Zabieranie na wesele szefa mafii jako swojego plus jeden to ryzykowna zabawa. Jeśli taki facet będzie miał dobry dzień, może w przypływie entuzjazmu dać młodym jakiś extra prezent typu 10 tysięcy euro i wszyscy będą szczęśliwi. Jeśli będzie miał gorszy, może kogoś zabić. Zgadnijcie którą opcję wybrał don Massimo? Ha, no pewnie, że drugą! Jego wizyta w Lublinie była na tyle spektakularna, że to miasto przestanie mi się wreszcie kojarzyć tylko z piłkarskim klubem Motor, Beatą Kozidrak i Krzysztofem Cugowskim.

Zapewne zastanawiacie się, kto został kolejną ofiarą Toriccelliego? Może jakiś obleśny wujek z wodospadem Niagara pod pachami, który obłapiał w tańcu Laurę? Albo seksowny kelner, próbujący wydębić od niej numer telefonu? Pudło! Włoch zabił pewnego tancerza. Ów gość miał na imię Piotr i posiadał jedną dużą wadę, mianowicie spotykał się kiedyś z panną Biel. W oczach Massima zapewne był to wystarczający fakt, aby go unieszkodliwić na wieki. Włoch zaciukał go jednak z innego powodu.
W trakcie wesela nasz don i Laura pokłócili się po raz 317. odkąd są razem. Już nawet nie pamiętam o co, nieważne. Istotne, że panna Biel poszła wypłakać się w koszulę Piotrowi, z którym wybiła taką liczbę butelek wina, iż starczyłoby ich do napojenia rzymskiego legionu. Facet okazał się zwyrodnialcem: dosypał jej do alkoholu ketaminy, ponieważ chciał potem bzyknąć naszą bohaterkę bez jej wiedzy. Massimo przyłapał go, gdy Polak zaczął się do niej dobierać i teraz oddajmy mu głos:
„Uderzyłem go, a później zabrałem nad staw przy stajni. Chciałem go tylko wystraszyć, ale gdy zacząłem, nie byłem w stanie przestać, zwłaszcza, że przyznał się do wszystkiego”.
Dodam że zanim Toriccelli postanowił sobie uatrakcyjnić wesele, rozmawiał m.in. z bratem Laury, który okazał się niezłym gagatkiem. Po pierwsze, to straszny podrywacz („kiedy mieszkaliśmy w domu rodzinnym, zaliczył po kolei wszystkie moje koleżanki”), po drugie – Włoch uznał go za utalentowanego księgowego. Niewykluczone więc, że niebawem do jego mafijnej rodzinki dołączy kolejna osoba z nazwiskiem Biel.
Zostawiam ten temat, skupiam się na czym innym: najebka ze śp. Piotrem mogła być ostatnią nie tylko dla niego, ale też dla Laury. Okazało się bowiem, że ta Karyna nad Karynami nie umie nawet zrobić dobrze testu ciążowego. W poprzednim odcinku pisałem Wam, że wyszedł jej negatywny. Cóż, pomyliła się! Jest w stanie błogosławionym, co oznacza KONIEC z różowym Moetem.
Przecież ona kocha ten trunek mocniej niż rodziców i Massima! Przecież raczy się nim częściej niż kupuje ciuszki. Serio, nie wiem jak da radę wytrzymać bez szampana przez tyle miesięcy, będzie ją suszyć gorzej niż Gajosa w „Żółtym szaliku”, chyba nawet pierwszy raz podczas tej lektury jej współczuję.
Zanim na świat przyjdzie polsko-włoski dziedzic, Laura i Massimo powiedzą sobie tak. Pewnie podejrzewacie, że przystojny milioner oświadczył się jej np. kiedy lecieli helikopterem nad Lazurym Wybrzeżem w piękny, słoneczny dzień. Otóż nie. Wszystko wyglądało dużo mniej romantycznie. Tuż po bzykanku w mokotowskim apartamencie Toriccelli wyjął z garderoby pierścionek i wtedy poprosił Biel o rękę. Nawiasem mówiąc, dobrze, że nie schował go sobie w dupie, jak Karolak w filmie „Ciacho”.
W sumie to pewnie by go nawet w niej nie zmieścił, bo kamień był wielkości małej wyspy na Atlantyku.
Laura na początku wahała się co odpowiedzieć, ale w końcu wyszeptała „tak”. Jeśli spytacie mnie dlaczego, odpowiem, że pewnie bardziej niż samo uczucie zadecydowała możliwość szpanowania ekskluzywnym świecidełkiem przed koleżankami-lachonami. Jedna z nich – znana z odcinka 7 Olga – pojawi się na dniach na Sycylii. Zapewne zostanie honorowym gościem na ślubie, który odbędzie się już w najbliższą sobotę! Dlaczego Massimo chce hajtnąć się tak błyskawicznie? Tego nie wiem, natomiast jestem ciekaw, czy swoim zwyczajem postanowi kogoś zamordować w trakcie/po uroczystości? Być może będzie miał ku temu okazję, ponieważ na imprezie zjawią się Anna i jej rodzina, żądni zemsty za śmierć Emilia?
W momencie, w którym Laura mówi Toriccelliemu „si”, podjeżdżają dwa czarne wozy terenowe wypełnione wściekłymi gangsterami. Don Massimo i jego pobratymcy będą się strzelać z wrogami, a tymczasem Polka staje naprzeciwko Angielki i laski zaczynają swoją spektakularną, oryginalną wojenkę. Ze względu na ciążę Biel nie mogą się, niestety, pojedynkować na to, kto wypije więcej różowego Moeta, pozostaje im więc inna walka: na ciuchy. Dziewczyny wymieniają po kolei zawartość swoich szaf; ta, która będzie mieć „biedniejszą”, zostaje zabita, tak bym to widział, a Wy?
KAMIL GAPIŃSKI
Część 1:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 1: Don Massimo i tajemnicza Pani
Część 2:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 2: Ekskluzywne… porwanie
Część 3:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 3: VIP shopping i piękny fallus
Część 4:
Facet czyta 365 dni Lipińskiej, odcinek 4: mam dość tych cholernych pustaków!
Część 5:
Część 6:
Facet czyta „365 dni”, odcinek 6: You Can Dance na festiwalu w Wenecji
Część 7:
Facet czyta „365 dni”, odcinek 7: Laura wraca do Warszawy! Co się stało z Massimem?
Część 8:
Facet czyta 365 dni, odcinek 8: Wojna, ciąża i seks na leśnych parkingach
Kierowniku dodaj tagi do odcinka 3 bo nie można go namierzyć! Pzdr
Zastanawiam się czy w tej książce padło chociaż jedno słowo świadczące o tym, że którakolwiek z postaci ma szare komórki i zdolność do głębszej refleksji? Albo jakiś dialog… taki wymagający chociaż chwilki refleksji i zadumy u czytelnika… Jeżeli nie, to naprawdę szczerze Ci współczuję… Jak Ty chłopie dałeś radę? Przypuszczam, że Twoje streszczenie czyta się fajniej, niż samą książkę(?)
Co do Pań… Proponuję pojedynek na ilość ODBYTYCH stosunków z rzeczonym Massimem na 100 km i walkę na pięści, pazury i takie tam w galaretce z różowego Moeta…
BTW… Co autorka mogła mieć na myśli i jaka rewolucja seksualna jest pokłosiem tej grafomańskiej twórczości? Czy zauważyłeś coś absolutnie nowatorskiego, czy coś w tej historii Cię zaskoczyło?
Pozdrawiam ciepło…
gapek wraca do poziomu starego znienawidzonego przez wszystkich uszatka
Nic nie trwa wiecznie…
Sorry Moet… Za tę galaretkę…
To jeden z lepszych cykli na weszło. Serio. :). Nawet jeśli aż tak idiotyczna ta książka nie jest to śmieję się na myśl, że kilku moich kolegów „chętnie” poszło że swoimi żonami na tego gniota do kina.
Albo są klasycznymi pantoflami albo mają nieprzeniknioną potrzebę by w końcu zamoczyć kija – innego motywu ich postępowania nie widzę 🙂
Kamilu, wreszcie znalazłeś swoją „działkę” i się dobrze realizujesz w tym.
Nawet dla mnie którego zupełnie nie interesują takie dzieła kinematografii i literatury jak to które opisujesz w odcinkach, to jest to opisane fajnie i z humorem. No i propsy za takie wrzutki typu: „Może jakiś obleśny wujek z wodospadem Niagara pod pachami, który obłapiał w tańcu Laurę?” albo „będzie ją suszyć gorzej niż Gajosa w „Żółtym szaliku”. To jest wesołe i fajnie się to czyta. Jednocześnie co odcinek bardzo rzeczowo i w punkt wyśmiewa tego literackiego potworka.
Widać, że uszaty się wciągnął w temat. Mnie to nie dziwi, ponieważ ta książka jest właśnie dla takich stulejarzy, którzy non stop o seksie gadają ale nigdy nie zamoczyli. Niby chłopak szydzi ale czyta z wypiekami na uszach i widać, że marzą mu się takie przygody.