistrzostwa Polski.
Debil
To ile tych MP miała do 1989 roku w porównaniu do takiego Gornika, Ruchu czy Widzewa ?
Dokładnie tak. Już na kadrze było chlanie w samolocie z Borubarem ale Smuda pogonił pijaczków. Jak widać wniosków alkoholik nie wyciągnął a teraz siedzi schowany w szafie czekając aż publika o tym zapomni.
Nigdy wcześniej i nigdy potem nie widzialem na boiskach naszej kopanej, zeby ktos tak wymiatał przez cały sezon
Ljuboja, Rudnevs, Żurawski & Frankowski za topowych czasów, to tak na szybko, podobny kaliber.
O tych Stiliciach, Quintanach, Meliksonach którzy także mieli dobre momenty to już nawet nie będę wspominał.
świetny zawodnik ale Kalu Uche chyba lepszy
Młodszy. Cała kariera była przed nim. Top 5 obcokrajowców bez miejsc to Uche, Olisadebe, Ljuboja, Vadis i brazylijski obrońca Wisły ten co do PSV poszedł.
Marcelo, nota bene właśnie wyjebany przez Lyon.
Pierwszy sezon Stilica w Lechu, 48 występów, 15 bramek, 15 asyst. Wyglądał na piłkarza z innej galaktyki, nawet Lewandowski przy nim prezentował się blado.
Wynika z tego, że to był twój pierwszy i ostatni obejrzany sezon Ekstraklasy w życiu.
Widać mało widziałes w życiu ale pewnie masz z 20 lat więc luzik
Eee tam. Żurawski wymiatał kilka lat. Vadis zanim zrzucił sadło to trochę kolejek mineło.
Dla Vadisa szacunek, tyle
„zatrzymać potrafił go już tylko Jacek Góralski”
chyba tylko sędzia tego meczu nie dając góralskiemu żadnej kartki
bo to była twarda gra na pograniczu
na pograniczu pobicia a zabójstwa xD
Na pograniczu Polski I Bialorusi
Złote czasy Vadisa i złote czasy Legi.
Wiele rzeczy można powiedzieć o legii leśnego, wiadomo ze fani innych klubow nie beda go lubic bo to legionista zadufany (jak kazdy kibic klubowy), ale umieli robic transfery w taki stary sposób, czego najlepszy przykład tutaj:
’Świetną robotę wykonali Dominik Ebebenge i Michał Żewłakow, którzy namówili go na przyjazd, na wizytę, na rozmowę, kupili swoim doskonałym francuskim’
Albo jak Dudę ze Słowacji brali. Leśny mówił że nigdy się tyle alko nie opil jak podczas negocjacji zakupu Słowaka. Wysłał Leśny Żewłaka i Dominika do Francji sprzedawać Furmana. Liczył na 2-3 banki. A oni utargowali ponad 5.
Jakie ponad 5, jak Furman poszedł za 2.65 mln euro 🙂
A co opijania transferu, też nieprawda, bo nie raz Leśny mówił, że najwięcej nafty poszło podczas negocjacji z Kuleszą przy kupnie Pazdana.
VOO był zajebistym piłkarzem i koniec kropka
Dobry tekst, nie będę mówił że jakieś tam wspomnienia odżyły bo nie jestem kibicem Legii, ale po prostu fajny Janek, piątka! 😉
Liga Mistrzów za Pudla nie wróci
W Legii był fenomenalny, miał wszystko: siłę, szybkość, technikę, wizję, kluczowe podanie. W meczach z BVB, Realem czy Sportingiem jako jedyny piłkarz Wojskowych trzymał topowy poziom, w wygranym meczu z Portugalczykami był najlepszy na murawie, a przeciwnicy przypadkowi nie byli.
Później w Grecji, teraz w Belgii też najlepszy gracz swoich drużyn.
Facet z potencjałem na absolutny top europejski, umiejętności i warunki fizyczne miał, średnia kariera wynika chyba z braków w charakterze.
Mam nadzieję, że kiedyś takiego kota w tej lidze zobaczymy, choć będzie to wymagało fury szczęścia i odpowiedniej pozycji ciał niebieskich.
Ps Nie, Melikson nawet się nie zbliżył do poziomu VOO.
O ile szanuję dokonania Vadisa w Legii, to jednak w meczu rewanżowym ze Sportingiem wcale nie wyglądał jakoś rewelacyjnie (o ile pamiętam statystyki to lepiej od niego podawał nawet ten gość ze Sportingu co w tym meczu wyleciał z czerwienią). Występu w pierwszym meczu z Borussią to już chyba nikt dziś nie pamięta a Vadis wypadł wtedy katastrofalnie. Myślę, że sekret jego sukcesu i popularności wynika z naszej polskiej miłości do playmakerów. A jeśli ktoś jeszcze umie prosto kopnąć piłkę i poukładać tempo gry, to na tle naszej kulawej eklapy może być megagwiazdą. Ale na tym koniec. Vadis nie był nigdy topowym graczem Europy, żadne silne kluby go nie chciały i nie szukały. Był lepszy niż szrot sprowadzany do Polski (także do Legii) ale z europejskiej perspektywy grajek jakich wielu.
Jasne, nie mówię, że to topowy piłkarz świata, jednak na tle tych najlepszych, z Realu czy BVB nie odstawał od nich wcale. Z drugiej strony ilu takich Vadisów, jakich wielu, gra w topowych klubach świata? Od groma przeciętniaków gra w potężnych klubach, VOO w topowej formie mógłby śmiało się w jednym z nich znalezc.
Tak czy inaczej, gracz wysokiej klasy i prędko w ekstraklasie takiego nie będzie. I fakt, w Polsce jest takie ssanie na playmakerów i ogólnie kreatywnych zawodników, że z rozrzewnieniem wspomina się jakichś Stiliciów, Radoviciów i innych Quintanów a bardzi średni Luquinhas jest gwiazdą ligi.
Myślę że taki Vadis w takiej Borussii Dortmund spokojnie by sobie poradził
Że wszystkim się zgadzam z tobą,tylko nie z tym że był ynym w Legii który dawał radę w meczach z Realem,BVB,Sportingiem,a Rado,a Primo,GUI? Naprawdę fajna to była paka
Był jeszcze Kalu Uche.
Chłopaczek lizusek redaktorzyna wspomina coś o „spektakularnej przygodzie Legii w LM”. Przypomnijmy wyniiki: 0:6, 0:2, 1:5, 3:3, 4:8, 1:0. Spektakularna w chuj 🙂
Borussia Dortmund i Real Madryt to kluby z pierwszego piłkarskiego świata, Legia z jakiegoś trzeciego. Grali Benzema, Ronaldo, Kroos, Bale, Varane, Navas, Marcelo, James, Reus, Dembele, Raphaël Guerreiro, Piszczek, Sahin czy Gotze, a Legia „potrafiła momentami wyglądać konkurencyjnie dla Realu, Borussii czy Sportingu”, jak to określiłem. Spektakularny to nie fenomenalny, bardziej sprawiający duże wrażenie lub zwracający na siebie uwagę. I tak też było. Straceńcze, zemanowskie 4:8 z BVB czy 3:3 z Realem to była fajna sprawa nawet dla postronnego kibica.
Czyli „odwrotnie spektakularna”. Ok, rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie. 3:3 z Realem to duża sprawa, nawet 1:0 ze Sportingiem też super. Cała reszta to totalna kompromitacja i ultrawpierdole, niestety. A jak będę chciał radosne 4:8 to se zacznę chodzić na mecze LZSów 🙂
To chodź.
Ano spektakularne bo wole obejrzec jak moja Legia dostaje 8:4 niż parkuje autobus i jest 1:0 – wtedy wynik do zapomnienia i juz a tak to jednak na całą Europe poszło że Legia była wsadzić radośnie lub nie ale 4 bramki BVB a to już coś
Lepsze 4-8 z BVB niż 0-2 z Luksemburgiem.
To była fajna sprawa, choć gdzieś z tyłu głowy bolało, że jednak rewanże z Borussią i Realem wyglądały dla Legii lepiej niż pierwsze mecze, bo rywale trochę ją olali, wystawiając eksperymentalne składy, taktyki, rekonwalescentów itd. Oczywiście to problem tych klubów, że przez to Legia dała radę im jednak parę goli wbić.
Jeśli chodzi o BVB – zgoda, zagrali zmiennicy.
To jest skład Realu na mecz z Legią w Warszawie:
Navas – Carvajal, Varane, Nacho, Coentrao – Bale, Kovacić, Kroos, Ronaldo – Morata, Benzema
Brakuje Marcelo, Ramosa, Modricia i Casemiro, ale ich zmiennicy (z wyjątkiem Coentrao) to zawodnicy z bardzo wysokiej półki. Morata wrócił do Realu po bardzo udanym pobycie w Juventusie (2xscudetto+finał Ligi Mistrzów), Kovacić bardzo dobry zawodnik, Nacho grał wtedy, chyba najlepiej w swojej karierze. Przypomnę, że Real prowadził w tym meczu 2:0 i to ich chyba uśpiło, co oczywiście w niczym nie umniejsza Legii, która zagrała zajebistą II połowę.
Panie Janku, o ile 3-3 z Realem to kapitalna sprawa o tyle 4-8 z Borussią grająca od 30 minuty na pół gwizdka to była pornografia futbolu
Nie wiemy co by bylo ,gdyby grali Pazdan I Malarz. Magiera wystawil Cierzniaka a ten zawalil polowe bramek. Przy stanie 3:2 Prijovic z 3 metrow trafil w poprzeczke. Ja wiem , ze to gdybanie, ale chcialbym tak grajaca w ofensywie Legie ogladac. VOO, Radovic, Prijovic, Gui, Nikolic czy nawet Kucharczyk.. wychodzili w Chorzowie czy Wroclawiu I w 10 minucie bylo 3:0. A teraz Pekhart…
Ten wynik może wygląda kiepsko na papierze, ale jeśli przypomnisz sobie ten mecz to szybko zauważysz że żadnej kompromitacji tam nie było, generalnie to Czerwiński i Cierzniak swoją grą sprawili że defensywa Legii praktycznie nie istniała, szczególnie ten drugi grał tak źle że aż człowiek się zastanawiał czy w jego miejscu nie stoi tam przypadkiem jakiś 14 letni junior
LoooooooooooooooL ale w którym to meczu (L) była taka wielce konkurencyjna dla BVB ? Wtedy jak została ogolona czterema bramkami do zera na Ł3 ? Czy w Dormundzie gdy zainkasowała 8 bramek ? xD
ps. poza wszelka konkurencją był do tego bramkarz (L) w meczu w Dortmundzie…
Dla tych którzy znają znaczenie tego słowa jak najbardziej spektakularna.
Przypomnij rywal Leszka Wronieckiego w LE… np. 2:4,0:4…
Zapomniałeś napisać ,że Legia wyszła z trzeciego miejsca 😉
Zakopleksiony skurwie..lu
trafiło im się i tyle. wielu piłkarzy idzie do słabszych klubów by się odbudować, ale tylko niewielu się udaje. Ba, nawet Legia próbowała kolejnych i nie wyszło (oczywiście przez Mioduskiego bo powinien był wiedzieć, ze akurat z tymi sie nie uda. Leśny by wiedział ;))
Lesnogolodupiec gada pierdoly a wy goncukierkowo cytujecie, śmieszny portal
Jeszcze was dupska pieką? Przyszedł Leśny i w trzy lata pozamiatał ligą. Tu Bereszyński, Bielik i Hama, tam Pazdan. Sprzedawał drogi juniorów sprowadzał Dudy, Nikolicow, Pirlovicow, Holouskov, Vadisow, Jędrzejczyków itp. Legia z sezonu na sezon odjeżdżala reszcie ligi coraz bardziej.Miał dryg do transferów. Wzmacniał Legię osłabiał rywali. Tu jakias reklama Legii na poznańskich bilbordach :).Taki trochę Bayern na polską skalę. Juniorowi we WronkoPoznaniu do tej pory śni się w koszmarach.
Co ty pierdolisz? Jak pozamiatał? Jak odjeżdżała, kurwa, czemu powielacie takie kłamstwa? o0
2014/15 – wicemistrzostwo za Lechem
2015/16 – mistrzostwo nad potężnym Piastem o 3 punkty, obsrani do ostatniej kolejki
2016/17 – mistrzostwo nad potężną Jagą o 2 punkty, obsrani ponownie do ostatniej kolejki
Chyba ci w mózgu odjechało.
Transfery? Szwoch, Piech, Lewczuk, może Cierzniak z Wisły? XD Jeden sezon z Nikolicem i Pazdanem, jeden Vadis z wolnego i Bielik, który 3 lata grał w juniorach Lecha, a ci go kupili i od razu sprzedali.
Błyszczał, błyszczał i po roku zawinął się z Wawki – taka prawda o tej lidze i przehajpowanej Legiuni.
Z twojego Dudelange pseudopolaku tym większa beka.
Co mi się podobało u Vadisa najbardziej. Ten ciag na bramkę. Jak już się zaczął rozpędzać to niczym lodołamacz. Parł do przodu, coraz więcej w koło niego było zawodników. Wtedy Vadis pyk podanko do boku i już ktos ładował do pustaka albo szedł sam na sam
Leśny jaki ściemniacz.
Wiadomo że Vadis przyszedł dzięki Hasiemu.
Hasi zwolniony to i Vadis szybko się zawinął bo sie lubili.
Ale oczywiście Leśny będzie utrzymywał że Vadis nie dzięki Hasiemu , nie dzięki pracy Żewłaka ale dzięki temu że „OBSERWOWWALIŚMY” (w domyśle czytaj: Ja też obserwowałem) co za typ XDDDD
Powiem to tak, Lubo by się lepiej dogadał z Czarkiem K.
Tak. Vadis to był przekozak.