Jeśli myślicie, że wątpliwości i dyskusje nad powrotem do gry są tylko w Ekstraklasie, jesteście w błędzie. Włosi, którzy walczą o naprawdę dużą kasę, także się kłócą i to nawet poważniej. Początkowo wojenkę toczyły kluby, ale zjednoczył ich wspólny “wróg” – włoski rząd. Przepychanki między federacją, klubami a politykami są o tyle ważne, że to ci ostatni mogą postawić weto i zablokować dokończenie Serie A. Co nowego słychać na południu Europy? Zapraszamy na kolejną pigułkę wiedzy o tym, jak z obecną sytuacją radzi sobie naród największych futbolowych świrów w tej części świata.
Kluby: gramy dalej!
Najważniejsza wiadomość dla wszystkich fanów calcio? Zgoda. Wreszcie, po tygodniach przepychanek, wszystkie kluby Serie A wyraziły się jasno: chcemy grać dalej. Odpuścił nawet Massimo Cellino, który marudził, narzekał i miał być Rejtanem stojącym na drodze do wznowienia rozgrywek. Nie wiemy czy dlatego, że powrót do gry = większe szanse na dorwanie Claudio Lotito i zakończenie “beefu” pomiędzy nimi po męsku. Fakt jest taki, że w głosowaniu każdy klub uniósł kciuk w górę, dając zielone światło do zakończenia sezonu tak, jak powinno to wyglądać.
Skąd ta nagła zmiana zdania? Być może stąd, że jak informuje “Sky Sports” zatwierdzono plan B, który mówi, że w przypadku wcześniejszego końca sezonu, będą spadki oraz awanse. Brescia szanse na utrzymanie ma minimalne, jednak lepiej powalczyć niż spaść już teraz. Do tej pory wierzono, że niedokończenie rozgrywek pomoże przepchnąć pomysł rozszerzenia ligi do 22 drużyn.
Czy zatem możemy się już cieszyć i czekać na kolejne pojedynki włoskich drużyn? No… Nie do końca. Niedawno okazało się, że protokół powrotu do gry proponowany przez rząd, sprawia problemy większości drużyn. “Corriere della Sera” informowała, że zalecenia rządu są trudne do wypełnienia, bo kluby nie są gotowe na wiele spraw pod względem logistycznym czy technicznym. Chodzi choćby o testy i warunki ich przeprowadzania.
Też kluby: ale…
Kość niezgody była jeszcze jedna. Plan powrotu do normalności we Włoszech zakładał, że od 4 maja możliwe będą treningi indywidualne, jednak z obiektów treningowych nie będą mogli korzystać zawodnicy reprezentujący sporty drużynowe. Piłkarze do zajęć mieli wrócić dopiero 18 maja, co wywołało falę sprzeciwu. – Związek piłkarzy jest zaskoczony propozycją powrotu do treningów. Myślimy, że ten pomysł jest dyskryminujący i pozbawiony logiki. Sportowcy indywidualni mogą wrócić do zajęć częściej niż ci, którzy uprawiają sporty drużynowe. Ta zasada jedynie podwyższa ryzyko. Jeśli chcemy uniknąć kontuzji i być odpowiednio przygotowani, nie możemy być traktowani inaczej – apelowali zawodnicy za pośrednictwem AIC (Związek Piłkarzy we Włoszech – red.).
W podobnym tonie dla “La Gazzetty dello Sport” wypowiadał się prezydent AIC, Damiano Tomassi. – Nie możemy doszukać się w tym logiki. Zabranianie sportowcom trenowania w miejscu, w którym będą odizolowani i poddani obserwacji, jest dziwne. Ten dekret stwarza więcej zagrożenia niż wszystko inne.
– Wiemy, że wirus nie zniknie szybko, więc musimy nauczyć się z nim żyć. Dekret rządu jest absurdalny. Ktoś, kto reprezentuje sporty indywidualne może ćwiczyć w ośrodku treningowym. Piłkarze nie mogą – wtórował oburzonym Claudio Lotito, prezydent Lazio.
Pojawiały się informacje, że kluby chcą szybszego powrotu do zajęć. Miało to też związek z możliwie jak najszybszym wznowieniem ligi. W Serie A twierdzono, że jeśli liga nie zostanie wznowiona w czerwcu, jej dogranie będzie niemal niemożliwe. Apelowano więc o to, żeby drużyny wróciły do treningów 4 maja, co pozwoli przyśpieszyć plan powrotu na boiska.
A więc wojna
Minister sportu, Vincenzo Spadafora chyba się wkurzył, bo odbił piłeczkę. – Mam nadzieję, że słowa Lotito to jakiś żart. Nie możemy tak po prostu pozwolić wszystkim trenować. Plan powrotu, który przedstawiła mi FIGC (włoska federacja piłkarska – red.) jest niewystarczający. Musimy też zrozumieć, że powrót do treningów nie oznacza powrotu do gry. Szanse na wznowienie sezonu oceniam na coraz mniejsze – mówił, obstawiając przy swoim zdaniu.
W dodatku zyskał sojusznika w postaci ministra zdrowia, Pierpaolo Sileriego. – To nie jest mecz tenisa, czy wyścig Formuły 1. W piłce nożnej zachodzi fizyczny kontakt między piłkarzami. Istnieje więc ryzyko, że wirus będzie się rozprzestrzeniał w ten sposób. Mówię to w trosce o zdrowie naszych sportowców – twierdził polityk w Radiu Rai 1.
Świat sportu miał jednak tę troskę gdzieś i nie chodziło już tylko o Serie A. Przykład? Prezydent Empoli (Serie B), Fabrizio Corsi, który przejechał się po rządzie. – Jestem zawiedziony postępowaniem premiera Conte i ministra Spadafory. Wygląda na to, że minister sportu nienawidzi futbolu i nie potrafi zrozumieć, że to piłka nożna utrzymuje wszystkie inne sporty w kraju. Walczymy o powrót do gry, nawet jeśli będzie to miało miejsce w lipcu oraz w sierpniu. Wszystkie inne ligi są gotowe, mają plan działania, a my czekamy, aż pieniądze magicznie spadną nam z nieba. Zakończmy sezon, a w lipcu będziemy pokazywać w telewizji barowe turnieje – czytamy w “Itasportpress”.
Prezydent włoskiej federacji piłkarskiej, Gabriele Gravina, również zaatakował polityków. – Piłka nożna jest ważnym elementem ekonomii. Pozytywnie wpływa też na całe społeczeństwo. Jeśli chcemy czekać na to, aż ryzyko będzie zerowe, będziemy czekać do wiosny 2021 roku. Nie możemy przecież zamknąć wszystkiego na rok. Jak to wpłynie na życie ludzi? Jestem zawiedziony i zasmucony, że musimy walczyć z taką apatią względem piłki nożnej. Jeśli nasz plan nie jest dobry, możemy go ulepszać – mówił w “Canale Europa”.
Ręka na zgodę
Z całej sprawy zrobiła się – jak to się mówi – drama. Jedni przekrzykiwali drugich, udowadniając, że moja racja jest mojsza. Kluby były nieustępliwe, bo włoskie media informowały już, że stacje telewizyjne pytają o możliwości zmniejszenia finansowania, jeśli sezon nie zostanie skończony. Kluby rozważają wstąpienie na drogę sądową i walkę o kasę z poszczególnymi stacjami. Na szali leżą więc miliony do uzyskania w wielu sektorach. Głos zabrał nawet Andrea Agnelli, który zwykle stroni od mediów. – W interesie i biznesie Juventusu leży to, żeby dokończyć obecny sezon – zaznaczył prezydent Starej Damy w “Tuttosport”.
Spadafora szedł jednak w zaparte, tłumacząc, że albo kluby dostosują się do rządowych restrykcji i rozwiązań, albo zwijamy zabawki. – Jeśli uzyskamy zgodę wszystkich klubów, treningi zostaną wznowione (18 maja – red.) i będzie to pozytywny impuls dla restartu rozgrywek. Jeśli nie, rząd w trosce o publiczne zdrowie, zakończy sezon. Weźmiemy na siebie odpowiedzialność za ten fakt – mówił polityk w “Rai 3”.
– Jako prezydent FIGC nigdy nie podpiszę się pod zakończeniem sezonu. To będzie śmierć włoskiej piłki. Nie ugnę się, nawet jeśli ktoś będzie mnie powstrzymywał. Kończąc sezon stracimy od 700 do 800 milionów euro. Jeśli będziemy grać za zamkniętymi drzwiami, stracimy tylko 300 milionów – grzmiał natomiast Gabriele Gravina.
Choć grzmiał to chyba złe określenie. Mimo że słowa prezydenta FIGC są mocne, dotarło do niego, że nie ma takiej mocy, żeby zatrzymać rządowe decyzje. “Lega Serie A” opublikowała więc apel wzywający wszystkie strony do konstruktywnych rozmów, za którym poszło wspomniane na wstępie głosowanie. Dzięki niemu włoski futbol może wprost przekazać politykom: jesteśmy jednomyślni, wyciągamy rękę na zgodę i czekamy na wasz ruch. A to już krok bliżej do ostatecznego porozumienia.
Czterech muszkieterów
Osiągnięcie zgody jest bliższe również z innego powodu. Okazuje się, że kluby wcale nie muszą czekać na decyzję rządu, żeby wrócić do treningów 4 maja. Władze regionu Emilia-Romagna wydały pozwolenie na wznowienie zajęć w poniedziałek czterem klubom. Bologna, Parma, Sassuolo oraz SPAL wrócą więc do treningów, a skoro tak, to i inne zespoły będą chciały wyprosić zgodę u swoich lokalnych szeryfów, tłumacząc, że przecież byłoby to niesprawiedliwe, gdyby jedni ćwiczyli, a inni nie. Paradoksalnie jest to o tyle korzystne, że rząd nie byłby już odpowiedzialny za tę decyzję, więc – gdyby coś się wykrzaczyło – nikt ich nie obwini. Przy takim scenariuszu większość przeszkód i różnic między stronami znika.
Czyli – jak to w Italii bywa. Na około, bo na około, ale jednak da się dogadać. W najbliższych dniach powinniśmy poznać stanowisko rządu, a wtedy być może w końcu będzie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy zobaczymy jeszcze pojedynki Cristiano Ronaldo z Francesco Acerbim, czy jednak trzeba się szykować na scenariusz francuski.
***
Na zakończenie wątek humorystyczny. Prezydent Juventusu, Andrea Agnelli jest jednym z ojców sukcesu Starej Damy i jej powrotu na szczyt po calciopoli. Przypomnijmy też, że w wyniku tej afery Juve straciło mistrzowskie tytuły, które trafiły w ręce Interu. To ważne dlatego że…
Agnelli na Twitterze polubił wymowny wpis. “Jeśli sezon nie zostanie wznowiony, nie przyjmiemy mistrzostwa zdobytego poza boiskiem. Nie jesteśmy Interem“.
Jak mawia młodzież – zaorane.
SZYMON JANCZYK
Calcio w pigułce – inne teksty o włoskim futbolu
Dezerter Higuain, czyli brzydki koniec Pipity w Europie
Życie w stylu “Rock & Gol”. Wszystkie szaleństwa Pablo Osvaldo
Jorginho, czyli niedoceniany klucz do sarrismo
Własne piwo, korupcja i objawienie sezonu. Szalona kariera Francesco Caputo
10 rzeczy, których będziemy żałować, jeśli sezon Serie A skończy się teraz