Przerwa reprezentacyjna. W starych czasach bywało, że nas po prostu wnerwiała – pasjonujące spotkania ligowe, europejskie puchary, a tu trzeba przerwać tę gorączkę na mecz Hiszpanii z Kazachstanem, którego wynik znamy w momencie losowania grup eliminacyjnych. Ale tym razem jest inaczej. Przerwa reprezentacyjna, moment, w którym piłkarze rozjadą się po całym świecie, żeby zagrać Ligę Narodów i spotkania towarzyskie, to kolejny sygnał powrotu do normalności. Oczywiście lwią część zainteresowania zgarnie zespół Jerzego Brzęczka, ale wybraliśmy kilka innych pozycji, na które warto zwrócić uwagę. Zwłaszcza, że trochę czasu minęło od ostatnich meczów reprezentacyjnych – niech rzuci kamieniem, kto nie czeka obecnie na wspólny występ Romelu Lukaku i Kevina De Bruyne.

Ostatni raz piłkę w wykonaniu reprezentacyjnym oglądaliśmy chyba w połowie marca, gdy niedobitki zdążyły jeszcze zagrać ostatnie mecze towarzyskie przed koronawirusowym lockdownem. Jeśli dobrze odczytujemy terminarze – 15 marca Burkina Faso zagrała sparing z Togo i na tym skończyło się międzynarodowe granie w pierwszej połowie 2020 roku. Spora część Europy w ogóle nie zdążyła w 2020 roku wybiec na boiska – dotyczy to przecież również Polaków, którzy w reprezentacyjnym gronie po raz ostatni spotkali się ze Słowenią, w listopadzie 2019 roku.
Co tu dużo kryć – zdążył się człowiek troszeczkę stęsknić. Za Polakami – to naturalne, nawet jeśli na Ligę Narodów Robert Lewandowski dostał wolne. Ale czy nie stęskniliśmy się za charakterystyczną szachownicą Chorwacji? Za Francją, w której siły łączą Griezmann, Mbappe i Kante? Za wspomnianą Belgią, gdzie rozpędzony De Bruyne może wykorzystać życiową formę Lukaku? Stęskniliśmy się. Dlatego też wybieramy dla was cztery pozycje, których nie powinniśmy pominąć w natłoku dyskusji wokół kadry Jerzego Brzęczka.
NIEMCY – HISZPANIA (czwartek, 20.45)
Zaczynamy od razu z najwyższego możliwego pułapu. Niemcy po niepowodzeniach 2018 roku, gdy nie wyszedł im ani rosyjski mundial, ani występy w Lidze Narodów, gdzie zremisowali dwa i przegrali kolejne dwa mecze, musieli przeprowadzić wymianę pokoleń. W marcu 2019 roku, Joachim Loew skreślił Thomasa Mullera, Matsa Hummelsa oraz Jerome Boatenga. Wśród obecnie powołanych nie ma już ani jednego zawodnika urodzonego w latach osiemdziesiątych – najstarsi są Toni Kroos, Ilkay Gundogan oraz dwóch bramkarzy – wszyscy rocznik 1990.
Niemcy, podobnie jak my, mieli prawie rok przerwy od poważnego grania. Z jednej strony zdążyli się już zaprezentować po rewolucji – rozjechali Estonię, Białoruś i Irlandię Północną już odmłodzonym składem, z drugiej – piłkarze, na których będzie się opierała odnowiona reprezentacja zaliczyli niemal cały sezon w piłce klubowej. Weźmy takiego Kaia Havertza, który od ostatniego meczu Niemców zdążył przeistoczyć się z „nadziei niemieckiego futbolu” na pełnoprawną gwiazdę, której transfer do Chelsea zagościł na czołówkach najważniejszych sportowych czasopism. Rozwijają się Sane, Werner czy Sule, o piłkarzach Bayernu Monachium nie wspominając. Im zresztą Loew zafundował urlop, podobnie jak Jerzy Brzęczek Lewandowskiemu. Wśród powołanych na mecze z Hiszpanią i Szwajcarią zabrakło Gnabry’ego, Goretzki, Kimmicha i Neuera. Swoją drogą – to pokazuje, jaką głębię ma niemiecka reprezentacja. Nawet bez najważniejszych zawodników wygląda potężnie i – w oczach choćby Ewinner.pl – pozostaje faworytem meczu z Hiszpanią.
No właśnie, Hiszpania.
Zdaje się, że Niemcy są o dwa kroki przed nimi, jeśli chodzi o cykl życia drużyny. O ile nasi sąsiedzi przeprowadzili już rewolucję i za moment powinni zbierać jej owoce, o tyle La Furia Roja ma przebudowę przed sobą. Oczywiście, niektóre elementy już wymieniono, ale nadal trudno sobie wyobrazić ekipę bez Ramosa i Busquetsa, liderów dwóch formacji, którzy mają odpowiednio 34 i 32 lata, a za sobą z różnych względów wyniszczający sezon. Trudno jednak winić Luisa Enrique, że nie działa z takim rozmachem jak Loew. I tak Hiszpania wygląda o wiele bardziej świeżo niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu – a duża w tym zasługa dobrze znanej Polakom ekipy z niedawnego młodzieżowego Euro. Oyarzabal, Olmo czy Ruiz, których z taką przyjemnością oglądało się na włoskim turnieju, to już w pełni ukształtowani zawodnicy, otrzaskani z meczami przeciw największym drużynom Europy – bo tak trzeba określić rywali Lipska czy Napoli w lidze oraz w pucharach.
Jest też szansa na występy nastolatków, może nie przeciw Niemcom, ale w drugim meczu z Ukrainą. Ansu Fati, Ferran Torres i Eric Garcia – wszyscy urodzeni po 2000 roku – lepszych warunków do debiutu mieć nie będzie. W końcu rok 2021 będzie już „misją Euro” i trudno oczekiwać, by właśnie wtedy reprezentacje przeprowadzały spektakularne testy młodzieży.
Czy to hit całej przerwy na kadrę? Z pewnością, głównie dlatego, że obok Francuzów i Anglików to właśnie Niemcy i Hiszpanie mają największą „ciągłość” szkoleniową. Gdy większość europejskich państw musi akceptować wahania formy (w jednym pokoleniu trafia się Lewandowski, w innym Niedzielan), ta czwórka co roku wypuszcza w świat armię talenciaków. Mamy nadzieję, że w tym meczu obejrzymy starcie dwóch takich odmłodzonych armii.
PORTUGALIA – CHORWACJA (sobota, 20.45)
To jest chyba jedna z najbardziej ekscytujących pozycji, jeśli bierzemy pod uwagę postęp piłkarzy w trakcie tej niemal rocznej przerwy od reprezentacyjnego grania. Oczywiście, nadal centralną postacią tej ekipy pozostaje Cristiano Ronaldo, zapewne rozczarowany finiszem sezonu w wykonaniu Juventusu, ale tym razem pod lupą koneserów futbolu znajdzie się druga linia. To właśnie tam mogą połączyć siły dwaj bodaj najbardziej kreatywni piłkarze Manchesteru, którzy na co dzień mogą się spotkać co najwyżej w derbowym starciu. Bernardo Silva. Bruno Fernandes. Co to może być za duet w środku pola.
Gdybyśmy mieli to jakoś zestawić… Ha, chyba użylibyśmy przykładu Chorwatów, którzy mogli korzystać w reprezentacyjnych bojach z usług Luki Modricia z Realu Madryt i Ivana Rakiticia z Barcelony. Ten środek pola daje Portugalczykom nadzieję, że nawet w epoce post-ronaldowskiej ich kadra będzie dawała trochę radości. Silva to już wprawdzie potwierdzona klasa na najwyższym poziomie, ale Fernandesa w portugalskiej koszulce po tym fantastycznym okresie w United jesteśmy wyjątkowo ciekawi. Zwłaszcza, że przecież rywalami nie są żadne leszcze.
Oczywiście nie ma wielkiego pola do dyskusji, najbardziej tęskniliśmy nie za Modriciem, ale za:
- Igraj moja Hrvatska
- pięknymi koszulkami
Okej, to najpierw kącik muzyczny:
Co nam zaoferują wicemistrzowie świata? Obawiamy się, że niewiele. Sporo czasu poświęciliśmy wymianie pokoleń i Chorwaci też właśnie się z taką mierzą. Zastąpić Modricia byłoby diabelnie trudno. Zastąpić Rakiticia również. Obu naraz? To niemal misja niemożliwa, nawet jeśli dysponuje się takimi kozakami jak Brozović czy Kovacić. Ale też dlatego warto na tę Chorwację spojrzeć, bo przecież wicemistrzostwa świata nie zdobywa się dwójką piłkarzy.
Przy Ibrahimoviciu trochę odżył Ante Rebić. Nadal trochę grania ma przed sobą Ivan Perisić. Do zdrowia wrócił Sime Vrsaljko, zgodnie z planem rozwijają się Jedvaj czy Brekalo. Ktoś powie, że to zupełnie nie ten poziom co madrycko-kataloński duet z mundialu i oczywiście będzie miał rację. Ale czy nie za to też ceniliśmy przerwy reprezentacyjne? To właśnie tutaj można było się zachwycić niektórymi piłkarzami z egzotycznych lig czy klubów na długo przed tym, jak zagościli w europejskiej ekstraklasie. A co jak co – Chorwaci potrafią wyciągną królika z kapelusza, Dinama Zagrzeb albo Hajduka Split.
ISLANDIA – ANGLIA (sobota, 18.00)
Maguire, Stones, Rose, Rashford, Henderson, Oxlade-Chamberlain, Wan-Bissaka… Anglia będzie dość mocno okrojona ze swoich diamencików, co nie oznacza, że nie warto jej meczu obejrzeć. Anglicy spotkają się z Islandczykami i Duńczykami, ale w trakcie tego drugiego spotkania zdecydowanie rozsądniej brzmi mecz Francuzów z Chorwatami. Dlatego też polecamy rzucić na nich okiem już w sobotę, jako przygrywkę przed starciem portugalsko-chorwackim.
Islandia? Do tej grupy Ligi Narodów pasuje mniej więcej tak samo jak reprezentacja Polski bez Lewandowskiego. Ale nie mamy wobec niej większych wymagań, wystarczy nam jako tło do występu Anglików. Anglików, którzy zaczynają zbierać owoce swojej szkoleniowej rewolucji. Wystarczy spojrzeć, jak płynnie wygląda włączanie kolejnych dzieciaków do seniorskiej piłki na najwyższym poziomie. Nie ma żadnego „frycowego”, nie ma adaptowania się do warunków dorosłej piłki – wchodzi urodzony w 2000 roku Sancho i zamiata rywalami. Foden wciśnięty do jednego z najbardziej wymagających systemów piłkarskich od razu gra pierwsze skrzypce. Mount czy Abraham ciągną Chelsea, która sięgnęła przecież po młodych trochę z przymusu, po zakazie transferowym.
Greenwood w Manchesterze United to osobna, choć nie mniej urocza historia.
Anglicy mają bardzo zdolne pokolenie, bo przecież można tu jeszcze wspomnieć o niewiele starszych piłkarzach jak Alexander-Arnold czy Rice. A przecież i ci starsi wcale nie wybierają się na emeryturę – chodzi tu zarówno o tych najbardziej doświadczonych jak Walker, Trippier czy Kane, jak i tych 25-letnich, jak Sterling czy Dier. Ciągłość szkolenia o której wspominaliśmy. Efekt? Półfinał Mistrzostw Świata, a od tego momentu 12 zwycięstw w 15 meczach (do tego porażka w półfinale Ligi Narodów z Holandią po dogrywce, z Czechami w eliminacjach Euro oraz remis w LN z Chorwacją).
Zazdrościmy Anglikom piłkarzy, nie zazdrościmy za to Southgate’owi bólu głowy przy dobieraniu nazwisk. Miejsc w składzie jedenaście, kozaków do gry chyba ze trzydziestu, wielu z nich nawet z powołaniami. Szczególnie ciekawi nas ustawienie linii ofensywnej: wśród powołanych mamy Sancho, Sterlinga, Kane’a, Greenwooda, Abrahama i Ingsa…
FRANCJA – CHORWACJA (wtorek, 20.45)
O Chorwatach już pisaliśmy, natomiast pozycją obowiązkową wydaje się również mecz mistrzów świata. Powtórka finału z 2018 roku to jeden z ostatnich akcentów przerwy reprezentacyjnej i nie ma co się oszukiwać – jedna z najważniejszych pozycji na nadchodzące dni.
Już od jakiegoś czasu przy zapowiedziach meczów reprezentacji Francji najlepiej sprawdza się schemat: spójrzmy, kogo pominął Didier Deschamps. Francja jako jedna z pierwszych reprezentacji w historii ma bowiem nie dwie równorzędne jedenastki, ale i trzeci skład, który z powodzeniem mógłby rywalizować o TOP 8 na kontynencie. Żeby nie być gołosłownym, spójrzmy sobie na kilka pozycji:
- środek obrony: Lenglet i Varane, Kimpempe i Upamecano. W trzecim składzie niech będą Zouma i Umtiti.
- boki obrony: Benjamin Mendy i Ferland Mendy, jako trzeci Digne. Na drugiej stronie stawiamy na Pavarda, Sidibe i jako trzeci Duboisa.
- środek pola: Sissoko, Pogba, Rabiot, Kante, Ndombele, Tolisso. Do trzeciej drużyny rzućmy Matuidiego i Guendouziego.
- trójka ofensywna: Griezmann, Mbappe, Martial, Giroud, Fekir, Coman. Do trójki zrzucamy Ben Yeddera, Dembele i Benzemę.
A przecież nie wymieniliśmy tutaj jeszcze Laporte, Lemara, Nzonziego, Lucasa Hernandeza… Potężnie, prawda? Oczywiście, to nie znaczy, że Francja nie zalicza potknięć, ale nawet jeśli remisuje z Turcją – warto jej mecze oglądać. Zwłaszcza, że na nadchodzące mecze Deschamps nie wprowadził wielu oszczędności energii. Odpoczywa trójka z Bayernu, nie ma też walczącego z wirusem Pogby, ale znajdziemy wśród powołanych m.in. Kyliana Mbappe, Antoine Griezmanna czy większość najważniejszych obrońców. Przeoczyć mecze tej kapeli oczywiście można, ale… po prostu nie wypada.
***
Czeka nas naprawdę bardzo ciekawe kilkanaście dni. Nie chodzi już nawet wyłącznie o te nazwiska, którymi zanęciliśmy mecze w tekście. Chodzi również o stosunek samych piłkarzy, o całą procedurę koronawirusową. Jeśli mecze ligowe były trudne do zorganizowania, a puchary wręcz arcytrudne… Tutaj dostajemy najwyższy możliwy stopień trudności. Zawodnicy z różnych klubów, z różnych państw. W każdym trochę inne podejście, w każdym trochę inne zasady. Do tego rywale, często z państw, w których okazji do testowania było o wiele mniej. O tym, jak to wszystko potrafi się wywrócić do góry nogami, przekonały nas pierwsze fazy eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Teraz, niemal równolegle, bez możliwości skorygowania błędów, wracają reprezentacje.
To będzie wielka operacja. To będą wielkie wydarzenia. Oby też wielkie mecze. Liczymy, że akurat pobocza futbolu będą tematem jedynie do środy i od następnej środy. Do środy – gdy będziemy sobie wszyscy gratulować procedur. Od przyszłej środy – gdy będziemy świętować, że wrócił już nawet futbol międzynarodowy. Ostatni, który tkwił w lockdownie.
Fot. Newspix
Czy w ramach zapobieganiu rozprzestrzeniania koronawirusa Joachim Loew ma zakaz grzebania w majtach?
To jego prywatne majty, prywatna zawartość i prywatny koronawirus
Zgodnie z wytycznymi inspekcji sanitarnej – nie ma zakazu – pod warunkiem, że nie będzie kontaktu z ustami, nosem i oczami, zaś ręce będą zdezynfekowane 60-procentowym spirytusem…
rimming off the table
Należy ciebie tam wsadzić jako bąka.
Nie ma, pod warunkiem wsadzenia dupy w 70% roztwór alkoholu.
Szczerze szkoda mi Lewandowskiego, że musi się użerać z takim tęgim mózgiem w reprezentacji jak Jerzy Brzęczek. Chłop skończył studia, pracował u najlepszych trenerów tego świata, wygrał tryplet, napakował bramek co nie miara, a teraz męczy się z gościem co 5. miejsce w ESA zajął i na konferencji na którą wybrał pytania i na które mógł się przygotować nie potrafi się wysłowić. 🙁
Jako najlepszy polski piłkarz zasłużył na kogoś lepszego za sterami reprezentacji. Dzisiejsza „charakterystyka reprezentacji Holandii była żenująca. Czy selekcjoner na prawdę się nie przygotował na spotkania czy boi się mówić jakim stylem gra rywal? Czy on na prawdę myśli, że nie mówiąc jakie są silne i słabe strony przeciwnika wygra, bo nie zdradzi swojego planu na spotkanie?
Panie Boniek, przestań mi Pan Lewandowskiego prześladować. Pozwól mu wygrać coś z reprezentacją.
Szczególnie ten zaoczny AWF zrobił z niego geniusza. Idąc twoim tokiem myślenia – Ty to chyba nawet podstawówki nie masz. Skąd Ci się biorą takie bzdurne teorie? Brzęczek nie jest póki co w niczym gorszy od Nawałki – który był noszony na rękach. Nie wiem czego Ty oczekujesz od bandy fizycznych wyrobników, że będą grać jak Hiszpania? Swoją drogą żebyś się nie zdziwił jak reprezentacja bez Lewandowskiego zagra lepiej niż z nim. Bo takie symptomy już były. Będziemy mniej monotematyczni i bardziej kompaktowi.
Symptomy były, powiadasz. Lubię takie śmiałe twierdzenia, zawsze potem jest okazja szybkiego sprawdzenia. Dawaj te symptomy, nie wstydź się, jest okazja zabłysnąć na szerokim forum. Polska bez Lewego lepsza niż z Lewym – udowodnisz taką tezę, a gwarantuję że cała polska prasa sportowa będzie się zabijała o takiego eksperta. Działaj.
Przecież nawet weszlo poświęcało artykuł tej hipotezie. Z Izraelem na wyjeździe zagraliśmy chyba najlepszy mecz w eliminacjach. Bez Lewandowskiego. I niech nikogo nie zmyli gładkie 4-0 u siebie, bo tam była ogólnie padaczka, wynik lepszy od gry.
Najlepsza okazja do szybkiego sprawdzenia będzie z Holandią i Bośnią.
P.S. Liverpool z Salahem i Firmino nie odrobiłby strat z pierwszego meczu z Barceloną. Pograsz kiedyś w piłkę to zrozumiesz o co chodzi.
Chyba zapomniałeś, że w tamtym meczu polacy po drugiej bramce zaczęli grać padakę, nawet bramkę stracili i była nerwówka
Kolega tak bardzo zachwycił się grą Polaków w tamtym meczu, że po golu Piątka dalej już nie oglądał, usatysfakcjonowany że właśnie obcował z futbolowym arcydziełem i nic lepszego nie może się wydarzyć.
Gdyby nie przerwa reprezentacyjna, to nie docenilibyśmy sezonu ligowego. Moim zdaniem jest to fajna odskocznia od rutyny – szczególnie z perspektywy gracza bukmacherskiego. Mecze reprezentacyjne są 5x bardziej przewidywalne niż piłka klubowa. Dla mnie jedynym minusem jest fakt, że przez pół tygodnia przed, i pół tygodnia po grach reprezentacji – nie ma żadnego poważnego meczu.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że Kanał Sportowy przygarnał 13k i darczyńca od prawie roku nie wie co z tymi pieniędzmi i został oszukany przez świtę.
„Przerwa reprezentacyjna. W starych czasach bywało, że nas po prostu wnerwiała – pasjonujące spotkania ligowe, europejskie puchary, a tu trzeba przerwać tę gorączkę na mecz Hiszpanii z Kazachstanem, którego wynik znamy w momencie losowania grup eliminacyjnych. ”
Mój pomysł na przywrócenie glamour’u futbolowi reprezentacyjnemu:
– mistrzostwa świata co roku (żadnych mistrzostw kontynentów)
– jeśli będzie problem z brakiem chętnych krajów na organizowanie imprezy, to proponuje format fazy pucharowej z dwumeczami (jedynie finał na neutralnym terenie).
– na wzór ligi mistrzów, eliminacje do mistrzostw świata tylko dla słabych i średniaków (według aktualnego rankingu, niekoniecznie FIFA), gdzie średniacy mierzą się z najlepszymi spośród słabych wyłonionymi w preeliminacjach; silni w tym czasie grają sparingi między sobą (np. jakaś Liga Narodów).
Jeszcze dodałbym pogoń Ronaldo za rekordem goli reprezentacyjnych Aliego Daeiego. Brakuje 10, by wyrównać rekord. Oczywiście jestem świadom, że w 2 wrześniowych meczach tego nie wyrobi, ale może ładnie sobie wyłożyć ostatnią prostą 😉 Potem w październiku Hiszpania, Francja, Szwecja, a na deser towarzyski z Andorą w listopadzie – czuję, że tego towarzyskiego sobie tym razem nie odpuści. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, to do końca roku powinien dopaść Saudyjczyka. A jak zagra wszystko, to może wskoczyć też na 10 miejsce pod względem liczby występów w reprezentacjach narodowych. Powiem wam, że fascynują mnie te wszystkie liczby, które na przestrzeni lat wyśrubował Portugalczyk.
Ali był Irańczykiem, poza tym nie sposób nie zgodzić się z wypowiedzią 😉
Artox, dzięki za poprawę, no jasne, że Irańczyk, nie wiem, co mi z tym Saudyjczykiem wlazło do głowy, cholera, aż mi głupio. Szkoda, że nie można tu edytować swoich komentarzy, poprawiłbym tę gafę, a tak musi widnieć wszem i wobec ;D Tak to jest, jak się po nocy (a nawet nad ranem), prawie na śpiąco, pisze komentarze hehe 😀 Jeszcze raz dzięki.
Liczby C.Rinaldo są wspaniałe w wydaniu reprezentacyjnym, ale należy też pamiętać że ta kadra od czasu Pedro Paulety (kończył grać jak Ronaldo zaczynał) nie miała napastnika z prawdziwego zdarzenia. Stąd Portugalczyk zgarnia za takowego niesamowite liczby ( + pierwszy wszystko co idzie o stałe fragmenty – wolne, karne). Nie umniejsza to jednak jego sukcesów, bo równie dobrze można powiedzieć że Daei nabijał statystyki na jakichś cienkich reprezentacjach ze strefy Azjatyckiej (np. jak w eliminacjach jakiegoś mundialu wygrali z Malediwami 17-0).
Przecież CR7 to napastnik z prawdziwego zdarzenia. To, że na grafikach rysują go na skrzydle i czasami do tego skrzydła schodzi, tego nie zmienia.
Czyli np. Bakayoko i Theo Hernandez załapaliby się w piątym składzie Francji, który nadal byłby mocniejszy od naszej reprezentacji. Według transfermarkt mamy 5 piłkarzy wycenianych powyżej 20 mln EUR, a Francja ma takich 50.
A ja obejrzę sobie Gibraltar – San Marino. Myślę, że ten mecz nie będzie odstawał poziomem od ekstraklasy.
Walker i Borg po golu strzelą. Będzie 3 – 1