Reklama

Zbrodnia bez kary. Jak legendarny bramkarz utopił swojego kumpla

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

04 kwietnia 2020, 09:29 • 12 min czytania 0 komentarzy

Franjo Glaser to znacząca postać w dziejach bałkańskiego futbolu. W latach trzydziestych i czterdziestych minionego stulecia mógł on uchodzić nie tylko za najlepszego bramkarza w Jugosławii, ale i w całej Europie. Dzięki sportowej postawie szybko zyskał sławę i powszechny szacunek, stał się w swoim kraju wielką gwiazdą. Gwiazdy zaś, co tu kryć, miewają swoje humory i kaprysy. Często są przewrażliwione na własnym punkcie, ich ego bywa rozdęte do granic wytrzymałości. Glaser nie był w tym względzie wyjątkiem. Lubił pożartować sobie z innych, jasne, ale gdy sam stawał się obiektem dowcipu, to natychmiast tracił nad sobą panowanie.

Zbrodnia bez kary. Jak legendarny bramkarz utopił swojego kumpla

Przekonał się o tym niejaki Radomir Stokić, który paroma ciętymi tekstami wyprowadził Glasera z równowagi. Golkiper nie darował wesołkowi i w ramach riposty go… zabił.

Mroczna historia, którą w mediach opisywał szczegółowo między innymi Tomislav Dasović z portalu vecernji.hr i , rozegrała się na terenie dzisiejszej Serbii. Konkretniej – nad ujściem rzeki Sawa, stanowiącej jeden z głównych dopływów Dunaju. Pewnego słonecznego dnia latem 1936 roku zawodnicy BSK Belgrad wygrzewali się tam wspólnie nad wodą, korzystając z pięknej pogody i zażywając wszelkich uciech, jakie wiążą się z tego rodzaju wypoczynkiem. Wśród rozleniwionych piłkarzy nie mogło oczywiście zabraknąć Franjo Glasera. Jego spektakularne wyczyny między słupkami stanowiły jeden z istotnych powodów, dla których ekipa BSK w latach 1935-36 sięgnęła po dwa tytuły mistrzowskie w jugosłowiańskiej ekstraklasie.

Glaser był już zresztą wówczas etatowym reprezentantem kraju. Na boisku wyróżniały go nie tylko umiejętności czysto bramkarskie, ale także mocny charakter. Charyzma, pewność siebie, odwaga. Królował na przedpolu, słynąc z brawurowego piąstkowania piłki.

Bramkarz cieszył się największym zainteresowaniem wśród wszystkich plażowiczów. Być może właśnie dlatego niesforny Radomir Stokić postanowił się trochę popisać i zaczął dokuczać starszemu koledze. Siedemnastoletni Stokić sam nie był wprawdzie piłkarzem, działał w sztabie belgradzkiej ekipy, ale z Glaserem łączyła go relacja koleżeńska. Może nie przyjaźń, to raczej za dużo powiedziane, lecz panowie na pewno się dobrze znali lubili. Dość powiedzieć, że godzinę przed drużynową wyprawą nad wodę zjedli ze sobą lunch.

Reklama

Stokić igrał sobie zatem z kumplem coraz bardziej zajadle, zakładając, że pozostanie bezkarny.

Tymczasem siedzący na pomoście Glaser w milczeniu wysłuchiwał kolejnych żartów na swój temat i z rosnącą wściekłością przyjmował rechot kolegów z zespołu, którzy z uciechą obserwowali te sceny. Gdy zamieszanie się wreszcie uspokoiło, a uwaga piłkarzy i gapiów została pochłonięta czymś innym, zwalisty bramkarz gwałtownie zerwał się na równe nogi. Podszedł do zdumionego Stokicia i bez ostrzeżenia, z olbrzymim impetem zepchnął go z pomostu do rzeki. Chłopak wyleciał w powietrze jak z procy i z pluskiem wpadł do Sawy.

Siedemnastolatek nie potrafił pływać. Przez kilka chwil próbował utrzymać się na powierzchni, łapczywie usiłował zaczerpnąć powietrza, ale już po parunastu sekundach zniknął pod wodą. Nie wynurzył się więcej. Pomocy ze strony Glasera także się nie doczekał.

***
Franjo mówił, żeby się nie martwić, bo Rado na pewno w końcu wypłynie.
naoczny świadek podczas procesu Glasera
***
Reklama

Jak zareagował Glaser? Cóż, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, nie zareagował właściwie wcale. Udawał, że nic ważnego się nie wydarzyło. Udzielił jedynie zdawkowych wyjaśnień policjantom, którzy zostali wezwani na miejsce tragedii. Szybko zwinął się z miejsca wypadku, a następnego dnia wybrał się jak gdyby nigdy nic do Nowego Sadu, by wziąć udział w meczu towarzyskim BSK z miejscową Vojvodiną.

Był kumpel, nie ma kumpla. Po co drążyć temat?

Jeżeli jednak Glaser naiwnie liczył, że sprawa lada moment przycichnie, to się grubo pomylił.

Kilka dni po całym zajściu śledczy odwiedzili piłkarza w jego mieszkaniu i zaczęli wypytywać o szczegóły zdarzenia. Padły te wszystkie standardowe pytania, które doskonale znamy z kryminałów. Co pan wie, co pan widział, jakie były pana relacje z ofiarą i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Glaser w najlepsze palił głupa – twierdził, że z całą pewnością doszło do nieszczęśliwego wypadku, a on z utonięciem Stokicia nie ma naturalnie nic wspólnego. Wyraził nawet głębokie ubolewanie, że tak młody chłopak tragicznie zginął. Policjanci nie łyknęli tych grubymi nićmi szytych opowiastek. Tym bardziej że dysponowali już zeznaniami pozostałych piłkarzy belgradzkiej drużyny. Niektórzy z nich w pierwszej chwili bali się opowiedzieć o tym, co dokładnie widzieli feralnego dnia nad Sawą, ale w końcu pękli i wyłożyli kawę na ławę.

– Stokić wpadł do wody, bo Franjo go popchnął. Choć musiał zdawać sobie sprawę, że Rado nie potrafi pływać. Wszyscy o tym wiedzieli – zeznawali jeden po drugim. Bramkarz stanął więc przed sądem, oskarżony o morderstwo.

Jeden ze świadków stwierdził podczas rozprawy: – Franjo powiedział mi nad rzeką, że popchnął Rado do wody. Ale dodał, żeby się nie martwić, bo Rado na pewno w końcu wypłynie. Adwokaci bramkarza musieli jak najprędzej opracować nową linię obrony, ponieważ ta, którą wymyślił sobie sam Glaser – wypieranie się zbrodni w zaparte i udawanie niewiniątka – została błyskawicznie skompromitowana. W końcu oskarżony postanowił okazać skruchę i przyznać się do winy. Na sali sądowej, wypełnionej po brzegi przez żądnych sensacji dziennikarzy, Glaser wprost oznajmił, że w przypływie furii zepchnął kolegę z pomostu. Według relacji, do których dotarł wspomniany ciąż nie wyglądał na wstrząśniętego, czy nawet poruszonego. Po prostu beznamiętnie odklepał przygotowane wcześniej przemówienie.

Został skazany na dwa lata więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci.

Franjo Glaser (ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego).

W relacji z procesu, opublikowanej na łamach dziennika „Politika”, napisano wówczas: – Zawodnik przyjął decyzję sądu bez słowa, z uśmiechem na twarzy. Mógłby jednak opuścić salę z wyrokiem w zawieszeniu, gdyby przed ławnikami stanął niczym angielski dżentelmen i z honorem przyznał, że jest odpowiedzialny za śmierć swojego kolegi.

Z dzisiejszej perspektywy wyrok wydaje się mimo wszystko bardzo łagodny, jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności towarzyszące procesowi – ewidentnie pozorowaną skruchę Glasera, co obnażał choćby ten kpiący uśmieszek wypisany na jego twarzy, o którym rozpisywały się media. Kolejna sprawa to jego bezczelne matactwa w początkowej fazie śledztwa. No i nieudzielenie pomocy tonącemu koledze. Ale to wszystko i tak bez znaczenia, ponieważ bramkarz koniec końców za kraty nie trafił w ogóle. Załatwił sobie bowiem odsiadkę nie w Serbii, lecz w Chorwacji, skąd pochodził i gdzie był wyjątkowo popularny. Po powrocie w rodzinne strony Glaser – w bliżej nieznanych okolicznościach – został uwolniony od konieczności spędzenia dwóch lat w pace i wkrótce powrócił na boisko, odzyskując również bluzę pierwszego bramkarza w drużynie narodowej.

Jeżeli chodzi o arenę klubową, Glaser oczywiście nie zaczął znowu występować w barwach swojego poprzedniego klubu. Nie mógł przecież wrócić do Belgradu. Związał się zatem z najmocniejszym spośród chorwackich zespołów, jakim był wtedy HŠK Građanski Zagrzeb. Z tą ekipą bramkarz wspiął się ponownie na szczyt i sięgnął w 1940 roku po kolejne w swej karierze mistrzostwo Jugosławii.

***
Glaser to jeden z najlepszych jugosłowiańskich piłkarzy wszech czasów. Atletycznie zbudowany, silny, szybki, bardzo sprężysty, odważny. Obdarzony doskonałym refleksem. Mistrz piąstkowania piłki. Jego największą specjalnością była jednak obrona rzutów karnych. W oficjalnych meczach obronił 73 z 94 jedenastek.
Zakład Leksykograficzny Miroslava Krležy
***

Opowieść o piłkarskiej karierze Franjo Glasera wypada jednak zacząć od początku, ponieważ z pewnością był on graczem nietuzinkowym. Jonathan Wilson w swojej książce „Bramkarz, czyli autsajder” wymienia Glasera wśród tych golkiperów, którzy w niezwykle wydatny sposób wpłynęli swoją boiskową postawą na rozwój futbolu. Nie zyskał może aż takiego statusu i rozgłosu jak legendarni František Plánička czy Ricardo Zamora, ale prezentował poziom zbliżony do tych gigantów.

– Nazywano go „Żelazna Pięść” – wspomniał Wilson. – W seniorskiej piłce zadebiutował już w wieku piętnastu lat.

I rzeczywiście tak było. Glaser urodził się w 7 stycznia 1913 roku w Osijeku, wówczas jeszcze należącym do Austro-Węgier. Był wyjątkowo wszechstronnie utalentowanym atletą, który sprawdziłby się w wielu dyscyplinach sportowych. Znakomicie spisywał się na kortach tenisowych. Postawił jednak na futbol. Już 1929 roku zanotował swój ligowy debiut w barwach Hajduka Sarajewo. Następnie zgarnęła go do siebie Slavija Osijek, aż wreszcie w 1933 roku (po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej) bramkarz związał się z potężnym BSK Belgrad. Można powiedzieć, że jego kariera rozwijała się lepiej niż wzorowo – bardzo wczesne przetarcie w klubach z mniejszymi ambicjami, a potem – w wieku zaledwie dwudziestu lat – przenosiny do ligowego potentata. W 1934 roku Franjo zdobył pierwsze poważne trofeum, jakim był krajowy puchar. W kolejnych dwóch latach zostawał mistrzem Jugosławii.

Doskonałe warunki fizyczne i fenomenalny refleks uczyniły z Glasera specjalistę od bronienia rzutów karnych. Trudno dać wiarę tym statystykom, ale powtarza je wiele źródeł – Franjo obronił ponoć 73 jedenastki w całej karierze. Skapitulował ledwie 21 razy.

Znakomita postawa w rozgrywkach ligowych oczywiście przełożyła się na powołania do reprezentacji narodowej. W latach 1933 – 1940 Glaser zanotował około trzydziestu oficjalnych występów w kadrze Królestwa Jugosławii. Nie udało mu się jednak awansować z drużyną narodową na mundial. Najbliżej było przed turniejem w 1938 roku, lecz wówczas Jugosławia musiała uznać wyższość reprezentacji Polski. Biało-czerwoni w Warszawie pokonali Glasera aż czterokrotnie. Dwa gole zdobył Leonard Piątek, a po jednym trafieniu zanotowali Ernest Wilimowski i Jerzy Wostal. Polska u siebie wygrała więc 4:0, na wyjeździe przegrała 0:1 i tym samym awansowała na mundial.

Reprezentacja Jugosławii z Glaserem w składzie.

Szansy za rehabilitację Glaser naturalnie nie dostał – mistrzostwa w 1942 roku nie odbyły się z powodu wybuchu II Wojny Światowej, która objęła także tereny ówczesnej Jugosławii.

Wojska III Rzeszy rozpoczęły tak zwaną kampanię bałkańską w kwietniu 1941 roku. Podporządkowanie sobie Europy Południowo-Wschodniej – na czele z Grecją – stanowiło istotną część niemieckich przygotowań przed planowanym atakiem na Związek Radziecki. Początkowo nie zanosiło się jednak na to, by Hitler miał zamiar podbijać Jugosławię. 25 marca 1941 książę Paweł Karadziordziewić, jugosłowiański regent, w imieniu Królestwa wyraził zgodę na przystąpienie państwa do „Paktu Trzech”, co formalnie włączało Jugosławię do grona państw sprzymierzonych z III Rzeszą. Decyzja regenta wywołała jednak wściekłość aliantów i opór wewnątrz kraju. Doszło do zamachu stanu. Władzę objął król Piotr II Karadziordziewić, który zerwał porozumienie z Niemcami. W efekcie Hitler potraktował Jugosławię jako państwo wrogie i natarł na nią bez pardonu w ramach zmodyfikowanego „planu Marita”.

Belgrad skapitulował 12 kwietnia 1941 roku, a cała operacja skończyła się znaczącym sukcesem wojsk niemieckich. Wehrmacht w trakcie podbijania Jugosławii stracił ledwie kilkuset żołnierzy. Führer stwierdził potem, podsumowując kampanię bałkańską w Reichstagu: – Gwoli prawdy historycznej muszę stwierdzić, że spośród wszystkich przeciwników jedynie Grecy postawili nam godny uwagi opór.

Po zajęciu Jugosławii przez Państwa Osi powołane do życia zostało Niepodległe Państwo Chorwackie (Nezavisna Država Hrvatska). Przywódcą tego marionetkowego państewka został owiany złą sławą Ante Pavelić, przywódca zbrodniczego, terrorystycznego, faszystowskiego ruchu Ustaszy.

Krwawe, ludobójcze rządy Pavelicia doprowadziły do śmierci setek tysięcy osób – przede wszystkim Serbów, Romów i Żydów.

– W NDH ustasze, z błogosławieństwem hierarchów katolickich, zaczęli wprowadzać w życie swój zbrodniczy program. Na nieco ponad 6 mln mieszkańców kraju niemal 2 mln stanowili Serbowie, w ich optyce główny sprawca wszelkich nieszczęść Chorwatów, którego trzeba było wyeliminować wszelkimi możliwymi środkami. Zabić, deportować lub wynarodowić. Początkowo ustaszowskie milicje i wojsko dokonywały czystek pacyfikując całe wsie. Tak było już 29 kwietnia 1941 r. we wsi Gudovac pod Bjelovarem, gdzie wymordowały prawie 200 Serbów. Ich zbrodnie charakteryzowały się skrajnym barbarzyństwem. Swoim ofiarom podrzynali gardła, wydłubywali oczy, kastrowali. Nie mieli żadnej litości dla kobiet, starców i dzieci. Ich poczynania przerażały nie tylko oficerów Wehrmachtu, ale nawet gestapowców, którzy słali na ten temat alarmujące raporty do Himmlera – pisał Wojciech Rodak na łamach portalu Nasza Historia.

W takich okolicznościach w Chorwacji cały czas grano w piłkę.

Franjo Glaser do 1945 roku pozostawał zawodnikiem HŠK Građanski, sięgał zresztą z tym klubem po liczne trofea i szybko zapracował sobie na reputację żywej legendy zespołu. Byle bramkarzowi nie nadano by przecież przydomka: „Żelazna Pięść”, prawda? Golkiper występował również całkiem regularnie w chorwackiej drużynie narodowej i przed każdym wykonywał nazistowski salut. Czyżby więc poczuł się jak ryba w wodzie pośród terroru sianego przez ustaszów? Czy to kolejny mrożący krew w żyłach akapit tej ponurej historii o bramkarzu-mordercy?

Ha, wcale nie. Wręcz przeciwnie – Glaser ryzykował życiem, by uratować swojego przyjaciela, Davida Weissa, przed siepaczami z ustaszowskiej milicji i bezpieki. Weiss był dziennikarzem sportowym żydowskiego pochodzenia. Znalazł się zatem w śmiertelnym niebezpieczeństwie, gdy Pavelić przejął władzę nad nowo powstałym państwem chorwackim. Glaser ukrył więc druha i jego żonę, dając im schronienie pod swoim dachem przez niespełna trzy lata. Kiedy sąsiedzi piłkarza domyślili się, że w jego domu ukrywaniu się Żydzi, Glaserowi udało się przetransportować przyjaciół do innego lokum. Tam Weiss i jego żona w zdrowiu doczekali upadku III Rzeszy.

Co ciekawe, prezydent klubu, Slavko Prevendar, domyślił się podczas jednej z wizyt u Glasera, że hałasy dobiegające z poddasza to raczej nie są harce błąkających się tam kotów. – Wszystko rozumiem, ale nic nie widzę – powiedział wymownie Prevendar swojemu piłkarzowi na pożegnanie. Gdyby zadenuncjował Glasera, skazałby na śmierć nie tylko małżeństwo Weissów, ale i samego bramkarza.

***

Summa summarum, Franjo Glaser rozegrał podobno przeszło 1200 oficjalnych spotkań w lidze, pucharach i w narodowych reprezentacjach. Karierę zakończył dopiero w 1949 roku. Dwa lata wcześniej zdążył raz jeszcze zapisać się na kartach historii bałkańskiego futbolu, został bowiem jedynym zawodnikiem w dziejach, który zgarnął mistrzostwo Jugosławii i przed, i po II Wojnie Światowej. Golkiper swój ostatni tytuł zdobył – co jest już totalnie dezorientujące – w barwach Partizana Belgrad. Nagle to w Chorwacji, do której wcześniej czmychnął w poszukiwaniu swobody, zabrakło dla niego miejsca.

Potem zajął się trenerką. Zmarł w 2003 roku, w wieku 90 lat. Przez niemieckiego „Kickera” został sklasyfikowany jako jeden z trzech najwybitniejszych bramkarzy okresu przedwojennego.

Niektóre źródła kreują go dziś na podłego, zimnokrwistego mordercę, który wyłgał się od odpowiedzialności za zbrodnię dzięki bliżej nierozpoznanym umocowaniom politycznym. Inne – wręcz przeciwnie. Portretują go jako bohatera, który w ramach swoich skromnych możliwości starał się powstrzymać Holokaust i nie załamał się, gdy wskutek nieszczęśliwego wypadku pozbawił życia swojego kolegę.

Jaka była prawda? Mamy do czynienia ze zbrodniarzem czy bohaterem? Próżno zgadywać.

Od opisywanych wydarzeń minęło tak wiele lat, że upływający czas już dawno zdążył wypłukać wszelkie niuanse z burzliwego życiorysu Franjo Glasera. Może zatem trzeba po prostu napisać, że prawda leży pośrodku? To chyba też zbyt duże uproszczenie. Ostatecznie, jak mawiał klasyk, prawda rzadko nie leży pośrodku. Ona leży tam, gdzie leży.

MICHAŁ KOŁKOWSKI


ŹRÓDŁA: The Dark History of Croatian Goalkeeping Legend Franjo Glaser; Hrvat u Srbiji počastio prijatelja ručkom pa ga ubio, u Zagrebu spašavao Židove od ustaša; Franjo Glaser, ou l’art de toujours s’en sortir; Franjo Glaser e l’arte di cadere sempre in piedi.

***
INNE WSPOMINKOWE TEKSTY AUTORA

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Kozłowski z asystą. Świetna akcja Polaka i zwycięstwo Vitesse [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
Kozłowski z asystą. Świetna akcja Polaka i zwycięstwo Vitesse [WIDEO]
1 liga

Skandaliczne obrazki w pierwszej lidze. Wściekli kibice wtargnęli do szatni [WIDEO]

Piotr Rzepecki
2
Skandaliczne obrazki w pierwszej lidze. Wściekli kibice wtargnęli do szatni [WIDEO]
1 liga

Mamrot ostro po meczu. „Chodzi o godność. W zespole musi dojść do zmian”

Piotr Rzepecki
0
Mamrot ostro po meczu. „Chodzi o godność. W zespole musi dojść do zmian”

Weszło

1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
30
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”
Polecane

Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”

Jakub Radomski
2
Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”
Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
31
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...