Reklama

Od gry w „Dunkierce” do sterowania Romą. W Rzymie rozpoczęła się era Dana Friedkina

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 września 2020, 12:58 • 7 min czytania 3 komentarze

Końcowe minuty filmu „Dunkierka”. Widzowie oglądają podchodzący do lądowania, zabytkowy samolot Spitfire. Maszyna ląduje na plaży, pilot do niej strzela i obserwuje, jak staje w płomieniach. Tym pilotem jest Dan Friedkin. Właściciel Spitfire’a i… AS Romy. Dla amerykańskiego miliardera był to wyjątkowy filmowy epizod, choć z kinem związany jest już od kilku lat w roli producenta. Z sukcesami, bo „The Square” czy „The Mule”, za którymi stał, cieszyły się uznaniem i zgarniały nagrody.

Od gry w „Dunkierce” do sterowania Romą. W Rzymie rozpoczęła się era Dana Friedkina

Jak na człowieka kina przystało, przejęcie rzymskiego klubu przez Friedkina często przypominało mydlaną operę. Pierwsze sygnały pojawiały się w grudniu 2019 roku, jednak na sfinalizowanie transakcji trzeba było czekać blisko dziewięć miesięcy. I nie będzie przesadą stwierdzenie, że rodziła się ona w bólach. James Pallotta, poprzedni właściciel Romy, potrafił przecież publicznie obśmiać zabiegi Friedkina, windując cenę. Daniele de Rossi i Francesco Totti zdążyli zostać cichymi poplecznikami Dana, nazywając go nadzieją na uratowanie Giallorossich. Obaj uzależniali ewentualny powrót do Rzymu od tego, czy Friedkinowi uda się dopiąć transakcję. Skąd taka nadzieja pokładana akurat w nowym właścicielu?

Kim jest Dan Friedkin, właściciel AS Roma?

Cóż, Romę trawiła choroba, której nazwa zaczynała się na P, a kończyła na A. James Palotta pewnie nie spodziewał się, że świat calcio tak mocno różnic się od świata basketu, do którego przywyknął. Ale nie mógł też liczyć na nic innego, skoro on i jego ludzie usunęli z klubu trzech rodowitych rzymian, symbole Romy:

Oczywiście pozycji Florenziego nie ma co porównywać do poprzedzającej go dwójki. Był jednak wychowankiem i kapitanem, a został przegoniony w uwłaczający sposób – wysłano go na wypożyczenie. Także pożegnania z de Rossim i Tottim przeprowadzono na zasadzie: mówimy ci, spadaj, zamiast kulturalnego dogadania się dorosłych ludzi. Pallotta uchodził za pozera, który podejmuje same błędne decyzje. Jego pomysł z Monchim nie wypalił, jego pomysł na powrót na szczyt nie wypalił i Giallorossi znaleźli się w fatalnym położeniu. Mówiło się wprost: jeśli Romy nie uda się sprzedać, stanie się klubem promującym piłkarzy, żeby na nich zarobić.

Reklama

Coś, co dla wielkiego klubu jest planem nie do zaakceptowania.

Na szczęście dla kibiców, Pallotta przestał się dąsać na Friedkina i zaakceptował ofertę wartą 790 milionów euro. Kibiców kupić udało się błyskawicznie, wywiad na oficjalnej klubowej stronie to jeden wielki roast poprzedniego właściciela. – To nie będzie dla nas tylko biznes, chcemy prowadzić ten klub z pasją – podkreślał Dan. – Nie ma żadnego wytłumaczenia na to, że Roma w ostatnich latach nie potrafiła zdobyć ani jednego trofeum – wtórował mu syn Ryan. – Chcemy, żeby kibice nas widzieli, a nie tylko słyszeli – mówił Dan, pijąc do tego, że Pallotta od lat nie bywał nawet w Rzymie.

Szpilka na szpilce, padła także zapowiedź jak najszybszej budowy stadionu, czyli czegoś, co nigdy nie udało się poprzedniemu właścicielowi. Rzecz jasna znajdą się tacy, którym ten styl się nie spodobał, bo był za bardzo konfrontacyjny. Ale większość z miejsca dała Friedkinowi swoją szablę. Paradoksalnie zresztą – dzięki de Rossiemu i Tottiemu, który lobbowali za tym dealem od dawna – nowy właściciel miał na wejściu takie poparcie, o jakim wielu może pomarzyć. Choć i tu chłodniejsze głowy zauważą, że i Pallotta był witany jak jeździec na białym koniu, który uchroni Romę przed latami biedowania. I tym, którzy zachowują dystans, trochę racji przyznać trzeba. Bo nowy szeryf planuje ruchy bliźniaczo podobne do tych, które czynił jego poprzednik.

Odważne inwestycje i koszykarskie klauzule

W czym Friedkinowi najbliżej do Pallotty? Przede wszystkim w pomyśle na funkcjonowanie klubu. Wspomnieliśmy już o tym, że poprzedni właściciel postawił na słynnego dyrektora sportowego, który miał odmienić oblicze Romy. Wtedy był to Monchi, dziś w rolę sternika okrętu może się wcielić Ralf Rangnick. Włoskie media już huczą od informacji o tym, że Friedkin skontaktował się z Niemcem, który latem miał przeprowadzić się do Milanu, jednak ruch upadł z powodu zbyt wysokich żądań Rangnicka co do wpływu na zespół. Stawianie na zagranicznego dyrektora sportowego we Włoszech jest sporym ryzykiem. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że Włosi nie lubią, gdy wchodzi się na ich podwórko, o czym Monchi boleśnie się przekonał. Jego tragiczne, przepłacane transfery, mocno zapaskudziły mu CV.

Ale obsada stołka dyrektorskiego to nie wszystko. Friedkin chciałby mieć także „swojego” człowieka na stołku trenerskim – i tu akurat skłania się ku lokalnemu rynkowi. Jeśli Paulo Fonsekę, który – jak wieść niesie – stracił szatnię i nie ma perspektyw na jej odzyskanie, faktycznie zastąpi Massimiliano Allegri, to będzie to jasny sygnał, że nowy szef na ambicjach nie poprzestaje. 10 milionów euro netto za sezon – to kontrakt, który są w stanie pokryć tylko najwięksi w Serie A. Roma jeszcze rok temu nie mogłaby tego zrobić. Dziś to już inna bajka. Skoro Giallorossi mierzą wysoko, to muszą postawić kilka kroków w kierunku tych celów, żeby nikt nie brał ich za lunatyków. Kto gra grubo, wygrać musi. A że Roma błysnęła i w okienku transferowym, zgarniając przymierzanego do Lazio Marasha Kumbullę oraz Pedro, to dołożenie do pakietu utytułowanego trenera byłoby ruchem bardzo rozsądnym.

Zaraz, ale skoro Dan Friedkin na wzmocnieniach oszczędzać nie chce, to czemu do Rzymu nie trafił Arkadiusz Milik? Przecież wszystko było gotowe, a cena i pensja były znośne. Tu mamy drugi punkt wspólny z Jamesem Pallottą. Pallotta nie czuł piłki, jego podejście do zarządzania sportem zrodziło się w koszykówce i wielokrotnie zarzucano mu, że próbuje – zupełnie bez sensu – przenieść to na świat calcio. Tyle że wszystko wskazuje na to, że Friedkin z Polakiem także zastosował koszykarski ruch. Całe zamieszanie znakomicie wyjaśnił Alessandro Austini z „Il Tempo”. W obszernym tekście wytłumaczył, że Roma zdecydowała się wpisać w kontrakt Polaka klauzulę rodem z NBA – w przypadku, gdy zawodnik opuści daną liczbę meczów lub rozegra mniej niż uzgodnioną liczbę minut, kontrakt może zostać unieważniony. Dla klubu byłoby to swoiste „ubezpieczenie”, bo Giallorossim miało chodzić o ewentualną kolejną kontuzję kolana Polaka.

Reklama

Tyle że w świecie piłki nikt takich umów nie podpisuje. W Napoli zgłupieli i stwierdzili, że w życiu się na coś takiego nie zgodzą. Deal upadł, Roma została z niezadowolonym fiaskiem transferu do Juventusu Edinem Dżeko.

Duży falstart nowej Romy

Zresztą nie jest to jedyna wpadka Romy na starcie sezonu. Obecny dyrektor klubu, Guido Fienga, został zawieszony na miesiąc, bo Aurelio de Laurentiis oskarżył go o brak poszanowania zasad bezpieczeństwa w związku z COVID-19. Tak, ten sam AdL, który jako zarażony udał się na spotkanie z przedstawicielami innych klubów. Zdaniem włoskich mediów może to być spory problem, bo Fienga miałby przez to zostać wykluczony z rozmów transferowych – przynajmniej oficjalnie. Ale i tak nie umywa się to do szopki, którą odstawiono w spotkaniu z Hellasem Werona. Roma zapomniała zarejestrować Amadou Diawarę jako piłkarza, który ukończył 23. rok życia, za co spotkał ją walkower. Pantaleo Longo, pracownik administracji klubu, który był za to odpowiedzialny, podał się do dymisji. I na tym skandal by się zakończył, gdyby nie fakt, że “Sportitalia” odkrył, że Longo… jest już dogadany z Hellasem na nową fuchę.

Pewien znany nam dobrze trener powiedziałby, że to je circus i skandaloza. Dla Dana Friedkina to cenna lekcja, która pokazuje, że w świecie sportu trzeba uważać na każdym kroku. Kiedy sprawdzono, jak w ogóle doszło do tak fatalnej pomyłki, okazało się, że nikt tego nie kontrolował. Ot, tak było wpisane, więc tak zostało, po co sprawdzać i upewniać się, czy wszystko gra, skoro kiedyś grało? Gdy amerykański miliarder się o tym dowiedział, przyśpieszył proces przekształcania klubu w korporację, w której wszystko się zazębia i funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku. Jedno jest więc pewne – przed Romą ciekawe tygodnie. Niewykluczone, że do końca okienka transferowego w Rzymie zmieni się osoba odpowiedzialna za transfery, trener, a także – częściowo – kadra zespołu. Cóż, nasi włoscy koledzy po fachu już zacierają ręce. I rozbijają namioty przy lotnisku, żeby przypadkiem nie przeoczyć kogoś, kto wspólnie z Friedkinem podejmie się misji odgruzowania Giallorossich.

Gorzej, jeśli nowy szef Romy ich przechytrzy i nowych pracowników przywiezie sam. Jako pasażerów jednego ze swoich samolotów.

SZYMON JANCZYK

Calcio w pigułce – inne teksty o włoskim futbolu:

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

3 komentarze

Loading...