Los to figlarz. W lutym bieżącego roku Maciej Mateńko oficjalnie ogłosił, że będzie kandydował na prezesa Zachodniopomorskiego ZPN. Efekt? Po kilku dniach został zwolniony z funkcji trenera Mobilnej Akademii Młodych Orłów PZPN, bo miał odwagę postawić się baronowi Janowi Bednarkowi. Mimo utraty pracy i nacisków z wielu stron nie zrezygnował z prowadzenia kampanii wyborczej. Ostatecznie skruszył beton i objął ster nad lokalnym związkiem. Mało tego – podczas Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo-Wyborczego PZPN delegaci powierzyli mu stanowisko wiceprezesa ds. szkolenia.
To symboliczna i jedna z najciekawszych historii ostatnich lat w polskiej piłce. Najpierw skazanie przez centralę na ostracyzm, potem członkostwo w jej zarządzie. I to wszystko w odstępie pół roku.
Maciej Mateńko – sylwetka
Już dokonał rzeczy wielkiej – na własnym podwórku przełamał opór ze strony wieloletnich działaczy, którym wydawało się, że są przyspawani do danego stołka. Pokazał, że nie można bać się zmian. Że są konieczne. Teraz stoi przed jeszcze większym wyzwaniem. Wadliwy system szkolenia młodzieży stanowi najmocniejszy zarzut w stosunku do ustępujących władz PZPN. Mateńko będzie odpowiedzialny za poprawę w tym aspekcie. Nadzieje co do jego pracy są duże.
Wszak nie jest uosobieniem typowego działacza. Od dekady nie śmiga w garniturze z teczką, nie przesiąkł negatywnymi nawykami środowiska, tylko przez ponad 20 lat trenował młodzież. Nierzadko w niesprzyjających warunkach. Zna od podszewki problemy związane ze szkoleniem młodych adeptów futbolu. Opinia publiczna z entuzjazmem przyjęła wybór jego osoby, ale w przypadku niepowodzenia w realizacji zadań i projektów ta kapitalna historia może znacząco stracić na wartości.
Zatem, co dokładnie w ostatnich miesiącach wydarzyło się w życiu zawodowym trenera, który do niedawna znajdował się w cieniu, z pasją wykonywał swoje obowiązki, a obecnie należy do grona najważniejszych osób krajowego futbolu?
Rozwiązanie umowy bez podania przyczyny
Maciej Mateńko to bez wątpienia najbardziej utytułowany trener młodzieży na Pomorzu Zachodnim. W 2011 r. niespodziewanie poprowadził Chemika Police do mistrzostwa Polski w kategorii junior młodszy. Przez wiele lat trenował wojewódzkie kadry. Po wielkim sukcesie z policką młodzieżą pracował w Pogoni Szczecin jako szkoleniowiec drużyny występującej w Młodej Ekstraklasie i rezerwach. Wreszcie w 2018 r. PZPN zatrudnił go na stanowisku trenera Mobilnej Akademii Młodych Orłów. Jego zadania polegały na monitorowaniu najzdolniejszych piłkarzy, szkoleniu trenerów, przeprowadzaniu wykładów na różnych kursokonferencjach i nadzorowaniu procesu certyfikacji klubowych akademii. Słowem: mrówcza robota.
Od dłuższego czasu mierziły go kontrowersyjne działania i nieprawidłowości w macierzystym związku. Ale będąc zwykłym pracownikiem, zwyczajnie nie miał mocy sprawczej, by przekonać środowisko do zmian. Decyzję o starcie w wiosennych wyborach na prezesa ZZPN podjął po śmierci uznanego lokalnie dziennikarza sportowego – Wojciecha Parady. Redaktor „Kuriera Szczecińskiego” bowiem mocno namawiał go do tego. I właśnie ze względu na jego osobę Mateńko postanowił jawnie sprzeciwić się układowi.
Owszem, zadawał sobie sprawę z tego, że może ponieść konsekwencję tych aspiracji. Natomiast nie spodziewał się, że zostanie potraktowany w ten sposób. – W piątek (19 lutego – przyp. red.) ogłosiłem, że będę kandydował, ale z samego rana wysłałem do PZPN-u pismo w tej sprawie. W poniedziałek zaś dostałem telefon, że jestem zawieszony i jutro będzie podjęta decyzja co do mojej osoby. We wtorek przysłano mi maila z informacją o rozwiązaniu umowy zlecenia z zachowaniem dwutygodniowego okresu wypowiedzenia – relacjonował Mateńko w naszym reportażu na temat zamieszania w ZZPN-ie.
*
Czy związek miał prawo zwolnić trenera Mateńko bez podania przyczyny? Owszem, miał. Tylko akurat tak się składa, że jego pośrednim przełożonym był ówczesny wiceprezes ds. piłki amatorskiej PZPN-u, Jan Bednarek, który od 2004 r. piastował również stanowisko prezesa ZZPN-u. Zwolniony szkoleniowiec nie miał wątpliwości, że zapłacił cenę za swoją decyzję. Centralne władze związkowe uzasadniały zakończenie współpracy z nim obawą o spadek jakości pracy z powodu działań związanych z prowadzeniem kampanii. Z kolei ZZPN w późniejszym oświadczeniu stwierdził, że przyczyną zwolnienia była ewentualne wykorzystywanie środków finansowych PZPN na cele kampanii wyborczej.
– Pytam się: kto tak twierdzi i jakie środki? Nie miałem dostępu do żadnych środków finansowych. Z kolei co do korzystania z samochodu służbowego, to przecież posiada GPS i ma logo PZPN-u, musiałbym być głupi, by jeździć takim autem i robić kampanię – wyrażał wówczas w rozmowie z nami zdziwienie obecny prezes ZZPN.
Sprzymierzeńcy Mateńki również pod ostrzałem
Zwolnienie szanowanego szkoleniowca wywołało burzę w środowisku. Inni trenerzy i piłkarze byli w szoku, że wyrzucono fachowca. Mateńko nie wywiesił białej flagi, a więc kwestią czasu były kolejne zagrywki ze strony Bednarka i spółki. Choć – wbrew pozorom – ZZPN nakręcił kampanię kontrkandydata, na jakiś czas sprawa ucichła. Taki stan rzeczy nie mógł trwać długo. Związek ni stąd, ni zowąd pożegnał Pawła Podgórskiego, trenera-edukatora. Podgórski od 10 lat prowadził kursy trenerskie. Nie było większych zastrzeżeń co do jego pracy.
Do czasu aż jawnie zaczął wspierać Mateńkę.
– 16 marca przyszło do mnie pismo, w którym podziękowano mi za pracę, bez uwag i że w zasadzie było wszystko super oraz fajnie. Tylko teraz mają inny pomysł na kursy i dlatego podjęli taką decyzję, więc nagle formuła współpraca się wyczerpała (…) W mojej ocenie od pewnego czasu związek szukał pretekstu do tego, by mnie zwolnić. Kursy trenerskie UEFA prowadziłem jako kierownik przez ponad 10 lat i dobrze wykonywałem swoją pracę. W ostatnim oświadczeniu ZZPN, pod którym nikt nie miał cywilnej odwagi się podpisać, zarzucono mi, że podczas jednego z ostatnich kursów musiałem jechać na inny i niby ktoś przez to miał nie zdać. To jest absurd – tak skomentował wtedy sprawę Paweł Podgórski.
Choć oponent Jana Bednarka nieoficjalnie cieszył się dużym poparciem, to środowisko bało się konsekwencji wyrażenia poparcia. Pozytywny komentarz pod adresem kontrkandydata oznaczał poważną rozmowę.
– Co do komentarzy w sieci, to ludzie boją się teraz wyrażać swoje zdanie na ten temat, bo kilka osób informowało mnie o represjach, jakie ich spotkały za pozytywne komentarze pod moimi postami. Internetowe komentarze to jest tylko mała część wsparcia, jakie mam w środowisku, bo większość po prostu ma obawy, aby publicznie się wypowiadać. To jest niesamowite, że ludzie, którzy są od tego, aby pomagać klubom, budzą w nich obawy. Nie tak to powinno wyglądać- alarmował wówczas Mateńko.
Jak się potem okazało, to nie był koniec działań ekipy rządzącej zachodniopomorską piłką. Kampania wyborcza wchodziła powoli w decydującą fazę.
Dryblingi i oszustwa wyborcze poprzedniego zarządu ZZPN
Ludzie Jana Bednarka wyczuwali ogromne zagrożenie. Wiatr zmian powiewał coraz mocniej. Tyle że w dalszym ciągu to oni mieli przewagę w postaci możliwości rozdawnictwa piłek dla klubów i kombinowania przy ordynacji wyborczej. W dodatku niektóre samorządy nieoficjalnie pomagały ówczesnemu prezesowi. A nie trzeba tłumaczyć, kto jest głównym żywicielem miejscowych klubów. A kluby zaś desygnują na wybory swoich delegatów.
To był mur, który wydawał się przeszkodą nie do sforsowania.
Jednak Mateńko nie zboczył z obranego szlaku. Bez jakiegokolwiek źródła dochodu, z własnej kieszeni starał się prowadzić działania mające na celu zachęcić środowisko do zmian. Dodajmy środowisko niechętne rewolucji. Większość nie widziała potrzeby wydostania się ze strefy komfortu. Warto odnotować, że ze względu na pandemię możliwość organizacji spotkań była ograniczona. Za „biuro” sztabu wyborczego służyła zaś stara, mała i ciasna kanciapa na sali gimnastycznej w jednej ze szkół, dzięki uprzejmości przyjaciela Mateńki.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZU! WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU
Im bliżej dnia wyborów, tym bardziej w głosie aktualnego sternika słychać było zwątpienie i zrezygnowanie. Postawił na szali całe swoje życie zawodowe, a porażka wydawała się bliska. I bynajmniej nie z powodu braku poparcia delegatów. Choć jeden z niegdyś wysoko postawionych działaczy, stwierdził w nieoficjalnej rozmowie z nami: „mówię to panu z pełną odpowiedzialnością: Mateńko za miesiąc wygrywa wybory!”. Wówczas można było odebrać te jako niepoprawny optymizm.
Dlaczego? Otóż ZZPN zaczął majstrować w regulaminie wyborów. Zamiast dwóch tur, uchwalił wyłącznie jedną, bez większości bezwzględnej wymaganej do zwycięstwa.
Dobra, lecimy dalej. Pozbawił możliwości przedstawienia na walnym zgromadzeniu programów przez kandydatów. Powód? A jakże – pandemia. Obecność dziennikarzy? Nie ma opcji, bo pandemia. No i „przypadkowo” zawieruszyły się zgłoszenia delegatów, albo nie zarejestrowano kilku z nich, ze względu na absurdalnie wymyślone błędy formalne. Rzecz jasna dotyczyły członków opozycji.
Z każdym dniem pojawiały się nowe „kwiatki”. Z każdym dniem malały szanse na skruszenie betonu.
Wyborczy cyrk
Tak, trudno inaczej nazwać początek Walnego Zebrania Sprawozdawczo-Wyborczego ZZPN niż cyrk. To była żenująca i mało śmieszna komedia (szeroko opisywaliśmy te ekscesy). Generalnie już przed wyborami pachniało skandalem. Można było stawiać dolary przeciwko orzechom, że arogancka władza będzie chciała wykręcić jakiś numer. Że jej buta i pycha przekroczy wszelką skalę. Ale to, czego dopuściła się tamtego dnia, to po prostu złamanie prawa.
Przed wyborami jeden z członków ówczesnego zarządu (będący po stronie Mateńki) poprosił o udostępnienie listy delegatów. Spotkał się ze sprzeciwem reszty gremium, bo wiecie: RODO. A o co tak naprawdę chodziło? Już spieszymy z tłumaczeniem. Wtedy wydałoby się, że w miejsce delegatów z klubów wykluczonych z głosowania – z różnych powodów – wpisano inne osoby. Oczywiście wierne prezesowi Bednarkowi. Kontrkandydat poprosił, żeby wszyscy przedstawiciele pominiętych klubów przyjechali do Polic, gdzie obywały się wybory. I co? Okazało się, że delegatem Błękitnych Pomierzyn jest… osoba z innego klubu: Wieży Postomino. Mimo że prezes Błękitnych, który był wcześniej zgłoszony, nie otrzymał potwierdzenia wpisu na listę.
Tu trzeba oddać lokalnym dziennikarzom, że dzięki ich pracy udało się wytropić te nieprawidłowości. (sami wywalczyli możliwość obserwacji walnego). Bogiem a prawdą, dopiero po publikacji tych machlojek, wielu delegatów przejrzało na oczy i przeszli na stronę opozycji.
*
Gdy do sieci wyciekły listy z fałszywymi delegatami, już nie można było tego zamieść pod dywan. Ekipa rządząca nie mogła kolejny stwierdzić: oj, zaszedł jakiś błąd, zaraz go naprawimy. I tak oto, część niesłusznie wykluczonych delegatów czekała pod bramą hali, gdzie odbywały się wybory, a w środku atmosfera sięgała zenitu. W związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa opozycja chciała wezwać policję. Ostatecznie doszło do pierwszego głosowania dotyczącego wyboru przewodniczącego walnego. Został nim kandydat oponentów Jana Bednarka, co w praktyce oznaczało, że na 99% Mateńko zostanie nowym prezesem. Szef obrad, na podstawie regulaminu i głosowania delegatów, dopuścił do udziału w zebraniu stojących przed halą działaczy.
Finalnie Maciej Mateńko pokonał Jana Bednarka. Co ciekawe – nikt z obozu ustępującego prezesa nie dostał się do składu nowego zarządu. A co najlepsze – znaleźli się w nim… wcześniej wykluczeni delegaci, których perfidnie próbowano wyrolować.
Cóż, pycha kroczy przed upadkiem.
Opozycja zaś odniosła bezprecedensową wygraną, tyle że skandaliczne wydarzenia, tak czy siak, negatywnie wpłynęły na wizerunek ZZPN. Nowa władza musi teraz odgruzować teren i od podstaw zbudować zaufanie lokalnych klubów.
Gruntowne zmiany
Nowy prezes ZZPN wraz zarządem przeprowadzili duże wietrzenie gabinetów. Praktycznie w każdym wydziale związku doszło do rotacji kadrowych – pożegnano osoby odpowiedzialne za wyborczy bajzel. Mateńko z kolei, tak jak obiecał, zaczął wizytować mniejsze kluby. Natomiast pierwszym innowatorskim pomysłem wdrożonym w życie było umożliwienie zgłoszenia drużyn juniorskich w formule ośmioosobowej. Wynika to z tego, że wiele klubów z małych miejscowości ma zwyczajnie problem, by skompletować pełną kadrę zespołu, a w efekcie tego wielu młodych piłkarzy na zawsze rezygnuje z trenowania. Zarząd pozyskał też sponsora tytularnego dla IV ligi. Przestał przymykać oko na nieprawidłowości licencyjne w związku z infrastrukturą stadionową. A to – według nowych władz – dopiero początek pozytywnych zmian.
Przeciwnicy kierowali w stronę Mateńki zarzuty, że nie odnajdzie się w realiach pełnienia funkcji kogoś na wzór urzędnika. Jednak głównie uderzali w retorykę obawy przed utratą wpływów ZZPN w centrali.
Maciej Mateńko odniósł się do tego stwierdzenia w wywiadzie z nami, tuż po majowych wyborach: – Po pierwsze – PZPN jest obowiązany pomagać wszystkim wojewódzkim związkom, tak więc nie ma możliwości, by kategoria: lubię czy nie lubię, decydowała o tym, kogo centrala będzie wspierać. Po drugie – znam już wiele osób pełniących różne funkcje w PZPN-ie. Teraz poznam też osoby z tego najwyższego szczebla. Zresztą, część z nich się już ze mną kontaktowała. Myślę, że tylko do pierwszego spotkania można mieć takie obawy, bo jestem przekonany, że gdy ludzie zobaczą, jak mocno jestem zaangażowany, jakie mam pomysły w stosunku do polskiej piłki, to nie sądzę, żeby jakiekolwiek układy miały znaczenie.
***
Wybór Macieja Mateńki na wiceprezesa ds. szkolenia to znakomity epilog tej niesamowitej historii. Zresztą, wymowne było przyznanie honorowego członkostwa w zarządzie Janowi Bednarkowi, który najprawdopodobniej definitywnie schodzi ze sceny, a kilka godzin później aktualnemu prezesowi ZZPN powierzono pieczę nad procesem kształcenia młodzieży i trenerów.
– Gdyby rok temu powiedział mi pan, że będę prezesem, to bym nie uwierzył. Tak to się potoczyło. Cieszę się na to, że będę miał wpływ na szkolenie. Wierzę w zmiany. Polski Związek Piłki Nożnej powinien szkolić młodzież. Ma na to duży wpływ. Mam więc inne zdanie na ten temat niż Marek Koźmiński. 20 lat byłem trenerem, nie wiem wszystkiego, ale będę się wspierał grupą osób i będziemy pracować. Nie chcę mówić na pierwszym spotkaniu, co dokładnie chcę zmienić. Mamy taką mentalność, że czegokolwiek nie powiem, będę skrytykowany. Swoje pomysły chcę przedstawić najpierw zarządowi. Dopiero wtedy spotkam się z państwem i powiem, jaki jest plan na szkolenie. Natomiast wiem, jaka spoczywa na mnie odpowiedzialność. Nie zawiodę zaufania prezesa Kuleszy – powiedział na gorąco Maciej Mateńko.
Teraz pozostaje nam wszystkim cierpliwie poczekać na efekty jego pracy.
PIOTR STOLARCZYK
fot. Newspix